Hm...podjelam tak z 8 i pół prob napisania o oczywistosci wielosci interpretacji - natomiast to co Ty proponujesz czyli pelne zerwanie dziela z autorem - ten poziom abstrakcji (bo w moim odczuciu o to sie ocieramy o abstrakcje a nie interpretacje) uniemozliwia wlasciwie rozpatrywanie tworczosci danego autora jako pewnego konsekwentnego ciagu
.
O żadnym wykluczaniu nie ma tu mowy. Zauważ, iż to jak znane skądinąd przekonania autora mają się do konkretnej książki również podlega interpretacji. Interpretacje względem zewnętrznych wobec twórczości przekonań autorskich, z zamiarem wyznaczenia pewnych "stałych" twórczości, czy dynamiki pewnych treści w sensie ich rozwoju w kolejnych dziełach, są jak najbardziej możliwe. To jednak nadal interpretacje. Dokładnie tak samo umowne, jak wszystkie inne.
Kto stoi za przypisaniem pewnej treści elementom świata przedstawionego nie ma nic do rzeczy. Nie jest w ogóle istotne, czy robi to czytelnik, czy autor. Np. gdyby Lem przypisał światu przedstawionemu w Solaris status halucynacji, a X interpretował tę książkę według tego przypisania, należy uznać, że interpretacja ta nie różniłaby się w żadnej mierze od tej, gdyby to sam X przypisał światu przedstawionemu status halucynacji. Świat przedstawiony Solaris znaczy bowiem sam z siebie to co znaczy, jeśli uznać go za halucynacje.
Cały sens Twojego sprzeciwu sprowadza się zatem do tego, że chcesz widzieć książki, jako zabranie jakiegoś stanowiska przez autora. Tylko wtedy jego przypisania mają z góry jakąś preferowaną wartość. Jest to rozumienie literatury z którym absolutnie nie można się zgodzić. Autor jako jakiś autorytet, który wisi nad dziełem, to rzecz - jak już pisałem - po prostu śmieszna.
Literatura to doświadczenie osobiste. W tym leży jej specyficzna wartość np. w stosunku do prowadzonego z logiczną precyzją traktatu wyrażającego jakieś stanowisko. Literatura to coś, co się przeżywa i dzięki temu wewnętrznie, a nie tylko teoretycznie (w sensie badania przedmiotu), wzbogaca o pewne treści. Literatura właśnie dlatego "kształci", że niejako zastępuje doświadczanie realnego świata, jest przeżywana. Czynienie z niej jakiegoś przedmiotu badania, a tym jest w istocie wprowadzenie autorskiego zombie, jest co do istoty dokładnie tym samym, co wprowadzenie zombie innego rodzaju np. teorii psychoanalitycznej. Mianowicie - zastąpieniem immanentnego, żywego sensu, jakimś dopasowaniem.
Jeśli natomiast mowa o interpretacjach "naukowych" tj. traktujących literaturę filologicznie, jako przedmiot teoretycznego namysłu, to - o ile interpretacja podaje swoją metodę i założenia - tak samo dopuszczalna jest interpretacja psychoanalityczna, jak i badająca np. rozwój koncepcji determinizmu w kolejnych dziełach autora w odniesieniu do jego tekstów pozaliterakich. To jest moje stanowisko wyrosłe z tej dyskusji. Żadne inne nie wydaje mi się przekonujące ze względu na - co sama podkreślasz - brak jasnych granic. To metoda wyznacza granice i sposób ich ustalania, a odbiorca interpretacji sam może ocenić, czy jest to przekonujące podejście.
Owszem pisales wczesniej ze nie uniezaleznia sie calkowicie - postaw wiec jasno te granice. Kiedy i dla kogo wykroczenie poza granice autorskiego swiata jest nieuprawnione?
Postaw jasno granice interpretacji w odniesieniu do przekonań autora. Nie da się? Interesujące
Ponadto z Twoich slow wynika ze - trzymajac sie Solaris - Lem nie obejmowal swej ksiazki rozumem - czyli de facto nie przemyslal jej, ni problemow ktore zamierzal poruszyc, bo kroliczo mu wyskakuja. Z tego wniosek ze swoja interpretacja wynosisz sie ponad autora ktoren nie dostrzegl tak oczywistego (jak piszesz) zwiazku i symboliki w swojej ksiazce.
To, że autor nie jest nadczłowiekiem jest oczywiste. Z tego zaś bezpośrednio wynika, iż nie mógł do końca przemyśleć rzeczy tak złożonej jak książka. Sam zresztą o tym pisze, czego nie chcesz przyjąć do wiadomości. Pisze wręcz, że nie postępował nawet tak jak postępują inni pisarze tj. nawet nie miał koncepcji (która - już w formie dzieła - mogłaby być i tak interpretowana inaczej, niż chciał pisarz), ale po prostu pisał. Wspomina też, że Solaris to książka, której sam nie rozumie.
Poza tym istnieje pewna nić porozumienia, wiez miedzy czytelnikiem a autorem - ja np czytajac jakas pozycje nie mysle jeno o samym tekscie i ukrytych w nim nawiazaniach ale rowniez o osobie ktora to pisala, warunkach w ktorych ksiazka powstawala itd, o tych kontekstach ktore skladaja sie na indywidualny odbior. Czyli autor oraz jego pozostala tworczosc (chyba ze to gwiazda jednej pozycji;) ) nie pozostaja bez wplywu na koncowe wnioski.
Twoja praktyka czytelnicza nie jest żadnym wyznacznikiem praktyki innych osób. Rozumiem jednak Twoje podejście - "archeologia" kultury (np. muzyki) jest czymś co potrafi odbiór wzbogacić. Równie dobrze jednak może odbiór ograniczać (często jest to jedno i to samo: wzbogaca w pewien sposób zamykając na istnienie sposobów innych). Np. osoba, która nauczyła się słuchać muzyki dawnej przez czucie klimatu epoki baroku i wyobrażanie sobie tej muzyki jako usytuowanej w tym świecie, nie może zaakceptować jazzowej interpretacji utworu barokowego, bo niejako krzywdzi ona jej poczucie tego świata.
Zauważ ponadto, iż powyższe wiąże się z odczuwaniem, czuciem. W ten sposób można też "czuć" autora. Kiedy jednak autor zajmuje głos w dyskusji o interpretacji swojego dzieła, mamy do czynienia z czymś zupełnie innym. Uważasz jak absurdalnie brzmi pomysł, że w trakcie sesji jazzowej na salę wchodzi Bach i stwierdza, że interpretowanie jego muzyki w ten sposób jest niedopuszczalne i zaczyna wygłaszać jakieś ustępy z teorii muzyki, którym był oddany, kiedy dany utwór tworzył, a którym interpretacja jazzowa się sprzeniewierza?
Nie mam na mysli rozstrzeliwania kogos kto nie odgadl prawidlowo (dobre sobie;)) intencji autora ale miast konstrukcji - Twoim tropem mozna dostac dekonstrukcje (Lem bylby zadowolony;)). Bo jak nakreslisz ta cienka czerwona linie miedzy interpretacja a naduzyciem jakim jest - nadinterpretacja - jesli autora calkowicie odizolujemy od dziela ?Intuicyjnie?
Nadinterpretacja jest dokładnie tak samo możliwa w przypadku uwzględnienia autora. Ba! - sami autorzy często dokonują nadinterpretacji, głosząc coś, co absolutnie nie wynika z dzieła.
W przypadku Lema: w jednym miejscu pisze on, że sam nie widział o czym pisze tworząc Solaris i że Solaris to książka której sam nie rozumie, w innym podaje jej jedynie słuszne wykładnie. Prawda jest taka, że jego wykładnie są tutaj niesłychanym zubożeniem dzieła. Już o tym pisałem. Przy wykładni Lema książka nie może być o tym, o czym ma być. Jeśli bowiem książka jest o granicach poznania, to interpretacja przekraczająca te granice, a tym jest skreślenie możliwości odpowiedzi teistycznej, jest sprzeczna z założeniem. To tak banalne i tak wiele mówiące.