Autor Wątek: Przeczytałem książkę - lub nie  (Przeczytany 48485 razy)

Lieber Augustin

  • God Member
  • ******
  • Wiadomości: 2333
    • Zobacz profil
Odp: Przeczytałem książkę - lub nie
« Odpowiedź #195 dnia: Września 05, 2023, 08:14:02 pm »
Dwugłos o reportażowej książce "Szalom bonjour Odessa" Aleksandry Majdzińskiej:
https://esensja.pl/ksiazka/recenzje/tekst.html?id=34183
https://www.rp.pl/plus-minus/art38493301-szalom-bonjour-odessa-odessa-czyli-jatki-koty-i-cytrusy
(Linkując nie mogę nie myśleć o L.A..)
Skoro już mowa o moim rodzinnym mieście, to... wybaczcie, małe kotki :)

A ja w tym czasie pył Odessy
Wdychałem... Dni tam długo trwają,
Tam wrą handlowe interesy
I żagle w porcie napinają;
Tam Europą wieje, dyszy,
Lewantem wszystko tam prześwieca,
Rozmaitością się zaleca.
Przechodzień nieraz tam usłyszy
Mowę Italii, tam Słowianin
Z dumą spogląda na swój brzeg,
Tam stąpa ciężki Mołdawianin,
Francuz, Ormianin, Hiszpan, Grek,
Przy nich Egiptu syn — Morali,
Pirat w spoczynku... I tak dalej.

Odessę dźwięcznym wierszem sławił
Tumański, drogi nasz przyjaciel,
Ale niedługo tu zabawił
I wiele wad jej z oczu stracił.
Przyjechał, wybrał się nad morze
I, jak przystało na poetę,
Włóczył się, patrząc przez lornetę,
Potem w uroczym swym utworze
Śpiewał ogrody — czar Odessy.
Pięknie! Tam bywa cień i chłód,
Lecz wokół ciągną się bezkresy
Gołego stepu. Świeży trud
Wywiódł gdzieniegdzie drzewka młode,
By dać nam w znojny dzień ochłodę.

A o czym mowa była wprzódy?
Już wiem! Odeski pył wdychałem.
A mogłem rzec: odeskie brudy.
Kto by śmiał sądzić, że skłamałem?
Wola Zeusa gromowładna
Co rok Odessę deszczem chlasta,
Na sześć tygodni teren miasta
Zmienia się w nieprzebyte bagna.
Na arszyn domy w błocie grzęzną,
Bez szczudeł nikt nie przejdzie w bród;
Pojazdy, ludzie człapią, więzną,
Chlupią w potokach mętnych wód;
Woły wprzęgane zamiast koni
Ciągną dorożki w brudnej toni.

Ale już słychać, jak uderza
Młot, jak dzwoniące głazy kruszy,
Miasto się brukiem opancerza
I wkrótce z błota się osuszy.
Jeszcze w zalanej mej Odessie
Są inne, ciężkie niewygody.
A co myślicie? — brak tu wody.
Dopiero trud ją nam przyniesie...
Cóż? Niedostatki kiedyś miną,
Cieszmy się za to, że bez cła
Beczkami zwożą do nas wino —
A słońce świeci, morze gra...
Czegóż wam, bracia, więcej trzeba?
Szczęśliwy kraj, szczęśliwe nieba!

Ledwie zabłyśnie ranna zorza
I okręt w porcie z dział wypali,
Bywało, biegnę wprost do morza.
Potem, skąpany w słonej fali,
Według wschodniego obyczaju,
Pociągam dym przez długą szyję
Cybucha, gęste fusy piję
Jak muzułmanin w swoim raju.
Wkrótce się budzi ruch codzienny
W Casinie: słychać brzęk i stuk,
Na balkon wyszedł markier senny,
Miotła mu plącze się u nóg.
Gmach otwierają. U podwoi
Już jeden, drugi kupiec stoi.

Przed chwilą pusty plac, a teraz
Spojrzyj, jak zewsząd ludzie biegną.
Niejeden pilny ma interes,
A niejednemu wszystko jedno.
Ale interes kupca nagli:
Dziecię ryzyka i rachunku
Biegnie na przystań przeładunku
Poszukać znanych sobie żagli,
Wybadać, jakie dziś towary
Do kwarantanny przyjął port.
Co słychać z dżumą? Gdzie pożary?
Czy przyszło wino? Jaki sort?
Czy nie ma głodu lub posuchy,
Czy są o wojnie jakie słuchy?

Alboż to my kupieckie wygi?
My bez kłopotu a zachodu
Czekamy tylko na ostrygi
Wysłane morzem z Carogrodu.
Ostrygi przyszły! Radość dzika!
Młodzież rozbija małżowiny,
Wyciska na nie sok z cytryny,
Chwyta ustami i połyka,
Mieszkanki muszel, tłuste, żywe,
I każdy raczy się za trzech.
Nasz Otton poi gardła chciwe
Leciutkim winem. Wrzawa, śmiech,
Godziny lecą — małże, trunek...
Aż niebotycznie wzrósł rachunek.

Już granatowy zmrok się czyni,
Śpieszmy pod operowe stropy,
Tam, gdzie upaja nas Rossini,
Orfeusz — pupil Europy.
Surowym sądem niezrażony,
Ten sam, a wiecznie nowy — snuje
Dźwięki, i każdy dźwięk musuje,
I płyną tony, płoną tony,
Jak pocałunki, jak pieszczoty
Całe w płomieniach młodej krwi,
Jak pienny bryzg i potok złoty
Strumieniącego się Ai'...
Halt! Hola! Cóż to za swawola?
Gdzie wino, gdzie do-re-mi-sol-la?

A czyż to wszystko? A manewry
Twojej lornetki? Blask tualet?
Skok za kulisy podczas przerwy?
A primadonna? No, a balet?
A loża, gdzie kupiecka żona,
Olśniewająca i ponętna,
Melancholijnie obojętna,
Wielbicielami otoczona,
Słucha grymaśnie i nie słucha
Nut kawatiny, żartów lub —
Wyznań szeptanych jej do ucha...
Mąż w głębi loży śpi jak trup;
Zbudzi się nagle, w ręce klaśnie,
Zawoła: fora! — znowu zaśnie.

Grzmi finał; pustoszeje sala;
Na placu tłoczą się pojazdy;
Szybko się gwarny tłum przewala,
Latarnie świecą nam — i gwiazdy.
Ludek melodię nuci żywą,
Ludek Auzonii zawsze gotów
Pochwycić rozigrany motyw —
A nam co wyć? Recitativo.

Już noc. Odessa, pogrążona
W ciepłym, bezwietrznym mroku, śpi;
Lekka, przejrzysta mgieł zasłona
Objęła niebo. Księżyc lśni
I miasto szmery w sobie tłumi,
I tylko Morze Czarne szumi...

Więc tak mi płynął czas w Odessie...

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 15674
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Przeczytałem książkę - lub nie
« Odpowiedź #196 dnia: Listopada 27, 2023, 10:43:16 pm »
Kolejny dowód, że rodzima SF wciąż usiłuje wymierzać, czyli opowiadanie "Mrówki w Złotych Tarasach" Oli Janusz:
https://www.fahrenheit.net.pl/literatura/opowiadania/aleksandra-janusz-mrowki-w-zlotych-tarasach/
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki