Pokaż wiadomości

Ta sekcja pozwala Ci zobaczyć wszystkie wiadomości wysłane przez tego użytkownika. Zwróć uwagę, że możesz widzieć tylko wiadomości wysłane w działach do których masz aktualnie dostęp.


Wiadomości - Q

Strony: 1 ... 757 758 [759] 760 761 ... 1090
11373
Hyde Park / Odp: Zapaść polskiej Edukacji Narodowej
« dnia: Marca 28, 2012, 07:38:11 pm »
Zastanawiam się gdzie przebiega podział między zdrową i chorą nauką?

A to zależy, gdzie i kiedy... Pod panowaniem Hitlera np. zdrowa była Glazial-Kosmogonie Hörbigera, a chora Teoria Względności, a znów pod rządami Stalina zdrowa Лысе́нковщина stanowiła przeciwieństwo chorej, burżujskiej, genetyki...

Giordano Bruno też spłonął na stosie za chore poglądy, Galileusz, cwaniak, ozdrowiał, przynajmniej formalnie...

11374
DyLEMaty / Odp: Eksploracja Kosmosu
« dnia: Marca 23, 2012, 08:21:50 pm »
Paparazzi z NASA, niejaki Messenger, narobił Merkuremu zdjęć facjaty i zainteresował się jego jądrem:
http://www.sfora.pl/Naukowcy-byli-w-bledzie-Zobacz-jaki-naprawde-jest-Merkury-g41713
(Podpisów pod zdjeciami nie ma co traktować poważnie.)

Strona misji:
http://www.nasa.gov/mission_pages/messenger/main/index.html

11375
Lemosfera / Odp: Co wymyślił Lem... kompendium.
« dnia: Marca 23, 2012, 02:38:36 pm »

11376
Hyde Park / Odp: Zapaść polskiej Edukacji Narodowej
« dnia: Marca 23, 2012, 01:19:48 pm »
Tam, pani, średniego szczebla urzędowego, przekonywająco wyjaśniła, że
Obniżenie poziomu wymagań, to wymóg konieczny podniesienia jakości edukacji.
Dokonała tego używając danych demograficznych, statystyki, power pointa i laptopa z rzutnikiem.
Mam tylko nadzieję, że nauka czytania i pisania zostanie w programie szkoły podstawowej;)

Mam pomysła wychodzącego naprzeciw słusznej tendencji, ale i uwzględniajacego obawy olki...

Proponuję nowy program edukacyjny, w którym, by zdobyć tytuł magistera trzeba bydzie umieć czytać i pisać, a w celu zrobienia doktoratu to samo, jeno bez robienia podstawowych błędów. Od razu pięknie poziom edukacji wzrośnie, bo każden magister bydzie, nawet niektórzy z downem, a magister - wiadomo - to je mądry człek.



ps. w uznaniu dla genialnej prostoty swojego planu zamierzam ubiegać się o urząd minstra edukacji, w związku z czym apeluję o wpłaty na moje konto i - już teraz - zbieranie list podpisów pod wyrazami (obowiązkowo cenzuralnymi) poparcia dla mnie...

11377
Prezentacje maturalne / Re: [M] Fantasy i Science-Fiction
« dnia: Marca 22, 2012, 11:24:31 pm »
Jak już weszlim na poziom magistera... ;)

Natomiast nie widać nieprzekraczalnych przeszkód ku temu aby dzięki inżynierii genetycznej wyhodować coś co będzie wyglądało identycznie jak smok z ulubionego fantasy hodowcy, i może nawet ziało ogniem.

Z tymi smokami to nie tak prosto... Z jeden strony i w SF je hodowali, u Sniegowa...

   "Nie lubię latać na smokach, bo trąci mi to starożytną teatralnością, a powolnych pegazów wręcz nie znoszę. Na Ziemi posługuję się zwyczajną wygodną awionetką, pojazdem niezawodnym. Ale Lusin nie potrafi sobie wyobrazić podróży bez użycia smoka. W szkole, kiedy te cuchnące potwory dopiero wchodziły w modę, Lusin wdrapał się na ćwiczebnym smoku na Czomolungmę. Smok wkrótce zdechł, chociaż był w masce tlenowej, a Lusinowi zakazano przez miesiąc pojawiać się w stajni. Od tego czasu upłynęło czterdzieści trzy lata, ale Lusin nie zmądrzał. Powtarza ciągle, że odzywa się w nim dusza przodków, którzy ubóstwiali te dziwne stworzenia, lecz moim zdaniem zwyczajnie pozuje na oryginała. Zupełnie tak samo jak Andre Szerstiuk. Obaj gotowi są wyleźć ze skóry, aby tylko kogoś czymś zadziwić. Tacy już są.
   Kiedy więc znad Oceanu Indyjskiego nadleciał skrzydlaty smok otoczony kłębami dymu i językami płomieni, od razu domyśliłem się, kto go dosiada. Istotnie, Lusin krzyknął na powitanie i wylądował na urwistym stoku krateru Kibo. Zatoczyłem kilka kręgów w powietrzu, aby obejrzeć sobie „wierzchowca", po czym również wylądowałem. Lusin podbiegł do mnie i serdecznie uściskał. Nie widzieliśmy się od dwóch lat. Przyjaciel rozkoszował się moim zdumieniem.
   Smok był duży, miał około dziesięciu metrów długości. Rozciągnął się bezwładnie na kamieniach, zamknął ze zmęczenia wypukłe, zielone oczy, a jego chude boki opancerzone pomarańczową łuską wznosiły się i zapadały. Spotniałe skrzydła zwierzęcia drgały spazmatycznie, nad jego głową kłębił się dym, przy wydechu z paszczy tryskał płomień. Ognistego smoka widziałem po raz pierwszy.
   - Ostatni model - powiedział Lusin. - Hodowla zajęła mi dwa lata. Koledzy z INF chwalą. Ładny, prawda?
   Lusin pracuje w Instytucie Nowych Form i nieustannie chełpi się, że syntetyzuje żywe istoty, jakich natura nie zdoła wytworzyć w procesie ewolucji nawet za miliard lat. Coś niecoś, na przykład mówiące delfiny, istotnie mu się udało. Ale smok dymiący jak wulkan nie wydał mi się piękny.
   - Masz zamiar straszyć nim dzieci? - zapytałem. Lusin czule poklepał smoka po jednej z jego dwunastu żabich nóg.
   - Efektowny. Zawieziemy na Orę. Niech oglądają. "

wiadomo, "...как боги"

Z drugiej w liczonym do fantasy - czegoś popularnym - "Panu Lodowego Ogrodu" J. Grzędowicza, jeden ziemski kosmonauta, który na obcej planecie, opanowawszy tubylczą magię, awansował na boga, chciał sobie wyhodować armię smoków i mu zdychały jeden po drugim, bo były niezdatne do życia w świetle praw fizyki (tam magia z nauką niby kołogzystowała ;)).

"Schodzę w dół kotliny, mijam sterty skał podobnych do rozsypanych, wybielonych słońcem kości. Oto sterczące w niebo pałąki żeber, ogromne niczym elementy budowlane. Raz obudzona gra wyobraźni nie daje się zatrzymać. Mijam szereg kamieni, leżących jeden za drugim, i zdaje mi się, że wyglądają jak przewrócona, rozsypana kolumna i wyraźnie widzę w nich ogromne kręgi, z każdego można by zrobić taboret. Kawałek dalej dostrzegam zupełnie wyraźnie czaszkę, wielką niby kabina wojskowej ciężarówki. Wszystko to majaczy upiornie wśród kłębów mgły.
A potem słyszę gdzieś z daleka zawodzenie, jak dźwięk popsutej syreny. Nie wiem, czy to jakaś trąba, czy może zwierzę. Nigdy nie słyszałem czegoś takiego.
Idę więc ostrożnie, cicho, od osłony do osłony, odruchowo usiłując aktywować cyfrala, choć wiem, że to nic nie da.
Skradam się czujnie, wyglądam zza skały, sprawdzając teren, zanim ruszę.
I wtedy widzę smoka.
Biorę go w pierwszej chwili za skałę, ale skała zaczyna się poruszać i po kilku krokach okazuje się bezkształtnym, podobnym do dinozaura stworem z zębatą paszczą, stojącym na tylnych nogach.
Nie jestem w stanie przerazić się, wrzasnąć, ani uciekać. Zanim orientuję się, co widzę, padam natychmiast na miejscu, po czym przetaczam się między skały i nieruchomieję. W ułamku sekundy. Po prostu znikam ze ścieżki.
Dociera do mnie, że jednak coś ocalało ze szkolenia, dopiero gdy ostrożnie zerkam w tamtą stronę.
Zwierzę nie jest ogromne. Ma ze cztery metry długości, nie licząc ogona, jednak jest to archetypiczny smok. Dosyć długa szyja, gadzi łeb, grzebień kostnych wyrostków, ogon. No, smok.
Właściwie wywerna.
Dzieli nas jakieś trzydzieści metrów.
Leżę. Czekam.
Stwór prostuje się, odrzucając do tyłu łeb, po czym rozkłada skrzydła. Banalne, takie, jakich należy się spodziewać po smokach. Nietoperze, błoniaste skrzydła, rozciągnięte na kostnym szkielecie. Rozkłada je powoli, z wysiłkiem, widzę, że tylko jedno skrzydło jest normalne, drugie zniekształcone, częściowo zrośnięte ze zredukowaną przednią kończyną, pokręconą i jakby wyschniętą.
Smok otwiera pysk i wydaje z siebie przeraźliwy ryk. Wysoki, zawodzący, podobny do skrzypienia ogromnej, zardzewiałej bramy. Z mgły odpowiadają mu podobne dźwięki, wszystkie są strasznie rozpaczliwe, jakby chore.
Wywerna bije gwałtownie skrzydłami, jak łabędź, to uschnięte wykonuje konwulsyjne, przykre ruchy, ale nawet gdyby oba były rozwinięte prawidłowo, nie uniosą smoka. Waży pewnie z tonę. Tona mięsa i kości. Nawet jeśli wypełnia go czysty hel, nie poleci. Skrzydła, gdyby udało mu się je wyprostować, miałyby rozpiętość jakichś piętnastu metrów. Może mógłby kawałek poszybować, choć wątpię.
Stwór tymczasem wydaje z siebie głośne ryki i coraz gwałtowniej tłucze skrzydłami, to pokręcone zaczyna się rozwijać i prostować, zwierzę robi krótki, kuśtykający rozbieg. Zaciskam zęby, bo chcę, żeby prawa fizyki i biomechaniki wygrały. Nie chcę widzieć, jak odrywa to beczkowate cielsko od ziemi i krzywo, z uwagi na nierozwinięte skrzydło, ale jednak — leci. Bo magia, powiedzmy.
Nie zgadzam się.
Granica wagi stworzenia mogącego unosić się w powietrzu dzięki sile mięśni to mniej niż dwadzieścia kilo. Więcej mięśni to więcej masy i więcej szkieletu, a to znaczy większy ciężar. I znowu trzeba więcej mięśni. I tak ma być. Nawet jeżeli to bydlę ma inne mięśnie i inną biochemię, to powiedzmy dwa razy wydajniejszą, a nie dwieście.
Logika ma zostać. Smoków nie ma. I tak ma być.
Bije skrzydłami, czuję powiew wiatru, człapie coraz szybciej pomiędzy kamieniami, kulę się, bo widzę, że przebiegnie parę metrów od mojej kryjówki. Smok robi coraz dłuższe susy dokładnie jak startujący łabędź, wreszcie rozkłada skrzydła i, uderzając nimi z potężnym łopotem, wzbija się w powietrze.
Przelatuje cztery, może pięć metrów, po czym z szumem wali się w skały i piarg dna doliny. Słyszę łomot, czuję drgnięcie ziemi, pomiędzy skałami wzbija się kłąb pyłu.
Fizyka — jeden, magiczne idiotyzmy — zero.
Czekam chwilę i podkradam się do miejsca katastrofy.
I znajduję rzeźnię. W zderzeniu ze skalistą glebą stwór rozbryznął się jak arbuz. Teraz jest stertą pogruchotanego mięsa, potrzaskane pneumatyczne kości sterczą na wszystkie strony z tego kłębowiska niczym igły. Jeszcze żyje, wielkie oko powoli przesłania drgająca, biała powieka, nasuwająca się po ptasiemu, od dołu. Z pełnego połamanych wielkich zębów gadziego pyska leje się na skały kaskada jasnej krwi. W powietrzu unosi się smród. Z kącika ptasiego oka powoli sączy się bezbarwna ciecz.
Wywerna kona.
I płacze.
Odchodzę.
/.../
Czarna woda. Nie wyglądała apetycznie.
A w wodzie leżał kolejny smok. Ten był ogromny, łeb na długiej szyi sięgał na brzeg na paręnaście metrów, rozłożone płasko skrzydła nadałyby się na dach nad bawarskim namiotem piwnym.
Ale ten też zdychał.
Boki unosiły się ciężko, stwór walczył o każdy oddech, na obłym pysku rozchylały się nozdrza, buchając kłębami pary. Skrzydła poruszyły się lekko, wzbijając falę, lecz nie uniosły się nad wodę. Po grzbiecie wywerny przechadzało się kilka kruków, dziobiąc bezsilnie pancerne płytki.
- Jesteś za wielki - wyszeptał Drakkainen. - Dlatego nie możesz wstać. Nie możesz oddychać. Serce nie daje rady wpompować krwi. To gdzieś ty tak wyrósł? W tej wodzie? Skrzydła przylepiły ci się napięciem powierzchniowym. Jak żagle przewróconego jachtu. Nie ruszysz ich."

J.G., "PLO", tom 2

Więc ja bym z tego nie robił gatunkowego wyznacznika ;).

ps. tekst Huberatha a'propos smoków (dla całości bębenków wyłączcie dźwięk, przed otwarciem linki ;))

11378
DyLEMaty / Odp: * Akademia Filmowa *
« dnia: Marca 22, 2012, 10:48:14 pm »
A moze w filmie milczaco przyjeto, ze tak oczywista rzecz jak papiery sprawdzono i ze mogly byc podrobione?

Tam, zdaje się, zdolności fałszerskie androidów szły jeszcze dalej (tak, nie były niedoidy, te androidy), koniolubowy oryginał mówi, że umiały cały posterunek policyjny sfałszować i prawdziwego łowcę zatrudnić dla niepoznaki (nie kapnął się z kim pracuje).

Charakterystyczny dialog miedzy Michael Corleone, a jego pierwsza dziewczyna, pozniejsza zona (z pamieci):
- Moj ojciec nie rozni sie niczym od innych ludzi majacych wladze i odpowiedzialnych za innych, jak prezydent, czy senator.
- Zdajesz sobie sprawe jak naiwnie to brzmi? Prezydenci czy senatorowie nie zabijaja ludzi.
- I kto tu jest naiwny?

Zauważ, że "Klient PANABOGA", powiedział to samo wcześniej (i purpuratom się w nim oberwało, jak w - słabawym jednak - "Ojcu chrzestnym 3") ::).

I tekst przewijajacy sie przez caly film: "To nic osobistego, tylko business". Przed wywaleniem komus dziury w glowie, mowi b. wiele  ;)

No to teraz zupełnie nie rozumiem dlaczego jesteś wolnorynkowiec.. ;D

11379
DyLEMaty / Odp: * Akademia Filmowa *
« dnia: Marca 22, 2012, 05:06:01 pm »
Dzisiaj mija czterdzieści lat od premiery pierwszej części „Ojca chrzestnego”
Drogi Tomaszu, żyjesz w świecie, w którym nawet czytelnikom Lema nie przeszkadza, że w pewnym bardzo, bardzo znanym filmie wszystkie łuski sztucznego węża są ponumerowane, za to replikantów przed wypuszczeniem z fabryki się nie numeruje, nie tatuuje, nie pobiera od nich odcisków palców (może w roku 2019 ta metoda nie została jeszcze wynaleziona?), a przed zamordowaniem podejrzanego nikt go nie pyta „Mieszkał pan na Ziemi przez ostatnie cztery lata? Ma pan może wyciągi z karty kredytowej z tego okresu, rachunki za telefon, prąd, gaz, zeznania podatkowe, ŚWIADKÓW?     
   
Nie, rozwala się za oszczędną mimikę.

“The most easily recognizable mistake” ... hmm

Abstra... ten tego... chwilowo od faktu, że Lem - zdaje się - też za "Bladym..." niezbyt przepadał, bo uznawał SF serio, w stylu "Odysei..."  (informację tą podaję za "Fantastyką, Nową", bodaj za Parowskim), chciałem zauważyć, że "Łociec krzestny" też jest nieścisły faktograficznie, znacząco retuszujac obraz włoskiej mafii w USA (w oddawaniu gangsterskich realiów znacznie lepszy był - zdaniem fachowców od tematu - Scorsese z "Chłopcami z ferajny"), co skądinąd nie przeszkadza mi uznawać go za arcydzieło...
::)

11380
Prezentacje maturalne / Re: [M] Fantasy i Science-Fiction
« dnia: Marca 22, 2012, 12:56:05 am »
Ma ktoś pomysł na taką nieco ambitniejszą tezę?

Pamiętasz smoki prawdopodobieństwa? ;) To podobnie jest z SF i fantasy. SF generuje - w intencji, bo w praktyce różnie bywa ;) - światy o niezerowym prawdopodobieństwie, a fantasy - światy o prawdopodobieństwie ujemnym.

11381
Hyde Park / Odp: no nie mogę...
« dnia: Marca 20, 2012, 01:11:59 pm »
Więc to całkiem dobry pomysł jest, ja osobiście nie widzę w nim nic głupiego.

Mówisz? ;)
[ Invalid YouTube link ]t=168s
::)

11382
Hyde Park / Odp: no nie mogę...
« dnia: Marca 20, 2012, 03:35:15 am »
Po polsku:
http://www.fronda.pl/news/czytaj/tytul/zmutowac_ludzi_dla_ratowania_klimatu_19864

Po pierwsze primo ;) to dla czytelnika SF nihil novi, mniejszych ludzi (wręcz kilkunastocentymetrowych ludzików) żyjących w gorętszym klimacie opisywał, daawno temu, Aldiss w "Cieplarni", a pomysł mutowania ludzi by wyjść naprzeciw nadchodzącym zmianom rozgrywał ostatnio - nie bez ironii - Zimniak w "Bialym Roju" (tam jeden geniusz chciał wychodować ludzi dwudysznych, by się nie potopili, jak lądy ocean zaleje).

Po drugie primo ;) nie rozumiem czemu ci nowi ludzie maja być hodowani tak, by klimatu nie ocieplać. Ja tam bym wolał - z dwojga złego - wyjść zmianom naprzeciw i hodować ciepłolubców ;).

Po trzecie primo ;) - pomysł owszem, jawi się kretyńskim (acz niegroźnym, bo mało realnym), ale równie glupie byly komentarze pod tekstem. Nie znalazłem tam dojrzałej refleksji, a jedynie reagowanie na idiotyzm - innym (podszytym religijnym "jakoś to będzie, bo Pambuk czuwa") idiotyzmem. (Normalnie pewno bym nie zwrócił na te komentarze uwagi, ale w tym wypadku muszę je odnotować, jako, że można na ich podstawie stworzyć sobie zarys tego jak w przyszłości może wyglądać druga strona barykady.)

A ogólnie uważam bioetykę za zawracanie przysłowiowej - excuse le mot - dupy i tam gdzie pełni rolę hamulca, i tam gdzie bioetycy usilują bawić się w ostrogę mającą dopingować ludzkość do wściekłego galopu. Bicie piany i tyle...

11383
Lemosfera / "Robot" - komiks według opowiadań Lema
« dnia: Marca 17, 2012, 08:54:09 am »
W rękach nie miałem, wiem jednak, że powstał, nosi tytuł "Robot...", a stworzyli go Andrzej Klimowski i Danusia (dziwna ta maniera zdrabniania imion) Schejbal bazując na "Uranowych uszach" i "Zakładzie doktora Vliperdiusa".

Oto co o nim wygrzebałem:


http://booklips.pl/recenzje/robot-nie-robi-roboty/
http://esensja.pl/komiks/recenzje/tekst.html?id=13286

Na majn sajcie też - oczywiście - była o nim mowa:
http://solaris.lem.pl/home/aktualia/541-komiks

Miał ktoś okazję się zapoznać...?

11384
DyLEMaty / Odp: Eksploracja Kosmosu
« dnia: Marca 17, 2012, 01:05:36 am »
A Battlestar Galactica to bardzo sławny serial jest.
Coś jak „Czterej pancerni na Ranczo i galaktyczny pies”.

Konkretnie to mroczne mydło w kosmiczno-militarnym opakowaniu. Znaczy: oni statkiem (armadą w sumie) zwiewają, roboty za nimi trop w trop (niektóre bio- jak jacy replikanci), ajentów robocich między sobą tropią, a bywa, że im i dzieci robią, batalije kosmiczne toczą (dźwięku nawet ni ma!), a między sobą się żrą w mydlanym stylu (ten chla, tamta sie puszcza, ów do mordowania skory, inkszy z ojcem się dogadać nie umi, a naukowiec główny straszny jest sukinsyn)... I to żarcie, iakoż na śpiegów wrażych obławy (połączone ze zgadywaniem, któren swój, a któren podstawiony) to je fabuły sedno. A na koniec wychodzi, że uny są te co o nich jeden szwajcarski hotelarz pisał, że piramidy wznieśli...
Pierwszy sezon znośny, bo głównie lecą (klimat nawet pirxowaty), abo się w próżni myśliwcami naparzają... Dalej sie nie da, bo mydlą się coraz bardziej.

Dukaj twierdzi, że oglądał...

11385
Lemosfera / Odp: Co wymyślił Lem... kompendium.
« dnia: Marca 16, 2012, 10:50:39 pm »
Q dzięki za pomysł.

Ku chwale Jego Induktywności, Panie Halabardyerze!;)

Strony: 1 ... 757 758 [759] 760 761 ... 1090