Eee, ja tam w żadne samooczyszczenia duszy, psychiki nie wieżę. Pan John C. Lilly jak mi się zdaje, dąży do odnalezienia w samym sobie, chyba, wyekstrahowanej duszy, wyzwolonej spod kieratu zmysłowości za życia i że tak powiem naocznie, na względnej jawie. Eksperymenty takie być morze dają fascynujące przeświadczenie odmienności sensorycznej, jednak dorabianie do tego buddyjskiego czy indyjskiego oczyszczenia przez osiągnięcie jakiegoś stanu jest nadużyciem pojęcia, lub błędnym rozumieniem i kojarzeniem, faktycznego stanu z idealizmami religijnymi. Cóż, jednak trend taki jest naprawdę popularny i to nie tylko wśród naukowców.