Chciałam to dać do "Matematyki..." ale jednak nie mogę...otóż w grudniu kończy mi się umowa z (nie zawaham się przed użyciem nazwy;)) Tauronem - dostałam ofertę nie do odrzucenia na kolejne dwa lata: 400% drożej za KWh...na rok mogę zamrozić tę cenę tak, by mieć podwyżkę "tylko" 100% (po roku i na rok 2024 te 400%).
Udałam się do punktu T. by złożyć stosowne oświadczenia i? wyższa matma...kobieta mnie informuję, że żeby przez rok mieć 100% wyższą cenę, muszę podpisać umowę na 500% wyższą cenę...(czyli po roku 500% więcej...)...trochę mi obliczenia siadły...bo skoro 400 nie robi 100, to dlaczego 500 je robi? Ale myślę...może ma rację...skąd wiem co tym prezesom się przyśniło...może żeby dostać 100% podwyżki trzeba zgodzić się na 500% podwyżki...podpisałam papiery żeby mieć z głowy - za rok coś się pomyśli. Jednak mnie ta matma intrygowała i zadzwoniłam na infolinię (tylko 4.5h - z przerwami - nie ten dział, ten nie ma wglądu, ten zna się na gazie...a między łączeniami 20 minutowe oczekiwania na połączenie).
Wynik? 3 osoby stwierdziły, że wystarczy 400% podwyżki żeby dostać 100% - tejże...4 osoba wygłosiła taką mowę o kilowatach, że oniemiałam - wg Pana z Infolinii najpierw mam zużyć 2 tysiące kilowatów za 400% drożej - żeby ewentualne kolejne mieć za 100% drożej...próbowałam mu tłumaczyć, że miesza dwa systemy walutowe: gospodarstw domowych i firm (w dodatku na odwrót, bo najpierw tanie, później drogie), ale był nieustępliwy. Rozłączyłam się.
Na drugi dzień anulowałam umowę na 500% i napisałam (bo Lem miał słuszność: niech się ktoś pod odpowiedzią podpisze) uprzejme zapytanie czy 400 robi 100...
Dodam, że byłam 26 w kolejce (przyszłam na 10 minut przed otwarciem punktu T.) - czy ktoś ogarnia jeszcze co się dzieje w tym państwie? Wątpię.