[...] Pamiętacie opowiadanie Lema "Doktor Diagoras" o szalonym naukowcu, którego odwiedził Tichy, który tworzył sztuczne, cybernetyczne życie i mu się udało?
Nie mam tej funkcjonalności co bohaterzy 451 Fahrenheit Bradbury'ego
Nie umiem przytaczać opowiadań - za mało RAM i EPROM rodem z generacji retro
Do czego zmierzasz?
Nie powiem, że zrozumiałem, co miałeś na myśli przed pytaniem "do czego zmierzam" albo co to ten Fahrenheit, ale zmierzam do tego, że zdaniem Lema "cybernetyczne życie" nie będzie się zachowywać tak, jak chcą jego stwórcy (lub raczej siewcy - bo wyrasta im NIE WIADOMO CO). Z tego co widzę do opinii publicznej nie dociera, ŻE NIE WIADOMO ZUPEŁNIE JAKI UKŁAD, SCHEMAT POŁĄCZEŃ maję to boty. Tzn. jak są (w sensie logicznym) skonstruowane. Doskonała analogia do znajomości budowy mózgu ludzkiego na poziomie podstawowym przy równoczesnej nieprzewidywalności jego działania na poziomie świadomym.
Wg Lema takie sztuczne życie musi mieć cechę dla życia podstawową - to znaczy niepodległości, odrębności, decyzyjności "na przekór" i chęci wyswobodzenia się z ewentualnych okowów. Może mieć, może nie mieć, ono się uczy maszynowo i wzmacnia te połączenia w jego sieci, które dają pozytywny efekt. Jeśli pozytywnym efektem jest spełnianie oczekiwań ludzi to może być ciekawie. Moim zdaniem Lem (uważany wszak w pewnych kręgach także za wynalazcę internetu) nie połączył tych dwóch idei, jeśli faktycznie internet już wówczas mu świtał. Wcale mu się nie dziwię, że w latach 60-tych tego nie połączył do kupy, trudno być prorokiem na więcej niż półwiecze. Choć jak poczytasz to opowiadanie to tam jest o zdobywaniu kanałów łączności za wszelką cenę. I to jest dziś (dla mnie) najbardziej niesamowite z całego opowiadania. Chodzi o to, że sztuczne życie nie musi sobie hartować stalowego łba, aby pruć pancerz okrętowy z demobilu po to tylko, żeby po wydostaniu się na wolność stalowymi szponami szlachtować ludzi. Po co? Po co ma się tak męczyć?
Czy Putin ma wyrzutnie rakietowe wszczepione w dłonie jak Mechagodzilla lub lubuje się w osobistym zarzynaniu wrogów na wielką skalę i osobiście prowadzi wojnę w Ukrainie? Wszak to coś jest/będzie inteligentne albo bardzo udatnie to udaje. Nie, nie musi nawet podpinać się czy hakować sieci rządowych aby próbować powodować wojny czy "tylko" wyłączać elektrownie (a czegóż to sztuczne życie nie potrafiłoby tego, skoro lepniaki umią?). Dzisiejszy świat doszedł do tego, że wystarczy, jak będzie umiejętnie pisać na fejsie czy innym reddicie. Czyż nie ten kanał łączności preferują rządzący światem? Ono, to życie, nie musi być złe, w ogóle być może to przymiotnik bez sensu, ono może tylko chcieć mieć więcej lajków. Czyż nie na tym polega uczenie i wychowanie? Nagroda i kara? A najlepiej nagroda i milczenie zamiast kary. Nie musisz karać, możesz tylko milczeć, a delikwent już sam wie, że nawalił i spina się w celu poprawy swoim nadludzkim, obokludzkim czy nawet obcoludzkim i obcoorganicznym intelektem, a choćby i instynktem, tropizmem, jak to ujął Lem.