Polski > Hyde Park

Zaburzenia osobowości

(1/3) > >>

Stanisław Remuszko:
Wiki podaje, że psychopatia jest niepoprawna politycznie, trzeba ją nazywać zaburzeniami osobowości, albo osobowością antyspołeczną: https://pl.wikipedia.org/wiki/Osobowo%C5%9B%C4%87_dyssocjalna
Mistrz uważał, bodaj w "Głosie Pana", że jako tako zrównoważonych jest tylko 10% ludzkiej populacji. Oznaczałoby to, że praktycznie wszyscy jesteśmy psychopatami. Generalnie podzielam taką ocenę (z intuicyjną dokładnością do 10%-20%). Problemem jednak, moim zdaniem, nie jest te ewentualne 80%-90% ludzkości, tylko ci mniejszościowi psychopaci, z którymi 80%-90% ludzkości wolałaby nie mieć do czynienia na co dzień przez 24h.
Dziwakami w jakimś stopniu jesteśmy absolutnie wszyscy, lecz nieliczni - bardziej, a nawet znacznie bardziej.  W następnym wpisie rozwinę to na znanym mi z autopsji przykładzie dwóch rodzonych braci, wypisz wymaluj jak z serialu "Ranczo", gdzie jeden brat-bliźniak jest wójtem, drugi zaś plebanem. W mojej historii jeden brat też jest ateistą, drugi też katolikiem. Więcej szczegółów nie podam, ale za autentyczność ręczę. Będzie się działo!   

Stanisław Remuszko:
Boże, jak ten czas (od 11 lutego) poleciał!
By nie używać dosadnych określeń „psychol”, „zbok”, „świr” etc., które, choć adekwatne, mogą psychola, zboka i świra ranić – pozostańmy przy poczciwym dziwaku.
Na mój gust, obaj bracia (żonaci i dzieciaci pięćdziesięciolatkowie), których od lat znam doskonale, są dziwakami. Nie pałają do siebie szczególną miłością, mimo zamieszkiwania w Warszawie spotykają się rzadko i okazjonalnie (raz, dwa razy w roku?), ale dotychczas dość intensywnie od czasu do czasu porozumiewali się (lepiej rzec: wykłócali) przy pomocy mejli. Wszystko to wiem od nich obydwu, i wszystko się zgadza (prócz tego, oczywiście, kto w danym sporze ma rację). Aliści przed Bożym Narodzeniem głęboki katolik pożalił mi się na zaprzałego ateistę, że ten go... zbanował. Próbowałem ateistę podpytać, i on  potwierdził (słuchajcie, słuchajcie!): - prosiłem brata, żeby w swojej  korespondencji nie umieszczał linków do „Naszego Dziennika”, gdyż widok takiego linku sprawia mi przykrość, ale brat nie posłuchał, więc został zbanowany. Delikatnie spytałem, czy nie wystarczyłoby linków nie otwierać (pomijać je), lecz to dopiero obruszyło czarciego syna: - a moja godność??? Moja suwerenna wola?!?!
Efekt: bracia praktycznie zaprzestali kontaktów.
Pierwsze pytanie brzmi: czy postępowanie jednego oraz drugiego brata mieści się w podwójnej Mistrzowskiej „normie normalności”, czyli w tolerancyjnym przedziale  20% ludzkiej populacji?
Jeśli zaś nie, to drugie pytanie brzmi: dziwactwo którego z braci jest większe? Czy tego, który banuje, czy tego, który umieszcza linki?
Chodzi mi, rzecz jasna, nie o socjologiczno-psychologiczne pomiary i badania, lecz o zwykłą forumową odpowiedź intuicyjno-orientacyjną. Ja taką opinię mam, i to bardzo wyrazistą.
R.

Stanisław Remuszko:
Uprzejmie informuję zainteresowanych, że pilnie śledzę codzienną twardą walkę o moją karmę, jaka trwa od mniej więcej dwóch miesięcy. Jak wiadomo, sam nie mogę w tych bojach brać udziału, ale serdecznie kibicuję tym, którzy mi karmy po cichu dodają, i antykibicuję tym, którzy mi karmę zaciekle odejmują. Delikatnie przypuszczam, notabene, że ten karmicielski temat trochę koresponduje z tytułem niniejszego wątku :-)
R.

Q:
Może i boje jakie trwają (choć czołgów na ulicach jakoś nie widziałem, domy też nie płoną), ale co najmniej częściowo się S.R. myli, bo potrafiłem mu i dodawać, i ujmować (skoro wszyscy (?) jęli się tym bawić, to i mnie się chwilami zdarza; choć nadal jestem za zniesieniem tego rozwiązania, jako kabaretowego) zależnie od jakości wypowiedzi. Np. okrągłe 250 było ode mnie - bardziej awansem, niż ze szczerego przekonania - za rozkręcenie dyskusji o uczuciach bytów komputerowych (co uznałem, być może mylnie, za nieśmiałą próbę poprawy obyczajów).

olkapolka:
 ;D
Kapitalne.
Luzik...
Wiecie kto nas ostatnio punktuje? Gnuff i Pirx z obcojęzycznych for:)
To dopiero kabaret;)

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

Idź do wersji pełnej