Podpatrując okładanie się po łbach stronników obozów politycznych zauważyłem, że na potrzeby polityki używa się cepów z różnej materii, też piosenkowej.
Widać każdy potrzebuje uwznioślić swe wybory polityczne słowem i muzyką artystów. I nagle okazuje się, że użycie produktu muzycznego wymaga oddzielnej zgody twórcy.
Bardzo to mi zapachniało Lemem.
Czy np. popierając PiS mam prawo używać papieru toaletowego "x", skoro jego producent popiera PO? Oczywiście celowo trywializuję i sprowadzam do absurdu, by uwypuklić zjawisko.
Dwa przykłady z różnych stron barykady
(czy rym daje już powód do traktowania tekstu jako autorski, a co za tym idzie chroniony prawnie?)Zbigniew Preisner zaprotestował przeciw użyciu "jego" piosenki, przez obóz urzędującego prezydenta
https://www.onet.pl/muzyka/onetmuzyka/zbigniew-preisner-wykorzystany-przez-sztab-andrzeja-dudy-jest-komentarz/bfbv16c,681c1dfaSłowo "jego" wziąłem w klamerki, bo to istota sprawy.
Wobec podobnego ruchu strony przeciwnej, zaprotestował Stan Borys
https://plejada.pl/newsy/stan-borys-wsciekly-na-demokratow-spotkaja-sie-w-sadzie-za-antyrzadowy-spot/2jjpr35Nasuwa się kilka pytań - czy produkt "piosenka" różni się w istocie od innego produktu, typu "krem na zmarszczki"?
I jeśli, to czy używanie owego produktu musi być zgodne z świato-poglądami producenta? Zwłaszcza, że zostało zapłacone bez tego warunku?
Wreszcie dla mnie najistotniejsze - czy ten produkt rzeczywiście należy w pełni do domniemanego właściciela?
Otóż, w obu wypadkach mamy piosenkę, która zasadniczo składa się z tekstu, melodii i wykonawcy.
W obu wypadkach autorzy tekstu to wybitni polscy poeci - Asnyk i Norwid.
Czy ich należało też zapytać?
W wypadku Preisnera - jest on kompozytorem melodyjki (czyli 1/3 produktu)
W wypadku Borysa -melodia i wykonanie.
To mniej istotne - istotne, czy owi twórcy mogą mówić - to MOJA piosenka?
I za tym idąc, domagać się szczególnych praw i zgód na użycie?
To otwierałoby drogę do ciekawych rozwiązań w przyszłości.