te kosmiczne panny
Te
ko(s)miczne panny to sa
Orion love slaves, czyli - mozna mniemac - rodaczki babiny od jaj prztemocla
.
(Musi swiatlo kiepskie bylo i Tarantoga nie zauwazyl jej karnacji.)
Co do Battlestar Galactica, serię ogląda się naprawdę dobrze, jest wciągająca i ciekawa. Natomiast fakt, że teorie danikenowskie tam trzeba potraktować czysto rozrywkowo, aczkolwiek z tego co wiem twórcy chyba traktują sprawę serio
Sprawa jest bardziej skomplikowana... Wiadome hipotezy serial odziedziczyl po swoim oryginale z lat '70, z tym, ze obecna wersja jest bardziej
bekartem "StarTreka" i klonem "Gwiezdnej eskadry" niz nieodrodnym potomkiem tamtej starej serii.
Ot pan Ron Moore, jeden z prominentniejszych tworcow startrekowej epigonszczyzny, wkurzyl sie na kolegow, ze przyszlosc pokazuja zbyt radosna i optymistyczna, i do szuflady jal tworzyc szkic tego, jak by to on potraktowal bohaterow "ST: Voyagera" (strasznej zreszta chaly z paroma znosnymi odcinkami), a wiec zaloge zaginionego daleko w Prozni korabia szukajacego drogi do domu (i leciec zmuszonego przez borgowe pielesze). Gdy pan Eick zaproponowal mu re-kreacje "Battlestara..." polaczyl te swoje
szufladowe wysciolki z tym co podpatrzyl w w/w "...Eskadrze", dodal nazwiska i nazwy
battlestarowe, i na ekrany puscil. Dobrych pomyslow starczylo na pierwszy sezon (ostatnio to serialowa norma), potem zaczelo sie kombinowanie.
Przy czym, mimo pirxowatego klimatu, nie ma w sumie co tego traktowac jako SF zbytnio, bo Moore wprost przyznaje, ze w sumie snucie przypowiesci o ludziach go interesuje (nawiasem mowiac wlasnie psychologia bohaterow - najbardziej, chyba, wiarygodna, ze wszystkich produkcji tego typu - rzecz sie glownie broni, podczas gdy np. motywacja
inteligencyj stucnych kulawa, ze ho
* i tanim freudyzmem (sic!) podszyta).
* przez to tez, zreszta, ze w szufladzie zamiast nich Borg byl...