Mnie się te kropki łączą. Możliwe, że po prostu nie tak interpretujesz to jak napisałem to, co chciałem wyrazić. Albo chodzi o emocje, a nie chciałem ich wywoływać. Cóż pisze skrótowo i mam niewyparzoną mordę. To napiszę jaśniej. Chodzi mi o to, że liczba aborcji nie zależy silnie od tego, jakich środków nacisku (manifestacje, zakazy itd.) się używa. Ona zależy wyłącznie od zapatrywań przyszłych matek, a te środki nacisku tychże nie zmieniają (a jeśli to w przeciwnym kierunku od pożądanego). O tym, że tak jest (o wpływie obostrzeń na realną liczbę aborcji) łatwo się przekonać, więc stosowanie środków nacisku uważam za faryzejskie, bo wiadomo że jedyne, do czego doprowadzą, to ewentualnie podziemie aborcyjne (określone tu "wieszakiem"). I o to faryzeuszostwo mi chodziło. Natomiast obostrzenia na pewno nie doprowadzą do tego, co teoretycznie obie panie chcą osiągnąć, to jest zmniejszenia liczby aborcji. Oczywiście sprawa jest zniuansowana, jeśli Ci o to chodzi, i być może na przykład pani zza granicy nie uważa, że obligatoryjnie rodzić należy płody zdeformowane a także dzieci poczęte z gwałtu lub w sytuacji zagrożenia życia matki. Tego nie wiem. Ale wiem, że pewne rzeczy wystarczy zacząć, aby się dalej żwawo potoczyły. W ogóle to jest bardzo śmieszne. Około roku 1989-90, kiedy jedynie słuszna partia oddała władzę a ostatni pierwszy sekretarz kazał sztandar wyprowadzić - natychmiast zaczęły się ruchy prolife, jak to teraz się określa (moim zdaniem całkowicie błędnie, ale to na marginesie). I taki jeden mój kolega ze studiów, wówczas w jakiejś przybudówce młodzieżowej do ZChN (albo jakiegoś jego protoplasty), podczas przypadkowej dyskusji gdzieś w akademiku na ten temat, zacietrzewiony poprosił mnie o napisanie artykułu o tym do gazetki wydawanej przez ową przybudówkę młodzieżową. Żeby była dyskusja. Napisałem dokładnie to samo - że próby odgórnego ograniczenia aborcji będą miały skutek jedynie w rozwoju podziemia aborcyjnego, większej umieralności kobiet spędzających ciąże a także zapewne bezpłodności wielu z nich w następstwie. Oczywiście artykuł nigdy się nie ukazał mimo, że kolega mnie zapewniał, że na pewno, tylko wiesz, na bieżąco coś ważnego wyskoczyło i w ramówce się nie zmieścił. Tak oto minęło ćwierć wieku z dobrym okładem i problem mentalnie stoi w tym samym punkcie, tylko silniejsi są ci, którzy chcą zamieść go do podziemia, żeby im było pięknie w duszach.