Z tego m.in. powodu z punktu, w którym interesowałem się "jaki Lem był" przeszedłem do punktu, w którym nie ma to dla mnie znaczenia. Stwierdziłem, że nigdy się nie dowiem. Był taki pisarz, napisał sporo książek uznanych "w kraju i za granicą", czytałem, ceniłem, i cenię i ja - i na tym poprzestaję obecnie. Z wielu względów (w tym walca czasów nazikomu, wyborów między złem a złem jakich musiał dokonywać) "jaki był Lem" będzie zawsze osłonięte nimbem tajemnicy (prawdziwej) - a następnie dorabianej po trochu mitologizacji. Dorabianej z takich, czy innych przyczyn, wyższych lub niższych (bo ktoś uważa, że Lemowi to winien, inny, że inaczej popsuje mu się gładka biografia i tantiemy spadną). Wszystko to powoduje narastającą mitologizację Lema i prawdę mówiąc, ponieważ większości to pasuje, sądzę, że nie da rady tego zawrócić, gdyż Lem "wielkim pisarzem był i basta". Oczywiście to nie zmienia postaci rzeczy, że jeśli dana osoba pisze biografię a mija się z prawdą lub milczy głucho o czymś w sposób tak oczywisty, że bije to w oczy - jest to ujmą dla warsztatu i plamą na dziennikarskim honorze tej osoby oraz świadczy o braku rzetelności.
Jak zwykle, Maźku, .chmura może Ci jedynie przyklasnąć. Tylko do ostatniego zdania, naiwnie może, miałobym coś do dodania.
.chmura myśli sobie, że po Wielkiej Wojnie, w epoce Awansu Społecznego Mas stopniowo wymierała stara polska inteligencja, a razem z nią, jednak, obumierał pewien system wartości; system wartości, zgodnie z którym ważna jest Prawda, nie banknoty i wyłudzony prestiż. Bezkompromisowa .chmura, która już trochę widziała, myśli dalej, że taka wizja Polski pomaga zrozumieć, dlaczego dziś, publicznie "złapani za rękę", np. przez Ebenezera Rojta, profesorowie, redaktorzy, wydawcy milczą, choć powinni mówić.