To i ja odświeżę (bijąc się w piersi za orta po drodze)
, bo wygrzebały mi się dwie kolejne ciekawostki, dowodzące zresztą, że w pamięci hamerykańskich środowisk
Lem Affair wiecznie żywa.
Pierwsza z nich to wetknięty w środek tekstu epitafijnego o Bradburym, w roli cytatu, słynny artykuł krytyczny Mistrza o SF zza Wielkiej Wody:
http://bltnotjustasandwich.com/2012/06/06/ray-bradbury-bach-and-stanislaw-lem/(Autor linkowanego tekstu nie wie zresztą, że - nim poznał twórczość Dicka - S.L. to Bradbury'ego właśnie najwyżej z USAńskich autorów cenił.)
Druga znów to tekst epitafijny o Lemie, dla odmiany, również zawierający inkorporowany obszerny cytat; tym razem jest nim poświęcony w/w
aferze artykuł niosący informację, że wcześniej zlinkowana lemowa krytyka zachodniej SF... była ponoć doprawiona większą złośliwością i wyposażona w taki, a nie inny tytuł przez... tłumacza (jeśli informacje te są prawdziwe to cała historia doprawdy jest paradna!):
http://www.theconsultant.net/2006/04/stanislaw-lem/(Przy okazji można się tam też dowiedzieć jak meandrował - i meandruje - w sprawie mało u nas znany
Jerry Pournelle, były - jednoroczny zresztą - szef wiadomej organizacji.
Oraz, iż wedle autora epitafium, który powołuje się na prominentnego cyberpunkowca
Bruce'a Sterlinga w całej tej historii paru osóbkom chodziło o pozbycie się z rynku arcykonkurenta
*.)
* Oto co - płomiennie - pisze na ów temat sam Sterling:
http://www.lib.ru/STERLINGB/catscan02.txt(I w sumie ta nadprogramowa trzecia
linka najgodniejsza jest czytania!)