Sprowadzanie go do magdalenki to...ograniczenie?
Jasne, że tak. Użyłem tej magdalenki, bo się tu nasuwała, bo była mi wygodna w tym momencie, ale tak naprawdę zawsze na pierwszym miejscu był dla mnie proustowski humor, proustowska anegdotyczność, i mogę niniejszym z przyjemnością odnotować, że nie jestem w tym odosobniony, Sobolewski (pewnie kojarzysz nazwisko jako kinomanka) myśli tak samo:
http://wyborcza.pl/1,75410,2232615.htmlCo - oczywiście - nie znaczy, że warstwy magdalenkowej tam nie ma... I nie odczuwa się jej czytając...
No, ale offtop robię...
Do Snerga bardziej pasuje mi - wspomniany w wywiadzie - Kafka i...Bernhard. Również intro, pryzmat własnych doświadczeń, ale wrzucony w świat którego nie rozumie, opisuje go, poznaje na miarę swoich możliwości i wiedzy oraz tego, do czego dopuszcza go system, nadistoty - jak nazwiesz. Ale jest coś co powoduje człekiem - nie jego wnętrze, ale zewnętrze.
Przy czym to jest pewien paradoks, bo u Kafki to aż boli, jak się o tym zniewoleniu jego bohaterów czyta, takie odczuwalne, a u Snerga - tak jak sam BER-66 - niby wiemy, że protagonista jest sterowany, ale nie czujemy (przynajmniej ja nie czuję) tego tak, ba... on sam gdyby nie wiedział - to by nie czuł.
Zresztą... jeśli w istocie ww nie ma, na co wszystko zdaje się wskazywać, to sytuacja BERa, Marcela i nasza jest identyczna w sumie, choć może Marcel o tym nie wiedział, przed Libetem się urodził. I jedyna możliwa wolność to - subiektywne doświadczanie wolności.
Q robi ze mnie handlarza galaktycznego o złotym sercu, to dla miłośników Voyagera tak krytykowanego na forum ST, chyba komplement.
Ale z Prousta nie zrobi się Wiśniewskiego i odwrotnie.
I bardzo dobrze, bo dzięki temu mamy dwie odrębne twórcze indywidualności, które swe miejsce w historii literatury mają
.
W ogóle po co się napawać podobieństwami, jeśli istnieją ( a gdzie w literaturze szeroko pojętej nie istnieją) własne doznania
Hmmm... Tak zasadniczo przecież doznania bohaterów literackich zawsze odbieramy przez pryzmat własnych. Czasem dość paradoksalnie - np. gdy po raz pierwszy o w/w magdalence czytałem, nie wiedziałem jak takie ciastko smakuje, ale że porwała mnie sugestywność proustowej prozy, mój mózg podstawił sobie automatycznie pod ten opis różne słodkości, które jadłem, i poczułem wyobrażoną (ale dość fizyczną, na języku wręcz odczuwalną) słodycz rozkoszniejszą, niż potem - za lat ileś - gdy w końcu prawdziwą magdalenkę jadłem. Tak to wyobrażenie - też nie całkiem fałszywe, na prawdzie wspomnień bazujące - z rzeczywistością, nie po raz pierwszy, wygrało.