Pokaż wiadomości

Ta sekcja pozwala Ci zobaczyć wszystkie wiadomości wysłane przez tego użytkownika. Zwróć uwagę, że możesz widzieć tylko wiadomości wysłane w działach do których masz aktualnie dostęp.


Wiadomości - Q

Strony: 1 ... 860 861 [862] 863 864 ... 1089
12916
DyLEMaty / Re: Ursula K(roeber). Le Guin
« dnia: Listopada 09, 2009, 03:43:21 pm »
Nie wydaje mi sie by to opowiadanie bylo na tyle skomplikowane by trzeba bylo je komukolwiek tlumaczyc;)

Spokojnie, ja Ci go nie tłumaczę, ja se je streszczam ;).

Nie jest dla mnie kwestia tempo w jakim doszlo do...hm...kontaktu tylko sam fakt ze do niego doszlo.Ze sie da.

Kiedy w "Solaris" też - w jakiś sposób - do Kontaktu doszło (IMO). Tylko w znacznie wolniejszym tempie.

(Natomiast nie przeczę, że rozwiązania fabularne w "Szerzej..." bywają "startrekowe", w negatywnym znaczeniu tego słowa.)

rozumienie czyjegos strachu to nie to samo co pokonanie go.Tutaj dla mnie kryje sie owa latwosc ktorej w Solarisie nie bylo. /.../ Moze to pokonanie strachu bylo potrzebne Urszulce zeby Osden mogl znalezc swoje miejsce w swiecie.Who knows?;)

No przed chwilą mówiłem, że Le Guin to utopistka jednak ;).

Niemniej opowiadanie warte przeczytania

Także ze względu na dość niesztampowy portret "zdobywców gwiazd".

Z ciekawosci: co bylo pierwsze? To opowiadanie czy Solaris?

"Solaris" ma dziesięć lat więcej (odpowiednio 1961 i 1971). Co ciekawe "to opowiadanie" powstało rok po amerykańskiej premierze "Solaris". Koincydencja?

12917
DyLEMaty / Re: Ursula K(roeber). Le Guin
« dnia: Listopada 08, 2009, 05:52:31 pm »
zabawne...tracace troche Hobbitem Tolkiena...trudno tak jest...opowiadanie Prawo imion;)

Przy czym warto dodać, że jest świetnym wprowadzeniem w świat Ziemiomorza, dość dokładnie pokazuje teorię jego funkcjonowania.

Na koniec Szerzej niz imperia i wolniej...na tle powyzszych opowiadan zdecydowanie sie wyroznia.Moze i skojarzenie z Solaris sluszne...tyle ze 4470 zostaje w sumie rozpracowane przez Osdena...a tym samym sprowadzone do wystraszonego tworu roslinnego ktore ma  inteligencje (bardzo na wyrost)? raczej mechanizm obronny ktory poraza Obcych wlasnym strachem.Takie sprzezenie zwrotne?W dodatku dosyc latwo daje sie ulagodzic.Niemniej pomysl milosci roslinnej dobry.

Hmmm.. Osden miał łatwiej bo empatą (prawie telepatą) był. Bardzo nie lubię tego pomysłu z telepatią  - w dodatku dowolnie łączącą inaczej działające mózgi - jako wytrychem pozwalającym szybko otworzyć drzwi Kontaktu (wkurzało mnie to w "Star Treku", wkurzało u Silverberga - "Człowieka w labiryncie" miałem przez to ochotę do kosza wywalić), ale przy przyjęciu takiego założenia można zrozumieć tempo.

Dalej sam twór roślinny - tu pojawia się stara hipoteza rozumności jako cechy nadmiarowej, że niby ewolucja "wymyśliła" rozum przy okazji, nie jako cechę konieczną, a ewolucyjnie obojętną. Zabawne jest także pokazanie odmiennej drogi ewolucji, dającej jednak podobny efekt - bo oto mamy "mózg", ale nie z neuronów, tylko z drzew. (Są to koncepty typowe dla klasycznej hard SF, co w twórczości Le Guin stanowi wyjątek, pewnie dlatego zapamiętałem to opowiadanie.)

Strach też jest zrozumiały - istniało toto samo, bez stresów, pogrążone w czymś na kształt buddyjskiej nirwany, aż tu z nagła coś mu zaczęło po korzeniach deptać i liście strącać... Oczywiście można ten strach czytać i szerzej i zastanowić na ile strach przeszkadza czasem w porozumieniu...

ps. liv - tematyka moralna i śnieżne tło to dla mnie jednak trochę za mało, by zestawiać "Lewą..." z Sołżenicynem, bardziej już sołżenicynowscy są dla mnie "Wydziedziczeni", mimo pustynnego tła...

12918
DyLEMaty / Re: Philip K. thingy, jak to się drzewiej pisało ;).
« dnia: Listopada 08, 2009, 05:30:34 pm »
Dostojewskiego jeszcze moge ewentualnie sobie uzasadnic...choc naciaganie...ale Flaubert?!:)

olka, z tym Flaubertem to był oczywiście skrót myślowy. Chodzi mi o celebracje zwykłości i przeciętności. Dick w sposób wyjątkowy dla SF pisze o zwykłych ludziach i w tle jego nawet najdziwaczniejszych fabuł toczy się (albo przynajmniej usiłuje toczyć) zwykła (na dickowski sposób "zwykłe", oczywiście ;)) życie szarych ludzi.

Lubie te o ktorych napisales.Ciekawym dla mnie sa tez Przedludzie.O relatywnosci definicji i przesuwania kolejnych granic.Troche przesadzone...ale;)

Znam. Dobrze jest napisane, i pozwala zrozumieć sposób myślenia przeciwników aborcji tzn. realny lęk, który w ich wypowiedziach normalnie tonie pod tonami scholastyki. Przy czym postawione tam pytanie "co definiuje człowieka" nadal pozostaje w mocy a Dick w sumie wykręcił się od odpowiedzi.

ps. maźku, u Dicka fabula rozwija się w trzeci sposób, a potem czasem i czwarty, czy nawet piąty... nie wiem ile w tym świadomych wyborów, a ile obłędu (choć nie przypuszczam by sam obłęd do tego wystarczył), ale z pewnością lepsze to od schematyzmu... pamiętam np. w "Złotoskórym" - zaczyna się jak obyczajowa opowiastka o komiwojażerze, potem okazuje się, że to postapokaliptyka, potem, że postapokaliptyka to tło na którym rozgrywa się historia tajnego agenta, a koniec końców agent okazuje się fabularnie dość nieistotny liczy się parę ważkich pytań. Zaczyna się od obyczajówki kończy filozoficzną SF.

12919
DyLEMaty / Odp: Eksploracja Kosmosu
« dnia: Listopada 08, 2009, 01:55:06 am »
Q
Do poruszonych przez ciebie kwestii odniosę  się osobno, ale potrzebuję trochę więcej czasu.

A dorzucę Ci jeszcze jedną kwestię... ;)

Spory odsetek Amerykanów uważa, że USA nie są dostatecznie chronione przez wojsko:
http://www.gallup.com/poll/104842/almost-half-americans-say-military-strong-enough.aspx
(Choć podobny odsetek domaga się cięć w budżecie Pentagonu.)

Całkiem spory odsetek wierzy też w UFO:
http://www.gallup.com/poll/19558/Paranormal-Beliefs-Come-SuperNaturally-Some.aspx
(Niektóre, mniej wiarygodne, źródła podają nawet wyższą liczbę: http://www.ufoevidence.org/documents/doc969.htm *)

Warto dodać, że wśród tych wierzących trafiają się jednostki teoretycznie niegłupie (a z całą pewnością prominentne) jak np. Bryce Zabel, były chairman/CEO of the Academy of Television Arts & Sciences - (TU dał wyraz swoim poglądom).

W takiej sytuacji wydaje się, że dla sprawnego, a zdeterminowanego, polityka rozpętanie histerii wokół potrzeby "kosmicznych zbrojeń" (pod co dałoby się podciągnąć praktycznie dowolny załogowy - i bezzałogowy - projekt kosmiczny) nie powinno by zadaniem awykonalnym**.

I nie mówię o tym na zasadzie pochwalania takiej ew. manipulacji czy - tym bardziej - nawoływania do niej (zwłaszcza, że wątpię by nas tu amerykańscy politycy czytali ;D). Pokazuję Ci tylko (pół żartem, rzecz jasna), że jeśli się chce można znaleźć (choćby wątpliwe pod względem etycznym) rozwiązania.

Stanowisko opinii publicznej ulega zmianom (czasem nawet zbyt szybkim), zależnym od okoliczności więc nie jest (na mój gust) ostatecznym argumentem w dyskusji.

ps. warto też pamiętać, że ten nasz spór załogowo/bezzałogowo to tylko kłótnia w rodzinie, właściwym "wrogiem" są przeciwnicy badań kosmicznych jako takich.




EDIT: i może jeszcze dodam, dlaczego idea astronautyczna wydaje mi się tak dobrą myślą przewodnią dla ludzkości:
-primo: pozwala spojrzeć z właściwego dystansu na wszystkie nasze partykularyzmy,
-secundo: unaocznia człowiekowi, że prawdziwym "wrogiem" jest (niegościnny w sumie) Wszechświat (pamiętajmy, że Ziemia to jego część, i że też bywa niegościnna; wilki nam po ulicach dopiero +/- od stu lat się nie włóczą), nie drugi człowiek (ba, drugi człowiek może być absolutnie niezbędny by w tym środowisku przetrwać);
-tertio: pokazuje jak niezbędne do przetrwania są: wiedza naukowa, rozsądnie używana technologia, kompetencja (błędy się zawsze mszczą) i współdziałanie.
W przestrzeni pozaziemskiej pewne problemy nabierają większej ostrości (uświadamiał mi to Clarke, uświadamiał Lem, ostatnio uświadamia - "cieńszy" zresztą od nich - Reynolds). (Podobnie jest zresztą i w innych ekstremalnych sytuacjach, ale pakowanie się w tamte sytuacje jest albo "sztuką dla sztuki" - vide alpinizm, albo tragedią  - wojny.)
No i człowiek by nie "gnić" potrzebuje przeć do przodu, zaś na Ziemi coraz mnie nietkniętych przez niego miejsc. No niby można ten "instynkt parcia" kanalizować przez "wyścig szczurów", ale ten wyścig będzie dotyczył coraz węższej grupy ludzi - vide automatyzacja, o której wspominasz. (Poza tym im bardziej wartościowa jednostka tym mniej ją takie wyścigi bawią - vide selekcja negatywna w polityce choćby.) Co zaproponujemy reszcie? Jakiś odpowiednik betryzacji?


* tak poważnie, to przeraża mnie ten odsetek... odsetek wierzących w inne cuda(ctwa) też

** zwł., że zwolennikom podniesienia poziomu obronności można ględzić o "bezpieczeństwie przed Obcymi", a zwolennikom cięcia budżetu Pentagonu - świecić w oczy pokojowymi efektami badań kosmicznych.

12920
DyLEMaty / Odp: Eksploracja Kosmosu
« dnia: Listopada 07, 2009, 10:51:28 pm »
Widzisz Cetarianie...

Zacznijmy od tego, że mam świadomość jak brzmi "głos szarego człowieka". Tak brzmi głos z Polski:
http://megawkurw.pl/2009/07/29/kosmonauci-nasa/
(Uwaga tekst pod linkiem zawiera słowa powszechnie uważane za wulgarne.)

To się nazywa "wspaniały" przykład świadomości globalnej i myślenia w skali Wszechświata, co?  :P

Brzmienie analogicznego głosu z USA umiem sobie na tej podstawie bez trudu wyekstrapolować (dojdą właśnie te narzekania na koszta).

Tym niemniej nie uważam by bycie dobrym politykiem polegało wyłącznie na wsłuchiwaniu się w wyniki sondaży i wykonywaniu każdej, choćby najgłupszej, rzeczy jakiej vox populi sobie zażyczy. Tym bardziej nie uważam, by polegało na żerowaniu na zbiorowych lękach i frustracjach w celu odniesienia korzyści osobistych jak robił to pan profesor Andrzej Lepper, a robi do dziś ojciec zawsze dyrektor.

Uważam, że polityk z prawdziwego zdarzenia (jak to się drzewiej mówiło "mąż stanu") powinien myśleć w skali szerszej niż przeciętny obywatel, a następnie... Nie, nie przeforsować swoje zdanie siłą, a umieć przekonać do niego większość, nawet jeśli zajmie to parę lat (dobrze by było - przy okazji - by było to zdanie sensowne).

Prawdziwy polityk nie może być sterowaną sondażami marionetką (jeśli ma pełnić tylko taką funkcję, to jest idealnie zbędny, niech decyduje referendum). Nie może też być tylko sprawnym administratorem (bo skupiwszy się na teraźniejszości przegapi przyszłość). Powinien być wizjonerem i to wizjonerem rzadkiego typu bo rozsądnym. (Znaczy: patrzeć +/- tak szeroko jak Lem ::).)

Nie wiem czy takim politykiem był wtedy Kennedy, czy też szersza grupa Amerykanów (i nie tylko ich) wykazała się zbiorową mądrością. W końcu zamiast ścigać się na orbitę (a potem na Księżyc) można było wybrać bardziej tradycyjną rozrywkę (i formę rywalizacji) - wojnę. Zwolenników - nawet atomowego - uderzenia na wroga nie brakowało po obu stronach. A jednak wygrała inna opcja (Chruszczowowi i Rosjanom też należy się tu ukłon).

And one more thing: nawoływałeś niedawno wielkim głosem do "jednoczenia się inteligencji", wokół jakiego celu łatwiej ją organizować niż wokół idei astronautycznej - wykroczenia poza nasz planetarny grajdół? ;)

ps. patrząc cynicznie, bo chyba takie spojrzenie na sprawy lubisz (vide ciągłe odwoływanie się do liczb i partykularnych interesów), rozumiem, że pierwsza kadencja odpada, bo chodzi o drugą, ale czemu nie wysłać załogi na Marsa w czasie drugiej kadencji, tak pod sam koniec? ;)

(Inna sprawa, że ludzie nie myślą idealnie racjonalnie, więc przeliczanie wszystkiego na rachunek ekonomiczny, wbrew pozorom nie zawsze jest sensowne. Taki np. Wuch był idealnie logiczny, ale czy byłbyś skłonny słuchać rad Wucha?  ;)
Kolejna sprawa: liczysz koszty podjęcia kolonizacji przestrzeni pozaziemskiej. Czy jesteś w stanie oszacować koszty zaniechania tej kolonizacji?)

ps.2. ten dokument chyba nie był linkowany?
http://www.nasa.gov/pdf/55583main_vision_space_exploration2.pdf

12921
DyLEMaty / Re: Właśnie się dowiedziałem...
« dnia: Listopada 07, 2009, 07:06:25 pm »
Aleś Q zniszczył Dukaja :) ...

Skoro chłop mógłby pisać jak Lem, a nie chce... Cóż mam czynić ::).

Bajka o Powstaniu Warszawskim.

Szykuje się film superbohaterski na ten temat. Bagińskiego:
http://www.hardkor44.pl/
http://opium.org.pl/2009/07/10/hardkor-44-kolejne-szkice-i-pierwsze-informacje-o-fabule/
http://www.film.gildia.pl/filmy/hardkor-44/po-pierwszej-konferencji

A po przeczytaniu zalinkowanego fragmentu jeszcze mniej mi się podoba, ponieważ robota słowotwórcza (MOMO, Złomota) bardzo mi nie leży, ani śmiszno, ani straszno...

To chyba miała być forma wczucia się w psychikę dziecka, które ma tendencję do przekręcania niezrozumiałych, zasłyszanych od dorosłych, słów.

Cel dla mnie niezrozumiały.

Sądzę, że jest to klasyczna "gra do kotleta"; i to napisana chyba na szybko - w wywiadach Dukaj mówił szeroko o swoich pisarskich planach, ale nic wrońcopodobnego w niech się nie pojawiało.

(Przy czym dla odmiany w moim odbiorze "Wroniec" napisany jest na tyle dobrze, że tej pospieszności nic, a nic nie widać. Stylistycznie J.D. jest coraz lepszy*. Szkoda, że tylko stylistycznie, bo poza stylem nic we "Wrońcu" nie znalazłem.)

No cóż, niewypał, ale może nie trend.

Sądzę, że raczej trend**. Jak dla mnie szczytem jego pisarskich osiągnięć było - pod względem intelektualnym - "W kraju niewiernych".

Od tego czasu znacząco podniósł biegłość stylistyczną, ale (IMO) pogubił się pisarsko.

(Z tym, że "Wroniec" to jednak w sumie błahostka spoza głównego nurtu zainteresowań Dukaja.)

pomijając, że "Momo" to piękna książka - dla dzieci zresztą -  Michaela Endego, którą naprawdę warto przeczytać, czy jest się dzieckim, czy nie

Owszem, owszem :). Nie zapomnę Szarych Panów.

Edit: jeszcze jeden fragment ("Wrońca", nie "Momo" ;)):
http://wyborcza.pl/1,76842,7224990,Wroniec___fragment_nowej_ksiazki_Jacka_Dukaja.html


* choć faktycznie, niektóre z zabaw słownych z "Wrońca" są naciągane, już na pierwszy rzut oka... (co pewnie wynika z tego, że Dukaj nie ma lemowej lekkości pióra; tzn. umie pisać - prawie - jak "Lem sieriozny" natomiast jak "Lem kalamburzący" już nie)

** tu się naprodukowałem co sądzę o owym trendzie i dlaczego:
http://www.fahrenheit.net.pl/forum/viewtopic.php?p=243663#243663

12922
DyLEMaty / Re: Philip K. thingy, jak to się drzewiej pisało ;).
« dnia: Listopada 07, 2009, 02:20:01 pm »
Mówi się też wiele o najsłynniejszych powieściach tego Autora, może więc dla odmiany wspomnę coś o jego - może nawet lepszych (za krótkie są, by fabuła straciła spójność ;))  - opowiadaniach.

Moje trzy ulubione to:
-"Złotoskóry" - jeden z nielicznych utworów P.K.D. opartych na klasycznym schemacie "śledztwa naukowego"; b. interesująca wizja tytułowego mutanta, którego obecność stawia pytanie o to na ile rozum jest ewolucyjnie przydatny, i o to ile zwierzęcia zostało w człowieku (konsekwentny mizogin Dick rzekłby "w kobiecie" ;D).

-"Majstersztyk" - inżynier Ziemianin, po wojnie atomowej z Obcymi, pracuje przy przywracaniu warunków zdatnych do życia. Powoli odkrywa jednak, że wojny nie wygrali ludzie, a wiele rzeczy które go otacza jest mistyfikacją. Puenta jest zaskakująca.

-"Podróż" - człowiek podróżujący do kosmicznej kolonii w stanie hibernacji nie został dokładnie uśpiony w związku z tym komputer pokładowy musi stworzyć mu rzeczywistość wirtualną... na 10 lat podróży. Musi się to odbić na psychice owego podróżnika.

Wypada też zwrócić na literackie powiązania thingy'ego ;):

Primo: Zachodniacy z lubością zestawiają go z Lovecraftem. Jest w tym coś. Obaj autorzy mają obsesję na punkcie "prawdziwej prawdy" o świecie... Wizje obu są silnie paranoidalne... (I obaj, jak głosi wieść, wierzyli w prawdziwość tego o czym piszą.)

Secundo:są tacy co twierdzą, że Dick wynalazł cyberpunk. I może sporo w tym prawdy bo jego obsesjami były: nierzeczywista rzeczywistość ;) i granice człowiek-maszyna. No i przedstawiał rozszalały kapitalizm... (Choć jak dobrze pogrzebać to pierwsze próby zgłębienia tych problemów znajdziemy już u Bestera, Asimova, Heinleina...)

Tertio: dłuugo można porównywać groteskowe wizje Philipa K. z "tichym" ;) przedziałem twórczości Lema, podobieństw sporo się wygrzebie.

Jednym słowem: jest to twórca na tyle ważny, że nawet będąc zaprzysięgłym miłośnikiem hard SF - znaczy fantastyki serio, wiarygodnej naukowo i wogóle ;) nie umiem (głównie z racji tego paradoksalnego "realizmu" chyba) obok jego twórczości przejść obojętnie (i w swoim prywatnym rankingu autorów SF stawiam go b. wysoko, gdzieś tak na trzecim miejscu, ex equo z Le Guin***).

Na zakończenie kilka linków:
-Lem (pochlebnie) o Dicku:
http://miasta.gazeta.pl/krakow/1,65127,2704627.html
-Dukaj o Dicku:
http://www.dukaj.pl/czytelnia/publicystyka/LataTlustejSzaranczy
http://www.dukaj.pl/czytelnia/publicystyka/PisarzTezCzlowiekChociazWariat
-J. Sosnowski o Dicku:
http://www.jerzysosnowski.pl/?page_id=55
-"Washington Post" o Dicku:
http://www.washingtonpost.com/ac2/wp-dyn?pagename=article&node=&contentId=A6396-2002Jul26
-i wybór cytatów z P.K.D. - widać z nich jasno, że był jednym z pierwszych stylistów w SF:
http://esensja.pl/ksiazka/recenzje/tekst.html?id=1547


* skoro wszędzie pisali, że on wybitny, podejmowałem próby sprawdzenia co też inni w nim widzą

** nie miał tu skrupułów Mistrza, który nie chciał się bawić w przewidywanie nieprzewidywalnego, ani Clarke'a, który wolał "bezpiecznie" pozostać przy przewidywaniach stricte technologicznych; bawił się tym, jak przypuszczam.

*** która go zresztą w dużym stopniu rozpropagowała...

12923
DyLEMaty / Philip K. thingy, jak to się drzewiej pisało ;).
« dnia: Listopada 07, 2009, 02:16:06 pm »
Jeśli kto się zdziwił czemu nie odpowiedziałem Cetarianowi w kwestii lemowych ocen Dicka, to odpowiedź jest prosta: bo szykowałem nowy wątek wyłącznie o P.K.D. i wolałem zachować swoje najlepsze argumenty "na zasię" ;).

Ale przejdźmy do właściwego tematu...

Przyznaję, ze poczatkowo z twórczością Dicka miałem ten sam kłopot jaki miał (sądząc ze szczerego wyznania w drugim wydaniu "FiF") sam Lem, ostatnio zaś np. Cetarian. Tzn, że jego utwory zaskakiwały kiksami, paralogizmami, kiczowatą w stylu najgorszej space opery scenerią, złamaną strukturą fabuły (uderzyło mnie to już w pierwszym jego opowiadaniu, jakie poznałem - "Przypomnimy to panu hurtowo"; tym które stanowiło kanwę do "Total Recall"). "Trzy stygmaty..." odłożyłem wręcz z niesmakiem, przy pierwszym podejściu. Po jakimś jednak czasie* oswoiłem się z jego twórczością, i zrozumiałem w czym tkwił problem.

Dick jest bowiem w metodzie twórczej - może najbardziej szczerym autorem amerykańskiej SF, ta bowiem, prawie od początku, stoi w opozycji do takiego pojmowania SF, do jakiego przyzwyczaił nas Lem (a tym bardziej Clarke). Amerykańska SF są to mianowicie (co Mistrz zauważył chyba jako pierwszy) przede wszystkim baśnie. Baśnie z morałem, lub bez, mądre lub głupie, piękne lub grafomańskie, ale właśnie baśnie. Widać to u autorów lat '20 i '30, którzy snuli swoje opowieści gwoli ekscytowania nastolatków. Widać u Asimova, który wprost przyznawał, że w czasach, gdy pisał swe słynne historie o robotach nie wierzył w możliwość ich powstania. Widać u Cordweinera Smitha. Widać u Van Vogta. Widać u Bestera. Widać u F. Browna i R. Sheckley'a, których to opowiadania stanowią baśnie z dowcipnym morałem. Widać u Simmonsa. Widać u Wolfe'a. Widać wreszcie u Le Guin i Rodenbery'ego (twórcy "Star Treka"), którzy wprost przyznają, że mimo deklarowanej troski o realizm za cel mają snucie (w ich wypadku: społecznych) alegorii.

P.K.D .bowiem - nie wiem na ile świadomie, bo nie znam stopnia jego twórczej samoświadomości, ani stopnia poczytalności w trakcie pisania - odrzuca w sumie symulowanie dbałości o jakikolwiek (poza psychologicznym) realizm, i swobodnie snuje swoje opowieści, nie ograniczając się regułami jakim powinna ulegać "prawdziwa" SF. (Jest tu więc poniekąd - jak swego czasu mówiłem - przeciwieństwem, b. wyczulonego na kwestię prawdopodobieństwa, Clarke'a; przy czym - jak na ironię, część jego rzuconych od niechcenia "prognoz" się sprawdziła, tak jak i zawiodła część precyzyjnych i logiczne zbudowanych przewidywań A.C.C.).

Analizując twórczość Dicka "wywleka się" ;) zwykle powracający wątek "nieprawdziwej rzeczywistości" zatrącający tyleż o kwestie filozoficzno-metafizyczne, co o tematykę VR, pytanie o granice normy psychicznej, kwestię cienkich granic miedzy człowiekiem a maszyną. Niektórzy zwrócą też uwagę na to w jak (genialne często) twisty zakręcone są jego fabuły (wtedy to była nowość, dziś co drugi reżyserek się tak bawi). Są to wszystko oczywiste oczywistości ;). Zajmę się więc tym co uważam za niedocenianą siłą tych utworów. Chodzi mi mianowicie o to, że Dick pisząc o przyszłych czy alternatywnych światach czynił je "żywymi" - pokazywał zmieniające się mody, codzienne problemy (te odwieczne i te wynikające z wprowadzenia róznych fantastycznych gadgetów) - słowem, że w przeciwieństwie do innych pisarzy SF usiłował pokazać nie genialne wynalazki czy odkrywcze wyprawy, a życie zwykłych ludzi w świecie innym od naszego, dorobić do fabuły - na swój sposób "realistyczne" - tło** (choć o realizm przecie się programowo nie kłopotał). Szczegóły futurystycznych światów wychodziły mu co prawda raz gorzej, raz lepiej, ale zwykle były b. interesujące (choć, jak rzekłem, wielu tych "futurystycznych szczegółów" nie sposób traktować jako prób prognostyki serio).

Widać to zresztą w ekranizacjach tej prozy - światy "Blade Runnera", "Raportu mniejszości", ba nawet nieszczęsnego "Total Recall" nawet jeśli w szczegółach biorą rozbrat z oryginalną wizją pisarza też "bogate są dziwacznymi uszczegółowieniami", które budują niesamowity klimat. (Na tyle wciągający, ze aż nie ma się ochoty pytać o logiczną spoistość tych wizji.)

Kolejna sprawa to miotający się na tle tak interesujących scenografii ludzie. Ludzie słabi, zwyczajni (choć bardzo często zmuszeni do zmierzenia się z gigantycznymi problemami), posiadający swoje wady, odchylenia psychiczne, problemy, kompleksy, pogmatwane życie osobiste i zawodowe... Zwykle budzący naszą sympatię, czasem jednak wręcz odrażający w swych wadach... Ludzie z krwi i kości jakże różni od herosów opiewanych przez Clarke'a, wczesnego Lema, Roddenberry'ego czy Heinleina... Lubię SF o herosach... ideałach... ale to była odświeżająca odmiana. (Zwłaszcza, że u Dicka "żywe" są zwykle nawet postacie z najdalszego tła.)

Nazywa się Dicka "Dostojewskim SF'. Moim zdaniem miał też w sobie - mimo woli, jak to on ;) - coś z Flauberta.

12924
DyLEMaty / Re: Właśnie się dowiedziałem...
« dnia: Listopada 07, 2009, 01:10:14 pm »
Napisałem o tym na innym forum ;) *, więc uznałem, że więcej nie muszę, bo temat - wbrew pozorom - nie wydał mi się aż tak istotny... Ale jeśli prosisz ;) - rozwinę.

Lem powiedział kiedyś (cytując Conrada, jak mi już słusznie wytknięto ;)), że literatura (wsio rawno SF, czy realistyczna) powinna być wymierzaniem sprawiedliwości widzialnemu światu. Dukaj - z tego co widzę - coraz mniej przejmuje się tą maksymą, a coraz bardziej tworzy fikcję autonomiczną, której głównym walorem jest scenografia. Sensy i filozofia (nawet jeśli występują), czynią wrażenie coraz bardziej doklejonych na siłę, w roli swoistego alibi.

"Wroniec" jest jak dla mnie kolejnym potwierdzeniem tego stanu, przy czym tym razem autor nie wyżywa się w dziedzinie wordbuildingu (jak czynił w "Innych pieśniach" czy "Lodzie"), a właśnie w grach językowych a'la Lewis Carroll, który to styl "odgrzał" ostatnimi czasy n/w Neil Gaiman.

Dodatkowy minus a dla mnie za to, że przedmiotem tej zabawy uczynił bolesną, niedawną przeszłość (czyżby o marketing szło?**)  tworząc niby bajkę dla dzieci, ale tak naprawdę zbyt mroczną, zbyt okrutną, i zbyt osadzoną w konkretnym okresie, by dzieci ją zrozumiały. Czyli, że mają to być igraszki dla dorosłych, ale jaki wobec tego jest ich sens? Co tak naprawdę Dukaj chciał nam powiedzieć ponad to, że umie pisać***?

Z rozliczeń z tamtym okresem wolę "Małą Apokalipsę".

ps. fragment "Wrońca":
http://esensja.pl/ksiazka/prezentacje/tekst.html?id=8507


* konkretnie wypowiedź brzmiała:

Cytuj
Ech, gier językowych mu się zachciało, temu Dukaju, w Gaimana się bawi...

A kto poletko hardej SF będzie uprawiał?

(NMSP.)

(I zawierała w bardzo wielkim - może nawet ZA wielkim - skrócie to co powyżej wyartykułowałem precyzyjniej.)

** zważywszy, że zrobiła się teraz moda na dyskutowanie o historii najnowszej może to wyglądać na metodę quasi-danowo brownową

*** ot, potępił Dukaj stan wojenny (przerysowując go zresztą strasznie; taki styl pasowałby raczej do II WŚ), żeby uczynić wrażenie, że pisze o czymś, że jest twórcą zaangażowanym i użył tego w roli alibi do językowych gierek.

12925
DyLEMaty / Re: Ursula K(roeber). Le Guin
« dnia: Listopada 04, 2009, 01:54:01 pm »
Malo fiction w tym SF;)Raczej hiperbola ziemskich problemow...

I tak już będzie w co lepszych powieściach SF pani Ursuli (gorszych i tak nie ma co czytać). "Lewa ręka..." jest tu jednocześnie wyjątkiem, i punktem szczytowym...

.Dosyc pesymistyczny wniosek przeziera z Wydziedziczonych: na jakim swiecie nie zylibysmy, jak rozna bylaby organizacja spoleczenstwa - wolnymi byc nie mozemy.Nawet w anarchistycznym panstwie w koncu wyewoluuje Wladza.

Jest to wniosek b. podobny do tego jaki wyartykułował Orwell w "Folwarku zwierzęcym".

Trudno zyc w swiatach kreowanych przez Le Guin...a przeciez jakos dajemy rade;)

Czy ja wiem, czy są gorsze od świata, który mamy za oknem? Moze nawet mniej krawawe od niektórych jego zakątków.

ps. pożytek z z żyjącego pisarza jest taki, że wciąż może zaskakiwać ;)... oto recenzja nowej powieści Le Guin, kolejnego eksperymentu w jej dorobku (po SF, fantasy, utworach pisanych z punktu widzenia roślin i zwierząt i prozie parahistorycznej z dziejów wymyślonego - ale należącego do "naszego" świata państwa); zatytułowanej "Lawinia" i będącej powieścią historyczną z mitycznej przeszłości Rzymu (główna bohaterka zostaje żoną legendarnego Eneasza - ocalałego z Troi i protoplasty pierwszych władców Rzymu):
http://esensja.pl/ksiazka/recenzje/tekst.html?id=8484

EDIT:
Tadeusz Borowski – wspominając czasy, gdy był więźniem Auschwitz – pisał:
„Teraz dopiero poznałem cenę starożytności. Jaką potworną zbrodnią są piramidy egipskie, świątynie i greckie posągi! Ile krwi musiało spłynąć na rzymskie drogi, wały graniczne i budowle miasta!. Ta starożytność, która była olbrzymim koncentracyjnym obozem, gdzie niewolnikowi wypalano znak własności na czole i krzyżowano za ucieczkę.
Ta starożytność, która była wielką zmową ludzi wolnych przeciw niewolnikom!
Pamiętasz, jak lubiłem Platona. Dziś wiem, że kłamał. Bo w rzeczach ziemskich nie odbija się ideał, ale leży ciężka, krwawa praca człowieka. To myśmy budowali piramidy, rwali marmur na świątynie i kamienie na drogi imperialne, to myśmy wiosłowali na galerach i ciągnęli sochy, a oni pisali dialogi i dramaty, usprawiedliwiali ojczyznami swoje intrygi, walczyli o granice i demokracje. Myśmy byli brudni i umierali naprawdę. Oni byli estetyczni i dyskutowali na niby.
Nie ma piękna, jeśli w nim leży krzywda człowieka. Nie ma prawdy, która tę krzywdę pomija. Nie ma dobra, które na nią pozwala.
Cóż wie starożytność o nas? Zna przebiegłego niewolnika z Terencjusza i Plauta, zna trybunów ludowych Grakchów i imię jednego tylko niewolnika – Spartakusa. Oni robili historię i byle zbrodniarza – Scypiona, byle adwokata – Cycerona czy Demostenesa pamiętamy doskonale.
Zachwycamy się wycięciem Etrusków, wybiciem Kartaginy, zdradami, podstępem i łupiestwem. Prawo rzymskie! I dziś jest prawo!”


Jakoś mi to jakoś koresponduje ze sposobem w jaki Le Guin patrzy na świat, i na historię. I stara się oddać sprawiedliwość wszystkim stronom.

12926
DyLEMaty / Odp: Właśnie zobaczyłem...
« dnia: Listopada 03, 2009, 02:45:18 pm »
Takich cudów to nawet Gallegher po pijaku by nie wymyślił  ;D:
http://tech.wp.pl/kat,1009789,title,10-najglupszych-wynalazkow,wid,11650740,wiadomosc.html

Chyba pozazdrościli Trurlowi tytułu Konstruktora Najgłupszych Maszyn Rozumnych.

ps. z tym, że wbrew pozorom, akurat w klozetowym zestawie ratunkowym widzę jakiś sens, gdy idzie o życie, estetyka schodzi na plan dalszy...

12927
DyLEMaty / Odp: Właśnie zobaczyłem...
« dnia: Listopada 02, 2009, 11:40:57 pm »
Też jestem pod wrażeniem (do tego stopnia, że wiadomość puściłem w dalszy obieg na dwu kolejnych forach) - tak oto chyba rodzi się baza danych, za pomocą której mistrz Yoda szukać potem planeta, która mistrz Obi-Wan zgubić ;).

Samo nazwisko (i pasja noszącego je) zupełnie mi do kolejnej odsłony "Ze wspomnień Ijona Tichego" pasowały. Fajnie, że samotny pasjonat może jeszcze czegoś imponującego dokonać :).

ps. a tymczasem właśnie zobaczam ;) to:
http://solaris.lem.pl/galeria/album-domowy/category/26
Nie wiem czy tak niedawno dodane, czy przeciwnie - tak zapóźniony jestem ;). (Tym nieminej jak kto jeszcze nie oglądał, to - na mój gust - warto.)

12928
DyLEMaty / Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« dnia: Listopada 01, 2009, 10:39:47 pm »
Też oglądałem na czarno-biało, acz w latach trochę poźniejszych (myślałem, ze z nas dwu to ja jestem starszy, a tu niespodziewanka ;)). Pamiętam, że z fabuły nic nie zrozumiałem ponad to, że "o kosmonautach jest", i że tej lawy też się przestraszyłem, ale z całego filmu tak naprawdę liczył się dla mnie tylko Omega, byłem rozkochany w tej (robociej) postaci, przypominał mi mądrzejszą wersję żółwi cybernetycznych, o których wtedy mi czytano do poduszki, i model Łunochoda, którym się bawiłem.

A potem obejrzałem na chłodno, kolejnych parę lat później i pamiętam ten potężny szok, że to wszystko znacznie mniej realistycznie wygląda niż zapamiętałem. I, że Omega wcale nie jest dla fabuły najważniejszy ;).

ps. a tak (pozytywniej niż Mistrz, znaczy ;)) "Milczącą..." widzą Hamerykańce:
http://www.dvdtalk.com/dvdsavant/s1708star.html
http://www.dvdtalk.com/dvdsavant/s138first.html
("Stanislaus Lem" wymiata  ;D.)





Edit:
Będzie też okazja obejrzeć "Solaris" i "Stalkera", w kinie:
http://www.sputnikfestiwal.pl/program.php
(Zaś jednym z gości festiwalowych będzie Tarkowski młodszy.)

12929
DyLEMaty / Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« dnia: Listopada 01, 2009, 09:26:58 pm »
Trudno polecać, gdyż obejrzenie go wymaga sporo samozaparcia.

Ja tam lubię, starego "Star Treka" przypomina ;).

12930
DyLEMaty / Odp: Eksploracja Kosmosu
« dnia: Października 30, 2009, 06:08:08 pm »
Nowy problem do rozwiązania, by lot na Marsa był możliwy:
http://www.physorg.com/news176043930.html

Ale Rosjanie się nie poddają:
http://en.rian.ru/science/20091028/156623290.html

Strony: 1 ... 860 861 [862] 863 864 ... 1089