Pokaż wiadomości

Ta sekcja pozwala Ci zobaczyć wszystkie wiadomości wysłane przez tego użytkownika. Zwróć uwagę, że możesz widzieć tylko wiadomości wysłane w działach do których masz aktualnie dostęp.


Wiadomości - .chmura

Strony: 1 [2] 3 4 ... 21
16
Za każdą uwagę, krytyczną lub niekrytyczną, .chmura będzie wdzięczne. Dozgonnie.

17
Bogusław Czarny 
WARIACJE EKONOMICZNE

„Dialogi” a marksizm Stanisława Lema

Wydane w 1957 r. przez Wydawnictwo Literackie „Dialogi” Stanisława Lema powstawały stopniowo (książkę kończy informacja: Kraków, 1954-1955-listopad 1956 r.). Zmienione, drugie wydanie „Dialogów” z 1972 r. zostało uzupełnione o dodatkowe części. Kolejne wydania, w już niezmienionej formie, ukazały się w 1984 r. i w 1996 r. Po raz ostatni za życia pisarza książkę  wydano w 2001 r. Lektura „Dialogów” umożliwia rekonstrukcję ekonomicznych poglądów dojrzałego Lema (w 1957 r. autor miał 36 lat). Ułatwia także zrozumienie jego całej twórczości.

1. „Dialogi” z 1957 roku

Zaczynam od streszczenia historiozoficznych poglądów Lema na temat rozwoju społeczeństw. Następnie przedstawiam jego krytykę gospodarki „realnego socjalizmu”.

„Histmat”

W „Dialogach”, a w szczególności w „Dialogu VII”, Lem – słowami swoich bohaterów, Filonousa i Hylasa – wykłada czytelnikom marksistowski materializm historyczny („histmat”). Chodzi o wersję doktryny bardzo zbliżoną do streszczonej w czwartym rozdziale słynnego „krótkiego kursu”, czyli historii radzieckiej partii komunistycznej, WKP(b) (por. Historia… 1948). Oto główne punkty tego wykładu.
Ewolucję społeczeństw napędza rozwój „sił wytwórczych” (technologii), który decyduje o jej przebiegu. To on sprawił, że powstał kapitalizm, w którym dominują prywatna własność przedsiębiorstw i rynek. Cechą kapitalizmu jest wyzysk pracowników i krajów rozwijających się (Lem nie używa terminu „wartość dodatkowa”), a także powodowana wszechwładzą rynku („prawa wartości”) deformacja ludzkiej psychiki. „Każdy, kto żyje (…) w systemie kapitalistycznym, musi przyjąć jego reguły gry, a są one bezwzględne. (…) Wszystko, co jest wartością, jest zarazem towarem. Toczy się nieustająca walka ekonomiczna, w której zwycięstwo należy do silniejszych, a nie do lepszych” (Lem, 2010, s. 150). Zdaniem autora immanentną cechą kapitalizmu są także cykliczne recesje, którym towarzyszą: spadek produkcji, dochodów i masowe bezrobocie. Ich przyczyną  jest „nadprodukcja”. Lem uważa, że prywatni przedsiębiorcy coraz to na nowo zbyt optymistycznie oceniają szanse zbytu i – dążąc do zysku – nadmiernie zwiększają produkcję; sprawia to, że nie są w stanie sprzedać tego, co wytworzyli. To z kolei powoduje gwałtowne zmniejszenie produkcji. W efekcie targane koniunkturalnym cyklem społeczeństwo kapitalistyczne musi być stabilizowane albo siłą (np. faszyzm) albo w inny sposób (np. keynesizm).
Dalej Lem pisze, że socjalizm, który nieuchronnie nastaje po kapitalizmie, oparty jest nie na prywatnej, lecz na społecznej własności przedsiębiorstw, którą utożsamia z nacjonalizacją gospodarki (tamże, s. 173). Ogólnie, przyczyną powstania socjalizmu jest – znowu – rozwój technologii, a w szczególności automatyzacja  procesów produkcyjnych. Zdaniem Lema w społeczeństwie kapitalistycznym automatyzowanie produkcji jest opłacalne na poziomie przedsiębiorstwa, lecz w skali całej gospodarki skutkuje masowym „bezrobociem technologicznym”, a zatem także zmniejszeniem się popytu i produkcji, co hamuje automatyzację. „Społeczeństwo, w którym środki produkcji pozostają własnością prywatną, nie może dojść do pełnej albo choćby przeważającej  automatyzacji wytwarzania, gdyż posiadanie fabryk traci sens, kiedy producent nie może liczyć na zysk, a jak ma nań liczyć skoro w jego (i nie tylko jego) fabrykach nikt nie pracuje, a zatem nikt nie zarabia, ergo nie może kupować jego towarów?” (s. 148). Krótko mówiąc, według Lema tylko w gospodarce socjalistycznej możliwe jest pełne wykorzystanie przez społeczeństwo możliwości stworzonych przez automatyzację produkcji (s. 153).
Zdaniem autora „Dialogu VII” „stanu krytycznego w dziedzinie automatyzacji kapitalizm jeszcze nie osiągnął, ale dzielą go od niego zaledwie dziesięciolecia” (s. 148). Wiele dziesięcioleci po Październiku 1956 r., niezrażony losem „realnego socjalizmu”, Lem skomentował ten fragment „Dialogów”: „Niektóre rzeczy są tam bardzo trafnie przepowiedziane, na przykład nadciągająca fala bezrobocia, wywołanego masową automatyzacją produkcji. Dziś jest to w początkowej fazie, ale za czterdzieści lat będzie już w pełnym biegu”) (Tako rzecze…, 2002, s. 84). 
Lem dodaje jeszcze, że w socjalizmie miejsce prywatnej własności "środków produkcji" (czyli przedsiębiorstw) i rynkowej konkurencji jako regulatora procesów gospodarczych zajmuje własność społeczna i planowanie. Jego zdaniem likwiduje to zagrożenie klasycznym cyklem koniunkturalnym z jego regularnie powtarzającymi się fazami gospodarczej recesji (Lem, 2010, s. 153, 161).
W „Dialogach" Lem oferuje także, nieporównanie bardziej rozbudowany niż ten z „Historii WKP(b)”, opis „systemu idealnego” (komunizmu), czyli – jego zdaniem – następującego po socjalizmie docelowego  stadium rozwoju ludzkości. W "Dialogu VII" pisze, że cechą komunizmu jest „pełnia swobody działania do granic wyznaczonych przez takąż swobodę innych członków społeczeństwa, dalej – pełnia indywidualnego rozwoju, prawo manifestowania własnej osobowości, kształcenia wszystkich posiadanych uzdolnień, talentów itp.; maksymalne zaspokojenie wszelkich potrzeb życiowych. Wszystko to, ma się rozumieć, w zupełnej niezależności od pochodzenia, urodzenia, rasy narodowości”. (…) Rosnącej odpowiedzialności człowieka za siebie, za własny los, musi towarzyszyć rosnące poczucie łączności, dopełnienia się z innymi. Tylko w takiej strukturze, uwzględniającej zarówno interesy całości, jak i jednostki, może swobodnie przebiegać rozwój indywidualny, przy jednoczesnym zwiększaniu się adaptacyjnej zdolności społeczeństwa, które musi posiadać środki i możliwości przystosowania się do każdej zmiany otoczenia ziemskiego, a nawet gwiazdowego” (s. 151-152). Także dużą część „Dialogu VIII” (s. 205-223) poświęca Lem rozważaniom o społeczeństwie komunistycznym, nazywanym tu m.in., za Fiodorem Dostojewskim, "kryształowym pałacem" (s. 219). 

Krytyka „realnego socjalizmu”

Niezależnie, w „Dialogu VII” z 1957 r. Lem krytykuje urzeczywistnioną w Polsce w pierwszej połowie lat 50. XX w. wersję gospodarki „realnego socjalizmu” (s. 161-171). Odnotowuje, że w gospodarce tej nie ma mechanizmu podobnego do rynku i dążenia do maksymalizacji zysku, który samoczynnie skłaniałyby producentów do dostosowywania produkcji do potrzeb nabywców. Funkcję tę ma pełnić „aparat administracyjno-perswazyjny”, nakłaniający ludzi do wysiłku dla dobra społeczeństwa. Gospodarka jest skrajnie scentralizowana, a spowodowane tą centralizacją wieloszczeblowe procedury decyzyjne uniemożliwiają kierującym nią państwowym instytucjom odpowiednio szybkie przetworzenie odpowiednio dużej ilości informacji o sytuacji w przedsiębiorstwach. W efekcie instytucje te rozrastają się stopniowo, co ma umożliwić im rozwiązanie tego problemu. W dodatku część z nich „autonomizuje się”, zaczynając służyć innym celom niż te, w imię których je stworzono.
W „Dialogu VIII” Lem wskazuje dodatkowo, w bardziej zawoalowany sposób, wady „polityki kadrowej” prowadzonej w Polsce w pierwszej połowie lat 50. XX wieku. Zaczyna od naukowców (ekonomistów?). „Cechą faworyzowaną może być np. oportunizm naukowy, wyborna pamięć cytatów, i elokwencja albo biegłość w schlebianiu władcom” (s. 190). Kończy uogólnieniem: „Systematyczne stosowanie kryteriów niemerytorycznych (...), zwane popularnie "kumoterstwem" i "karuzelą rządzących, może, prowadząc do powszechnego obsadzenia ważnych społecznie stanowisk i zawodów ludźmi niekompetentnymi, doprowadzić do  najcięższych zaburzeń ekonomiki i dynamiki całego systemu”  (tamże). 
Krótko mówiąc, wszystkie opisane zjawiska bardzo utrudniają kierowanie gospodarką. W rezultacie dochodzi do zakłóceń w realizacji krajowego planu produkcji, czego skutkiem są przestoje przedsiębiorstw, pogorszenie się jakości dóbr, brak innowacyjności. Ostatecznym efektem jest demoralizacja i zanik motywacji pracowników do rzetelnej pracy. Na oscylację produkcji spowodowaną tymi zjawiskami nakładają się skutki zmian polityki gospodarczej władz („wahań linii politycznej”). W takiej sytuacji zablokowanie dostępu do informacji o rzeczywistym stanie gospodarki, agresywna „propaganda sukcesu”, a nawet rezygnacja z pozorów demokracji i terror, mogą okazać się dla władz atrakcyjną opcją. Myślę, że pisząc te słowa, Lem znał już referat Nikity Chruszczowa, wygłoszony na XX Zjeździe WKP(b) w lutym 1956 r. 
Mimo radykalizmu tej krytyki autor „Dialogów” pozostał optymistą. „Jest rzeczą niesłychanej doniosłości odróżnić niepowodzenie pierwszej próby, jednego eksperymentu na drodze do celu (…), od udowodnienia obiektywnej niemożliwości osiągnięcia tego celu. Z niepowodzenia eksperymentu wynika tylko, że się on nie udał, a nie że osiągnięcie celu innym sposobem, według innego planu, jest wykluczone” (s. 172). I dalej: „HYLAS: Sądzisz, że właściwe przestrojenie systemu socjalistycznego doprowadzi wreszcie do powstania struktury bliższej naszemu „systemowi idealnemu”, czy tak? FILONOUS: Uważam, że jest to możliwe, nie wiem jednak, ile jeszcze prób, klęsk, eksperymentów, niepowodzeń, ile lat i wysiłków dzieli nas od tego celu” (s. 174). 
Moją uwagę zwróciły jeszcze rozmach i patos Lema, opisującego wielość sposobów przejścia od socjalizmu do komunizmu. „Istnieje wiele możliwych wariantów zorganizowania uspołecznionej produkcji, a bynajmniej nie każdy z tych wariantów uruchamia automatyzmy społeczne zapewniające najwyższy wzrost produkcji w najszerszym interesie. Dlatego zachodzi doniosła konieczność eksperymentowania, tj. dokonywania prób, dla wyboru modelu właściwego”. I w innym miejscu: „Czasy dzisiejsze (…), czasy pierwszych prób i błędów, są niewątpliwie epoką tyleż heroiczną, co tragiczną, i w wyższej chyba mierze decydują o dalszych losach ludzkiego gatunku niż jakiekolwiek inne w historii. Rozum, dobroć i odwaga – oto, co jest w nich najbardziej potrzebne” (s. 153-154; 177).

2. „Dialogi” z 1972 roku

W drugim wydaniu „Dialogów” Lem rozszerzył wykład swoich poglądów ekonomicznych o obszerny esej „Cybernetyka stosowana: przykład z dziedziny socjologii”. Odwołując się do polskich przykładów, rozwinął w nim analizę  patologicznych procesów, trapiących gospodarkę krajów „realnego socjalizmu”, a także zaproponował sposoby zaradzenia złu. „Cybernetyka stosowana…” w naturalny sposób uzupełnia „Dialog VII” i "Dialog VIII" z 1957 r.
W 1972 r., kontynuując analizę gospodarki „realnego socjalizmu”, Lem wnikliwie opisuje rolę wpływowych „grup nieformalnych”, spontanicznie tworzonych przez dyrektorów znacjonalizowanych przedsiębiorstw i dygnitarzy partyjnych. Powtarza, że władze centralne nie radzą sobie z szybkim przetwarzaniem informacji o gospodarce i narzucają upaństwowionym przedsiębiorstwom zbyt ambitne („napięte”), a przez to często niewykonalne, plany produkcyjne. Wynikający stąd chaos i decyzyjna próżnia sprawiają, że w praktyce to właśnie interesy tych „nieformalnych grup” często rozstrzygają o tym, co dzieje się w gospodarce. Ponieważ jednak „droga do wyższej fazy organizacji społecznej nie prowadzi przez wzajemne wspieranie się lojalnych znajomych” (s. 272), ubocznym efektem działania „grup nieformalnych” okazuje się powszechne marnotrawstwo i ostateczny upadek etyki pracy. Przyczyną nie są przy tym wady charakteru konkretnych osób, lecz sama logika sposobu działania gospodarki.
Na zakończenie, szukając skutecznego rozwiązania problemów „realnego socjalizmu”, Lem zaleca usprawnienie nakazowo-rozdzielczego systemu kierowania gospodarką poprzez zrezygnowanie z nadmiernie ambitnych planów. Innymi słowy chodzi o urealnienie planów gospodarczych, czyli trudną, lecz – zdaniem autora – możliwą do przeprowadzenia „zmianę struktury oznaczającą (…) odpowiedniość planów rozwojowych i mocy posiadanych, odpowiedniość celującą w zdobycie czynnościowych rezerw, ponieważ istnienie rezerw zakumulowanych wytrąca grunt spod nóg nieformalnym grupom, czyli udaremnia ich kreowanie warunkami obiektywnymi” (s. 276). 

3. Nowatorstwo „Dialogów”? 

W „Posłowiu” do wydanych przez „Gazetę Wyborczą” w 2010 r. „Dialogów” Jerzy Jastrzębski niemal nie komentuje historiozofii Lema. Szeroko rozwodzi się natomiast nad „nowatorstwem” przeprowadzonej przez autora „Dialogów” krytyki „realnego socjalizmu” i wspomina w tym kontekście o zawartych w „Dialogach” „rewolucyjnych treściach”. „Spróbujmy (…) spojrzeć na Dialog VII jak na element odwilżowego dyskursu lat pięćdziesiątych. Na tym tle wypada on niezwykle oryginalnie i w samej rzeczy znacznie ostrzej od wszystkiego, co się wówczas w Polsce publikowało. Lem mianowicie porzuca na rzecz  systemowej chłodnej analizy często i chętnie wtedy stosowane  subiektywno-psychologiczne wyjaśnienia ideologicznego obłędu czasów stalinizmu, całą tę gadaninę o ‘wypaczeniach’  spowodowanych przez ‘kult jednostki’, które znikną, gdy tylko do władzy dojdą ludzie odpowiedzialni. (…) To się nazywało wówczas ‘podważanie podstaw ustroju socjalistycznego’ i karane było surowo” (Jastrzębski, 2010, s. 392-393).
Ta Jastrzębskiego diagnoza drastycznie rozmija się z rzeczywistością. Przynajmniej od II Zjazdu Ekonomistów Polskich (7-9 czerwca 1956 r.) opinie podobne do głoszonych przez Lema były w Polsce wypowiadane przez wielu krytyków „realnego socjalizmu”. Przykłady można znaleźć w prasie i w czasopismach naukowych z lat 1956-1957. Przecież ekonomiści-reformatorzy (np. Czesław Bobrowski, Włodzimierz Brus, Michał Kalecki, Stefan Kurowski, Oskar Lange i wielu innych) uprawiali właśnie „systemową” analizę gospodarki „realnego socjalizmu, odrzucając podejście „subiektywno-psychologiczne” (Ekonomiści…, 1956; Dyskusji…, 1957; Dyskusja…, 1957). Wspierani przez reprezentantów ruchu rad robotniczych, często wcześniej od Lema, krytykowali zastąpienie rynku i motywacji ekonomicznej skrajnie scentralizowanym i zbiurokratyzowanym systemem  planowania i zarządzania gospodarką. Podobnie jak Lem ten system nakazowo-rozdzielczy uznawali przy tym za główną przyczynę problemów „realnego socjalizmu”, od powszechnego marnotrawstwa po brak innowacyjności.
Dodam jeszcze, że Lem – inaczej niż wielu ekonomistów-krytyków „realnego socjalizmu” –  pominął w swojej analizie kwestię niemal całkowitego zniszczenia w Polsce po 1949 r. „trzeciego sektora” gospodarki (np. drobnego prywatnego przemysłu i handlu) i brak pracowniczej demokracji w przedsiębiorstwach. Trudno jest zatem zgodzić się z Jastrzębskim i zawartą w „Dialogu VII” krytykę systemu gospodarczego z czasów realizacji planu sześcioletniego (1950-1955) uznać za „znacznie ostrzejszą od wszystkiego, co się wówczas w Polsce publikowało”.   
Także recepta Lema na uzdrowienie socjalistycznej gospodarki z eseju „Cybernetyka stosowana: przykład z dziedziny socjologii” z „Dialogów” z 1972 r. nie była nowatorska. Co więcej, była ona konserwatywna. Wszak piętnaście lat po Październiku 1956 r. i ówczesnych sporach Lem proponował czytelnikom nie likwidację, lecz ulepszanie „systemu nakazowo-rozdzielczego”. W szczególności zalecał zaprzestanie konstruowania zbyt „napiętych” planów i tworzenie rezerw zasobów (zaskakująco przybliżało go to do Szkoły Wakarowskiej w polskiej ekonomii politycznej socjalizmu). Podobnie jak w 1957 r. Lem nie wspominał natomiast np. o konieczności odbudowania w Polsce prywatnej własności choćby części przedsiębiorstw.

*

Oba wydania „Dialogów” (z 1957 r. i z 1972 r.) dołączają zatem do wielokrotnie wznawianych powieści, „Astronautów” z 1951 r., „Obłoku Magellana” z 1955 r., do eseju „O granicach postępu technicznego” z 1962 r. i artykułu „Wells, LENIN i przyszłość świata” z „Gazety Krakowskiej” z 1967 r. Także analiza „Dialogów” ujawnia bowiem, że długo po 1956 r. uproszczona wersja marksizmu à la „krótki kurs” WKP(b) silnie wpływała na poglądy Lema na rozwój społeczeństwa, a więc również na jego twórczość. Przykładem jest ogromne znaczenie, jakie przez całe życie przywiązywał on do centralnej myśli „histmatu”, że rozwój technologii napędza ewolucję społeczeństw (w języku Lema: „technologia jest zmienną niezależną od cywilizacji”) (Czarny 2022). Jeszcze raz okazuje się, że – wbrew majstrom od ulepszania niepoprawnych politycznie życiorysów – Mistrza apologie komunizmu nie były ani błędem młodości, ani maską nakładaną dla zmylenia peerelowskiej cenzury , ani przykładem banalnego oportunizmu . Na dobre i na złe stanowiły one – po prostu – efekt najgłębszych przekonań autora „Solaris”.



Literatura cytowana 

Czarny, Bogusław (2022), Kto potrafi, niech zrobi lepiej (Agnieszka Gajewska, Stanisław Lem. Wypędzony z Wysokiego Zamku. Biografia, Wydawnictwo Literackie, Warszawa 2021, 714 stron), w: Twórczość, nr 5, s. 127-130. 
https://tworczosc.com.pl/artykul/kto-potrafi-niech-zrobi-lepiej/.

Dyskusja o polskim modelu gospodarczym (1957), „Książka i Wiedza”, Warszawa.

Dyskusji o prawie wartości ciąg dalszy (1957), „Książka i Wiedza”, Warszawa.

Ekonomiści dyskutują o prawie wartości (1956), „Książka i Wiedza”, Warszawa.

Historia Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (bolszewików). Krótki kurs (1948), Spółdzielnia Wydawnicza „Książka”, Warszawa.

Jastrzębski, Jerzy (2010), Lata młodzieńcze i dojrzałość cybernetyki w: Stanisław
Lem, Dialogi, Dzieła tom XXXII, Biblioteka Gazety Wyborczej, Warszawa, s. 389-394.

Lem, Stanisław (2002), Tako rzecze... Lem (Rozmowy ze Stanisławem Beresiem), Wydawnictwo Literackie, Kraków.

Lem, Stanisław (2010), Dialogi, Dzieła tom XXXII, Biblioteka Gazety Wyborczej, Warszawa.

18
Diabli wiedzą. Jak to  - jeszcze przed amnezją dziecięcą - mawiała moja wnuczka: "Może tak, może nie".

19
Dobra recenzja. Może nie chciała znaleźć?

20
Czas szybko płynie. Wybieram się do Krakowa, 27 marca, o 12.00 jakby cuś.

21
Q: „A propos... Jak to czytam, to jakbym "Imperializm na Marsie" czytał:
https://trybuna.info/opinie/kres-liberalnej-utopii/”.


Moim zdaniem, Q, masz rację. Są pewne podobieństwa, w końcu zarówno ten artykuł Stanisława Lema z Życia Literackiego z lutego 1953 r., jak i ten przywołany przez Ciebie artykuł Xaviera Wolińskiego z Trybuny z lipca 2022 r. mają cel perswazyjny. Ale są i różnice.
*
W Imperializmie na Marsie Lem bardzo zręcznie operuje językiem à la Historia WKP (b). Krótki kurs Stalina. Chodzi nie tylko o koncepcję nieuchronnej ewolucji społeczeństw ku komunizmowi („histmat”), lecz także np. o tezę o wyzysku pracy najemnej przez kapitalistów (nazwa „wartość dodatkowa” nie pada). Uważny czytelnik Imperializmu… odnotuje ślady marksowskiej koncepcji alienacji i – jakby – odległe echo Lenina teorii poznania ("odbicia") (ta „obiektywna rzeczywistość”…). Nie bez podstaw zatem w liście z grudnia 1953 r. Lem pisał m.in. o sobie: „my marksiści”.
    W szczególności kapitalizm Lem opisuje jako „system stosunków produkcji, utworzony przez człowieka, w którym rodzą się prawa obiektywne, niezależne od swego twórcy i zwracające się przeciw niemu w kryzysach, wyzysku i wojnach niosących zagładę milionom”. Naiwni (lub wyrachowani) zachodni pisarze science fiction instytucje społeczne uznają – błędnie – za dane i niezmienne. „Jednym z takich świętych (…) tabu jest własność prywatna, tak tedy podnoszą ją do rangi absolutu i rzutują w najdalszą przyszłość, na jej podstawach usiłując wznosić swoje wymarzone utopie. (…) Otrzymujemy w taki sposób obłędne, przerażające, makabryczne wizje, a dzieje się tak dlatego, ponieważ egzystujący w stadium agonalnym imperializm nie ma przed sobą żadnych w ogóle dróg rozwoju i przedłużanie w przyszłość jego stosunków społecznych prowadzi do nikąd”. Cóż: „gdy (…) pisarz stara się być głuchy na głos konieczności historycznej i los klasy rządzącej państwa imperialistycznego utożsamia z losem ludzkości, pojawiają się obrazy (…) martwych, zrytych kraterami bombowymi globów, zboczeń seksualnych, (…) obrazy społeczeństwa rządzonego terrorem i przekupstwem, przed którego potwornością zbawić może tylko ucieczka w obłęd lub śmierć…”. Najogólniej: „przyjmując jako założenie kapitalistyczne stosunki produkcji i własności, nie sposób stworzyć godnej człowieka perspektywy przyszłości świata”.
Ten ponury obraz przeciwstawia Lem krajom realnego socjalizmu. „Całkowicie odmiennie rzecz przedstawia się w społeczeństwie budującym socjalizm. Z niego wszystkie drogi prowadzą w przyszłość i dlatego przed pisarzem (…) otwierają się tu oszałamiające swoim bogactwem  horyzonty”. I tak dalej.
*
Co się zaś tyczy Xaviera Wolińskiego, to – owszem – nieco przesadza z krytyką liberalizmu, a także bywa niejasny i gołosłowny. Sądzę jednak, że w podstawowych sprawach –  w odróżnieniu od autora Imperializmu… – ma rację. Na przykład, ma rację, pisząc że organizacja gospodarki społeczeństw rozwiniętych wymaga głębokich zmian. Podobnie jak Woliński uważa np. Thomas Piketty, a także niejaki Joe Biden, który wygrał ostatnie wybory, głosząc m.in. potrzebę przebudowy Ameryki na sposób socjaldemokratyczny. Jednakże taki pogląd Wolińskiego, a nawet jego nawiązanie do zapatyzmu, to za mało, żeby go nazwać podobnym do Lema z 1953 r. marksistą.
Wszak bez małych i dużych reform obraz społeczeństwa „wczesnokapitalistycznego” z Germinalu Emila Zoli byłby nadal aktualny. Nie byłoby za to np. ani polityki gospodarczej inspirowanej keynesizmem ani nowoczesnego państwa dobrobytu. Nie byłoby też fenomenu państw nordyckich (Danii, Finlandii, Islandii, Norwegii i Szwecji), gdzie – z najlepszym znanym przybliżeniem – ziścił się marksowski sen o uspołecznieniu środków produkcji, tyle, że dokonało się to zupełnie innym sposobem, niż oczekiwał sam Marks (pamiętacie Summę? "Będziecie latać, ale inaczej niż za rozłożeniem rąk"). Więc to dobrze, że Woliński pisze o potrzebie gruntownych zmian współczesnej gospodarki, np. amerykańskiej. Może dzięki tym zmianom Stany rzeczywiście zaczną bardziej przypominać kraje nordyckie?

Dodam jeszcze, że także za drwinami Wolińskiego z „teorii skapywania” (ang. trickle-down theory) stoją niezłe argumenty empiryczne (w angielskojęzycznej Wikipedii można znaleźć wstępną bibliografię tematu: https://en.wikipedia.org/wiki/Trickle-down_economics ).
*
Też mam wrażenie, że te .chmurze dywagacje nazbyt brutalnie rozmijają się z tytułem wątku…

22
Poza wszystkim, zawsze sądziłam, że rozległy temat "Lem a marksizm" zasługuje na uwagę, choćby z przekory, ale także dlatego, że on dotyka ważnych, lecz – niestety – jakby niepoprawnych politycznie tematów w rodzaju "Polska inteligencja wobec marksizmu po II wojnie światowej", czy nawet "Dorobek Peerelu". Niestety, .chmura doskonale wie, ile pracy kosztowałby taki artykuł. Na mieście mówili mi jednak, że Pani Agnieszka Gajewska przymierza się do tej problematyki.

Szkoda, że na forum nie ma takiego wątku. No bo chyba nie ma?


23
Q: "A znajdzie się  ;): https://gazeta.sgh.waw.pl/zaglada-marksizm-i-gwiazdy". 

Niestety, wersja, którą przywołujesz, Q, odrobinę różni się od oryginału. Na przykład, zamiast "mdlącego smrodu palonego żydowskiego ścierwa" .chmura widzi w niej "mdlącego smrodu palonych ciał". Dlatego napisałom "nie mam dobrego linku".

24
Jeszcze to, trochę opóźnione. Ukazało się m.in. w kwartalniku Zdanie, 1/2022, s. 77-78, nie mam dobrego linku. Chyba rymuje się z tą recenzją z "Twórczości" (https://forum.lem.pl/index.php?topic=2161.msg92396#msg92396).
*
"ZAGŁADA, MARKSIZM I GWIAZDY
Na stulecie urodzin Stanisława Lema 


Pamiętam stary drewniany dom na skraju wsi w Europie Środkowej i czytaną pod kołdrą, w świetle latarki, „Solaris”, która  była wtedy dla mnie dziwną, odstającą od ulubionej normy science fiction, opowieścią „o kosmosie”, „o rakietach” i o milczącym Oceanie Plazmy. Wabiły mnie te słowa jak ćmę i odpychały zarazem, bo autor marnował  oczywiste szanse i w książce nie było ani laserowych miotaczy, ani wężowych splotów, ani nawet różanych piersi. Potem, osłupiały, czytałem „Solaris” w warszawskim akademiku. Nadal zdarzało się, że opuszczałem wirtuozerskie opisy (np. budowanych z miliardów ton śluzu wizualizacji rzekomych matematyk Obcego, śnionych wiwisekcji Krisa Kelvina), a mimo to słowa Lema odzywały się we mnie, głucho, niejasnym przeczuciem, iż nic nie jest takie, na jakie wygląda. Piszę o Stanisławie Lemie; z puzzli składam obraz pisarza; próbuję zrozumieć, co przydarzyło się tamtemu dwunastolatkowi.
*
Tuż po wojnie, już w Krakowie, młody uchodźca ze Lwowa spotkał bliskiego przyjaciela Witkacego, doktora filozofii Mieczysława Choynowskiego, organizatora Konwersatorium Naukoznawczego Asystentów Uniwersytetu Jagiellońskiego. Choynowski został mentorem Lema, Lem czytał, co mu podsunął Choynowski, dyskutowali. Przez ręce przyszłego autora „Solaris” przechodziły m.in. książki z zagranicy wysyłane dla zniszczonych polskich uniwersytetów. Studiował je ze słownikiem, bo nie znał angielskiego. W efekcie, zapewne jako jeden z pierwszych Polaków, zapoznał się m.in. z cybernetycznymi pracami Norberta Wienera, teorią informacji Claude’a E. Shannona i z najnowszymi koncepcjami neopozytywistów. Wrażenia z tych lektur mieszały się ze wspomnieniem egzekucji lwowskich Żydów i ‒ sądzę ‒ z fascynacją marksizmem. Ślady tych wspomnień i tej fascynacji pozostały z nim na zawsze.

Okupacyjna trauma na wiele sposobów powracała w książkach Lema. Niekiedy przypominała o sobie jawnie, np. w scenie łapanki w drugim tomie „Czasu nieutraconego”, w obrazach spopielonych i zmumifikowanych trupów w „Edenie” i „Niezwyciężonym”. Innym razem, skryta, czaiła się za opisami lęku i braku nadziei bohatera „Pamiętnika  znalezionego w wannie”, ukrywającego się w labiryncie Gmachu, który mógłby być lwowskim gettem. Najbardziej oczywistym przykładem jest jednak nocna rozmowa uczestniczących w Projekcie MAVO naukowców w wydanym w 1968 r. „Głosie Pana” i opowieść Rappaporta (czyli Lema), wspominającego kolejkę czekających na rozstrzelanie i chusteczkę esesmana, której niepokalaną bielą aryjski „bóg wojny” odgradzał się od mdlącego smrodu palonego żydowskiego ścierwa.

Natomiast fascynacja marksizmem zaowocowała m.in. serią wydanych przed 1956 r. opowiadań i powieści (np. „Astronauci”, „Obłok Magellana”). Za sprawą talentu autora skuteczniej propagowały one prostacki komunizm niż całe wydziały propagandy partyjnych komitetów. Ślady marksizmu przetrwały u Lema także w postaci przywiązania do wizji dziejów, czyli tzw. materializmu historycznego („histmatu”), które potwierdził np. artykułem opublikowanym w 1967 r. w „Gazecie Krakowskiej”. Ogólnie siłą napędzającą przemiany społeczeństwa jest u Lema zautonomizowany rozwój technologii, np. rozwój inżynierii genetycznej (jakby to ujął partyjny aparatczyk: „postępujący rozwój sił wytwórczych”). Ta fundamentalna dla marksistowskiej historiozofii myśl pojawia się w bardzo wielu, także późnych, jego wypowiedziach.

O wiele ważniejsze od wspomnień ze Lwowa i marksizmu okazały się jednak książki od Choynowskiego. Myślę, że spełniły rolę „generatora pomysłów”. Po przepuszczeniu przez filtr Lemowego mózgu zamieniały się w olśniewające pięknem sugestywnego języka i humorem opowieści, które po 1956 r. ogromnymi nakładami wdarły się w świadomość Polaków, zwłaszcza młodych Polaków. Myślę, że – przede wszystkim – interesowała Go nieskończoność, która w XX wieku, za sprawą wykładniczego postępu nauki, stopniowo otwierała się przed oczami zdolnych patrzeć. Jedni budowali nowe huty, inni stali w peerelowskich kolejkach, a Lem, w przebraniu „pisarza science fiction”, czytał, myślał i – zmagając się z cenzurą – pisał o skutkach opanowania przez ludzi kodu dziedzicznego, o fundamentalnej niemożności kontaktu małpiego potomstwa z planety Ziemia z ukrytą w kosmosie Obcością, o życiu duchowym komputerów.

Dziesiątkami milionów przetłumaczonych na wiele języków książek zachwycił nie tylko Polaków, lecz także Wschód i Zachód, czytelników w Rosji i w Niemczech, w Japonii i w Ameryce. O transhumanizmie pisał przed transhumanizmem. „Solaris” została sfilmowana najpierw przez genialnego rosyjskiego mistyka kina, Andrieja Tarkowskiego, guru Ingmara Bergmana, a potem  przez nagrodzonych Oscarami twórców z Hollywood: Stevena Soderbergha i Jamesa Camerona. Bohaterowie zaludniający dziś wyobraźnię przeciętnego mieszkańca Ziemi, tacy jak Terminator czy Matrix, w pewnym sensie są zatem potomstwem Stanisława Lema. 

A potem, w ostatnich latach życia, ostatecznie porzucił beletrystykę na rzecz eseistyki okołonaukowej i felietonów. Jakaż szkoda!

To prawda, dał się uwieść stalinowskiej nibyfilozofii i – chyba – nie przyznał się do tego nawet sam przed sobą. Inteligencja nie uchroniła młodego pisarza przed akceptacją marksistowskiej teorii rozwoju społecznego, a nawet przed wiarą w to, że Amerykanie zrzucają stonkę na polskie pola. Paradoksalnie, jakoś upodabnia go to do Leszka Kołakowskiego, z którym skądinąd wadził się do samego końca. Piszą jednak, że zapewne najsławniejszy dwudziestowieczny logik matematyczny Kurt Gödel umarł z głodu, bo mylnie sądził, że chcą go otruć i odmawiał jedzenia. Może to dobrze, że wszyscy bywamy omylni? Może nie byłoby twierdzenia o niezupełności, jeśliby mózg młodego Gödla nie był podatny na depresje? Może nie byłoby „Solaris”, gdyby mózg młodego Lema nie potraktował serio pięknych bajek o szczęściu powszechnym?     
*
Myślę, że mieliśmy szczęście, że ten wybitny ateista i sceptyk był z nami i z nami rozmawiał, nim nas porzucił. Zapewne powędrował w górę hierarchii Rozumów, za Honest Annie, opisanym  przez siebie milkliwym Komputerem Mędrcem. Jeśli tak, to mieszka teraz (tak przynajmniej zdaje się twierdzić Golem XIV, kuzyn Honest Annie) w listkach brzozy lub – może – w oceanicznych prądach Golfsztromu. Mieliśmy szczęście, bo bez opowieści Mistrza ze swoimi świętymi obrazikami, endemicznym antysemityzmem, niechęcią do książek i zamiłowaniem do teorii spiskowych bylibyśmy dziś w oczach rozwiniętego świata jeszcze bardziej prowincjonalni, dziwaczni, nieco kłopotliwi, lecz raczej śmieszni.

   Bogusław Czarny"


26
Skończyłam, ponad 700 stron! Naturalnie nie wszystko (jak np. ten wspaniały list Mistrza z 1945 r. do Hemara ze s. 186-7) jest tutaj ze złota i oszlifowanych szmaragdów. Moim zdaniem - wbrew buńczucznym zapowiedziom o "bezkompromisowości" - historia trudnego związku Mistrza z  marksizmem wymaga napisania od nowa. Trafiają się również naprędce wyheblowane dechy w rodzaju Autorki próby przybliżenia Czytelnikowi sławnej pracy Wienera z 1948 r.: ("[T]aka wizja wiązała się z określonym światopoglądem, w którym więzi społeczne powstają poprzez wymianę informacji podlegających entropii", s. 362). Bla, bla, bla. Co jakiś czas zgrzyta manieryczny czasownik, np. "generować": ("wyzwania etyczne generowane przez nowe technologie", s. 361; podobnie np.: strony: 10, 337), co razi, bo to jednak Pani Profesor od Literatury. No i jeszcze wolałobym, żeby to bardziej była "biografia intelektualna" niż "biografia", :).

Mimo tych niedociągnięć czapkuję z szacunkiem, lemologia już nigdy nie będzie taka jak wcześniej. Pani Gajewska ma pełne prawo powtórzyć: feci, quod potui, faciant meliora potentes.

Ciekawe, co o "Wypędzonym..." sądzą inni forumowicze.

27
Lemosfera / Odp: Szkice genealogiczne
« dnia: Grudnia 11, 2021, 07:48:18 pm »
Jaka szkoda, że Remuszko nie może Was czytać (niedługo rocznica)! Z szacunkiem...

29
Akademia Lemologiczna / Odp: Akademia Lemologiczna [Czas nieutracony III: Powrót]
« dnia: Października 18, 2021, 06:49:36 pm »
Czekam na ciąg dalszy. .chmura czyta z uszami czerwonymi od emocji, należą się Wam habilitacje i profesury, wiem, co mówię.

30
Hyde Park / Odp: Szachy
« dnia: Sierpnia 12, 2021, 10:49:43 am »
Dziękuję, Smoku, za ciekawą partię! Wybacz moje - ewentualne - niezręczności, które wynikają z nieobycia z technicznymi szczegółami działania chess.com, :)

Strony: 1 [2] 3 4 ... 21