„Dobro nigdy nie powołuje się na zło jako na swą rację, lecz zło zawsze podaje za swoją rację jakieś dobro”- to kolejny cytat z recenzji nie istniejącej książki, zawartej w Prowokacjach S. Lema. To zdanie kazało mi się zastanowić nad egoizmem mojego postępowania, co nie znaczy że wcześniej się nad tym nie zastanawiałem. Dobro-biel, zło-czerń, a życie to szachownica. Pionki i figury to oczywiście my – ludzie. Przemieszczamy się w tej szarej strefie życia, raz postępujemy dobrze, właściwie, zgodnie z etyką, może troszkę pod publikę ale z czystym sumieniem. Innym razem nie świadomie (w co trudno uwierzyć) lub świadomie podejmujemy grę z „narzuconymi” nam zasadami moralnymi. Robimy źle napawając się sadystycznie z łamania zasad, prowokujemy nasze demony bo lepiej się reklamują, bądź co bardziej prawdopodobne nie radzimy sobie ze złością, która siedzi w nas nie uświadomiona , nie ukierunkowana, genetycznie zmodyfikowana. Broniom nam może być dobre wychowanie, właściwe wzorce postępowania, filozofia, która pomoże żyć moralnie i godnie. Tylko czy to wystarczy? Kim jest dobry człowiek? Czy to dobry samarytanin, święty, a może rachmistrz, który dba o własne interesy nie robiąc innym krzywdy? Wydaje mi się, że dobrym może być nazwany już ten, kto wie jak krzywdzić ale tego nie robi (bo tak należy), uświadamia sobie że cały czas narażony jest na pomyłkę - że wie jak nie krzywdzić innych i zdaje sobie sprawę że jego egoistyczne postępowanie jest naturalnym objawem. Dość wyśrubowane pojęcie dobra.