Pokaż wiadomości

Ta sekcja pozwala Ci zobaczyć wszystkie wiadomości wysłane przez tego użytkownika. Zwróć uwagę, że możesz widzieć tylko wiadomości wysłane w działach do których masz aktualnie dostęp.


Wiadomości - Q

Strony: 1 ... 954 955 [956] 957 958 ... 1090
14326
Hyde Park / Re: O muzyce
« dnia: Września 14, 2008, 02:10:42 pm »
A ja dla odmiany po udanym weekendzie ;) wrzucę coś b. lekkiego i zabawnego, z zakresu muzyki filmowej:
http://pl.youtube.com/watch?v=ZPX_uoriC4U
http://pl.youtube.com/watch?v=qP1Z3Y-sXfk

14327
Hyde Park / Odp: Sprawy różnakie
« dnia: Września 12, 2008, 08:53:12 pm »
Mówcie co chcecie, dla mnie bomba:
http://esensja.pl/varia/publicystyka/tekst.html?id=5852

14328
Hyde Park / Odp: Sprawy różnakie
« dnia: Września 12, 2008, 07:33:32 pm »
No to i ja pochwalę, żeby na malkontenta nie wyjść, bo i filmik w istocie przedni, i weekend szykuje mi się udany ;).

ps. jeszcze a propos kontaktu z Obcymi, który w "Akademii..." wałkujemy; nikt nie wymyślił tu nic mądrzejszego niż Lem, jak widać:
http://variety-sf.blogspot.com/2007/08/stories-concerning-first-human-contact.html

14329
Hyde Park / Odp: Sprawy różnakie
« dnia: Września 12, 2008, 04:45:51 pm »
To się nie kalkuluje ;).

14330
Hyde Park / Odp: Sprawy różnakie
« dnia: Września 12, 2008, 03:17:16 pm »
gdyby ktoś nie wiedział, albo zapomniał: ŚWIAT JEST PIĘKNY.

Eeeetam, odkąd maszyna Trurla wyniszczyła pćmy i murkwie świat to nie to...

ps. ile Ci Pambuk za reklamę płaci?  ;)


edit:
A'propos LHC, w stylu Lovecrafta:

14331
Akademia Lemologiczna / Odp: Akademia Lemologiczna [Organizacja]
« dnia: Września 12, 2008, 12:31:40 pm »
Uuu, to popatrzę na te o nie-książkach Lema

Zabrzmiało jak no-ships z "Diuny" prawie. Ale dość już dyskusji o dyskusji... ;)

ps. z tego co widzę, wszystkie (cztery :P) głosy na "Summę..." :).

14332
Akademia Lemologiczna / Odp: Akademia Lemologiczna [Organizacja]
« dnia: Września 12, 2008, 12:25:50 pm »
Jakieś ciekawe dyskusję się obecnie toczą, żebym zadziałał "na przylepę"? :P

O "Fiasku", o muzyce, o LHC, coś tam gadaliśmy o filmach, książkach, żaglowcach... Tylko brać, wybierać ;).

14333
Akademia Lemologiczna / Odp: Akademia Lemologiczna [Organizacja]
« dnia: Września 12, 2008, 12:01:18 pm »
A gdzież bym mógł Was porzucić

No to się więcej udzielaj trochę, bo ostatnio braki kadrowe z Evangelosem i lil. odczuwamy ;).

trzeba Was przecież tyle nauczyć ;-)

Twoja pewność siebie rozbroiłaby tasiemca uzbrojonego ;).

14334
Akademia Lemologiczna / Odp: Akademia Lemologiczna [Organizacja]
« dnia: Września 12, 2008, 11:42:40 am »
WhizzKid, fajnie, że nas nie porzuciłeś ;). Drugie fajnie, że dyskutant nam przybędzie :).

14335
Ze środka pokoju patrzyło na Louisa coś, co nie tylko nie było człowiekiem, ale nawet niczym choćby trochę humanoidalnym. Stało na trzech nogach i przypatrywało się Louisowi oczami umieszczonymi na dwóch płaskich głowach, chwiejących się na smukłych, giętkich szyjach. Skóra stworzenia była biała i sprawiała wrażenie niezwykle delikatnej; jedynie miedzy szyjami, wzdłuż kręgosłupa i na biodrze tylnej nogi pyszniła się gęsta, długa grzywa. Dwie przednie nogi były szeroko rozstawione, tak, że małe, szponiaste podkówki wyznaczały wierzchołki niemal doskonale równobocznego trójkąta.
   Louis domyślił się, że stworzenie jest jakimś zwierzęciem z obcej planety. W tych płaskich główkach nie znalazłoby się dość miejsca na odpowiedniej wielkości mózg. Jego uwagę przykuła jednak chroniona gęstą grzywą wypukłość miedzy szyjami... i nagle powróciło zagrzebane pod stuosięmdziesięcioletnim osadem wspomnienie.
   To był lalecznik, lalecznik Piersona. Jego czaszka i mózg znajdowały się właśnie pod tym garbem. W żadnym wypadku nie było to zwierze - inteligencją przynajmniej dorównywał człowiekowi. Jego głęboko osadzone oczy, po jednym w każdej głowie, wpatrywały się nieruchomo w Louisa Wu.
   Louis spróbował otworzyć drzwi kabiny. Zamknięte.
   Był zamknięty w kabinie, nie poza nią. Mógł każdej chwili wybrać jakiś kod i zniknąć, ale taka myśl nawet nie przeszła mu przez głowę. Nie codziennie spotyka się lalecznika. Znikły ze zbadanego kosmosu na długo przed urodzeniem Louisa.
   - Czym mogę służyć? - zapytał Louis.
   - Owszem, możesz - odpowiedział obcy... ...głosem jakby wziętym prosto z najrozkoszniejszego snu nastolatka. Kobieta obdarzona takim głosem musiałaby być na raz Kleopatrą, Heleną, Marilyn Monroe i Lorelei Huntz.

Larry Niven, "Pierścień"

Zaskoczony Ian obrócił się na jednym kolanie i wlepił wzrok w parę brązowych, zakurzonych wysokich butów, potem w skraj brązowego, sięgającego kolan kaftana, zapinanego na liczne guziki, i górującego nad nim czarnego jak heban olbrzyma.
   Nie mógł się poruszyć. Słyszał wyjący w dali alarm i nagle uświadomił sobie, że to on znajduje się w niebezpieczeństwie i że uruchomił go ten... człowiek, ta istota, która zaczekała na właściwą chwilę i wybrała właśnie jego...
   Tubylec skinął na niego ręką - raz, dwa razy, wyraźnie dając mu znak, żeby wstał. Nie można było nie rozpoznać inteligencji, celowości ruchów, cywilizowanego charakteru tubylca. Był czarny jak noc, a jego twarz nawet w najmniejszym stopniu nie przypominała ludzkiej, choć jej płaszczyzny i krzywizny składały się na oblicze w surowy sposób przystojne.
   Skinął ręką trzeci raz. Nie widząc żadnego bezpośredniego zagrożenia, Ian wstał. Tubylec był imponująco wysoki - przerastał go co najmniej o głowę - i miał szerokie ramiona. Ian nie zauważył u niego żadnej broni. Nagle zdał sobie sprawę, że tubylec może za broń uznać część jego sprzętu. Bał się nawet sięgnąć po swoją sondę, bał się zrobić jakikolwiek ruch, przypominając sobie ziemską historię błędów, których skutkiem bywały wojny, i zaprzepaszczonych szans na rozsądne rozwiązania.
   Sięgnął jednak ostrożnie ręką do kieszeni na piersi i włączył kciukiem kieszonkowe radio, cały czas obserwując, czy tubylec nie wykazuje choćby najmniejszych oznak niepokoju.
   Powiedział cicho, obserwując twarz tubylca:
   - Baza, nawiązałem kontakt. Baza. - Mówił cicho, nie spuszczając oka z obcego, jakby przemawiał do niego. - Baza, tu Ian. Nawiązałem kontakt. Mam tu towarzystwo.
   Tubylec nadal stał spokojnie, lecz w nagłym strachu, że z głośniczka może zabrzmieć jakaś nieostrożna odpowiedź bazy, Ian przesunął kciukiem potencjometr głośności z gorącą nadzieją, że robi to we właściwym kierunku.
   - Nil li sat - ha - odezwał się obcy, a przynajmniej tak to zabrzmiało. Miał cichy i, dzięki Bogu, rozsądnie brzmiący głos.

C.J. Cherryh "Przybysz"

Póki nie sięgniemy dalej w Kosmos, dylemat ten pozostanie nierozstrzygnięty. A jak będzie naprawdę? Trudno orzec...

Czy na podstawie faktu, że obie strony się zrozumiały można wyciągnąć wniosek o ich wzajemnym podobieństwie?

Im większe porozumienie tym większe mentalne podobieństwo.

I czy naprawdę to, co ludzie widzieli na Kwincie było aż tak podobne do tego, co znali z Ziemi? Może nie było podobne wcale, a nasza załoga nadinterpretując dała się ponieść fantazji. Ale nawet zakładając, że było i przyjmując tę dtugą opcję nie można niczego pewnego powiedzieć. Za dużo pytań, mimo dobrych chęci zabrnęłam w ślepy zaułek.

I to chyba dobrze, bo Mistrz zostawił nas z Zagadką tam, gdzie słabszi autorzy snują naiwne łopatologiczne wizje...

ps. wrzuciłem te wszystkie cytaty z najprzytomniejszych "obcologicznych" utworów SF także po to by pokazać, że z problemu przedstawienia Obcych Mistrz i tak wyszedł z największą gracją.

14336
istot niezrozumiałych, z kontaktów z którymi można mieć jednak wymierne korzyści:

Od ponad wieku Żonglerzy stanowili interesującą osobliwość. Istnieli na wielu światach, wszystkie z nich były pokryte wielkim oceanem. Żonglerzy byli biochemiczną świadomością rozmieszczoną w każdym z oceanów, złożoną z trylionów współdziałających mikroorganizmów, zgromadzeni w bryłki wielkości wysp. Wszystkie światy Żonglerów charakteryzowała aktywność tektoniczna i powstały teorie, że Żonglerzy czerpali energię z hydrotermalnych ujść na dnie morza, ciepło zmieniali w energię biochemiczną i przekazywali je na powierzchnię za pomocą macek organicznego nadprzewodnika, ciągnących się w dół przez kilometry czarnego zimna. Cel aktywności Żonglerów - o ile w ogóle mieli jakiś cel - pozostawał zupełnie nieznany. Mieli zdolność kształtowania biosfer planet, na których byli rozsiani, działając jak pojedyncza, inteligentnie współpracująca masa fitoplanktonu, nikt jednak nie wiedział, czy nie jest to funkcja wtórna w stosunku do innej, wyższej funkcji. Wiedziano również - ale tego zbyt dobrze nie rozumiano - że Żonglerzy potrafili przechowywać i pobierać informacje i działali jak pojedyncza, rozciągnięta na całą planetę sieć neuronowa. Informacje gromadzono na wielu poziomach - w wielkich wzorcach połączeniowych unoszących się na powierzchni macek, jak również w swobodnie pływających pasmach RNA. Nie można było określić, gdzie zaczynały się oceany, a kończyli Żonglerzy, tak jak nie dało się stwierdzić, czy każdy ze światów zawierał wielu Żonglerów, czy jedną rozciągniętą jednostkę, gdyż wyspy były połączone mostami organicznymi. Stanowili magazyny informacji wielkie jak świat - olbrzymie informacyjne gąbki. Niemal wszystko, co dostało się do oceanu Żonglerów, było penetrowane mikroskopijnymi mackami, częściowo rozpuszczone, aż zostały wykryte strukturalne i chemiczne własności, po czym informacja ta przechodziła do biochemicznego magazynu samego oceanu. Jak zasugerował Lascaille, Żonglerzy potrafili wmontować te wzory lub je zakodować. Przypuszczalnie zakodowane wzorce mogły zawierać umysłowości innych gatunków, które kiedyś weszły w kontakt z Żonglerami - na przykład wzorce Całunników.
Od wielu dziesiątków lat zespoły ludzi badały Żonglerów Wzorów. Ludzie pływający w morzu Żonglerów byli w stanie nawiązać stosunki z tym organizmem, gdy mikromacki Żonglerów przenikały czasowo do ludzkiej kory nowej, ustanawiając ąuasisynaptyczne połączenia między umysłem pływaka a resztą oceanu. Jak twierdzili, przypominało to obcowanie z rozumnymi glonami. Wyszkoleni pływacy donosili, że czuli się tak, jakby ich świadomość rozszerzała się i wchłaniała cały ocean, a pamięć stawała się obszerna, nieuporządkowana i starożytna. Granice percepcji stawały się płynne, choć nigdy nie mieli wrażenia, że sam ocean jest prawdziwie samoświadomy, raczej był zwierciadłem, odbijającym ludzką świadomość: ostateczną machiną solipsystyczną. Pływacy dokonywali zadziwiających przełomów w matematyce, jakby ocean wzmacniał ich zdolności twórcze. Niektórzy twierdzili, że te wzmocnione zdolności utrzymywały się jakiś czas po tym, jak opuścili matrycę oceanu i wrócili na suchy ląd albo na orbitę. Czy to możliwe, że w ich umysłach zaszła fizyczna zmiana?
Powstała więc koncepcja Żonglerskiej transformaty. Podczas dodatkowych ćwiczeń pływacy nauczyli się, jak wybierać formy transformaty. Neurolodzy, stacjonujący na planecie Żonglerów, usiłowali zmapować zmiany mózgu dokonane przez obcych, ale udało im się to tylko częściowo. Transformacje były nadzwyczaj subtelne, bardziej przypominały strojenie skrzypiec niż rozebranie ich na części i budowanie od początku. Rzadko były stale; po dniach, tygodniach, a niekiedy latach wprowadzone zmiany zanikały.
Taki był stan wiedzy, gdy ekspedycja Sylveste’a dotarła na Rozbryzg - świat Żonglerów.

Alastair Reynolds "Przestrzeń Objawienia"

po formy, w sumie, mocno człekopodobne mentalnie:

ET rzeczywiście przypominał trochę kalafior. Z jego prążkowanego, pokrytego guzami tułowia wyrastały zaokrąglone niebieskie i białe odrośle, układające się w symetryczne, kuliste grudy. Tu i ówdzie drobne krystaliczne płatki okraszały kilka gałęzi, które tworzyły pęk u wierzchołka, nad niewidocznym nozdrzem.
Listowie zakołysało się, a zebrane u góry kryształy zabrzęczały poruszone powietrzem, które stwór właśnie wydychał.
- Witaj, Jacobie - głos Fagina zadźwięczał metalicznie w powietrzu. - Witam cię z radością i z wdzięcznością oraz z surowym brakiem wszelkich konwenansów, którego tak często i żarliwie się domagasz.
Jacob zdusił w sobie śmiech. Fagin przypominał mu starożytnego mandaryna, zarówno ze względu na melodyjny akcent, jak i na zawiły ceremoniał, który stosował nawet wobec swoich najbliższych ludzkich przyjaciół.

David Brin, "Słoneczny Nurek"

cdn.

14337
ale z drugiej strony nie mamy też trzeciej nogi, która niepotrzebnie komplikowałaby chodzenie.

Ale to nie mądrość Ewolucji, a jeno brutalna selekcja. Takie cuś jak powstało się nie uchowało...

Ciekawe...partactwo...ale chyba nie najgorsze z możliwych...a może...gdyby tak mieć porównanie... ::)

Jak na bezmyślną Ewolucja jest skuteczna, fakt ;).

I tutaj można się zastanowić czy interpretację zacytowanego na początku zdania da się w jakikolwiek sposób rozszerzyć. Po pierwsze, czy wypowiadając słowo Ewolucja powinniśmy mieć na myśli tylko to, co zaszło w obrębie danej planety (w takim wypadku na każdej z planet wykształciłyby się formy życia niepodobne do innych, posiadające wspólne cechy wyłącznie w obrębie jednego globu), czy raczej powinno się to tyczyć całego Kosmosu (tutaj podobieństwa gatunkowe zachodziłyby między formami życia pochodzącymi z różnych jego zakątków).

Na to pytanie nie znamy odpowiedzi, dlatego skazani jesteśmy na spekulacje, dlatego też SF waha się od założenia o całkowitej nieprzystawalności róznoplanetarnych Rozumówi (vide "Solaris") przez opis form z którymi kontakt jest śladowy, lecz możliwy (tu konkretnie na płaszczyźnie matematyki):

Paolo sięgnął do swej świeżo pobranej z biblioteki wiedzy o “dywanach” - jedynej formie życia odkrytej dotąd na planecie. Były to pływające swobodnie twory zamieszkujące równikowe głębiny oceanów - najprawdopodobniej zbyt blisko powierzchni ginęły od promieni ultrafioletowych. Rozrastały się do setek metrów, potem rozpadały na dziesiątki fragmentów, z których każdy rósł nadal. Kuszące było założenie, że są to kolonie jednokomórkowych organizmów, coś w rodzaju gigantycznych glonów, choć na razie nie istniały żadne dowody potwierdzające tę tezę.
/.../
- Nie, nie - przerwał mu Karpal. - Oryginalny przykład Wanga działał dokładnie jak standardowa maszyna Turinga, tylko żeby rzecz uprościć. Ale dywany przypominają raczej dowolną liczbę różnych komputerów działających równolegle na częściowo wspólnych zbiorach danych. To biologia, a nie zaprojektowane urządzenie. Wszystko jest chaotyczne i dzikie jak... powiedzmy, jak genom ssaka. Istnieją nawet matematyczne podobieństwa do regulacji genetycznej: zidentyfikowałem sieci Kauffmana na każdym poziomie, począwszy od zasad układania płytek. Cały system znajduje się na hiperadaptacyjnej granicy między zachowaniem statycznym a chaotycznym.
Dzięki bibliotece Paolo przyswoił sobie tę ideę. Podobnie jak życie na Ziemi, dywany osiągnęły kombinację trwałości i elastyczności, pozwalającą do maksimum wykorzystywać dobór naturalny. Tysiące rozmaitych autokatalitycznych sieci chemicznych musiało się uformować wkrótce po powstaniu Orpheusa. Kiedy jednak zmieniały się chemiczne właściwości oceanu w pierwszych eonach istnienia systemu Vegi, wykształciła się zdolność reakcji na ciśnienie ewolucyjne, rezultatem zaś były dywany. Ich złożoność wydawała się teraz zbędna, po kilkuset milionach lat relatywnej stabilizacji, bez żadnych drapieżników i konkurentów. Ale dziedzictwo pozostało.
- Jeśli zatem dywany stały się uniwersalnymi komputerami, i właściwie nie muszą już reagować na wpływy otoczenia, to co robią z taką mocą obliczeniową?
- Pokażę ci - odparł z powagą Karpal.
/.../
Karpal prowadził go przez tajemniczy ocean. Były tu spiralne węże splecione w grupach o nieokreślonej liczebności - każda pojedyncza istota rozpadała się nagle na kilkanaście wijących się drzazg, potem następowała rekombinacja... choć nie zawsze z tych samych elementów. Były oślepiające wielobarwne kwiaty bez łodyg, skomplikowane hiperstożki cienkich jak pajęczyna piętnastowymiarowych płatków, a każdy niczym hipnotyczny fraktalowy labirynt szczelin i kapilar. Były zbrojne w pazury monstra, drgające węzły owadzich odnóży - niby orgie dekapitowanych skorpionów.
- Mógłbyś pozwolić ludziom na zajrzenie tutaj tylko w trzech wymiarach. Dość, żeby wykazać, że... że jest tu życie. Chociaż to nimi wstrząśnie.
Życie zanurzone w przypadkowych obliczeniach dywanów Wanga, bez żadnej najmniejszej relacji, z zewnętrznym światem. To afront dla całej filozofii Cartera-Zimmermana: jeśli natura drogą ewolucji stworzyła “organizmy” tak oderwane od rzeczywistości, jak mieszkańcy najbardziej introwertycznych polis, to gdzie się podzieje uprzywilejowany status fizycznego wszechświata, wyraźne rozróżnienie między prawdą a iluzją?

Greg Egan, "Dywany Wanga"

cdn.

14338
DyLEMaty / Re: Właśnie się dowiedziałem...
« dnia: Września 12, 2008, 08:14:42 am »
Ostatnio mi sie o oczy obilo, ze Higgs sie scial z Hawkingiem o istnienie/nieistnienie czastek Higgsa, co to wg. niego maja nadawac materi mase i odpowiadac za istnienie grawitacji. Niebawem sie okaze, kto mial racje.

O tych cząstkach (a konkretnie bozonach) to najwięcej od Ledermanna się dowiedziałem, z wspomnianiej "Boskiej cząstki". A problem z nimi taki, że ich odkrycie pozwoliło by "dopasowac" grawitację do pozostałych oddziaływań.

Z nieco innej beczki, acz poniekad tej samej: Dowiedzialem sie o niejakim Wlodzimierzu Sedlaku. Ktos go kojarzy? Bardzo ciekawe rzeczy prawi. Pamietacie jak Lem napisal (w Bombie Megabitowej napewno i pewnie gdzie indziej tez), ze podejrzewa, ze zycie ma swoje podstawy w kwantowych obszarach materii? Owoz Sedlak za ta koncepcja sie opowiadal, a nawet idzie dalej. Tu strona mu poswiecona:
http://www.sm.fki.pl/Sedlak/x_sedlak.php?nr=22

Ciekawy facet (a konkretnie ksiądz profesor nawet), ale pozostający na marginesie głównego nurtu Nauki, przez niektórych oskarżany nawet o bycie pseudonaukowcem.

Owszem, czytałem kiedyś jego prace z "Homo electronicus" na czele... Trochę lat temu był nawet modny.

14339
DyLEMaty / Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« dnia: Września 11, 2008, 10:54:12 pm »
Ostrzę już sobie zęby na "Stambuł. Wspomnienia i miasto" Pamuka, ale póki co rzeczy drugo- i trzeciorzędne pochłaniam.

Ostatnio odprężył mnie cykl (należący do programowo nieambitnego podgatunku military SF) "Zaginiona Flota" autorstwa Johna Hemry'ego (piszącego pod pseudonimiem Jack Campbell). Fabuła jest prosta jak cep - uznany za poległego i ogłoszony czymś na kształt świeckiego świętego ;) kosmonauta zostaje po wiekach przypadkiem odnaleziony, wydobyty z lodówki, i - jako żywy symbol - postawiony na czele znajdującej się w rozpaczliwej sytuacji kosmicznej armady. No i teraz musi dać sobie radę (jasne, że ją sobie da, w końcu to czytadło).

Co więc mi się spodobało w tym czytadle? Hmm... krytycy doszukali się nawiązań do aktualnej wersji "BattleStar Galactica" (otoczona przez wrogów flota w ciężkich czasach) i okołostartrekowego (słabiutkiego do przesady) serialu "Andromeda" (kosmiczny heros powraca do życia po wiekach), ale ja w zdroworozsądkowym (i etycznym przy tym) zachowaniu głównego bohatera doszukałem się nawiązania do klasyczno-kosmiczno-heroicznej SF (pod niektórymi względami czułem się przy lekturze tego cyklu jakbym czytał space SF jaką zaczytywaliśmy się lata temu, prawda maźku? ;)) z jej wadami i zaletami. Nawet o wierności prawom fizyki autor był łaskaw pomyśleć (choć hiperprzestrzeń w tekst wwalił).

Cóż lektura ta z pewnością nie jest głęboka, ani szczególnie wartościowa (choć bohater główny robi wrażenie sympatycznego i przyzwoitego faceta, w dodatku bardziej ludzkiego i normalnego niż 90% bohaterów militarnych czytadeł), ale nie żałuję spędzonego nad nią czasu, powrótu do SF w starym stylu.

ps. wywiad z autorem:
http://focusonsff.blogspot.com/2008/01/johnjack-campbell-hemry-interview.html
kolejne tomy (tytuł jednego z nich brzmi dość znajomo):
1. http://www.literatura.gildia.pl/tworcy/jack-campbell/nieulekly
    http://www.amazon.com/Dauntless-Lost-Fleet-Book-1/dp/0441014186/
2. http://www.literatura.gildia.pl/tworcy/jack-campbell/nieustraszony
    http://www.amazon.com/Fearless-Lost-Fleet-Book-2/dp/0441014763/
3. http://www.amazon.com/Courageous-Lost-Fleet-Book-3/dp/0441015670/
4. http://www.amazon.com/Valiant-Lost-Fleet-Book-Campbell/dp/0441016197/
i recenzje
http://paradoks.net.pl/read/7186
http://www.sfreviews.net/lost_fleet_dauntless.html
http://www.sfreviews.net/lost_fleet_fearless.html



Edit:
co mi tam, przyznam się jeszcze do czegoś: zachęcony powtórką ich macierzystego cyklu w TVP (dziś "Atak Klau... tzn. Klonów") pochłonąłem szybkim rajdem dobrych parę powieścideł ze świata "Gwiezdnych wojen" (tytuły i większość fabuł zdążyła mi wywietrzeć). Fabuły i styl (może poza jednym Stoverem) sięgają w najlepszym wypadku Heinleina w jego najgorszych chwilach, a jednak spodobało mi się to jako całość. Jako wizja pełnego rozmachu (mniejsza o to, że baśniowego i na bakier ze znaną nam fizyką) świata, który osiągnął taki poziom złożoności, że można w trakcie obcowania z jego opisami stawiać różne pytania i snuć hipotezy odnośnie różnych jego szczegółów (takich jak - jakże zajmujące ;)- kwestie typu "czy Jawowie pochodzą od ludzi", "skąd ludzkość wzięła się w tamtejszej galaktyce" czy "jakie prawa fizyki panują w owym świecie").

Same powieści to w sumie pulpa czystej wody, ale obraz na jaki się składają olśnił mnie swym bajkowym przepychem, zatem oto internetowa encyklopedia "Gwiezdnych wojen", która pozwoliła mi sobie złożyć ten świat "do kupy" (czytałem ją symultanicznie z powieściami):
http://starwars.wikia.com/
tu zaś dowód, jak można ów świat analizować od strony naukowej, prawie serio:
http://www.theforce.net/swtc/index.html

14340
DyLEMaty / Re: Właśnie się dowiedziałem...
« dnia: Września 11, 2008, 09:11:00 pm »
W końcu Wolszczan - nasz on ci jest!

Ech, gdyby wszystkie planety jakie nasi odkryli stały się naszą własnością to byśmy imperium jak z Asimova stworzyli ;).

Strony: 1 ... 954 955 [956] 957 958 ... 1090