Czy prezydenci Chin, Rosji, USA (i może inni) maja jakąś sferę absolutnej prywatności?
Przypuszczam, że nie.
Przypuszczam, że na takim Kremlu czy w Białym Domu są dwie paraprywatne strefy. Pierwsza, to prywatne apartamenty, do których jednakże dostęp (bardzo ograniczony) muszą mieć tajne służby ochrony bezpośredniej, a druga, to kamery, którą są nawet w toaletach - z tym, że zarejestrowany tam obraz wędruje do nie oglądanego przez nikogo sejfu, i co pewien czas jest bezpowrotnie kasowany.
Przypuszczam, że można się przyzwyczaić nawet do sikania pod nadzorem (ze względu na międzynarodowe bezpieczeństwo świata), ale nie wiem, czy bym się zgodził być takim prezydentem. Wprawdzie nikt mi jeszcze tego nie zaproponował, ale teoretycznie wykluczyć się nie da...
Czy Mistrz podszedłby do takiej ewentualności "ze zrozumieniem"? A jak Państwo: zgodziliby się?
R.