W sumie Dzienniki... nie były jeszcze omawiane w Akademii...
Się mię zdaje, czy to jakaś sugestia?
Czytałam dwie rzeczy Egana: Twój post właściwie dotyczy Dywanów Wanga i Diaspory.
Także "Wyroczni" (opublikowanej u nas w "NF") będącej w sumie opowieścią o mogącej poruszać się w czasie i miedzy wszechświatami alternatywnymi tytułowej SI (o psychice - jakże by inaczej - humanoidalnej; manifestującej się co gorsza avatarem w postaci srebrnej kobity, co aż nazbyt przypomina komiksową
Void z "Wild C.A.T.S") , która przybywa do pewnego wszechświata by tamtejszym wersjom Turinga i C.S. Lewisa (kolekcjonuje geniuszy or something) dać szansę transcielesnej nieśmiertelności (z czego w sumie robi się interesujacy spór Nauka/transhumanizm vs chrystianizm). Turing ofertę przyjmuje i uwolniony z miejsca, w którym usiłowano leczyć go z homoseksualizmu odchodzi z nią, cyfrowy,
neue Welten zuendecken, Lewis (ku rozpaczy owej SI) wybiera śmierć wierząc w zagrobowe rozkosze w niebiesiech.
W Dywanach postludzie mogą być wszystkim (z DNA wycisnęli co się dało) a wybierają zwykle ludzkie kształty i doznania uzupełnione jeno o wzmacniacze. Takie ludzkie wydmuszki bez chemii, za to w sieci umysłowej.
Streszczając "Wyrocznię" celowo przywołałem analogię z komiksem, tam też jakich mocy byś nie posiadł, pozostajesz człowiekiem (i to raczej nieskomplikowanym, bo wyżywajacym się w mordobiciach). Być moze wynika to stąd, że czołowy ideolog transhumanizmu, Max Moore, zaczynał jako fanatyk komiksów, potem przeszedł przez etap okultyzmu (ciekawe czy stąd ta techgnoza i tyle komiksowości u Dukaja, mówiąc nawiasem), by wreszcie uwierzyć w Naukę i stać sie transhumanistą... (Transhumanizm bywa zresztą b. złośliwie definiowany jako
rapture for nerds, pewnie przez takie korzenie właśnie.)
U Egana niektórzy uciekają w solipsyzm - w swoje wirtualne światy. Dobrym podsumowaniem wydaje się jedno zdanie z Dywanów:
Śmierć nie jest taka zła jeśli umiera się po kawałku.
Tu oczywiście nasuwają się "Nieśmiertelny" Borgesa i "Miasto i gwiazdy" Clarke'a (że o segmentowanym Metametryku z "Bajek..." nie wspomnę) z tym, że zabawne jest to, że co Borges i Clarke mieli za koszmar, upadek, to Egan głosi idyllą i tylko nas - czytelników na Lemie chowanych - nachodzą wątpliwości co do idylliczności takiej idylli.
Nie jest jednak tak, by z - wyrażonymi wcześniej lemowymi wątpliwościami nie miał kto dyskutować... Najlepszy do tego byłby... sam Mistrz, który - w "Die Kultur als Fehler" wołał, ustami Kloppera,
"Precz z kulturą, wiwat autokreacja!"Ktoś tu ściągał - jeno dodał wytłumaczenie?
W jakimś sensie sciagał i sam Lem. Amerykańska krytyka SF umiała podważać wartość "Solaris" (na etapie wiadomej okołolemowej awantury w SFWA) tym, że pomysł planety pokrytej rozumnym oceanem zerżniety jest opowiadania van Vogta, w którym również występowała taka istota zwana Alyx. Zapominano jednak przy tym, że - w przeciwieństwie do Solaris - Alyx tam jest idealnie kontaktowa, a fabuła sprowadza się do tego, że gdy ludzie chcą ją w niewolę (bo
tyż ma właściwości niezwykłe), to Alyx urywa się z orbity i sp** przez pół Galaktyki; rzecz wieńczy jednak porozumienie i sielanka (nie pomnę czy Alyx w ko(s)micznym ONZ wraz z ludzkością nie
kuńczy). Więc co to ma tematycznie wspólnego z "Solaris" poza zewnętrzną formą Obcaka?