Dziękuję, maźku, za obszerną odpowiedź. Wyłożyłeś wyraźnie, zrozumiałe, przejrzyste – wszystko jak na dłoni.
Jak myślisz, czy dla dowolnego układu izolowanego zawsze można wybrać odpowiedni punkt odniesienia, tak, żeby wektorowa suma pędów wszystkich elementów do i po zderzeniu była zerowa? Tak jak w Twoim przykładzie z wubuchającym granatem? Hmm, nie jestem pewien.
Uznajmy za układ np. nieruchomą scianę i lecącą ku nią kulkę śniegu. Gdzie umieścić punkt odniesienia? W środku masy śnieżki? Na powierzchni ściany? Wszystko jedno, suma wektorowa (a w istocie jeden wektor) pędów nie równa się zeru. Ale nawet nie w tym sęk.
Oto nasza śnieżka uderzyła w ścianę, straciła prędkość i przykleiła się do niej. Dopiero co miała ona swój impetus – i już nie ma. Ale my pamiętamy – pęd zniknąć nie może. On pozostaje – jako ilość ruchu – wewnątrz układu „śnieżka – ściana”. Otóż powstaje pytanie: gdzie chowa się pęd kulki? Czyli do których elementów układu on „się przelewa”? Do ściany? Nie, ona pozostaje nieruchoma.
Przypuszczam - wobec braku innych możliwości – że pęd stracony kulką jako całością nabywają elementy układu na innym poziomie, mianowicie na poziomie atomów i molekuł. Zwiększa się prędkość molekuł, to znaczy rośnie nieco temperatura w miejscu uderżenia, a potem i w całym układzie.
Do czego właśnie zmierzam? Jeżeli mam słuszność, nasuwa się stąd następujący wniosek: impetus ciał fizycznych na makropoziomie może jednak „znikać”, konwertując sie w ruch cieplny cząsteczek na mikropoziomie. Również możliwy jest i proces odwrotny: ruch mikrocząstek może przeistoczyć sie w ruch ciała fizycznego, np. tłoka w silniku parowym. Wychodzi, pozornie prosta i „mechaniczna” rzecz – pęd – jest ściśle związana z ciepłem, drugą zasadą termodynamiki, Sadi Carnotem i jego Rozprawą o poruszającej sile ognia.
No, jak sądzisz? Można powiedzieć,
cognovi naturom rerum .
Proszę podać swoją uczciwą opinię na ten temat.
P.S. Na Ukrainie nauki ścisłe – matematyka, fizyka, chemia – są tradycyjnie na wysokim poziomie, zarówno w szkole jak i na uczelniach. Tak było jeszcze za czasów Związku Radzieckiego. W odróżnieniu np. od języków obcych, które były wykładane w taki sposób, żeby przyszczepić uczniom trwałą niechęć, a nawet wstręt do przedmiotu. Sądzę, że w Związku miał miejsce permanentny brak inżynierów i wykwalifikowanych pracowników w fabrykach broni, przede wszystkim nuklearnej. Znajomość języków zaś ułatwiała człekowi ewentualną ucieczkę z komunistycznego raju na Zachód.