Trza czytać argumenta zwolenników i WO. Jak nie będzie ACTA nie bedom tworzyć artysty i zdechną z głodu. Dałem link do bloga WO?
Natomiast wracając do Iliady to wtedy wbrew pozorom byłą sytuacja o tyle podobna, że na pamięć się uczył jeden od drugiego.
ale Ty to tak serioserio porównujesz? Te kopiowanie w necie z uczeniem się na pamięć
Iliady, która była pierwotnie zapisana...nigdzie?
Oczywiście - link, ale to Ty podajesz przykład powstania
Iliady i
Odysei. Mniejsza o to. Takie stawianie sprawy - życie albo śmierć artysty - to skrajność.
Myślę, że w tym wątku poplątały się dwa tematy: samej ochrony praw autorskich i ochrony w konkretny sposób czyli ACTA.
1) Dyskusja jest bezprzedmiotowa jeśli ktoś uważa, że skoro internet rozwinął nowe możliwości rozpowszechniania, to trzeba z nich korzystać bez normowania, bez chronienia praw autorskich czyli publikacje nowości za darmo (np. FW - tłumacz poświęcił 10 lat na tę pracę - ale powinna być w necie w lutym za free), bez udziału autora. Temu podejściu nie dogodzą żadne ACTA ani FACTa - obojętnie jak konsultowane, co zawierające. W takim układzie radzę zlikwidować prawo pracy i pracować za darmo albo za pół wynagrodzenia.
2) Drugi temat to same ACTA - tutaj się w większości zgadzamy, że bubel i w treści i w sposobie powstawania. Nie można podpisywać byle czego - byle było. Zwłaszcza, że sami europosłowie zaczynają brzdąkać, że nie wiedzieli co robią...
To już mówiłem kilka razy - zawsze w historii istniało jakieś pojęcie praw autorskich i często było to jakoś prawnie sankcjonowane. Nigdy jednak w taki sposób jak dzisiaj, gdy w imię tego chce się nam zafundować globalno-korporacyjny system policyjny.
ps,
przy takiej cenie to chyba poczekam na Finneganów, aż się pojawią w antykwariatach i w "tanich książkach"
Jak konkretnie widzisz to "jakoś było sankcjonowane" w necie? Czy tego po prostu nie widzisz i wracamy do punktu pierwszego...
Ja uważam, że tertium datur. Trzeba chronić prawa autorskie w necie, ale innymi rozwiązaniami niż ACTA. Poza tym wg mnie jak zwykle zaczyna się od końca: czyli od karania, miast od szukania rozwiązań wewnątrz wydawnictw i wytwórni. Tak, jak napisałam: książki na portalach, gdzie płaci się za transfer, a nie 30 zł za jednego ebooka; filmy w necie tak szybko, jak na dvd - cena również za transfer (tutaj szybsze przechodzenie do darmowego oglądania - porównajcie ile zarabia film w kinach ile książka w księgarniach).
Po prostu wytwórnie filmowe muszą zmienić politykę (czy to obniży ich dochody? nie sądzę)a wydawnictwa wypracować nowy sposób dystrybucji książek (tutaj uważam, że potrzebne jest jakieś porozumienie - żadne wydawnictwo nie wyłamie się pierwsze ze schematu, nie zrezygnuje z ceny jednostkowej na rzecz transferu). Później - jak już książki/filmy/muzyka nadążą za nowym nośnikiem czyli będą dostępne legalnie w necie (większość tego co czytam i oglądam nie jest) w niezawyżonej cenie - można szukać konkretnych rowiązań prawnych.
Oczywistym chyba jest, że nikt przy prawie zdrowych zmysłach nie chce doprowdzić do sytuacji typu: zanucisz piosenkę w autobusie i Cię zaaresztują za nielegalne odtwarzanie;)
Poza tym otwartą zostaje sprawa ściągania z netu tego, co się wcześniej zakupiło - czy można coś ukraść bardziej albo mniej?
W sumie rzecz z prawami zarządzanymi przez wielkie korporacje wiąże się z wcześniejszą akcją - No logo.
P.S. Chciałam tylko zauważyć, że np. książka pani Naomi Klein, która obnaża i piętnuje korporacje nie została opublikowana za darmo w necie - można ją kupić w księgarniach - także tych "korporacyjnych". Hm...