Pamiętacie ten wątek nt. kwestii istnienia genu odpowiedzialnego za częstotliwość mutacji?
W porządku. Czy zatem nie wydaje się wam prawdopodobne, że istnieje gen(y) odpowiedzialny za częstotliwość mutacji,
skoro dzięki temu gatunek w czasach bardziej zmiennego środowiska mógłby sobie ustalić większą plastyczność, ergo szybciej by się do zmiennych warunków przystosowywał,
natomiast w czasach spokojnych zmniejszałby sobie częstotliwość mutacji uzyskując maksimum potomków ?
Otóż okazuje się, że poniekąd miałem trochę racji. Oto cytacik z najnowszego Świata Nauki [s.66-67 kwiecień 2006]:
[size=10](ale ze mnie chwalipięta
)[/size]
Już w latach 70. naukowcy odkryli proces zwany "odpowiedzią SOS", pojawiający się u bakterii, gdy szybkie tempo mutacji może im dać korzyści. Jest to rodzaj samoobrony w warunkach skrajnego stresu. Bakterie wypróbowują wówczas różne sposoby naprawiania szkód - m.in. aktywują geny kodujące białka, które ułatwiają powstawanie mutacji. Mutacje zachodzą wtedy 10 tys. razy częściej niż podczas normalnych podziałów, a komórki szybko zmieniają toższamość. Na przykład komórki pałeczki okrężnicy (Escherichia coli) inicjują odpowiedź SOS w reakcji na szkody wywołane przez cyprofloksacynę i inne antybiotyki fluorochinolonów. Leki te łączą się z gyrazą - enzymem niezbędnym do replikacji DNA - i hamują jej działanie, zaburzając normalną replikację, co skutkuje rwaniem się nici DNA i prowadzi do śmierci komórki bakteryjnej. Podwyższenie częstości mutacji zwiększa szansę na powstanie jakiejś mutacji genu gyrazy, która tak zmieni kodowane białko, że cyprofloksacyna nie będzie mogła się z nim połączyć.
Różnica pomiędzy moim wydumaniem a rzeczywistością polega na tym (o ile zrozumiałem sens artykułu), że tak naprawdę do uaktywnienia genu powodującego mutację potrzeba ingerencji z zewnątrz w DNA - antybiotyku, a nie jak postulowałem - losowego zmutowania tego genu.
pzdr