Witam po długiej przerwie.
Właśnie przeczytałem książkę Paula Daviesa p.t. „The eerie Silence – are we alone in the Universe” (niesamowite milczenie – czy jesteśmy sami we wszechświecie?).
Nie jest to lektura przypadkowa – od dawna zastanawiałem się dlaczego jak dotąd nie natrafiliśmy na żadne ślady pozaziemskich cywilizacji pomimo że nauka dostarcza coraz to nowych poszlak wskazujących na to że życie nie powinno być bynajmniej zjawiskiem unikatowym:
złożone związki organiczne (do aminokwasów włącznie) unoszą się w postaci chmur w przestrzeni międzygwiezdnej;
gdzie się nie ruszyć (planety, księżyce, komety) pełno wody;
większość albo duży procent gwiazd posiada planety;
planety typu ziemskiego nie zdają się być szczególną rzadkością;
życie pojawia się na ziemi niemal natychmiast po uformowaniu się systemu słonecznego (kilkaset milionów lat);
życie ziemskie posiada niewiarygodne zdolności przystosowywania się do skrajnych warunków (wykryte niedawno bakterie wykorzystujące arsen zamiast fosforu jako budulec dla swojego organizmu a zwłaszcza kodu dziedziczności);
no i wreszcie nasz układ słoneczny istnieje od ok. 4.5 miliarda lat a wszechświat liczący sobie trzy razy tyle posiadał już przed końcem pierwszego miliardzie wszystko co potrzebne aby mogły powstać podobne do znanych nam formy życia.
Okazuje się, że podobne wątpliwości nawiedzały fizyków i astronomów już dawno temu chociaż nie była im dostępna nawet połowa wymienionych wyżej odkryć.
Jeszcze w latach czterdziestych Enrico Fermi zadał pytanie nazwane później paradoksem Fermiego: Jeśli istnieją, to dlaczego ich tu nie ma?
Fakt. Powinni byli już dawno skolonizować całą Galaktykę.
Próba odpowiedzi na to pytanie stanowi główny motyw książki Daviesa. Dlatego rzuciłem się na nią zachłannie.
Sam autor jest od lat związany z projektem SETI, można powiedzieć – zawodowy poszukiwacz kosmitów. Pisze jasno, przystępnie i nie bez poczucia humoru co dodatkowo czyni lekturę zabawniejszą. Przede wszystkim jednak „Eerie Silence” to prawdziwe kompendium aktualnego (książka wyszła rok temu) stanu spekulacji (trudno powiedzieć – wiedzy) na temat pozaziemniaków (extraterrestials).
Polecam gorąco wszystkim, których ten temat interesuje. Polskiego tłumaczenia niestety nie znalazłem. Można mieć tylko nadzieję, że się ukaże.
Tymczasem jednak z mojego, być może bardziej uczuciowego niż racjonalnego punktu widzenia, książka Daviesa, ma jeden poważny mankament: Brak jakiejkolwiek, choćby najskromniejszej wzmianki o Lemie, który przecież miał na ten temat niemało do powiedzenia.
I może nawet przeszedłbym nad tym do porządku dziennego gdyby Davies nie uznawał i nie czytywał literatury SF. Inna rzecz, że Lem bolał ciężko nad utożsamianiem go z SF. A może Davies nie utożsamiał i dlatego nie czytał? Mniejsza o to.
Dość, że pełno u niego odniesień do tej literatury. Przeważnie krytycznych ale nie pozostawiających wątpliwości, że autor owszem, zna, czytuje i traktuje SF względnie poważnie.
Tam gdzie krytykuje, czy nawet wyśmiewa brzmi zupełnie jak by cytował Fantastykę i futurologię, ale jej autora nie wspomina nigdzie ani słowem.
Gorzej. Davies formułuje coś w rodzaju hipotetycznego prawa rozwoju cywilizacji od istot biologicznych do ATS (autoteleologicznych supersystemów), które same się doskonalą unieważniając darwinowski dobór naturalny. Potem stwierdza z satysfakcją: Być może zabrzmi to szokująco, ale jesteśmy zapewne tylko stadium pośrednim między zwierzęciem a myślącym komputerem. Szokująco? Może. Ale chyba nie dla nas na tym forum...
Davies podkreśla niejednokrotnie potrzebę uwolnienia się od antropocentryzmu gdy próbujemy wyobrazić sobie technologię alienów. Wylicza nawet jej możliwe cechy:
nie ma formy materialnej (nie urządzenia mechaniczne do przetwarzania obiektów materialnych ale raczej „coś” co przetwarza informację);
nie ma konkretnego kształtu ani formy;
jest dynamiczna we wszystkich skalach przestrzeni i czasu;
albo przeciwnie – nie wygląda jak cokolwiek co bylibyśmy w stanie rozpoznać;
nie składa się z oddzielnych dających się wyodrębnić elementów ale raczej jest systemem albo subtelną korelacją wyższego rzędu;
Toż przecież Lem przez całe życie nie robił nic innego tylko próbował unaocznić czytelnikom niebezpieczeństwa związane z antropocentrycznym podejściem pozaziemniaków, z wyobrażeniem, że obca cywilizacja będzie w jakiś sposób przypominała opisy autorów SF.
Mamy to jak na dłoni w Solaris i w wielu innych powieściach (Głos Pana, Niezwyciężony, Fiasko, żeby tylko wspomnieć kilka).
Płakać się chce. Wygląda na to, że narzekania Lema na brak docenienia i niezrozumienie nie były wcale wyrazem nadmiernie rozwiniętego ego jak twierdzą niektórzy złośliwcy.
On po prostu oprócz wirtualnej rzeczywistości, nanotechnologii, komputera jako następnego stadium rozwoju homo sapiens przewidział jeszcze jedno – swoje własne rychłe odejście w niepamięć zaledwie w kilka lat po śmierci.
Zeby być geniuszem wystarczy być genialnym, jednak żeby zostać uznanym za geniusza trzeba urodzić się we właściwym czasie. Stanisław Lem urodził się o 50 lat za wcześnie.
A co z niesamowitym milczeniem, które Lem ochrzcił mianem „silentium universi” (milczenie wszechświata”? No cóż, nie każdy ATS okaże się tak gadatliwy jak Golem XIV. Przecież my też nie szukamy kontaktu z mrówkami (porównanie Lema).
Mogą też być i inne powody dla których wszechświat milczy ale lepiej niech kto może, sam przeczyta. Warto.
Na koniec coś dlla miłośników teorii konspiracji:
Davies argumentuje na rzecz trzymania w tajemnicy wiadomości o odebraniu sygnału gdyby do takowego doszło. Przecież może on zawierać informacje prowadzące do nowych straszliwych rodzajów broni (Głos Pana się kłania). Dlatego lepiej poczekać aż przekaz zostanie dokładnie zbadany, choćby to miało trwać kilka, kilkadziesiąt czy nawet kilkaset lat.
Może już czekamy?!