1
DyLEMaty / Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« dnia: Lutego 12, 2008, 02:14:46 am »
Tak, choć czy nie ma na to wpływ fakt że Star Trek to serial czyli czasowo o wiele dłuższy i na ile jego finansowanie przez wytwórnie na potrzeby telewizji pozwala jednak zastosować wybitne rozwiązania? Kino musi zarobić, a serial puszczany w tv jest finansowany jakoby przez widziów.
Jeśli ktoś nie zasiał wcześniej tego życia lub nie zaistniały jakieś inne tego typu zjawiska, to nie zamierzam się spierać co do tak wilekich podobieństw istot żywych. Nie równoważy tego też od czasu do czasu pokazywanie się dziwnych istot z energii, czy zyjących w kosmosie. Natomiast nadal myśle że zachowanie kosmitów jest jednak dość ludzkie, co do pewnych granic ma dla mnie sens (potrzeba przetrwania wymaga agresji, emocji itp. itd.), ale tylko do pewnych.
W pewnym stopniu SF i fantasy są chyba podobne i można je pomylić, ale nie daltego że granice są tak niewyrażne, ale brak u zwykłych ludzi jednolitej definicji słowa, ja też nie powiem abym nie miał z tym problemu, choć nie powiem aby Tolkien był twórcą SF.
Co do Verna i Lema to myśle że potrafie się wczuć w to co autor opisuje i patrze na te łodzie podwodne, czy misje na Wenus z perspketywy czasów które są opisane, nie ze swojej. Jestem jakby tym XIX iweczny człowiekiem i ja widze rzeczy które dziwią choć może nie tak bardzo bo to jest wiek takich właśnie cudów.
Eden powiadasz, zatem coś się zapoznam z nim aby nie być całkowitym ignorantem.
Religijnośc cylonów tak na pierwszy rzut oka sugeruje jak bardzo podobni ludziom oni są. To już nie maszyny, ale istoty które są samodzielne, zdolne do tego do czego nie byli zaprogramowani. Chyba ze z perspektywy akcji cylonom objawił się Bóg.
Ci ludzie nie różnią się od nas, tak jak my mamy samoloty i wachadłowce kosmiczne, któych nie mieli ludzie w XVIII wieku, tak i oni mają technike o wiele wyższą niż nasza, ale cały czas to są ci sami ludzie.
Może się myle, ale może też troche się nie rozumiemy. Ja uważam że ilość czy jako długoś trwania, czy jako ilośc ciekawostek, pomysłów itp. jest ważna bo każdy scenariusz musi być rozłożony w czasie. Czy tą samą jakość będzie miał film (scenariusz, postacie, sceny) trwający 30 minut, 60 i 240? Nie chodzi tutaj tylko o ST Voyager który był długi i może za długi, ale o to że to wszystko można było ująć w mniejszej ilości sezonów. Nadal to nie musiała być rewelacja, ale czy nie było by to mniej męczące, oraz nie wymagało innych rozwiązań, a dzięki nim może lepije by się zapisał w pamięci?
W skrócie - nie ma jakości bez ilości i nie ma ilości bez jakości. Film musi interesować i ileś trwać, oraz coś zawierać w sobie. Jeśli trwa za długo/za krótko, albo jest nudny/lub zawiera za dużo akcji i wątków może być nieudany. A jeśli film ma świetny scenariusz ale rozwleka się na długość i trwa i trwa? Mówimy o jakości, ale odgórnie uznajemy że jest jakiś limit ilości. A te dwa czynniki ja widze jako powiązane ze sobą i nie można ich rozerwać. Gdy stworzymy serial o ciekawym scenariuszu jak Space... to jak już widać po niejdenj rozmie jest żal że tak krótko trwał... co z tego wynika? że przy zachowaniu jakości dłużysz czas trwania, jeszcze jeden choć sezon miałby wielki znaczenie. Iloś ma w tym sensie znaczenie.
Jeśli ktoś nie zasiał wcześniej tego życia lub nie zaistniały jakieś inne tego typu zjawiska, to nie zamierzam się spierać co do tak wilekich podobieństw istot żywych. Nie równoważy tego też od czasu do czasu pokazywanie się dziwnych istot z energii, czy zyjących w kosmosie. Natomiast nadal myśle że zachowanie kosmitów jest jednak dość ludzkie, co do pewnych granic ma dla mnie sens (potrzeba przetrwania wymaga agresji, emocji itp. itd.), ale tylko do pewnych.
W pewnym stopniu SF i fantasy są chyba podobne i można je pomylić, ale nie daltego że granice są tak niewyrażne, ale brak u zwykłych ludzi jednolitej definicji słowa, ja też nie powiem abym nie miał z tym problemu, choć nie powiem aby Tolkien był twórcą SF.
Co do Verna i Lema to myśle że potrafie się wczuć w to co autor opisuje i patrze na te łodzie podwodne, czy misje na Wenus z perspketywy czasów które są opisane, nie ze swojej. Jestem jakby tym XIX iweczny człowiekiem i ja widze rzeczy które dziwią choć może nie tak bardzo bo to jest wiek takich właśnie cudów.
Eden powiadasz, zatem coś się zapoznam z nim aby nie być całkowitym ignorantem.
Religijnośc cylonów tak na pierwszy rzut oka sugeruje jak bardzo podobni ludziom oni są. To już nie maszyny, ale istoty które są samodzielne, zdolne do tego do czego nie byli zaprogramowani. Chyba ze z perspektywy akcji cylonom objawił się Bóg.
Ci ludzie nie różnią się od nas, tak jak my mamy samoloty i wachadłowce kosmiczne, któych nie mieli ludzie w XVIII wieku, tak i oni mają technike o wiele wyższą niż nasza, ale cały czas to są ci sami ludzie.
Może się myle, ale może też troche się nie rozumiemy. Ja uważam że ilość czy jako długoś trwania, czy jako ilośc ciekawostek, pomysłów itp. jest ważna bo każdy scenariusz musi być rozłożony w czasie. Czy tą samą jakość będzie miał film (scenariusz, postacie, sceny) trwający 30 minut, 60 i 240? Nie chodzi tutaj tylko o ST Voyager który był długi i może za długi, ale o to że to wszystko można było ująć w mniejszej ilości sezonów. Nadal to nie musiała być rewelacja, ale czy nie było by to mniej męczące, oraz nie wymagało innych rozwiązań, a dzięki nim może lepije by się zapisał w pamięci?
W skrócie - nie ma jakości bez ilości i nie ma ilości bez jakości. Film musi interesować i ileś trwać, oraz coś zawierać w sobie. Jeśli trwa za długo/za krótko, albo jest nudny/lub zawiera za dużo akcji i wątków może być nieudany. A jeśli film ma świetny scenariusz ale rozwleka się na długość i trwa i trwa? Mówimy o jakości, ale odgórnie uznajemy że jest jakiś limit ilości. A te dwa czynniki ja widze jako powiązane ze sobą i nie można ich rozerwać. Gdy stworzymy serial o ciekawym scenariuszu jak Space... to jak już widać po niejdenj rozmie jest żal że tak krótko trwał... co z tego wynika? że przy zachowaniu jakości dłużysz czas trwania, jeszcze jeden choć sezon miałby wielki znaczenie. Iloś ma w tym sensie znaczenie.