Ja tam bym wolal pracowac w UK i tak, pomimo splacania studenckiego kredytu, zwlaszcza, ze w dluzszej perspektywie duzo lepiej na tym wyjde. Poza tym jest spora szansa na dostanie stypendium, w trakcie studiow na pewno bede mogl sobie troche dorobic, moze rodzice mogliby mi pomoc, naprawde, tylko troche checi, inwencji i wiary w siebie, dam sobie rade sam i nie chce nadopiekunczosci systemu.
Z moich obserwacji wynika, ze swiat nie jest tak romantyczny i szlachetny, jak mowisz i wiekszosc ludzi nie chce oddawac panstwu uslug, tylko chca miec ciekawa prace za godne zarobki (Bozowscy to rzadkosc). Wierze tez, ze wiekszosc ludzi potrafi myslec samodzielnie, lepiej lub gorzej, ale mimo wszystko zadba o samych siebie lepiej, niz zrobi to za nich urzednik (bo jak livovi sie zabrania uzywania normalnych zarowek, to jest zle, ale gdy ta sama banda bierze sie za sterowanie szkolnictwem i zaczyna dysponowac komu ile sie nalezy, to bedzie robic to lepiej?). Byc moze gdyby licealny abiturient musial podjac decyzje, zainwestowac w swoj rozwoj doslownie, to by sie zastanowil trzy razy, czy europeistyka to wlasnie to, co chce studiowac (od lacinskiego studio, czyli upodobanie, zamilowanie), czy stwierdzilby, ze nie kalkuluje mu sie i tak naprawde, to mu sie nie chce i albo poszedlby od razu sprzedawac buty w obuwniczym (przez co europeistow byloby mniej i byc moze ich tytul by cos znaczyl), odbieralby telefony w biurze lub wrocil przejac farme rolna od rodzicow, albo zdecydowalby sie na lepszy, sensowniejszy kierunek. W sytuacji, gdy za wszystko placa wszyscy, to glupio nie wydoic systemu, poko mozna, wiec "cos trzeba skonczyc" i mnoza sie magistrowie najrozniejszych kierunkow z najdziwaczniejszych czasami uczelni. Te ostatnie z pewnoscia tez bardziej wolalyby ukladac programy zgodnie z wymaganiami i checiami samych zainteresowanych (zeby wiecej osob uwazalo je za atrakcyjne, ciekawe i rozwijajace) oraz otrzymywac konkretne fundusze od nich samych, niz przydzielony przez urzednika ryczalt, przez co pieniedzy w kasie byloby wiecej, lepiej zmotywowana kadra lepiej by uczyla, mozna by inwestowac w badania, autorytet uczelni by rosl i wiecej ludzi chcialoby w niej studiowac i tak dalej. Nie wiem jak w takiej sytuacji dalyby sobie rade wszystkie prywatne nowotwory. Zapewniajac fatalnej jakosci uslugi albo by upadly albo sie poprawily, bo ja bym za ich dyplom nie chcial placic majac w perspektywie jego pozniejsza mierna wartosc na rynku oraz nijakosc mojego wyksztalcenia (dlaczego niektorzy robia to teraz pozostaje dla mnie zagadka, byc moze to przez fakt, ze "cos skonczyc trzeba", pomimo zupelnego braku checi i zainteresowania, zeby nie zostac jednym z niewielu nie-magistrow).
Slowem, w mojej ocenie to bardzo niesprawiedliwe, gdy wszyscy wrzucaja do jednego wora, a jakis demokratycznie wybrany decydent (moze na jakies atenskie rzady medrcow bym sie zgodzil, ale demokracji w obecnej postaci nie znosze) pozniej ustala. To pole do wielu nadurzyc, a sam system jest kosztowny w utrzymaniu.