Łamigłówka Stanisława Lema albo paradoks "przesiadania się ze świadomości w świadomość".
"Jeżeli człowieka rozproszkujemy na atomy , a potem złożymy to czy będzie to ten sam człowiek, czy tylko taki sam (kopia tamtego jak brat bliźniak )?"
Wyobraźmy sobie, że jesteśmy świadkami takiego właśnie eksperymentu. Ochotnik, który zgłosił się do rozproszkowania i ponownego złożenia organizmu wchodzi do wnętrza maszyny Recreator Atomarius. Minę ma nietęgą ale naukowcy go pocieszają, że nawet nie poczuje, tej operacji, bo maszyna działa szybko i bezboleśnie z atomową precyzją. Ochotnik ma jednak coś jeszcze- on WIERZY w tę pierwszą możliwość wyniku eksperymentu, to znaczy, że będzie TEN SAM po odtworzeniu swojego organizmu.
Tę wiarę ma w momencie przecięcia jego istnienia i zeskanowania całej informacji o nim.
Rozpoczyna się odliczanie. Człowiek we wnętrzu maszyny czeka w napięciu na moment rozpylenia jego organizmu na atomy.
Trzy, dwa, jeden, zero! Błysk, bezgłośny podmuch i w ułamku sekundy żywe ciało zostało rozpylone na niewidoczne cząstki. Komora maszyny zieje pustką! Tylko soczyste światło wypełnia ją całą. Promieniowanie niosące informacje o budowie atomowo-cząsteczkowej komórek jego organizmu zostało zarejestrowane z dokładnością co do jednego drgnięcia przez komputery.
Naukowcy mają dokładny skład jego organizmu z mózgiem i przechwyconymi i zatrzymanymi myślami tego człowieka.
Mogą na jej podstawie po dowolnie długim czasie i miejscu zsyntezować żywego człowieka.
Jaka była jego ostatnia myśl?
Włączają znowu maszynę, tym razem tworzy ona człowieka z atomów. Wykorzystuje materię atomową krążąca we wnętrzu szczelnej hermetycznej komory i informacje o składzie atomowym tych 100 kilogramów materii żywego organizmu człowieka.
Na sygnał rezurektora, powstaje w komorze maszyny pole, na wzór którego atomy w nanosekundzie zbliżają się do siebie i z powrotem uzyskują wiązania identyczne jak w momencie zebrania informacji o organizmie naszego dzielnego, poświęcającego się dla dobra nauki i ludzkości człowieka.
W mgnieniu oka w komorze z niczego pojawia się ciało!
Czy nastąpiła tajemnicza przemiana jednego człowieka w drugiego? Czy po prostu było to jak operacja z zatrzymaniem na chwilę oddechu i akcji serca, a życie zostało uratowane?
Co powie ten człowiek? Jaka będzie jego pierwsza świadoma myśl?
Czy wyskoczy z maszyny krzycząc z radością " Udało się! Byłem martwy a ożyłem! Ja ciągle żyję! Ja jestem!!!"?
Nic. Człowiek milczy...
Spogląda na naukowców, oni na niego. Potem znowu patrzy pytająco, i trwa cisza.
Naukowcy gorączkowo sprawdzają dane, przeglądają wyniki badań , którym automatycznie zdalnie ciągle poddawany jest człowiek w komorze. Wszystko poszło dobrze, z informacji i materii nie została utracona żadna cząstka. Organizm żywy, cały i zdrowy zgadza się w 100% z tamtym oryginałem. Żyje, funkcjonuje bez zarzutu, mózg pracuje prawidłowo.
Ale czemu nic nie mówi, o tym czy przeżył?
Mija kolejna chwila. Naukowcy są pewni że wszystko poszło zgodnie z planem. Człowiek nagle porusza się niespokojnie, i pyta z nutą zdenerwowania:
- I co, jeszcze długo mam czekać abyście rozpoczęli ten głupi eksperyment?! Co się tak na mnie gapicie?
Ach tak, ostatnia jego myśl przed śmiercią i zarazem pierwsza po zmartwychwstaniu już przeszła, nie miała żadnego znaczenia. On nie wie, że już po wszystkim! Tak szybko i bezboleśnie w nanosekundzie maszyna go rozproszkowała i tak samo szybko złożyła, a ten dłuższy czas pomiędzy tymi wydarzeniami zupełnie dla niego nie istniał.
Ale czy to oznacza, że wtedy go nie było? A teraz znowu jest?
Jak mu teraz wytłumaczyć że właśnie poddano go już temu eksperymentowi i nawet zmarł, a teraz nie wiemy czy zmartwychwstał? To znaczy czy nadal w ogóle istnieje.
Naukowcy widzą w jaką pułapkę sami się wpędzili. Bo teraz wszystko zależy od WIARY owej istoty ludzkiej.
Musi UWIERZYĆ im na słowo, że był martwy i zmartwychwstał. Jeżeli nie uwierzy to obrażony pójdzie do domu wyzywając swoich wskrzesicieli od nawiedzonych, którzy chcą mu wcisnąć metafizyczną bajkę jakoby rozproszkowali go na atomy a potem rzekomo złożyli, a tak naprawdę to była wielka bujda, bo on nic takiego nie zauważył. Pewnie maszyna nie zadziałała.
Ale zaraz, przecież on wierzył, że jeżeli zadziała to będzie ten sam a nie umrze na wieki i nigdy już oczu swoich nie otworzy.
To jest decydujące!
W chwili przecięcia jego istnienia była to ta myśl, którą zebrała aparatura i dała temu zsyntezowanemu nowemu człowiekowi.
Te wiarę otrzymał nowy, ktoś drugi. I to teraz będzie miało najważniejsze znaczenie.
Jeżeli uwierzy naukowcom że to stało się, obudzi się w nim ta wiara.
-Tak, wierzyłem w chwili śmierci , że to będę ja i teraz wiem że takie jest rozwiązanie paradoksu. Niepotrzebnie sceptycy mnie straszyli, że może być prawdziwe to drugie.
- Masz rację , jednak można wskrzesić człowieka po śmierci z martwej materii - odpowiadają naukowcy uśmiechając się, ale jakoś pobłażliwie. Na szczęście nasz człowiek tego nie zauważył. Wrócił do rodziny i wszystkim bliskim z zapałem opowiadał jak to możliwe jest zmartwychwstanie i jakie to zwyczajne i proste, że nawet człowiek nie zauważył jak było po wszystkim.
Poinformowani przez naukowców jego znajomi też zdali sobie sprawę, że mają przed sobą kogoś, kto przetrwał śmierć.
Dlaczego jednak rezurektorzy mają nosy na kwintę?
Otóż nie ujawnili przed nikim, że przeprowadzili równolegle aż cztery takie eksperymenty.
W drugim poddano rozpyleniu i złożeniu osobnika, który irracjonalnie nie wierzył w możliwość przeżycia swojej śmierci nawet gdyby wskrzeszono z atomów doskonale idealnie funkcjonujący jego organizm.
Wszystko odbyło się podobnie. On też "czekał" na rozpoczęcie działania maszyny chociaż dawno już go rozszarpała na śmierć i dopiero po kilku godzinach ziejącej pustką komory pojawiło się tam ciało. I tak samo nie wierzył operatorom, że przed chwilą nie istniał, ale kiedy uznał, że jednak z włączeniem maszyny to prawda, zaczął nagle biadać i wrzeszczeć coś o jakimś morderstwie.
Czyli zachowywał się zupełnie inaczej niż tamten z pierwszego eksperymentu, który z dumą i zadowoleniem pognał do domu wierząc że przecież jest tym samym sobą co wczoraj. Wiedział, że nie może być nikim innym bo poznawał wszystko jako swoje - i swoje ciało ze znajomymi siwymi włosami na lewej skroni i ten sam ząb go bolał co wczoraj i żona ta sama, a co najważniejsze ona jego całkowicie rozpoznała i było jak dawniej.
Ten z drugiego eksperymentu natomiast nie chciał się uspokoić, kiedy naukowcy udowodnili mu, że jednak przeprowadzili eksperyment. Nie był człowiekiem religijnym, stąd nawet ten jego sceptycyzm w możliwość przetrwania śmierci i w żadne życie pozagrobowe nie wierzył.
Teraz musiał UWIERZYĆ w coś innego naukowcom, bo innego wyjścia nie miał. Wie doskonale że jest, że istnieje. Co się stało?
Powinien być martwy według swojej niezachwianego racjonalnego światopoglądu.
Wiedział, przecież, ze człowiek w takim eksperymencie musi umrzeć na zawsze a powstaje nowy, jak dziecko nie jest tożsame z rodzicem dającym mu tylko kod jego budowy ciała. Wiedział, że ktoś żywy powstanie, ale teraz z powodu własnie wiary w drugie możliwe rozwiązanie paradoksu Lema, musi się z tym sam zmierzyć.
Ze złorzeczeniem na siebie naiwnego i naukowców, którzy popełnili morderstwo, a ofiara znajduje się obecnie nigdzie to jest w nicości i dlatego tylko on mający jego ciało może pamiętać o tamtym tragicznie zmarłym, podreptał do swoich bliskich i oznajmił im, że wprawdzie w eksperymencie zginął ich ukochany, ale on może im doskonale go zastąpić bo otrzymał jego dziedzictwo, w postaci wspomnień i pamięci o wszystkim i na dodatek jego idealnie skopiowane ciało. Prosi tylko, aby ludzie nie utożsamiali go z jego tragicznie zmarłym poprzednikiem i zachowali pamięć o jego życiu dotychczasowym, a to co teraz będzie to już na jego konto, nie tamtego poprzedniego.
W tym przypadku rodzina również zostaje lojalnie poinformowana przez obiektywnych naukowców, że ten człowiek miał przerwane istnienie ale operacja się udała i organizm ożył.
W trzecim eksperymencie poddany śmierci został człowiek, który jak sam twierdził "prawda sama się okaże", nie znał rozwiązania paradoksu Lema, i nie wiedział czy w nim otworzy oczy czy zgaśnie na wieki. Dopuszczał obie możliwości równocześnie. Zebrała tę informację w chwili przecięcia istnienia aparatura.
Po ożyciu i rozmowie z naukowcami poszedł do swoich bliskich zamyślony. Rozważał teraz, kiedy było już po wszystkim, jakie są realne konsekwencje obu możliwych rozwiązań paradoksu rezurekcyjnego.
Wszystko zależałoby od tego w co wierzył w "poprzednim życiu". Spojrzał na niebo- tam mógł już być ten człowiek, którym był on sam jeszcze kilka godzin temu. Ale dlaczego nic nie odczuł? No tak, jeżeli zginął to nie mógł już nic czuć ani żadnej informacji o swoim ja, przekazać po tej nanosekundowej śmierci. Pamiętał, że ostatnią jego myślą przed rozpoczęciem eksperymentu było " czy za chwilę otworzę oczy na świecie czy nie" I potem tylko było obserwowanie jak naukowcy krzątają się przy pulpicie sterowniczym i niecierpliwość dlaczego jej nie włączają. Kiedy wyciągnęli go z maszyny nie chciał wierzyć,że już po wszystkim.
Udowodnili mu to pokazując zegarek. Wskazywał dziesiątą wieczorem , a przecież kiedy eksperyment się zaczynał była siódma rano. Pytali czy nie zauważył jakiegoś drgnięcia lub jakiejś zmiany w tym co się działo w laboratorium które obserwował z wnętrza maszyny rezurekcyjnej. Nie zauważył, widział wprawdzie naukowcy krzątali się wprawdzie w tę i z powrotem ale nie znał ich tak dobrze, aby zaobserwować jakieś podejrzane różnice. Wydawało mu się, że jakoś inaczej byli rozmieszczeni ale być może tak skupił się na swoich doznaniach i tym oczekiwaniu na moment przeskoku, że nie zwrócił na to uwagi.
A więc jednak otworzył oczy jako ten sam co przed chwilą i nawet nie zauważył kiedy nastąpiła przerwa!
Zaraz jednak nadeszła refleksja, że może to być tylko wrażenie wywołane tym, że jego poprzednik nie wiedział z góry czy to będzie on sam , czy tylko taki sam ale już nie on i to wrażenie skopiowała maszyna, przechowała w postaci martwej informacji przez kilkanaście godzin i udostępniła jemu nowo stworzonemu bytowi.
- On nie wiedział czy będzie mną, i ja nie wiem czy jestem nim- pomyślał zadumany
- A gdzie ja byłem przed eksperymentem?. Nigdzie, tak jak on teraz. A może jednak odszedł w zaświaty? Bo na pewno nie jestem nim samym. Musiałby się czas cofnąć do momentu z przed eksperymentu . Wtedy nie było mnie a on był jeszcze żywy. To niemożliwe. Ale teraz przecież ja jestem i wierzę, że mogę być nim, a jednocześnie nie wierzę w to, bo przecież on umarł, a z poza śmierci jeszcze nikt nie wrócił.
Co byłoby gdybym pozostał nieświadomy tego że on został rozpylony?
Czekałbym nadal na rozpoczęcie eksperymentu. Ale jego istnienie zostało przecięte w momencie kiedy nie wiedział czy zmartwychwstanie. I tę informację zebrała aparatura i odtworzyła we mnie. Więc mogę być tylko kopią jego z tym skopiowanym wrażeniem, że nie wiadomo które rozwiązanie jest prawdą. I to dziedzictwo przekazał mi, nowemu człowiekowi. A myślał , że się w ten sposób dowie prawdy! Przekazał tylko zagadkę dalej. Co by było jeżeli chciałbym jeszcze raz poddać sie temu eksperymentowi? Nic nowego, kolejny człowiek otrzymałby ten sam paradoks.
Żeby tak istniały jakieś zaświaty do których zamiast w nicość trafiają ludzie po śmierci....
Wtedy współistniałyby jakoś jednocześnie człowiek ożywiony i tamten człowiek po śmierci. Wtedy można by rozstrzygnąć spór. I jeżeli ja poddałbym się kolejny raz eksperymentowi, to jeżeli zmartwychwstanie nie jest możliwe, nie otworzyłbym oczu tutaj , tylko w całkiem innej rzeczywistości. Nie irytowałbym się na naukowców, że nie rozpoczęli jeszcze eksperymentu, tylko nastąpiłby błysk, ciemność i ... coś, ale ja. A tak nastąpiła nicość i nikt. I co ja teraz mam być tamtego kogoś jedynym "ja".
Tak po prostu tylko dlatego , że maszyna wtłoczyła we mnie całą jego pamięć , aktualne myśli i ten nie całkiem zdrowy organizm z łysiną , bólem zęba i tym wszystkim co znam tak dobrze od lat, chociaż przed chwilą zupełnie mnie nie było a był to on?
Gdyby przynajmniej podczas tego głupiego eksperymentu zmienili trochę strukturę na zdrowszą. Ale nie wszystko musi się zgadzać co do jednego atomu.
I tylko wiara może być moją jedyną osobistą własnością, bo udowodnili mi niezbicie, że jednak kogoś rozproszkowali i złożyli we mnie z powrotem.
Podzieliłem się swoimi wątpliwościami z naukowcami i rodziną, ale pierwsi nie mogli mi udzielić żadnej sensownej informacji o tym czy przedostałem się jako ten sam przez tę całą awanturę, czy zaobserwowali przeskok jednego człowieka w drugiego. Oglądałem cały zapis eksperymentu. Był szokujący. Widziałem swoje ciało wchodzące do komory maszyny, potem błysk, i ziejącą pustkę! Nie było mnie! Albo jego!
Więc kto ja jestem?
Kto wyłonił się z w tej komorze maszyny jako "ja"?
Rodzina za to w odpowiedzi na moje egzystencjalne wątpliwości udzieliła mi lekcji życiowej mądrości pytając mnie podchwytliwie: "Czy zawsze uważałem, że tylko ja sam istnieję? A inni to jak istnieją?"
Więc już sam nie wiem. Może nie ma żadnego paradoksu i żadnego zmartwychwstania, bo wcale nie umarłem? Ale ta ziejąca pustką komora w której zniknęło moje ciało!
Po pewnym czasie odwiedziłem laboratorium znowu. Panowała w nim dziwna atmosfera. Wszyscy na mój widok kłaniali mi się i byli nienaturalnie uprzejmi. Chciałem dowiedzieć się jak daleko posunęły się ich wysiłki znalezienia materialnego dowodu na rzecz odkrycia prawdy o tym czy z rezurektora wychodzi ten sam żyjący dawniej człowiek , czy tylko ożywa w nim nagle taki sam, a ten sam nie wiadomo gdzie się podziewa po swojej śmierci.
W odpowiedzi udostępnili mi nagrania wszystkich czterech prowadzonych równolegle eksperymentów ze zmartwychwstaniem.
A więc wszystko zależy od WIARY! Równie dobrze mógłbym nie wiedzieć o przerwie w moim istnieniu i do końca życia trzymać się swojego wypracowanego rozwiązania teoretycznego paradoksu w eksperymencie któremu poddano mnie i wielu innych ludzi. Nikt zza grobu by nie przyszedł i nie wyprowadził nas z błędu czy potwierdził prawdę.
Zwlekali z udostępnieniem mi nagrania ostatniego eksperymentu. Coś poszło niechcący nie tak? W końcu zobaczyłem.
Wprowadzili człowieka do komory, włączyli rezurektor, potem ujrzałem znajomą pustkę i .. coś nowego. Otworzono hermetyczną komorę! Materia człowieka rozproszyła się po otoczeniu. Wydawało się że on zginął bezpowrotnie. Mijały godziny, naukowcy ustawiali jakąś nową maszynę, podłączali do tej która była rezurektorem.
Po pewnym czasie wreszcie przystąpili do syntezy. Ale z czego? Atomy będące składnikami tamtego żywego człowieka już dawno zaginęły w mrowiu innych, odleciały z podmuchami powietrza na wszystkie strony.
Włączyli maszyny. Pojawił się błysk, jakby pioruna i nagle metr od maszyn wprost na podłodze laboratorium pojawiły się dwa ciała odwrócone do siebie plecami! Po chwili usłyszałem jak jeden z nich mówi:
- I co, długo mam czekać na to abyście rozpoczęli ten...
Urwał w pół słowa, bo drugi nagle drgnął, odwrócił się gwałtownie, złapał pierwszego za ramię i spojrzał mu prosto w oczy!