Co do Holokaustu przewijającego się w twórczości pana Lema, wydaje mi się, że koniecznie należy wspomnieć o "Głosie Pana" i Rappaporcie, żydowskim naukowcu, który opowiada narratorowi masową egzekucję z 1942 roku, której był świadkiem. Wspomina on jednego z hitlerowskich oprawców, młodego boga wojny, który nie musiał ani krzyczeć, ani wpadać w na pół pijany trans walenia i kopania, w jakim pracowali jego podkomendni, by schować się przed swoimi ofiarami w nienawiść do nich. Ów młody bóg nie musiał łomotać Żydów kolbami, tak by z rozciętych głów spływała krew oskorupiając ich twarze, tak by czyniła je poczwarnymi, nieludzkimi i w ten sposób, by nie pojawiała się w postępkach szpara, z której mogłoby wychynąć przerażenie, czy litość.
W czym tkwił motor postępowania młodego hitlerowca?
"- Zrozumiałem to później - rzekł - dzięki innym rzeczom. Jakkolwiek mówił do nas, nie byliśmy ludźmi. Wiedział, że zasadniczo rozumiemy mowę ludzką, ale jednak ludźmi nie jesteśmy, i wiedział to dobrze. Gdyby nawet tego pragnął, żadnego wyjaśnienia nie mógł nam więc udzielić. Mógł z nami robić, co chciał, ale nie mógł wdawać się w pertraktacje, bo do pertraktacji potrzeba strony pod jakimś jednym względem chociaż równej temu, kto pertraktuje, a na tym podwórzu był tylko on i jego ludzie. Jest w tym logiczna sprzeczność, zapewne, lecz działał właśnie podług tej sprzeczności, i to dokładnie. Prostsi z jego ludzi wyższego wtajemniczenia nie posiedli, pozór człowieczeństwa, jakim były nasze ciała, nasze nogi, twarze, ręce, oczy, ten pozór zwodził ich nieco i dlatego zmuszeni byli masakrować owe ciała, aby je uniepodobnić do ludzkich, ale jemu takie prymitywne zabiegi już nie były potrzebne. Tego rodzaju wyjaśnienia zwykle traktuje się jako przenośnie, jako rodzaj baśni, ale to, jest zupełnie dosłowne."
P. S.
Wiem, że post nie do końca na temat, ale nie mogłem się powstrzymać, by nie zacytować tego jakże fascynującego mnie fragmentu.