Rzeczy, które podnosisz nie mają nic wspólnego z problemem. Nie roisz sobie żadnej halucynacji, bo rojenie, śnienie i tak dalej to są stany wsobne, wywołane wewnątrz mózgu, bez koniecznego dopływu bodźców.
Kwestia, czy doznania są egzogenne, czy endogenne nie ma znaczenia. Jeśli siedzielibyśmy naprzeciw, bez czapki-widki na mojej głowie, mógłbym powiedzieć: "pięknie pachną te goździki" i czułbym ich zapach, a jednak z dopiero co postawionych na stole nic jeszcze do mojego nabłonka węchowego by nie doleciało. Czysta sugestia. I powiedzieć można: kiedy poczujesz zapach dopiero co postawionych kwiatów to nie wiesz, czy czujesz ich rzeczywistą woń, czy to tylko wytwór twojego mózgu. A jednak woń można zaraz sprawdzić, zbliżyć nos do kwiatu. Kwestia nie dotyczy tego, jaką drogą coś dociera do mojej świadomości, ale wartości poznawczej tegoż. Podobne przykłady, jak z poczuciem zapachu w wyniku sugestii, można by mnożyć, a jednak nie wątpię we wszystko, co widzę, słyszę, o czym mnie powiadamiają media, książki, choć mogę być tym czym innym razem wprowadzany w błąd (i przez jakiś czas w tym błędzie trwać).
Jak więc jednak coś mogę wiedzieć? A kiedy mówisz, że coś wiesz? Jak się czegoś dowiadujesz?
Pytanie brzmi: w co można sensownie wątpić? Ale też: co można sensownie postawić jako hipotezę?
Co do każdej jednej rzeczy mogę się mylić, ale nie mogę się mylić co do wszystkiego.
W tym momencie nie chodzi o szczegóły i rozdrabnianie dyskusji. Jesteś u mnie, pijesz kakao i zgodnie z moją wolą albo patrzysz własnymi oczami, albo myślisz, że patrzysz, kiedy Twój mózg w rzeczywistości analizuje szemranie prądów ze stojącego opodal bębna. Możesz rozróżnić te dwa stany - czy nie?
Jeśli nie mogę (w trakcie lub po fakcie), to nie ma o czym mówić. ;] Hipotezę "czapka działa" mogę postawić, o ile wiem, co to znaczy, a jeśli w moim doświadczeniu śladu być nie może, to nie ma hipotezy. Jeśli zakładam czapkę i naglę widzę przed sobą dziwnie zmienionego Maźka, w innym ubraniu, z wąsem jak u Piłsudskiego, to zakrzyknę: czapka działa! Jeśli wszystko wróci do normy: czapka wyłączona. Ponad rozróżnienia, które mogę poczynić, którym nadam sens: rzeczywistość albo fikcja, zgodnie ze swoim pojęciem o świecie, nic więcej powiedzieć nie mogę, tak też wątpić mogę sensownie w tych tylko ramach. Poza nimi jest już tylko paranoja, albo czcze gadanie o tym, że sobie założyłem, bo wiedzieć nie mogę, ale z tym założeniem to już mogę badać najgłębsze tajemnice kosmosu.
mi chodzi o czystą fizykę
Metafizykę, czystą metafizykę. Ty już wiesz, że chłopa na ekranie ze skrzyni wyciągnięto, ale to umowa między twórcami filmu, a widzem, co jest
real, a co
fake. I w życiu postępujesz tak samo, jak patrząc w ten ekran, na którym widzisz fikcję w fikcji, i rzeczywistość w fikcji, a popcorn i cola na kolanach to po prostu rzeczywistość. I jak będziesz wiedział, co znaczy "chłop w skrzyni", to takiego rozpoznasz, jak na niego trafisz. ;] Reszta jest milczeniem.
Trochę mnie tylko dziwi, że tak bardzo chcesz w takiej dziwnej niepewności żyć.
ps.
Nie chodzi o to jak i o czym on myśli. Chodzi tylko o to, czy może odróżnić bodziec sztuczny od pochodzącego ze szpulki. Nawiasem mówiąc - skoro odkładamy na bok duszę i Boga - dlaczego miałby być w którymkolwiek calu inny, skoro od urodzenia otrzymywał przeciętnie dokładnie takie same bodźce, jak mózg każdego przeciętnego człowieka?
Oho, widzę, że rzeczywiście nie masz tych problemów z językiem adekwatnym dla opisu sprawy.
Rzecz prosta jak drut. No cóż, ja sobie pokomplikowałem, ale coś czuję, że lepiej na tym wychodzę.