Cetarian, jeśli w czymś sie z Tobą zgodzę to tylko w ocenie IQ prezydenta Busha, któremu najwidoczniej zamarzyło się zostać nowym Kennedym i Johnsonem jednocześnie (bo i wojny toczy i Kosmos chce zdobywać). (No i oczywiście w tej podstawowej kwestii, że Kosmos należy eksplorować.)
Co do reszty jest już gorzej: co kubeł ziemi z Marsa powie Ci o tej planecie? (Oceń Ziemię na podstawie kubła piasku z Sahary - wiem, przejaskrawiam, ale czy nie mam w tym choć śladowej racji?)
A znów po co Ci odkrycia kolejnych planet jeśli nie chcesz lotów załogowych? (Owszem, nie twierdzę, że
teraz mamy tam lecieć bo to zupełnie nierealne, i nie wiem kiedy realne będzie, ale chyba po to je odkrywamy by kiedyś ktoś mógł po nich chodzić?)
Nie deprecjonuję badań bezzałogowych (trudno by mi było skoro jako dzieciak bawiłem się modelem Łunochoda
), ale czy jesteś
absolutnie pewien, że loty załogowe nie maja sensu?
Jeśli tak wdzięczny będę za uzasadnienie tej opinii w szerszym kontekście i odniesienie się do wcześniejszej argumentacji przeciw takiej tezie.
EDIT:
Zżymasz się na głupotę prezydenta Busha, który chce po raz kolejny zobaczyć flagę USA na Księżycu - zgadzam się, jest to głupie jeśli misja ta niczemu poza wetknięciem zdobnego w pasy i gwiazdki tworzywa na kiju w grunt ma służyć. Powiedz mi jednak, z łaski swojej, czy prowadzenie badań Układu Słonecznego ma jakikolwiek sens jeśli w Układ ten nie planujemy nigdy osobiście wkroczyć (co zdajesz się sugerować)?
Czy sens ma wreszcie prowadzenie badań jeśli byle głaz z Kosmosu nam na łby spadnie i wiedza przepadnie wraz z nami?
Dla mnie takie "badanie aby badać" to równie głupie puszczanie pary w gwizdek co wtykanie tu czy ówdzie sztandarów. Owszem uwielbiam Naukę i skłonny jestem ją idealizować, ale nie dlatego, by miała polegać na "badaniu dla badania", a przeciwnie - bo wyniki badań wcześniej czy później dawały - i wciąż dają - wymierne i cenne efekty. (Co nie znaczy, że deprecjonuję "badania podstawowe".)