Tak sie zastanawialem nad tymi szalenczymi posunieciami Adolfiny Merkel i spolki odnosnie imigracji i coraz bardziej mi sie wydaje, ze to moze byc podwojna gra. Rozumiem ze mozna byc dosc glupim, bedac politykiem i nie zdawac sobie sprawy ze skutkow swoich decyzji, ale taki poziom glupoty jest juz mocno podejrzany. Tym bardziej, ze sama jakis rok temu oswiadczyla publicznie, ze multikulti sie nie sprawdzilo, a niedlugo potem oficjalnie zaprasza cale hordy tych, z ktorymi wspozycie sie nie sprawdzilo. Czy moze chodzic o zaaplikowanie konskiej kuracji narodowi Niemieckiemu, o przedobrzenie z toleratio, multi-kulti i innych takich, zeby wahadlo spolecznych nastrojow bujnelo sie tak mocno w druga strone, by nie bylo specjalnych oporow przeciw kolejnej wersji jakiegos "rozwiazania ostatecznego"? A moze chodzi o kontynuacje procesu wynaradawiania narodow europejskich, zamienienia ich w bezksztaltna cywilizacyjnie i kulturowo mase, bez poczucia jednosci i tozsamosci, by ich pozniej ulepic w porzadany nowy ksztalt wg. teorii rewolucyjnej Gramsciego i od poczatku istnial plan, by imigrantow rozdysponowywac po reszcie Europy?