Fajny filmik, ale najfajniejsza ta filiżanka w czołówce, prawie jak z Lyncha...
Nawiasem... Powtórzyłem sobie niedawno najpierw "Star Trek - The Motion Picture", potem "Na Srebrnym Globie" (dość skrajne bieguny kina, choć i Wise klasyk, i Żuławski artysta), teraz Ty mi przypomniałeś "Bladego..."... I tak sobie myślę, że film SF jednak musi wyglądać. Można osiągnąć to jak Kubrick, w "Odysei..." - efektami, można jak Tarkowski w "Stalkerze", ale musi.
(Nawias do nawiasu: u Żuławskiego najbardziej podoba mi się wstępna scena, jak ten jeździec, konno, przez śnieg... Niby nic, a jednak...)
ps. I wszystkie drogi prowadzą do Lema... Od "Bladego..." przez Dicka, od "ST" - wprost, bo oglądał (choć klnąc), od "Srebrnego..." - dubeltowe, przez literacki oryginał i Wilhelmiego-Eney'a, co kłody pod nogi rzucał... Od Tarkowskiego tym bardziej, bo sfilmował, od Kubricka też, bo go
pod ręką nie było...