I znów miałem pecha - napatoczyłem się na fragment "Last Days on Mars". Podtrzymuję
swoją opinię - przyzwoite dekoracje, których szkoda na to krwawo-siekano-bezmyślne coś udające fabułę. Nieoglądalne i toto.
Doedyt.
:
Oglądałem sobie też to "Genisys" terminatorowe jednym okiem, może nawet ciut dłużej niż resztę tych bzdur... Sentyment do klasycznych filmów - z których dużo czerpało - mnie trzymał... Tylko... cały czas zastanawiałem się jak film z lat obecnych może - od strony czysto technicznej - wyglądać gorzej niż produkcja z lat '80. I jaki jest w ogóle sens powstania go, co ze sobą - poza grą na w/w sentymentach i prymitywnymi w sumie (choć niby wyrafinowanymi na tle lepszych poprzedników) temporalnymi zabawami - niesie? Czemu - poza zarobkiem - służy?
(Jeszcze gorzej, że to międlenie tematyki fikcyjnego, coraz bardziej zwietrzałego i wytartego, świata b. mi przypomina cały czas kierunek, w którym poszedł "Star Trek"...)