Autor Wątek: Pewien film SF...  (Przeczytany 30889 razy)

WIST

  • Juror
  • Junior Member
  • *****
  • Wiadomości: 52
  • I Love YaBB 2!
    • Zobacz profil
Re: Pewien film SF...
« Odpowiedź #30 dnia: Listopada 14, 2007, 02:11:22 am »
Czy o ubustwie wyobraźni... mysle że aż takiej słabej wyobraźni nie mam, natomiast źle było by gdybyśmy wszyscy kojarzyli wszystko w taki sam sposób. To jak ze sztuką, ktoś mi powie co mam widzieć w danym obrazie, ale ja tam tego widzieć nie musze, moge jedynie wyuczyć się na pamięć że tak jest. Natomiast każdy jest inny i każdy widzi swoje. Jak to się ma do ST? Punkt widzenia powoduje różne spojrzenie na koncepcje która jest zawarta w całej tej opowieści i to bardzo dobrze. Moje spojrzenie zatem jest bardziej z perspektywy historycznej, to co znam porównuje z tym co widze, nie można zbyt uogólniać ale nie da się wszystkiego pojąć bez jednak pewnych uogólnień.

Wstrząsów było dużo, choć w historii mamy przykłady i wojne i odkryć które powinny wstrząsnąc nami, a faktycznie przystosowaliśmy się i dalej żyliśmy po swojemu, przyziemnie, zamiast podjąc refleksje nad nową rzeczywistością. Choć może ostatnia wojna która jeszcze nas nie zniszczyła, oraz świadomość że teraz naprawde coś nas łączy, bo istnieją "oni" faktycznie mogła zmienić wiele. I ostatecznie środki które zapewniją dostatek wiele napewno pomogły. Ale mimo wszystko nowy system który odgórnie wymusza pewną utopie.

Ja nie twierdze że to powinny być nadroidy pozbawione strachu. Jedynie co to widze obraz człowieka który nie pasuje do wizji poszukiwacza wrażeń. Wrażeń nie zapewni nudna służba podczas pokoju, dopiero odkrycia, oraz walka je daje. I podczas tej walki widać było bardziej kadetów akademii pozbawionych praktyki, niż już troche doświadczeni ludzie. Jest tutaj pewna sprzeczność która pojawia się, choć może nie zawsze i nie wszędzie.
Ale dobrze że są uzbrojeni, dobrze że są przeszkoleni. Co innego uniesienia i wstąpienie do służby, co innego swoista praktyka. Ja to biore pod uwagę.
Pojawia się też koncepcja okrętu typowo bojowego a to w ST Voyager. Wydaje się że jednak Federacja musi mieć doświadczenie bojowe i sukcesy na tym polu, zatem to też wskazuje że jednak to takie wszechstronne jednostki, ale nie każdy jest wojownikiem, choć to zadanie musi spełnić.

Rozumiem że treściami nie trafiłem w tematyke forum. Tym bardziej zatem dziękuje za cierpliwość. Co do Lema to odnosze wrażenie ze jeśli już o jego twórczości to trzeba ją czytać, nie oglądać, idąć za Jego podejściem do adaptacji filmowych.

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16036
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Re: Pewien film SF...
« Odpowiedź #31 dnia: Listopada 14, 2007, 02:47:40 am »
Cytuj
Jak to się ma do ST? Punkt widzenia powoduje różne spojrzenie na koncepcje która jest zawarta w całej tej opowieści i to bardzo dobrze.

O zdecydowanie. Im lepsze dzieło tym zwykle więcej możliwości interpretacyjnych. I zdecydowanie nie tylko "ST" to dotyczy ;).

Cytuj
Wstrząsów było dużo, choć w historii mamy przykłady i wojne i odkryć które powinny wstrząsnąc nami, a faktycznie przystosowaliśmy się i dalej żyliśmy po swojemu, przyziemnie, zamiast podjąc refleksje nad nową rzeczywistością.

Chyba najlepiej tę ludzką inercję pokazali Strugaccy w "Drugim najeździe Marsjan"...

Cytuj
Choć może ostatnia wojna która jeszcze nas nie zniszczyła, oraz świadomość że teraz naprawde coś nas łączy, bo istnieją "oni" faktycznie mogła zmienić wiele. I ostatecznie środki które zapewniją dostatek wiele napewno pomogły. Ale mimo wszystko nowy system który odgórnie wymusza pewną utopie.

Mam obawy, że ta obserwacja może być trafna :(, choć z historii wiemy też, że takie "wymuszanie utopii" kończy się katastrofą... Trudna sprawa...

(Swoją drogą wokół podobnych tematów obraca się "Opowiadanie świata" Le Guin. Polecam.)

Cytuj
Jedynie co to widze obraz człowieka który nie pasuje do wizji poszukiwacza wrażeń. Wrażeń nie zapewni nudna służba podczas pokoju, dopiero odkrycia, oraz walka je daje. I podczas tej walki widać było bardziej kadetów akademii pozbawionych praktyki, niż już troche doświadczeni ludzie. Jest tutaj pewna sprzeczność która pojawia się, choć może nie zawsze i nie wszędzie.
Ale dobrze że są uzbrojeni, dobrze że są przeszkoleni. Co innego uniesienia i wstąpienie do służby, co innego swoista praktyka. Ja to biore pod uwagę.

Obserwacje dość trafne.

Cytuj
Pojawia się też koncepcja okrętu typowo bojowego a to w ST Voyager.

Voyager akurat był małą jednostka naukową, tylko potem faszerowali go technologią Obcych, przez co stał się tak potężny. (Pomijam przez grzeczność ;) bzdurność takiego rozwiazania.)

Cytuj
Wydaje się że jednak Federacja musi mieć doświadczenie bojowe i sukcesy na tym polu, zatem to też wskazuje że jednak to takie wszechstronne jednostki, ale nie każdy jest wojownikiem, choć to zadanie musi spełnić.

Widać to zwłaszcza jak se z Borg wojowali...

Cytuj
Rozumiem że treściami nie trafiłem w tematyke forum.

No nie do końca ;). Lem świetnie znał najgorsze brednie sprzedawane pod znakiem SF, skoro umiał je potem odpowiednio skrytykowac i obnażyć ich intelektualną pustkę...

Cytuj
Co do Lema to odnosze wrażenie ze jeśli już o jego twórczości to trzeba ją czytać, nie oglądać, idąć za Jego podejściem do adaptacji filmowych.

To raczej kwestia tego, że Mistrz nie doczekał się po prostu wiernej adaptacji swoich dzieł... A moze po prostu był b. wymagający i dlatego nic Go nie zadowalało (zauważmy jak później krytykował swe wcześniejsze ksiazki).
« Ostatnia zmiana: Listopada 14, 2007, 02:49:49 am wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

WIST

  • Juror
  • Junior Member
  • *****
  • Wiadomości: 52
  • I Love YaBB 2!
    • Zobacz profil
Re: Pewien film SF...
« Odpowiedź #32 dnia: Listopada 15, 2007, 01:59:41 am »
Wogóle to ST jawi się jako taka utopia, która wydaje się przyciągać tych "cywilizowanych". Może jest to założenie które w praktyce nie może zostać spełnione, a istnieje tylko na ekranie. Z drugiej strony ludziom nie dzieje się krzywda, a wiadomym jest że tylko duże i silne twory mogą przetrwać. Zatem konieczność strategiczna, oraz względne bezpieczeńswo, przy braku zdominowania (coś innego troche niż dominacja, czy przewodnictwo, bo ludzie wydają się być tutaj podstawą).

Co do ST Voyager to źle mnie zrozumiałeś. Nie pisałem o Voyagerze, lecz o jednym z okrętów który pojawia się gdzieś pod koniec w jednym odcinku. Przejęty przez Romulan chyba, uratowany przez dwóch holograficznych doktorów. Dzielący się na 3 niezależne jednostki, w razie potrzeby.

Co do walki, to z nawet z Borgiem możemy wygrać. Natomiast nie w bezpośredniej walce na pokładzie czy wręcz, ale też dzięki sprytowi i informacji. Ale jeśli będą chcieli zrobć swoistą wojne na całego, to naciągana, czy nie technologia z Voyadzera daje szanse na bardziej wyrównaną walke.

Powiedz mi prosze zatem co Lem krytykował, bo zaciekawiło mnie to, jak On na to patrzył.
Niestety nie moge się zbytnio wypowiadać co do osoby Lema, ale nie dziwi mnie że krytykował adaptacje, bo to normalna rzecz że jego pomysł został, bądz nie, zrealizowany na ekranie. Natomiast ciekawi mnie co mu nie odpowiadało. Jeśli piszesz że krytykował nawet własną twórczośc, to chyba nie pomyle się mówiąc że musiał być wymagający i krytyczny bardzo. Zadałbym wręcz pytanie, czy coś go satysfakcjonowało? Bo może był pisarzem który w pełni się relizował w swojej wyobraźni, co ciężko było przelać na papier.
Jak na brak wiedzy dużo o Lemie napisałem, ale ciekawi mnie na ile coś w tym jest co napisałem, a na ile powody są inne.

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16036
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Re: Pewien film SF...
« Odpowiedź #33 dnia: Listopada 15, 2007, 04:23:00 pm »
Cytuj
Wogóle to ST jawi się jako taka utopia, która wydaje się przyciągać tych "cywilizowanych". Może jest to założenie które w praktyce nie może zostać spełnione, a istnieje tylko na ekranie.

Przypuszczalnie tak. To coś jak komunistyczna utopia w "Astronautach" i "Obłoku Magellana" (która -  mimo krytycznej oceny wiadomego ustroju - "w czytaniu" sprawia b. miłe wrażenie).

Cytuj
Co do ST Voyager to źle mnie zrozumiałeś. Nie pisałem o Voyagerze, lecz o jednym z okrętów który pojawia się gdzieś pod koniec w jednym odcinku. Przejęty przez Romulan chyba, uratowany przez dwóch holograficznych doktorów. Dzielący się na 3 niezależne jednostki, w razie potrzeby.

Rozumiem...

Cytuj
Co do walki, to z nawet z Borgiem możemy wygrać. Natomiast nie w bezpośredniej walce na pokładzie czy wręcz, ale też dzięki sprytowi i informacji.

A to jest akurat b. ładne, bo b. typowe dla klasycznej (nieco naiwnej) SF, w której zawsze wygrywa mądrzejszy, a rozum jest w stanie pokonać każdą przeszkodę.

Cytuj
Ale jeśli będą chcieli zrobć swoistą wojne na całego, to naciągana, czy nie technologia z Voyadzera daje szanse na bardziej wyrównaną walke.

Co prawda twory epigonów Roddenberry'ego i ich do reszty nierealistyczne pomysły mało mnie obchodzą, ale to by było "wyczyszczenie" obecnego pseudo-"Star Treka" z reszty zalet oryginału, i nakręcenie kolejnej sztampowej space opery - czyli czegoś co (śmiem twierdzic) nie jest do niczego potrzebne. (Choć zdarzają się i space opery - jak na ten z natury rzeczy drugorzędny gatunek - godne uwagi. Zaliczyłbym do nich np. cykl "Miasta w Kosmosie" Jamesa Blisha.* Czy "Gwiazdy - moje przeznaczenie" Bestera**. Skoro już masz słabość do "przygodówek" staraj się poznać najlepsze z nich, dzięki temu lepiej dostrzeżesz nędzę pozostałych...)

Cytuj
Powiedz mi prosze zatem co Lem krytykował, bo zaciekawiło mnie to, jak On na to patrzył.

Odsyłam do Jego ksiażki zatytułowanej "Fantastyka i Futurologia" jest we wszystkich bibliotekach... (Wśród tych eBooków, które linkowałem też się znajdzie.)

Cytuj
Niestety nie moge się zbytnio wypowiadać co do osoby Lema, ale nie dziwi mnie że krytykował adaptacje, bo to normalna rzecz że jego pomysł został, bądz nie, zrealizowany na ekranie. Natomiast ciekawi mnie co mu nie odpowiadało. Jeśli piszesz że krytykował nawet własną twórczośc, to chyba nie pomyle się mówiąc że musiał być wymagający i krytyczny bardzo. Zadałbym wręcz pytanie, czy coś go satysfakcjonowało?

Był taki film. Komedia "Przekładaniec" Andrzeja Wajdy z B. Kobielą w roli głównej.

Cytuj
Bo może był pisarzem który w pełni się relizował w swojej wyobraźni, co ciężko było przelać na papier.

A może adaptatorom wyobraźni brakło?

Cytuj
Jak na brak wiedzy dużo o Lemie napisałem, ale ciekawi mnie na ile coś w tym jest co napisałem, a na ile powody są inne.

Ty sie nie przyznawaj, Ty się bierz za uzupełnianie tej wiedzy...  :P (A, że słabość masz do space oper, senzacyj i niesamowitości proponuję znajomośc z twórczościa Mistrza rozpocząć w kolejności +/- chronologicznej, od "Człowieka z Marsa", "Astronautów", "Obłoku Magellana", "Edenu", "Niezwyciężonego", "Śledztwa"... Potem spróbuj "Pirxa".)



*O Blishu tym Lem napisał był w w/w "Fantastyce...":
Cytuj
Konstruktorem wizji przekonywających bywa np. James Blish.
co oczywiście nie znaczy, że "Miasta..." są dziełem genialnym... nie, są po prostu space operą bardziej oryginalną od innych i zawierającą nieco niegłupich przemyśleń, choć momentami bardzo po spaceoperowemu toporną... (I oczywiście przygodową do bólu.) Tak czy owak polecam... Jako dobry pomost ku ambitniejszym pozycjom...

**Powieść Bestera natomiast Mistrz osobiście usiłował sprowadzić do Polski i nazywał ją "pierwszorzędną powieścią drugorzędną". Ma już ona bowiem pewne ambicje literackie, będąc przy tym znakomitym "czytadłem".
« Ostatnia zmiana: Stycznia 22, 2010, 02:56:32 am wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

WIST

  • Juror
  • Junior Member
  • *****
  • Wiadomości: 52
  • I Love YaBB 2!
    • Zobacz profil
Re: Pewien film SF...
« Odpowiedź #34 dnia: Listopada 17, 2007, 12:55:39 am »
Co do Borga to jest to jakaś pochwała rozumu, tego zresztą co powoduje człowiekiem i nie tylko, do dokonywania odkryć. Natomiast Borg jest takim troche antyrozumem, gdzie nie odkrywa się, ale pochłania. Jest jak encyklopedia, która zbiera wszystko, ale sama nie tworzy, co nie znaczy że samam encyklopedia jest zła. Z tym że Borg to taka encyklopedia która łamie prawa autorskie i wydziera z rąk.

Co do Pirxa to nawet dziś wiadziałem na jakimś kanale adaptacje filmową. Mniej więcej mam obraz całości. Co prawda adaptacja z przed lat i innego systemu.

Dzięki zatem, za tytuł. Moźliwe że zabrakło wyobraźni. Jest jednak we mnie coś co karze mi bronić moich upodobań. Choć zapoznanie się z tym co uznane za elitarne nie jest rzeczą która mnie odrzuca. Odrzucić może jedynie treść która nie porusza wybraźni.

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16036
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Re: Pewien film SF...
« Odpowiedź #35 dnia: Listopada 17, 2007, 02:42:53 am »
Cytuj
Natomiast Borg jest takim troche antyrozumem, gdzie nie odkrywa się, ale pochłania. Jest jak encyklopedia, która zbiera wszystko, ale sama nie tworzy, co nie znaczy że samam encyklopedia jest zła. Z tym że Borg to taka encyklopedia która łamie prawa autorskie i wydziera z rąk.

Borg to trochę taka Osobliwość (w znaczeniu jakie temu słowu nadaje V. Vinge), w wersji "na straszno". To też cokolwiek reminiscencja mistrzowego "Przyjaciela"... Przy czym jest to chyba najbardziej "Obcy" Obcy byt ze "Star Treka", a to już jakiś plus.

Cytuj
Co do Pirxa to nawet dziś wiadziałem na jakimś kanale adaptacje filmową. Mniej więcej mam obraz całości. Co prawda adaptacja z przed lat i innego systemu.

I jak wrażenia? (Choć film nie oddaje plastyczności lemowskich opisów.) (BTW. lepiej popróbuj "Pirxa" literackiego.)

Cytuj
Dzięki zatem, za tytuł.

Raczej za kilka tytułów... :P

Cytuj
Jest jednak we mnie coś co karze mi bronić moich upodobań.

Ależ oczywiscie, każdy ma prawo do swoich gustów...

Cytuj
Choć zapoznanie się z tym co uznane za elitarne nie jest rzeczą która mnie odrzuca. Odrzucić może jedynie treść która nie porusza wybraźni.

Zatem miłej lektury :). A wyobraźni (w najlepszym wydaniu) tam nie zabraknie.
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

WIST

  • Juror
  • Junior Member
  • *****
  • Wiadomości: 52
  • I Love YaBB 2!
    • Zobacz profil
Re: Pewien film SF...
« Odpowiedź #36 dnia: Listopada 19, 2007, 03:47:22 am »
Borg to moja ulubiona rasa, o tyle że stawia zupełnie inne wymagania jeśli chodzi o stacie z nim, a także reprezentuje jak wiemy specyficzny system funkcjonowania. Nad wszystkim tym wisi swoista tajemnica, czego chce, skąd pochodzi i jak powstał. Gdy mamy starcie, to nie w formie typowej walki, gdzie można zadać jakieś straty, ale nerwowe oczekiwanie co Borg zechce dalej zrobić. Zechce czyli, jak będzie chciał zając statek to go zajmie, a jak będzie chciał wszystko dokoła zamienić w złom to też to zrobi. Choć koncepcja broni i technologii (z Voyagera) która może go zniszczyć może zabrać ten element "niewiadomej", zamieniając na bardziej wiadomą bo teraz to my mamy moźliwośc bycia w ofensywie i dyktowania warunków. Jedynie co to może nadrobić znakomitymi zdolnościami adaptacyjnymi. Borg zajmuje wielką przestrzeń, a my wiemy tyle że jest w stanie dotrzeć do naszej i to z wielkimi siłami, narazie jeszcze nie do pokonania.

Pamiętam że już kiedyś oglądałem adaptacje filmową Lema i to był ten sam film. Tak żeby  oglądnąć to OK był. Sam fakt że jednak jest to produkcja na poły polska it SF. Dziś nie kręcą u nas żądnych SF chyba, także miło zobaczyć że Polacy(?) latają w kosmos. W zasadzie jednak to nic się tam takiego co wymaga efektów nie dzieje. Historia wciąga tajemnicą, nie efektami i wybuchami.

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16036
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Re: Pewien film SF...
« Odpowiedź #37 dnia: Listopada 19, 2007, 04:07:07 am »
Cytuj
Borg to moja ulubiona rasa, o tyle że stawia zupełnie inne wymagania jeśli chodzi o stacie z nim, a także reprezentuje jak wiemy specyficzny system funkcjonowania. Nad wszystkim tym wisi swoista tajemnica, czego chce, skąd pochodzi i jak powstał.

Pomijając już Twoje (IMHO przesadne) skupienie na militariach ładnie scharakteryzowałeś w tym momencie zjawisko "Obcości" w SF jako takie  :).

Cytuj
Choć koncepcja broni i technologii (z Voyagera) która może go zniszczyć może zabrać ten element "niewiadomej", zamieniając na bardziej wiadomą bo teraz to my mamy moźliwośc bycia w ofensywie i dyktowania warunków.

Tyle, że jest to sprowadzenie w/w poważnej kwestii do (jak to rzekł Mistrz omawiajac jedną ksiazkę Silverberga) "zwalczania magii czarnej - zieloną", a w tym momencie z SF robi sie bezmyślna space opera...

Cytuj
Pamiętam że już kiedyś oglądałem adaptacje filmową Lema i to był ten sam film. Tak żeby  oglądnąć to OK był.

Choć ja tam "Milczącą gwiazdę" wolałem... Moze dlatego, że oglądałem ja jako dziecko? (Prawo Pierwszych Połączeń itp.)

Cytuj
Sam fakt że jednak jest to produkcja na poły polska it SF. Dziś nie kręcą u nas żądnych SF chyba, także miło zobaczyć że Polacy(?) latają w kosmos.

Taak, "Test..." był prawdziwym produktem antyimportowym ;).

Cytuj
W zasadzie jednak to nic się tam takiego co wymaga efektów nie dzieje. Historia wciąga tajemnicą, nie efektami i wybuchami.

No i po tym poznać, że jest to prawdziwa (choc kiepsko sfilmowana) SF, a nie jakieś brednie.
« Ostatnia zmiana: Listopada 19, 2007, 04:08:13 am wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

WIST

  • Gość
Re: Pewien film SF...
« Odpowiedź #38 dnia: Listopada 20, 2007, 10:24:20 pm »
Dziękuje za uznanie, a że skupiam się na militariach... moźliwe że nie podjąłem jeszcze rozmowy na inne tematy, a może faktycznie jest to jakiś mój konik. Nie wiem.

Z tą magią to wydaje mi się że jest to jakaś próba wybrnięcia z sytuacji. Jak Borg był daleko to nie było problemu, ale jak doleciał do Ziemi i to 2 razy już to ciężko uwierzyć że za 3 razem ST Enterprise znów przyleci i pokona tym razem 10 szcześcianów. Choć dyskusyjne jest czy cała podróż Voyagera nie jest już przesadą, bo faktycznie to czego dokonali to było nie byle co.

A widzisz, inaczej jest jak ogląda się za młodu, a inaczej z perspektwy doświadczenia.

Co do adaptacji filmowej, to podobnie jest z Obcym. Też nie ma tam bajerów ze ST, a jednak jest klimat. Zamknięta przestrzeń i coś co nie daje się zabić łatwo, a do tego albo nie mają broni, albo jak ją mają to obcych jest za dużo i są za mądre.

Q

  • Gość
Re: Pewien film SF...
« Odpowiedź #39 dnia: Listopada 21, 2007, 01:02:16 am »
Cytuj
Dziękuje za uznanie, a że skupiam się na militariach... moźliwe że nie podjąłem jeszcze rozmowy na inne tematy, a może faktycznie jest to jakiś mój konik. Nie wiem.

Cóż. Z tego co piszesz jednoznacznie wynika, że lubisz jak "sie szczelaja"...

Cytuj
Z tą magią to wydaje mi się że jest to jakaś próba wybrnięcia z sytuacji. Jak Borg był daleko to nie było problemu, ale jak doleciał do Ziemi i to 2 razy już to ciężko uwierzyć że za 3 razem ST Enterprise znów przyleci i pokona tym razem 10 szcześcianów. Choć dyskusyjne jest czy cała podróż Voyagera nie jest już przesadą, bo faktycznie to czego dokonali to było nie byle co.

Cóż wprowadzenie pozaziemskiej ubertechnologii, jest chwytem stosowanym w najczcigodniejszych dziełach SF ("Piknik na skraju drogi", "2001 Odyseja Kosmiczna") by pokazać zetknięcie Człowieka z Nieznanym. Ale wprowadzenie potem drugiej ubertechnologii, by "nasi dzielni chłopcy mogli skopać d*** kosmitom", to już obsunięcie się w tandetę.

Cytuj
A widzisz, inaczej jest jak ogląda się za młodu, a inaczej z perspektwy doświadczenia.

Zdecydowanie.

Cytuj
Co do adaptacji filmowej, to podobnie jest z Obcym. Też nie ma tam bajerów ze ST, a jednak jest klimat.

Owszem. Świetny w dwu pierwszych "Obcych" jest czyniący wrażenie realizmu, "pirxowaty" klimat...

Cytuj
Zamknięta przestrzeń i coś co nie daje się zabić łatwo, a do tego albo nie mają broni, albo jak ją mają to obcych jest za dużo i są za mądre.

Natomiat fabuła filmu o której tu wspominasz (i zauważ, że znów mówimy o "szczelaniu") zdecydowanie nie dorasta do fenomenalnego tła na którym się rozgrywa (no ale to samo można powiedzieć choćby o oryginalnym "Star Treku", tym z Kirkiem i Spockiem, i o 90% - niepotrzebnie uciekającej w przygodowość - SF z "Końcem Wieczności" na czele... nawet "Lewa ręka ciemności" nie do końca broni sie przed tym zarzutem).

BTW: jako, że o "Obcym" mówiło się już sporo w wątku "Filmy SF warte i niewarte obejrzenia", proponuję przenieść dyskusje tam, bo wyszło, że tematy dublujemy...

ps. jak wrażenia z lektury (bo zakładam, że którąś z książek przynajmniej "napocząłeś" :P)?
« Ostatnia zmiana: Listopada 21, 2007, 01:18:33 am wysłana przez Q »

WIST

  • Gość
Re: Pewien film SF...
« Odpowiedź #40 dnia: Listopada 26, 2007, 01:36:41 am »
Tego nie ukrywam, że miło jest oglądnąc troche walki, natomiast moim celem było wskazać że nie jestem przekonany aby był to jedyny "temat" w SF który mnie interesuje.

Nie jestem też pewny czy ta technologia jest tak "obca" dla ludzi. Aż tak Borg nie guruje nad ludzmi, a w zasadzie wykorzystuje najlepsze elementy z tego co zdobył, plus bezwzględność. Natomiast mamy pewien skok techniczny po podróży Voyagera, choć nie wiem jak daleko on idzie.

Co do Obcego to klimat jest. Z jednej strony "zwykła" załoga potrafi jakoś walczyć z kosmitą, a z drugiej źołnierze nie radzą sobie zbytnio lepiej z obcym choć przecież mają broń i wiedze. Może są z byt pewni siebie, czego nie mieli załoganci i byli ostrożniejsi?
Podobnie np. w "Coś" gdzie problemem nie jest broń, ale to na kogo ją użyć. Mamy jakieś informacje z ekranu że coć jest nie tak, ale w dużej mierze nie wiemy kto jest zanfekowany (choć bywa że jest to nam podane na talerzu jak gość widocznie ma coś w sobie).

Co do tematu to Obcy jest jednym tylko z tematów w ramach tej dyskusji, także nie koniecznie, choć kolejny temat do eksploatacji kusi...

Co do lektury to przyznam że zacząłem "Astronautów" ale powoli to idzie bo i czasu nie zawsze jest pod dostatkiem. W trakcie też doszedłem do wniosku że lektura ta da też pojęcie o dawnych minionych czasach, oraz o tym jak Lem poradził sobie, lub nie z cenzurą.

Q

  • Gość
Re: Pewien film SF...
« Odpowiedź #41 dnia: Listopada 26, 2007, 08:11:27 am »
Cytuj
Tego nie ukrywam, że miło jest oglądnąc troche walki, natomiast moim celem było wskazać że nie jestem przekonany aby był to jedyny "temat" w SF który mnie interesuje.

Nie mówię, że to jedyny temat jaki Cię interesuje, twierdzę natomiast, że poświęcasz mu nieproporcjpnalnie dużo uwagi,

Cytuj
Nie jestem też pewny czy ta technologia jest tak "obca" dla ludzi. Aż tak Borg nie guruje nad ludzmi, a w zasadzie wykorzystuje najlepsze elementy z tego co zdobył, plus bezwzględność. Natomiast mamy pewien skok techniczny po podróży Voyagera, choć nie wiem jak daleko on idzie.

1. Nie wiemy skąd się wziął Borg;
2. wiemy, że wchłaniał całe gatunki wraz z ich technologią (gatunki Obcych, więc ich technologia obca takoż...) (pomijam fakt, że w ST większość Obcych robi mało "obce" wrażenie :P);
3. wiemy, też że jest od ludzkości starszy;
4. techologie przywiezione przez Voyagera pochodzą właśnie od Borg.

Cytuj
Co do Obcego to klimat jest. Z jednej strony "zwykła" załoga potrafi jakoś walczyć z kosmitą, a z drugiej źołnierze nie radzą sobie zbytnio lepiej z obcym choć przecież mają broń i wiedze. Może są z byt pewni siebie, czego nie mieli załoganci i byli ostrożniejsi?

Raczej jest to kwestia przewagi liczebnej załogantów w pierwszym wypadku, i tego, że poruszali się po znanym sobie terenie... Zresztą, było, nie było załoga "Nostromo" wyginęła jednak (poza Ripley oczywiście).

(A swoją drogą: mówimy o - niezłym skądinąd w swej kategorii, wręcz wybitnym - filmie, i zamiast próbować doszukiwać się w nim głębszych przesłań, czy analizować interesujace tło, schodzisz na temat tego co w w/w filmie najsłabsze - głupawej, opartej na ganianinach fabuły. Nie dziw się więc moim zarzutom, że głównie na walce się skupiasz. A przecież można też np. analizować psychikę postaci lub rozważać - w tym konkretnym przypadku - "nieludzkość" androida Asha.)

Cytuj
Podobnie np. w "Coś" gdzie problemem nie jest broń, ale to na kogo ją użyć. Mamy jakieś informacje z ekranu że coć jest nie tak, ale w dużej mierze nie wiemy kto jest zanfekowany (choć bywa że jest to nam podane na talerzu jak gość widocznie ma coś w sobie).

I ta atmosfera niepewności, osaczenia i podejrzliwości, a także dające się rozmaicie interpretować zakończenie dodają nieco wartości temu opartemu na prymitywnym pomyśle i ganianinach filmowi...

A jako, że zeszliśmy w omiawianie filmów, ktore były już omawiane, proponuję byś w trosce o stan swoich "postów", które w innym wypadku Terminus ma pełni prawo wywalić, zamknął ten temat, a odpisał mi już TU. (Bo nie dość, że łamiesz zasady rządzące Forum dublując tematy, to jeszcze mnie w to wciągasz ;).)

Cytuj
Co do tematu to Obcy jest jednym tylko z tematów w ramach tej dyskusji, także nie koniecznie, choć kolejny temat do eksploatacji kusi...

Ale we właściwym wątku, OK?

Cytuj
Co do lektury to przyznam że zacząłem "Astronautów" ale powoli to idzie bo i czasu nie zawsze jest pod dostatkiem. W trakcie też doszedłem do wniosku że lektura ta da też pojęcie o dawnych minionych czasach, oraz o tym jak Lem poradził sobie, lub nie z cenzurą.

Owszem będzie to ciekawa lektura. Ale wnioski chętnie przeczytam w odpowiednim topicu.
« Ostatnia zmiana: Listopada 26, 2007, 08:13:17 am wysłana przez Q »

WIST

  • Gość
Re: Pewien film SF...
« Odpowiedź #42 dnia: Listopada 26, 2007, 11:26:40 pm »
Cóż, co do moich zamiłowań do walki to tak już jest. Jeśli już mówimy o Borgu to w sumie jest to rasa która przy pierwszym spotkaniu od razu asymiluje lub wojuje i asymiluje. W tym temacie jestem zatem chyba usprawiedliwiony. Nie wiem faktycznie jak powstał Borg, w takiej jaką znamy obecnie, postaci. Borg jednak jest ciekawą rasą. Społecznośc która jest bezwzględnie podporządkowana danemu celowi przypomina poprostu wojsko. Jest jakieś dowództwo, są poszczególne człony i w zasadzie one wykonują rozkazy bezwzględnie. Idealny przykład społeczeństwa zniewolonego, które nawet nie może się zbuntować. Czy nie tego chcieli ziemscy dyktatorzy? Może rasa która stworzyła Borga, będąca jego poprzedniczką właśnie reprezentowała takie społeczeństwo, które dzięki technice zostało zniewolone. Do tego udoskonalonei wyzbyte wszelkiej moralności, bo wszystko to kwestia zysku i straty. Liczy się całośc, nie jednostka.

Co do Obcego to jasne że można, natomiast nie jest to dla mnie tak wyrażne jak w ST, gdzie mamy i androida i hologram, które to można śledzić przez dłuższy czas i ich postacie dla jakichś analiz są wręcz wymarzone. Tutaj mamy androida który raczej nie charakteryzował się jakimiś cechami. Poprostu był i robił swoje. Natomiast jeśli widzisz w nim jakieś warte zwrócenia uwagi, cechy to przypomnij mi prosze.

Zatem dobrze, przejde tam aby faktycznie nie łamać zasad. To o co pytałem troche faktycznie odbiegło od treści kolejnych postów.

Q

  • Gość
Re: Pewien film SF...
« Odpowiedź #43 dnia: Listopada 27, 2007, 12:08:58 am »
Dobra... Na ten Twój post odpowiem gdzie należy... A ten wątek (o ile Terminus go nie zamknie), niech służy pytaniom o coś z SF co kojarzymy, ale nie pamiętamy do końca co to było. w końcu w tym celu go założyłeś...

(Swoją drogą takie rozmowy zbliżają...  ::) Swój aktualny związek zawdzięczam rozmowie o książce, którą "moja" czytała dawno temu i nie pamiętała tytułu - okazało się, że chodzi o "Między planetami" Heinleina... Wystarczający powód by polubić space operę ;).)



EDIT: dobry cytat na zamknięcie tematu:
Cytuj
Udało mi się obejrzeć w satelitarnej telewizji widowisko, przedstawiające baśń o małej dziewczynce (jej prefiguracją była niechybnie "Alicja w krainie czarów"), która musiała wykonać "trudne zadanie", polegające na dotarciu do środka labiryntu, strzeżonego przez olbrzymów, smoki, czary, strzygi i wielce fantazyjne stworki, które obtańcowując małą, jednocześnie obrzucały się nawzajem własnymi głowami, nogami, mackami itd. Było to dla mnie miłym wytchnieniem, zwłaszcza że wszystkie szczute na małą potwory i monstra nie budziły w niej najmniejszego lęku, a koniec (pokonanie czarownika w osiągniętym centrum labiryntu) zwieńczył dzieło. Robota była przez to tak dobra, że cała wyprodukowana dzięki bardzo pomysłowej animacji, udającej trójwymiarowość (w przeciwieństwie, powiedzmy, do wspomnianej już "Alicji" w rysunkowym filmie barwnym Disneya). Nazwałem rzecz "wytchnieniem", ponieważ nie cierpię bredni i krwawych walk, jakimi TV wciąż nas raczy w fikcyjnym, pseudoracjonalistycznym "Kosmosie". Jako niewątpliwy masochista obejrzałem ostatnio fragmenty szeregu takich kiczów made in USA, jak "Babilon II", w którym roi się od pozaziemskich pseudoludzi z perukami, dolepianymi maskami, z dziewczętami, którym golą głowy itp. Oprócz wspomnianej już przeze mnie obrzydliwości, zwanej "Star Trek", "Enterprise", "New Generation", bezustannie lansowane są podobne do siebie jak bliźnięta inwazje Ziemi ("żeby unicestwić nas"), walki kosmicznych korsarzy, gangów, komandorów, niewiast o silnych biustach i całej gigantycznej reszty tej hołoty wszechświatowej, którą ad usum publiczności masowo produkuje się w Hollywood. To że ŻADEN ze znanych nam realnych warunków pobytu w kosmosie nie zostaje spełniony, to, że walki "imperiów" kończą się po długiej serii scen "wielo ręcznym mordobiciem", to, że Obcy wytwarzają przystojnego Cyborgiusza, który nawiedza Ziemię po to, żeby poderwać przystojną dziewczynę i w towarowym wagonie nocą zrobić jej dziecko (po czym drab oddala się, żądając, aby opiekowała się należycie owym "BABY", którym ją międzyplanetarnie obdarował) - wszystko to razem woła o pomstę nie tyle do nieba, ile do PT terrorystów. To oni winni porwać i osadzić w lochu wszystkich ohydnych kretynów, płodzących owe kretyństwa, jako też ukarać ich koniecznością wieloletniego oglądania tych kosztownie przyanimowanych wypocin. Byłaby to zresztą kara nazbyt łagodna. W tym załganym od A do Z kosmosie, w owych "Promieniach śmierci", znalazłem naraz to, co mnie już jako dwunastoletniego szczeniaka zgniewało: "Planetę MONGO" z jej rycerzami-aniołami (skrzydła wykonano w warsztatach z solidnej blachy), natomiast moją chłopięcą jeszcze sprzed 65 lat irytację wywołało "uzbrojenie" tych matołów, złożone z tarcz (wg wzoru wanny), włóczni, pałasza i "blastera". To, com w trzydziestych latach ujrzał tylko w czerni i bieli, teraz już jest barwne i nurza się w obłokach z bitej śmietany. Taki straszliwy zastój imaginacji kroi już na paranoidalną persewerację.
http://odra.okis.pl/odra_arch/stare/stare/1998/01/lem.html

Trudno, dostało się i mojemu ulubionemu "Star Trekowi" (moim zdaniem nie do końca zasłużenie, bo jak na owe czasy Roddenberry robił co umiał i na co mu wytwórnia $$$ dała), ale ogólnie z tym atakiem na plagę spaceoperowatości i inwazyjności w SF zdecydowanie się zgadzam.
« Ostatnia zmiana: Listopada 27, 2007, 03:38:24 pm wysłana przez Q »

WIST

  • Gość
Re: Pewien film SF...
« Odpowiedź #44 dnia: Listopada 28, 2007, 12:27:25 am »
Może temat się jeszcze komuś przyda. Ciekawie się poznaliście i jak widać bywa że faktycznie rozmowa Zbliża przez duże Z.