Terminus napisał:
Z tym że jak ktoś coś chce już zacząć o tym pisać, to proszę bardzo
Jak już to już. Rozumiem, że wszyscy odwlekamy tę straszną chwilę kiedy trzeba będzie coś napisać, żeby potem przez innych nie zostać oskarżonym o banalność.
W tej sytuacji postanowiłem właśnie zacząć od banału i "lec z honorem lec" jak "kamień rzucony na szaniec" otwierając drogę innym (mniej odważnym).
BANAŁ: W opowiadaniu "Jak ocalał świat" centralnym tematem nie jest żadna tam maszyna, uratowanie świata przed zagładą ani nawet wieczne awantury między Trurlem i Klapaucjuszem ale rola języka w opisywaniu a poprzez opisywanie - w postrzeganiu świata.
Lingwiści od blisko stu lat prowadzą spory o to co było najpierw - kura czy jajo - język czy percepcja.
Na zdrowy rozsądek nie można oczywiście nadać nazwy czemuś, czego istnienia nie jest się świadomym. Ale z drugiej strony jeśli już coś posiada nazwę, to będzie zauważane w pierwszej kolejności, kosztem innych obiektów i zjawisk być może równie widocznych.
Przy tej okazji przywołuje się często dwadzieścia kilka określeń na śnieg w języku grenlandzkim albo ubogie słownictwo w dziedzinie kolorów jakim operują mieszkańcy Sahary (niestety nazwa tego plemienia wyleciała mi z głowy). Ale oczywiście przykładów można by znaleźć znacznie więcej.
Chyba niewielu z nas potrafiłoby rozpoznać ponad dwadzieścia odmian śniegu ale jestem przekonany, że po przeszkoleniu przez zawodowego Grenlandczyka większość nie miała by z tym problemu.
Podobnie ci nieszczęśliwi "saharyjczycy" mogliby nauczyć się rozpoznawać i nazywać znacznie więcej kolorów.
Można by oczywiście zastanawiać się, czy to język ogranicza możliwości percepcji czy raczej środowisko u nas ubogie w śnieg a na Saharze - w kolory.
Dlaczego to wszystko kojarzy mi się z opowiadaniem "Jak ocalał świat"?
Otóż straszliwa maszyna Trurla radziła sobie nie tylko z takimi rzeczami jak nimby, nausznice, neutrony, nurty, nosy i nimfy ale również natągwie, nupajki, nurkownice, nędzioły, nałuszki, niedostópki i nędasy, że nie wspomnę o graszakach, plukwach, filidronach i zamrach.
I do tej drugiej kategorii należy właśnie to wszystko co nie posiada nazwy w naszym języku a mogłoby gdybyśmy wiedzieli jak to rozpoznać.
Maszyna Trurla byłaby więc symbolem naszej świadomości ograniczonej przez język, który pozwala nam dostrzec tylko to co nazwane. Reszta przestaje istnieć.
Wiem, że w mojej tezie są dziury. Czekam na atak. [smiley=huh.gif]