Chyba tu najlepiej pasuje, bo jaki będzie ten świat (za Wybiorczą
https://wyborcza.pl/magazyn/7,124059,27768575,polski-bloger-naukowy-pozwany-przez-kreacjonistow-ktorzy-wierza.htmlmoda-na-kominiarki.html#S.zajawka_magazynowa-K.C-B.3-L.1.duzy)
Polski bloger naukowy pozwany przez kreacjonistów, którzy wierzą w wielkiego architekta
Adam Adamczyk, absolwent prawa i historii, popularyzator nauki i twórca bloga Kwantowo.pl
w rozmowie z Piotrem Cieślińskim
W połowie lipca tego roku otrzymał pozew sądowy o naruszenie dóbr osobistych od fundacji En Arche za opublikowanie listu otwartego do dziekanów, naukowców i studentów, aby uważali na „nową falę pseudonauki, która coraz śmielej wdziera się na polskie uniwersytety".
Za co właściwie kreacjoniści wytoczyli panu proces?
– List ostrzegał przed działalnością fundacji, która – formalnie – została powołana do „działania na rzecz nauki i edukacji", a w rzeczywistości propaguje koncepcję Inteligentnego Projektu (ID), zgodnie z którą cały Wszechświat został zaprojektowany przez bliżej nieokreślonego architekta. Napisałem tak: „Koncepcja ta stanowi swoisty odprysk popularnego za Oceanem kreacjonizmu, który w swej radykalnej wersji nakłania do możliwie dosłownego odczytywania biblijnego mitu stworzenia". Oczywiście zwolennicy ID publicznie odżegnują się od związków z kreacjonistami, zapewniają, że ich rozumowanie pozostaje w pełni obiektywne, pozbawione pozanaukowych inspiracji i niezwiązane z wiarą.
Ale największymi autorytetami En Arche są takie osoby jak Jonathan Wells, przedstawiciel Ruchu pod wezwaniem Ducha Świętego dla Zjednoczenia Chrześcijaństwa Światowego, czy Michael Behe, związany z amerykańskim think tankiem ultrakonserwatywnych chrześcijan i znany z prób wdrożenia kreacjonizmu. Ostrzegałem też, że wystarczy chwila nieuwagi, aby z „najciemniejszych dziur wypełzły maszkary żerujące na ludzkiej ignorancji, a jak uczy nas doświadczenie, maszkary te z czasem bardzo trudno zagonić z powrotem do ich nor. Dlatego trzeba reagować od razu i z całą stanowczością".
List podpisało kilkunastu popularyzatorów nauki, ale byłem jego pomysłodawcą, więc to na mnie skupiła się uwaga polskiego ruchu ID.
Od czego się zaczęło?
– Rok temu zobaczyłem na Facebooku zaproszenie na webinarium z udziałem Michaela Behego. Webinarium organizowała fundacja En Arche, a na internetowym zaproszeniu zobaczyłem logo Wydziału Biologii Uniwersytetu Kardynała Wyszyńskiego (UKSW) w Warszawie. I to mnie zirytowało.
Że uczelnia to firmuje?
– Że patronuje wydarzeniu z udziałem kontrowersyjnego uczonego, od którego odcina się nawet jego własna uczelnia (Lehigh University), i wchodzi we współpracę z En Arche.
Najpierw napisałem do UKSW, dzwoniłem do dziekanatu, zwracałem uwagę, co to za podmiot, i przede wszystkim pytałem, kto wyraził zgodę na patronowanie temu webinarium. Myślałem, że zaszło nieporozumienie. To się niestety czasem zdarza – uczelnia daje patronat, ale tak naprawdę nie przygląda się dokładnie, czemu patronuje, i nie zdaje sobie sprawy, do czego przykłada rękę. Ale nie udało mi się skontaktować z nikim, kto by wziął za to odpowiedzialność.
Jak wyglądały te rozmowy? Zbywano pana?
– Prawdę mówiąc, chyba nikt nie traktował mnie poważnie. Odsyłano mnie od drzwi do drzwi. Kiedy napisałem do Wydziału Biologii, skierowano mnie do zespołu ds. promocji, tam polecono kontakt z samym dziekanem. Bez skutku.
Dopiero wtedy zwróciłem się do autorów blogów popularnonaukowych i popularyzatorów nauki, by zwrócić uwagę na to, jakie wydarzenia odbywają się w murach uczelni.
Kilka miesięcy wcześniej En Arche próbowało m.in. zorganizować konferencję w gmachu Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego, jak również wydawać swoje książki przez sklep PWN. Instytucje te anulowały swoje poparcie.
Ale Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego nie ustąpił?
– Nie zareagował na moje pisma i telefony ani list otwarty. Na ogłoszeniach o webinarium do końca widniało logo Wydziału Biologii i Nauk o Środowisku. Dopiero gdy webinarium się odbyło, dostaliśmy odpowiedź. Wydział oficjalnie oświadczył, że nie popiera ani nie promuje tego webinarium. UKSW odpowiedział mi również na Facebooku: „Współpraca Wydziału z Fundacją En Arche mieści się w zakresie statutowych działań Fundacji, obejmujących wspieranie badaczy i naukowców, oraz współpracy z uczelniami w Polsce". Dowiedziałem się tam, że wydział dostał pieniądze od En Arche na zakup mikroskopu i projekt badawczy „Endemiczne i obce gatunki biedronkowatych wysp północnego Atlantyku".
Ale samo En Arche oświadczyło też, że miało zgodę Wydziału Biologii UKSW na użycie logo Wydziału. Kuriozum. Bo jeżeli profil En Arche budzi wątpliwości, to dlaczego uczelnia pozwalała sobie na pobieranie z takiego źródła grantów czy darowizn? A jeśli fundacja nie budzi wątpliwości, to dlaczego zrezygnowano z patronowania „edukacyjnemu" wydarzeniu?
Dlaczego takie webinaria nie powinny być promowane w uczelniach wyższych?
– Żeby nie było wątpliwości: mamy wolność słowa, każdy ma prawo wyrażać swoje poglądy, nawet jeśli są to poglądy antynaukowe – ale jednak nie powinny być one głoszone w obrębie placówek naukowych. Wykład na uniwersytecie ma inny ciężar gatunkowy niż program telewizji śniadaniowej czy film na YouTubie. W efekcie przeciętny obywatel przestaje odróżniać, co jest nauką, a co bzdurą.
Jaką szkodę może wyrządzić pseudonauka?
– Mówiąc półżartem, nie znam listy wynalazków powstałych na kanwie biblijnych przypowieści. Współczesna nauka opiera się na wielkich teoriach, takich jak szczególna i ogólna teoria względności, ewolucja czy mechanika kwantowa. Nawet jeśli ich nie rozumiemy, to właśnie im zawdzięczamy obecny poziom wiedzy i drogą nam technologię. Co więcej, jak na ironię, to za ich sprawą przeciwnicy nauki mogą używać komputera i tak łatwo rozpowszechniać swoje bzdury.
A na czym polega niebezpieczeństwo? Bliski jest mi pogląd, że pseudonauka rodzi pseudonaukę. Jeśli odpuścimy rygor metody naukowej w jednym miejscu, to automatycznie poszerzamy pole dla antyszczepionkowców, astrologów, denialistów klimatycznych etc.
Jeśli pozwolimy wykładać na wydziałach biologii teoretykom projektu, to ich słowa zyskają na wadze. Nawet jeżeli większość obserwatorów nie ulegnie popisom oratorskim Behego czy Wellsa, to jednak znajdą się o krok bliżej myśli, że może coś w tym wszystkim jest. Może teoria ewolucji rzeczywiście ma luki nie do wypełnienia? Może obecna nauka powinna dopuścić enigmatyczną argumentację z projektu i wszechmogącego projektanta? Ale jeśli projektant zastępuje naturalne procesy biologiczne, to może również chemiczne, geologiczne, fizyczne i inne… Dlaczego nie?
Inteligentny Projekt unika porównań swoich twierdzeń do religii, Boga. To tylko zmyła?
– Propagatorzy Inteligentnego Projektu zaprzeczają, że są kreacjonistami, prostemu twierdzeniu, że świat powstał od Boga. Twierdzą, że wszystko zostało zaprojektowane, ale nie mówią głośno, kto jest projektantem. Teoretycznie nie musi to więc być żadne bóstwo.
Sęk w tym, że losy tego ruchu i jego propagatorów zaskakująco często krzyżują się z pospolitym, biblijnym kreacjonizmem. Dla mnie to kreacjonizm w przebraniu, taka szata wyjściowa, która jest wkładana, kiedy mamy do czynienia z lepiej wykształconym, bardziej sceptycznym audytorium, niepodzielającym religijnego zapału. W takim przypadku próbujemy dotrzeć do umysłów odbiorców tylnymi drzwiami.
ID udaje teorię naukową?
– I bardzo dobrze to robi.
Ale nie jest teorią naukową?
– Głównym kryterium, które współcześnie decyduje o tym, czy jakaś teoria jest naukowa, czy nie, pozostaje możliwość jej falsyfikacji. Musi istnieć test, obserwacja, eksperyment, których negatywny wynik może dany pomysł obalić. Jeśli nie ma sposobu, aby w ten sposób przetestować teorię, to leży ona poza królestwem nauk empirycznych.
Na temat takiej idei wciąż mogą dyskutować filozofowie czy teologowie, ale już nie powinni fizycy, chemicy czy biolodzy. Bo to nie jest nauka, o czym można się na przykład przekonać, gdy się prześledzi argumenty podnoszone w słynnym procesie Tammy Kitzmiller przeciwko Okręgowi Szkolnemu Dover w USA.
Przypomnijmy: w 2005 roku rada edukacyjna Okręgu Szkolnego Dover nakazała nauczać na lekcjach biologii, że Inteligentny Projekt jest naukową alternatywą do teorii ewolucji. Matka dwóch uczennic – Tammy Kitzmiller – oraz dziesięcioro innych rodziców złożyło pozew przeciwko władzom okręgu. Sąd uznał ich racje. Orzekł, że władze szkolne pogwałciły pierwszą poprawkę do konstytucji USA, która zapewnia rozdział Kościoła od państwa oraz zakazuje wszelkich form narzucania wiary, bo koncepcja Inteligentnego Projektu jest podszyta religijnym fundamentalizmem i nie spełnia wymogów metody naukowej.
Bo nie da się obalić twierdzenia, że nasz świat został zaprojektowany przez jakąś inteligencję?
– Żeby to zobrazować, podam przykład. Teoria względności stwierdza, że czas biegnie inaczej bliżej masywnego ciała niż w pewnej odległości od niego. To tak zwana grawitacyjna dylatacja czasu, którą mogą kojarzyć choćby sympatycy science fiction. Kiedy np. bohaterowie filmu „Interstellar" znajdują się blisko czarnej dziury, ich zegarki tykają odpowiednio wolnej niż zegarki reszty załogi, orbitującej w większej odległości od silnego źródła grawitacji.
Podobnie według teorii Einsteina bieg czasu spowalnia, kiedy poruszamy się z dużą prędkością. W „Powrocie z gwiazd" Stanisława Lema na Ziemię wraca pilot statku, który brał udział w wyprawie do odległej gwiazdy. Na pokładzie minęło 10 lat, ale na Ziemi – 127 lat.
– Przy tym te efekty nie są byle fantazją, lecz elementem pełnokrwistej teorii naukowej. Przeprowadzono wiele rozmaitych testów z zegarami atomowymi, które wnoszono na szczyt góry, na ostatnie piętra wieżowców albo umieszczano na pokładzie samolotów – aby sprawdzić, czy pomiary czasu wykażą rozbieżność postulowaną przez Einsteina. Gdyby nie zarejestrowano żadnej różnicy albo różnica odbiegałaby od tego, co wynika z równań, szczególna i ogólna teoria względności zachwiałyby się w posadach. Jednym słowem, można ją obalić, choć na razie gładko przechodzi kolejne testy.
A jak można obalić „teorię" Inteligentnego Projektu?
– Tego właśnie nie potrafię sobie wyobrazić. Nie słyszałem o takim teście, któremu można byłoby poddać tę „teorię" i który uznaliby jej orędownicy.
Trzeba by udowodnić, że Bóg istnieje?
– Raczej wymyślić doświadczenie, którego ewentualny negatywny wynik mógłby wykluczyć jego istnienie.
Kreacjonistyczne ruchy wchodzą do Polski?
– Są tu już od dawna. Przykładem ruch „Idź pod prąd", gdzie działa znany z polityki Marian Kowalski czy równie kontrowersyjny pastor Paweł Chojecki. Według nich świat został stworzony 6 tys. lat temu przez Boga i tyle. Ale oni nie udają, że ich tezy mają cokolwiek wspólnego z nauką. To czysty fundamentalizm.
Natomiast Inteligentny Projekt jest bardziej podstępny, pozuje na naukę, więc ma szersze pole manewru. En Arche dopiero od dwóch lat tu działa prężnie i próbuje zdobywać uznanie. Posiada pokaźne zaplecze, dysponuje sporymi środkami finansowymi, wydaje własne książki, przyznaje stypendia, organizuje wydarzenia, ma profesjonalną stronę internetową i nawet własną radę naukową z bodajże trzema profesorami.
To są jacyś nasi profesorowie?
– A jakże. Jest prof. dr hab. Kazimierz Jodkowski, prof. dr hab. Andrzej Myc, prof. dr hab. Marian Józef Wnuk...
Myśli pan, że kreacjoniści będą chcieli także wejść do szkół, jak ci amerykańscy?
– Na pewno będą czekać na odpowiedni moment. Dlatego chcą oswajać ze swoimi twierdzeniami opinię publiczną i środowisko naukowe. Stąd próba wejścia na wydziały biologii.
Teraz chyba jest dobry moment. Minister Czarnek mocno stawia na wydziały teologiczne i ośrodki katolickie, podwyższył rangę m.in. takich periodyków jak „Kościół i Prawo", „Przegląd Tomistyczny" czy „Ethos. Kwartalnik Instytutu Jana Pawła II". Zapowiedział także „walkę z akademicką cenzurą". Poza tym spory odsetek Polaków identyfikuje się z wiarą katolicką, więc chyba jest u nas podatny grunt dla teorii kreacjonistycznych?
– Niekoniecznie. Po pierwsze, Kościół katolicki jak najbardziej uznaje darwinowską teorię ewolucji, jak również teorię Wielkiego Wybuchu. Słynny jest choćby wykład Jana Pawła II z 22 X 1996 skierowany do członków Papieskiej Akademii Nauk. Jego słowa potwierdzał również Franciszek, podkreślając w 2014 roku, że „Bóg nie stwarza świata za pomocą czarodziejskiej różdżki".
Katolik nie powinien więc mieć wątpliwości co do ustaleń nauki. Choć z drugiej strony wierzący nie zawsze postępują w zgodzie z tym, co mówi hierarcha. Przykładowo obecny papież nawołuje do szczepień i działań na rzecz ochrony klimatu, a widać, jak z tym jest w praktyce.
Warto tu również przywołać opinię ks. prof. Michała Hellera – duchownego i zarazem znakomitego popularyzatora nauki – który zawsze wypowiadał się o ruchach kreacjonistycznych w cierpkich słowach. Już lata temu, na długo przed naszym listem i powstaniem En Arche, profesor rugał teoretyków ID, wprost oskarżając ich o fundamentalizm. To jedno z określeń, które padło również w naszym apelu.
Czego się domaga fundacja w pozwie?
– 10 tys. zł na wskazany cel publiczny, a przede wszystkim oficjalnych przeprosin. Co istotne, En Arche nie próbuje mnie pozywać za nazywanie ich fundacją pseudonaukową, choć właśnie to określenie powinno stanowić dlań najcięższą obelgę. Wszak określają sami siebie jako fundację działająca „na rzecz nauki i edukacji". Zarzuty dotyczą nazwania działań fundacji „podstępnymi" czy wspomnienia o związkach z zagranicznymi fundamentalistami, współpracą z amerykańską organizacją Discovery Institute.
W internecie zbierano pieniądze na proces.
– Fundacja „Marsz dla Nauki" zainicjowała publiczną zbiórkę, aby stworzyć fundusz na ochronę prawną naukowców, specjalistów, dziennikarzy i popularyzatorów przed podobnymi „pozwami zastraszającymi", mającymi na celu ich uciszenie. Będę pierwszym, który z tego skorzysta, ale zebrane środki posłużą też w innych tego typu sytuacjach, np. w procesach z antyszczepionkowcami.
Czy u pana na blogu pojawiają się i próbują dyskutować kreacjoniści?
– Pojedyncze przypadki się zdarzają. Mam jednak to szczęście, że czytelnicy Kwantowo.pl to głównie racjonalne osoby, zaangażowane w myślenie naukowe i niepodatne na uroki pseudonauki.
Dla „Wyborczej" Ewa Bubrowiecka, prezes fundacji En Arche:
Celem pozwu skierowanego przeciwko panu Adamczykowi jest obrona dobrego imienia Fundacji En Arche naruszonego treścią „Listu otwartego..." autorstwa p. Adamczyka i grupy popularyzatorów nauki. W drugiej kolejności chcielibyśmy mieć udział, w miarę naszych możliwości, w działaniach zwalczających zmorę naszych czasów – oszczerstwa, znieważanie, ubliżanie, kłamstwa czy hejt internetowy występujących obecnie powszechnie w przestrzeni publicznej. „List otwarty..." Adama Adamczyka jest wzorcowym przykładem tych negatywnych zjawisk.
Jesteśmy organizacją otwartą na krytykę merytoryczną i dyskusję z poglądami, które chcemy przybliżyć polskiemu środowisku akademickiemu i opinii publicznej. Tak jak piszemy na naszej stronie: „Nie traktujemy teorii ID jak prawdy objawionej, ale propozycję innego, być może lepszego opisu rzeczywistości. Nie wiemy, czy opis ten rzeczywiście jest lepszy, ale chcielibyśmy wiedzieć. Publikujemy materiały z różnorodnych źródeł, nie tylko przychylne, lecz także krytyczne lub polemiczne dotyczące teorii ID. Nie chcemy zamykać się tylko na jeden punkt widzenia. (…) Pozew sądowy, który otrzymał od nas Pan Adamczyk, nie jest próbą uciszenia krytyków teorii inteligentnego projektu. Nie jest on, wbrew temu, co twierdzi Pan Adamczyk, walką z wolnością słowa, ale odpowiedzią na bezpardonowy atak na Fundację En Arche, która właśnie tej wolności się domaga (…)".
Fundatorem En Arche jest Krzysztof Bubrowiecki, wspólnik i prezes zarządu Grupy Unirest, która inwestuje i prowadzi w Polsce hotele znanych światowych marek, m.in. Hilton i InterContinental. Jest także fundatorem Prodoteo, fundacji, której celem jest popularyzacja wiedzy z zakresu apologetyki chrześcijańskiej i Pisma Świętego. Jej nazwa pochodzi od pierwszych liter słów: Pismo Święte, Rodzina i Dobroczynność, a TEO – jak czytamy na stronach fundacji – „odnosi się do Trójosobowego Boga wyznawanego przez chrześcijan różnych denominacji". Ze sprawozdań En Arche wynika, że w ostatnich latach osiągała ona przychody ponad 10 mln zł rocznie.