Autor Wątek: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...  (Przeczytany 1079326 razy)

Hoko

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 2949
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #2445 dnia: Lipca 18, 2019, 01:06:41 pm »
ps.
Okładka z kotem to drugie wydanie, pierwsze, z roku 1979 miało okładkę właśnie z pająkami. Przedmowa Lema podpisana jest datą "maj 1978".
Tu jest za dychę w antykwariacie, ale nie wiem, czy dostępne.
http://szarlatan.pl/katalog/kozielecki-jozef-smutek-spelnionych-basni/

I okładka
http://szarlatan.pl/wp-content/uploads/2015/11/smutek-spelnionych-basni-Antykwariat-Szarlatan-Wroclaw.jpg

maziek

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 13369
  • zamiast bajek ojciec mi Lema opowiadał...
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #2446 dnia: Lipca 18, 2019, 01:18:51 pm »
Przeczytałem ten kawałek i "zupełnie w to nie wierzę". Ciekawi mnie, co konkretnie zachwalał Lem (jak mógłbyś w liku słowach), bo jakoś nie widzę, żeby odkurzacz mógł mnie uformować na nowo. Mógłbym sobie wyobrazić, że ten cybernetyczny odkurzacz wynalazł jakiś sposób hipnotyzowania mnie, ale to by było tymczasowe, a już zupełnie nie wierzę, żeby dramatycznie usprawnił moją zdolność dokonywania obliczeń w pamięci ;) .
Człowiek całe życie próbuje nie wychodzić na większego idiotę niż nim faktycznie jest - i przeważnie to mu się nie udaje (moje, z życia).

Hoko

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 2949
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #2447 dnia: Lipca 18, 2019, 01:38:04 pm »
Lem zachwalał całość, nie konkretne opowiadania.

Spróbuj spędzać z odkurzaczem osiem godzin dziennie, to się przekonasz, czy nie nabierzesz pewnych specyficznych odruchów :)

maziek

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 13369
  • zamiast bajek ojciec mi Lema opowiadał...
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #2448 dnia: Lipca 18, 2019, 02:39:58 pm »
Sądzisz, że zacznę wciągać z podłogi ;) ? Z komputerem spędzam pewnie pół życia od dwudziestu paru lat i nie obserwuję dramatycznych zmian ;) . A komputer zdaje mi się całkiem inteligentny w porównaniu do odkurzacza. Odkurzacz po godzinie wypieprzyłbym za okno ;) .
Człowiek całe życie próbuje nie wychodzić na większego idiotę niż nim faktycznie jest - i przeważnie to mu się nie udaje (moje, z życia).

liv

  • Global Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6612
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #2449 dnia: Lipca 18, 2019, 03:06:38 pm »
Hoko, a co się tak podmieniałeś? "Pe" ci urosło, no i obrazek inny?... znaczy nie chciałbym być natrętny...  :)
Cytuj
Dobra, liv, czytałeś, ale zapomniałeś  ;D
W szczegółach tak, ale klimat pamiętam, czytałem ją chyba dwa razy. Raz, zaraz po zakupie w antykwariacie, jakoś w drugiej połowie lat 80-tych; drugi raz w początkach XXI wieku (ale to brzmi!!  :D  ), polecałem komuś i chyba przez to pożyczyłem i ... pożyczka najwidoczniej zamieniła się w prezent. I niech tak, na zdrowie!
Nawet zdziwiło mnie, że ona w pierwszym wydaniu z końcówki 70-tych.

@maziek
Cytuj
Ciekawi mnie, co konkretnie zachwalał Lem
Jak Hoko napisał, całość, mimo że książka jest w zupełnie nielemowych klimatach, a nawet anty-lemowych. Poetycka, zakończenia zaskakujące, ale bez specjalnej logiki, czy uzasadnień. Czasem bajkowość. Ale nie techniczna jak w robocich a psychologiczna. Jedyne co, to tematyka - przypadek w roli głównej, lub nieznanie, niewyjaśnione - coś się pojawia (jak te pająki...mi żabami pachniało), kombinuja, kombinują...nic nie wykombinowali, i...samo znika. Czy ten urząd d/s uszczęśliwiania ludności, bo tam chyba te mariaże ustalano - podobnie przecież w podróży XXIV (z Indiotami i Machiną).

Widzisz Hoko? Coś pamiętam...  :D
Pisząc o zapominaniu miałem na myśli to, że nie mogła być zapomniana, gdyż nigdy nie była pamiętana. Nawet wtedy, jak pamiętam - nikt nie kojarzył. Nie było z kim uwag wymienić. Niszowa bardzo. Choć i czasy nie sprzyjały takim "poetykom".
Panowie się chyba znali, mam wrażenie, ze opinia była szczera, ale kurtuazyjna. Widać w tamtej Polsce wstępy Lema nie działały (jak w Niemczech).
A może Hoko, zeskanowałbyś ten wstęp i  jakoś tu zamieścił?
Nie był chyba długi (półtorej strony? test pamieci  8) ).
« Ostatnia zmiana: Lipca 18, 2019, 03:24:11 pm wysłana przez liv »
Obecnie demokracja ma się dobrze – mniej więcej tak, jak republika rzymska w czasach Oktawiana

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16036
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #2450 dnia: Lipca 18, 2019, 03:45:09 pm »
Q, skoro Ty nie znasz, to pozycja musi być kompletnie zapomniana :D

Tzn. nie znam i znam... Z samym tytułem się zetknąłem w jakiejś publicystyce poświęconej rodzimej SF, ale nic nie potrafiłem sobie pod niego podłożyć (tj. nie sprawdziłem nigdy - aż do wczoraj - co się pod nim kryje, ani kto napisał).

Kiepski wniosek  ::)
Nie te pokolenie  :D

Bez przesady, raptem parę lat nas dzieli (wedle moich szacunków) ;) . Chowałem się przeca na Boruniach, Fiałkowskich, Czechowskich, Peteckich, Malinowskich, Zajdlach (nawiasem: wtedy SF prawie sami naukowcy u nasz pisali), jako i Ty.

Autor - Kozielecki - znany wtedy psycholog

A propos (także znajomości):
https://www.kul.pl/zyciorys-prof-jozefa-kozieleckiego,art_12045.html
https://charaktery.eu/psychowiesci/zmarl-profesor-jozef-kozielecki
(Jak widać do tych samych periodyków co Lem pisał.)

A...i jeszcze coś niebieskiego wylądowało...ale co???  8)
Niebieskie, a w zasadzie błękitne były pająki, tyle że nie wylądowały, ale ot tak się pojawiły.

Ładnie się to zapętla z w/w Boruniem, u którego najpierw w opowiadaniu "Nieproszeni goście" diabelskie pająki z kosmosu ileś razy przybywały, a potem fragment w/w, nieco przerobiony, posłużył za wstęp "Ósmego kręgu piekieł". liv, może Ci się pająki z pająkami nałożyły, tj. niebieskie z diabelskimi?

Poetycka, zakończenia zaskakujące, ale bez specjalnej logiki, czy uzasadnień. Czasem bajkowość. Ale nie techniczna jak w robocich a psychologiczna.

Jak czytam ten odkurzaczowy fragment, to skojarzenia idą mi gdzieś w kierunku Szaniawskiego, Chruszczewskiego... Słusznie?

Panowie się chyba znali, mam wrażenie, ze opinia była szczera, ale kurtuazyjna.

Przypomina się sytuacja z "Girl Guide".

ps.
Hoko, a co się tak podmieniałeś? "Pe" ci urosło, no i obrazek inny?

Tyż odnotowałem ;).
« Ostatnia zmiana: Lipca 18, 2019, 11:05:54 pm wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

Hoko

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 2949
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #2451 dnia: Lipca 18, 2019, 05:07:13 pm »
liv,
Pe urosło, bo właśnie zauważyłem, że można to zmienić  ;D Unifikujemy znaki rozpoznawcze, ot co.

Co do wrzucenia przedmowy - a jak mnie zaczną za to ścigać?  8) Dobra, zaraz - czyli pewnie jutro, jak prądu nie wyłączą.

maziek,
nie kombinuj, wpływy otoczenia, zajęcia itp. na zachowania czy nawet osobowość są rozpoznane i opisane. Więc w tym względzie autor nic nowego nie wymyślił. Tylko w sposób oryginalny przedstawił pewien aspekt tej sprawy. I nie należy tu szukać dosłowności, ścisłości - przecie to są takie lekko filozoficzne opowiastki, bazujące na paraboli, niedomówieniu. To ma skłaniać do namysłu, nie jest to żaden gotowy przepis czy schemat.

liv

  • Global Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6612
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #2452 dnia: Lipca 18, 2019, 05:57:02 pm »
Cytuj
Ładnie się to zapętla z w/w Boruniem, u którego najpierw w opowiadaniu "Nieproszeni goście" diabelskie pająki z kosmosu ileś razy przybywały, a potem fragment w/w, nieco przerobiony, posłużył za wstęp "Ósmego kręgu piekieł". liv, może Ci się pająki z pająkami nałożyły, tj. niebieskie z diabelskimi?
Może być - czytałem kiedyś 8 krąg, ale ni w ząb nie pamiętam. No nic.
Cytuj
Co do wrzucenia przedmowy - a jak mnie zaczną za to ścigać?
Oj tam. Wtedy się zdejmie.
Ostatecznie daj część... jak to leci? Prawem cytatu....blabbla bla...jakoś tak...
https://pl.wikipedia.org/wiki/Prawo_cytatu_(Polska)
Obecnie demokracja ma się dobrze – mniej więcej tak, jak republika rzymska w czasach Oktawiana

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16036
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #2453 dnia: Lipca 18, 2019, 06:31:08 pm »
czytałem kiedyś 8 krąg, ale ni w ząb nie pamiętam.

To na prawie cytatu:

"Roku Pańskiego 1593 bogobojni mieszkańcy Kontwaldu na ciężką próbę wystawieni zostali. Jak jeszcze po wielu latach wspominano — zima owego roku była ponoć nad podziw łagodna, tak że już na Trzech Króli łąki pokryła zieleń świeża, a w Zaślubiny Najświętszej Marii Panny słońce prażyło jakoby na Boże Ciało. Mówiono też, że zaraz po Zmartwychwstaniu ptactwo wszelakie hurmem z boru Opatowego, później Czarcim nazywanego, uciekło, i to był pierwszy widomy znak, że jakoweś złe tam się szykuje.
Kiedy więc jasność niezwykła a czerwona jako płomień pożaru pojawiła się nad lasem, nikt nie ważył się na milę do onego dostąpić. Jeden tylko znalazł się śmiałek, a był nim medyk i alchemik Mateusz Rylus. On to, już drugiego dnia gdy ona jasność się pojawiła, do boru pośpieszył, aby — jak później wyznał na mękach — pokłon poddańczy piekielnikom złożyć. Ale o mistrzu Mateuszu od dawna szeptano, że w zmowie z czartem był i tylko dzięki wstawiennictwu Jaśnie Wielmożnego Pana Burgrabiego. któremu obiecywał ołów w złoto przemienić — nie sczezł wcześniej na stosie.
Kiedy więc, mimo nieustających modłów i bicia w dzwony, szatan boru Opatowego opuścić nie chciał, a nawet rozzuchwalony, począł spokojnych mieszkańców nocą, a czasem i dniem nawiedzać, postać ogromnego jak łeb wołu pająka przybrawszy, Jaśnie Wielmożny Pan Burgrabia dłużej zwlekać nie mógł i do Jego Ekscelencji Księdza Biskupa Ordynariusza wraz z ojcami duchownymi list o pomoc wystosował. Rychło też przyjechał do Kontwaldu ojciec Modestus Münch — najmędrszy ponoć z inkwizytorów w całym księstwie, który już niejednego czarta przepędził, a wiele wiedźm, czarowników i kacerzy na stos zaprowadził.
Bez zwłoki też, wysłuchawszy przytomnych świadków diabelskich wizyt, a wieczorem na własne oczy jasność nad Opatowym borem ujrzawszy, ów mąż prawy całą noc na żarliwej modlitwie, krzyżem leżąc przed wielkim ołtarzem kościoła Św. Józefa, spędził, a nazajutrz nakazał onego mistrza Mateusza pojmać i przed swe oblicze sprowadzić.
Mistrz Mateusz próbował zrazu wdać się z Ojcem Inkwizytorem w dysputę, zaprzeczając, iżby był z szatanem w zmowie, lubo przyznał, że do boru Opatowego chadzał, ale że tamże jeno wielki i świecący grzyb z ziemi wyrosły ujrzał i zdjęty trwogą uszedł. Diabelskie pająki kręciły się też ponoć obok onego grzyba, przez powietrze jak osy latając, ale żaden na medyka baczenia nie miał, ni krzywdy, ni też protekcji jakowejś mu nie czyniąc. I dlatego ów heretycko dowodził, jakoby nie byli to wysłannicy piekieł, a tylko nie znane oku ludzkiemu dziwy natury. Ale ojciec Modestus na te wykrętne tłumaczenia nie zważał, jeno do prawdy opornego nakłaniał, wskazując jasno, że Mateusz z czartami się niechybnie pokumał, boć inaczej nie wypuściłyby onego z Opatowego boru.
Uznawszy tedy, że już dość dowodów przeciw sobie mistrz Mateusz przytoczył — inkwizytor Münch jął raz jeszcze zaklinać go po ojcowsku i prosić, aby do swych konszachtów z diabłem się przyznał, innych wspólników jako też wspólniczki czarta powołał i Boga o miłosierdzie błagał, a gdy i to nie pomogło — z ciężkim sercem na tortury musiał zezwolić. Mistrz Mateusz swe winy na mękach wyznał, lubo wspólników ani wspólniczek nie powołał. Gdy zasię przed sądem stanął, począł się zapierać, heretyckie myśli głosić i szatanów bronić tak, iż innego wyroku trybunał wydać nie mógł, jeno na spalenie żywcem i rozrzucenie popiołów na rozstajnych drogach skazał.
A kiedy już mistrz Mateusz w rynku na stosie pod słupem stanął i kat ogień podłożył — nadleciały one diabelskie pająki znad lasu i widno chciały swego kumotra ratować, jako że krążyły długo nad rynkiem. Lud zgromadzony, straż miejska, a nawet sam Jaśnie Wielmożny Pan Burgrabia z małżonką w popłochu pierzchli i w kościele Św. Józefa się ukryli, a tylko nieustraszony ojciec Modestus pozostał i Krzyżem Świętym czarta odpędzał tak długo, aż tylko popioły po Mateuszu Rylusie pozostały, a diabelscy kumotrzy na powrót do boru odlecieli.
Wówczas to przez cały wieczór i noc bito w dzwony i we wszystkich kościołach lud się modlił o zwycięstwo nad szatanem, zaś skoro poczęło świtać — ku boru Opatowemu ruszyła procesja. Prowadził ją Ojciec Inkwizytor w asyście przeora, wszystkich ojców i braci zakonnych. Im też głębiej w bór się zapuszczano, tym większy wszystkich lęk ogarniał, atoli większość wytrwała aż do skraju polany, o której Rylus sądowi mówił. W rzeczy samej, tak jak czarownik wspomniał, stał tam owy diabelski grzyb, z ziemi jakoby wyrosły. Ojciec Modestus rozkazał, aby się zatrzymano, a sam jeno z kropidłem i krzyżem wyszedł śmiało na polanę, znak święty Męki Pańskiej ku onemu czartowskiemu dziwu zwrócił i wołając: „apage” — pędzić czarta rozpoczął.
Strach ogarnął przytomnych, bo oto otwarła się jakoby gęba w owym grzybie i wyleciały z niej dwa diabelskie pająki ku inkwizytorowi przez powietrze zdążając. Zrazu wszystkich lęk straszny zmroził, że czarty ojca Modestusa rozedrą, alić stał on niewzruszony, a nawet począł postępować krok za krokiem, złemu naprzeciw, litanię w głos odmawiając i diabły nie tylko nie mogły go dosięgnąć, ale poczęły z wolna cofać się ku onej gębie rozwartej. Ojciec Inkwizytor szedł za nimi dalej a dalej i był już chyba na rzut kamieniem od onego piekielnego dziwa, gdy na tę chwilę spode grzyba wypełznął ogromny bury obłok i ojca Modestusa otoczył.
Kto żyw salwował się ucieczką. Nikt by też nikogo nie wstrzymał, taka bojaźń ogromna ogarnęła ludzi. Nie dziw zresztą, bo nie upłynęło jednej „zdrowaśki”, a oto już potężny wicher uderzył w las. Wraz z nim rozniósł się daleko zrazu gwizd przeraźliwy, a później grzmot nieustający, jakoby sto gromów spadło na polanę diabelską.
Żaden z pierzchających w popłochu nie śmiał spojrzeć za siebie, ale ci, którzy pozostali w miasteczku, widzieli jak w onej chwili nad borem wzniósł się wielki wirujący obłok i znikł w niebiesiech, pozostawiając tylko długą, jasną smugę, widoczną jeszcze w południe, kiedy dzwoniono na Anioł Pański.
Ojciec Modestus nie powrócił. Zrazu mówiono, że sam Lucyper porwał z zemsty inkwizytora Müncha do piekła, ale rychło jego Ekscelencja Ksiądz Biskup zapewnił, że widno ten mąż święty został, po przepędzeniu czartów, w nagrodę żywcem do nieba uniesiony.
Dopiero po wielu latach pierwsi śmiałkowie odważyli się zapuścić w bór Opatowy ku diabelskiej polanie. Jako jedyny ślad czartowskich odwiedzin pozostał tamże płytki, acz rozległy na kilka sążni wądół, porosły bujnie leśnym zielem"
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

xpil

  • Full Member
  • ****
  • Wiadomości: 234
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #2454 dnia: Lipca 18, 2019, 11:04:59 pm »
Zmęczyłem drugi tom "Marszu" (Weber / Ringo), straszne flaki z olejem. Pierwszy tom się zapowiadał ciekawie, do połowy było w miarę, potem zaczęło się robić nudno. Fabuła jednowątkowa, pomysł jeden i ten sam wałkowany na okrągło w różnych konfiguracjach, ogólnie słabość.

Trzeciego tomu nawet nie zaczynam.

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16036
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #2455 dnia: Lipca 19, 2019, 12:55:09 am »
Nowe pomysły to tam się pojawiają dopiero pod koniec trzeciego tomu (jak w końcu kosmodrom i statek zdobywają) i w czwartym (gdy stawką staje się - taki weberowy standardzik - całe imperium). Tj. nowe jak na ten cykl.

A propos cykli... Napiszę może - z perspektywy (niemal) dekady - kilka zdań o dziesięciotomowych (plus towarzyszące opowiastki o Bauchelainie i Korbalu Broachu) "Opowieściach z Malazańskiej Księgi Poległych", które ongiś Dukaj polecał, choć teraz się od tego dystansuje, i którymi ja sam b. się nasładzałem swego czasu.
Pojawiają się opinie, że Erikson (czy raczej Lundin, tamto to pseudonim) przebił nimi Tolkiena. Cóż.. i tak, i nie, zależy jakie miary przyłożyć. Z jednej strony imponować musi bowiem rozmach i konsekwencja z jakimi wykreowany został świat Malazu i okolic, bogactwo jego historii (nie stanowiącej zresztą pustej worldbuildingowej igraszki, autor - z zawodu archeolog, więc przygotowanie ma - idzie tu w ślady jednego ze swoich mistrzów, Kay'a, i - podobnie jak on i nasza Brzezińska - używa dziejów fikcyjnych jako punktu wyjścia do mówienia o mechanizmach dziejów autentycznych, pamięci historycznej, jednostkach mielonych w żarnach toczących się wiekami, albo i dłużej, procesów, itd.) i skomplikowanie rządzących nim zasad (słusznie zwał J.D. ów cykl kryminałem ontycznym; prawa fizyki... tfu... magii i teogonii czytelnik odszyfrowuje razem z bohaterami, przedzierając się przez kolejne poziomy wiedzy - rozwiązanie to nie ma precedensu w światowej fantastyce i zasługuje na oklaski), czy - większa od martinowskiej - wielość jednostkowych perspektyw składających się na narrację. Z drugiej strony S.E. jest RPG-owcem i to wychodzi (skale magicznej rozwałki przekraczają granice sensu nawet w ramach baśniowej konwencji, protagoniści cudownie zmartwychwstają/unikają śmierci raz za razem, dostępne poziomy wszechmocy eskalowane są coraz wyżej, a nad wieloma scenami unosi się atmosfera charakterystycznego dla sesji gier fabularnych humoru*), był też autorem niedoświadczonym, uczącym się pisania w trakcie tworzenia w/w wieloksięgu, co widać również (język, zwł. wczesnych tomów, bywa drewniany, pojawiają się też patenty typu magicznego miecza zawierającego w sobie inny wymiar, w którym wszyscy orężem owym ukatrupieni ciągną - jako niewolnicy - wóz, na którym podróżują wrota do, stanowiącej jedno ze źródeł magii, rzeczywistości, będącej z kolei zamieszkałym światem z zamkami, rolnikami, itd. - skomplikowane jak konstrukcje teoretyczne współczesnej fizyki, ale przecież nieznośnie głupie i kiczowate zarazem: przypuszczam, że znacznie lepiej służyłby eriksonowym wyrafinowanym abstrakcjom brak - obracającego je w kpinę - typowego dla gatunku scenograficznego osprzętu). Nie każdemu także przypadnie do gustu wprowadzanie w roli aktywnych graczy mało boskich/Obcych/nadludzkich mentalnie w nazbyt wielu wypadkach (fakt, od ludzi i innych humanoidów się wywodzących, ale mających tysiąclecia na umysłowy rozwój), jak z Homera wziętych, bogów (najlepiej z nich wypada Anomander Rake, m.in. dlatego, że pisarz programowo odmówił nam wglądu w myśli swojego ulubieńca, przedstawiając go wyłącznie z perspektywy istot niższych). Tak więc finalna ocena musi być głęboko ambiwalentna, a ostrożna rekomendacja (tylko miłośnikom fantastyki; kto inny zniesie - typowe również dla Dicka czy "Star Treków" - pomieszanie elementów wysokiego z niskim, i nieporadny styl) iść w parze z ostrzeżeniem.
Bardziej już przypada mi dziś do gustu - stanowiąca prequel do rzeczonych "Opowieści..." i swoisty odpowiednik tolkienowskiego "Silmarillionu" - trylogia "Kharkanas", a raczej jej pierwszy tom "Kuźnia Ciemności", bo i większe wyrobienie literackie tam widać i - uderzającą jednoznacznie w klimaty J.R.R.T. z Willem S. i autorem "Iliady" do spółki - stylistyczną jednolitość**.

* Bazującego, mówiąc w skrócie, na poddawaniu wpisanych w rozgrywkę magii, fantastyki i umownego feudalizmu, optyce nastawionego ludycznie, zdroworozsądkowo, i myślącego współcześnie (a więc w efekcie i dość cynicznie) gracza czy Mistrza Gry. (O)powieściowymi przykładami pierwszymi z brzegu: kurtyzana-zombie szukająca w śmierci sposobu na wieczną młodość, a zarazem chcąca ukryć swój trupi status przed klientami, skromny uczony przedmiotem prac którego jest (jeśli pomnę) wpływ ofiar z ludzi na skuteczność przyzywania demonów (tu widać i wpływ innego z idoli autora - Zelazny'ego), czy jego kumpel nekromanta-eunuch wyżywający nierealizowalny inaczej instynkt ojcowski w eksperymentach godnych Frankensteina-na-haju. (Uwaga: mimo takich wątków całościowo rzecz jest serio, a nawet mroczno-filozoficzno-ponura.) Rozbudowany przykład innoparafialny:
http://www.aleph.se/Nada/Game/Huji/index.html

** Próbka:
http://katedra.nast.pl/art.php5?id=6530
« Ostatnia zmiana: Lipca 20, 2019, 05:43:29 pm wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

Hoko

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 2949
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #2456 dnia: Lipca 20, 2019, 09:37:51 am »
Proszę b., dałem w nowym wątku, żeby było dla potomnych. A i problematyka  sama w sobie warta oddzielnego obgadania.

https://forum.lem.pl/index.php?topic=1732
« Ostatnia zmiana: Lipca 20, 2019, 09:43:35 am wysłana przez HokoPoko »

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16036
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #2457 dnia: Lipca 24, 2019, 05:27:22 pm »
Z innej beczki, ale pozostając przy SF-z-ambicjami... Lem, zrównawszy z ziemią powieść "The Martin Inca"* Iana Watsona, uznał zarazem jej autora za pisarza utalentowanego, wykształconego i inteligentnego, obiecującego, mówiąc inaczej. (Jak wiemy, mało kogo tak chwalił.) Nie dowiemy się, siłą rzeczy, jak by Mistrz ocenił późniejszy rozwój literacki I.W. (chyba, że lemolog - bo kto inny - jakie recenzje znowu z kapelusza wyciągnie ;) ), ale ciekaw jestem czy kto ze Zbiegowiska ;) czytał wydane u nas utwory Watsona - np. powieści "The Jonah Kit" (po polsku nosi - nie wiedzieć czemu - tytuł 'Implanty"), "Trudne pytania" czy (tę wymieniam półgłosem, ze względu na wątki tungusko-reinkarnacyjne) 'Podróż Czechowa", albo lemohołdownicze ;) opowiadanie "Opowieść o Trurlu i Wielkim Solaryście" (znów przekład jest... specyficzny; w oryginale było "...the Great TanGent") lub zjadliwie ironiczny wobec amerykańskich fantastów "Światowy Konwent Science Fiction w roku 2080"? A jeśli czytał - co sądzi?

(Nawiasem: "Jonah..." porównywany bywa z "Człowiekiem plus" Pohla zwanego amerykańskim Lemem, "Trudne pytania" uchodzą za utwór lemowaty, "Konwent" krytykuje podejście autorów SFWA do uprawianego gatunku w stylu analogicznym do Mistrzowego. No i zachwalał również Watsona - w pewnych zakresach ceniony przez Patrona ;) - Ballard. Więc wszystko pozostaje w rodzinie ;).)

* Gwoli przybliżenia tejże:
https://www.kirkusreviews.com/book-reviews/ian-watson-2/the-martian-inca/
« Ostatnia zmiana: Lipca 26, 2019, 08:24:24 am wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

xpil

  • Full Member
  • ****
  • Wiadomości: 234
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #2458 dnia: Lipca 24, 2019, 07:09:24 pm »
Czy ktoś z tu obecnych czytał może "The Algebraist"? Po kilkudziesięciu stronach jeszcze nie potrafię powiedzieć, czy warto czytać do końca czy nie. Jest wystarczająco ciekawie, żeby książki nie odłożyć od razu, a zarazem nie aż tak, żeby ją połknąć w jeden wieczór...

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16036
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #2459 dnia: Lipca 24, 2019, 07:16:01 pm »
Powiem tak... Przeczytałem parę powieści Banksa (bo zachęciły mnie podobieństwa cyklu o Kulturze do "Star Treka" i południowych utworów Strugackich), i - jeśli mam być szczery - lektura każdej z nich pozostawiła mnie z podobnym pytaniem, tj. sam nie wiem czy było warto, czy nie...
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki