Autor Wątek: Co tępora, to mores...!  (Przeczytany 491689 razy)

Stanisław Remuszko

  • 1948-2020
  • In Memoriam
  • God Member
  • *
  • Wiadomości: 8769
    • Zobacz profil
Odp: Co tępora, to mores...!
« Odpowiedź #150 dnia: Listopada 21, 2016, 08:53:10 pm »
Wyjaśniam, że chodzi mi o coś zupełnie innego. Wyłącznie o anonimowość w lżeniu i zarzucaniu.
R.
Ludzi rozumnych i dobrych pozdrawiam serdecznie i z respektem : - )

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16038
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Co tępora, to mores...!
« Odpowiedź #151 dnia: Listopada 21, 2016, 09:05:18 pm »
co jest nieprawdziwego w polowaniu na czarownice?

Czarownice? ;)

Relatywnie natomiast uważam, że przy świadomości tego wszystkiego, jak na te możliwości postęp jest nikły, jeśli nie ujemny. Ludzie nie potrafią rozróżnić, a przede wszystkim nie chcą. I znów muszę się zgodzić z ob. Remuszką, że istotna jest łatwość bezkarnego paplania.

Zgoda, tylko ma to jeszcze jedno piętro. Otóż w przeszłości liczyło się górnych kilka procentów rozmaitych społeczeństw. Reszta bywała obiektem - często dzikiego - wyzysku, współczucia, lepiej czy gorzej pojętej filantropii, itp. itd. ale nie była traktowana przez te - wyróżniające się piśmiennością i poczuciem ciągłości historyczno-kulturowej - procenty jako partnerzy (nie wartościuję tego pozytywnie, stwierdzam fakt), w związku z czym mało kogo też obchodziło, że lud (czyli 90%+ społeczeństwa) jest ciemny. Dziś, jako, że ów lud ma - na mocy ustaw - prawo głosu, a dzięki mocy technologii może artykułować co myśli równie swobodnie co wszyscy inni (i tym samym wpływać na przestrzeń publiczną, kształt kultury itp.), nie jest też w obecnych czasach wyzyskiwany tak dziko, a i awansować może b. szybko dość wysoko (przykładem rządowe kariery pp. Tomaszewskiego i Filipka) - lud zresztą to pojęcie coraz bardziej umowne (no, chyba, że się tkwi na liście najbogatszych, czy w okolicach, wtedy można mieć poczucie odróżniania się od reszty społeczeństwa możliwościami), po godzinach nie odróżnisz kto robi za management w korporacji, kto wykłada na uczelni, a kto akurat przyjechał do rodziców ze zmywania kibli i talerzy w starej Unii - ciuchy te same, samochody podobne (zresztą jeden kupi je na wyrost, inny woli luksusem nie kłuć w oczy), styl bycia też niekoniecznie odmienny - więc nagle masz więcej partnerów do dyskusji i stwierdzasz z niejakim zdumieniem, że spory odsetek bełkocze.

W tej chwili jest tak, że w walce o fotel prezydenta największego mocarstwa na Ziemi (!) padały tezy całkowicie oderwane od prawdy. Nie podam przykładu, żeby nie wikłać się w dyskusje, ale jeśli kulka może być dowolnego koloru i jedna strona patrząc na nią mówi, że ona jest czarna, a druga, że biała - to jest to wystarczający dowód na to, że co najmniej jedna z tych osób całkowicie mija się z prawdą. Ale nie ma to znaczenia, bo najistotniejsze jest to, że jedna z tych osób jest nasza, a druga nie - i to własnie jest to, nie prawda jest ważna, tylko przekaz.

Jest to krańcowo odmienne od tego co było dotychczas w życiu publicznym, przynajmniej w mojej ocenie. Dotychczas jak dwie osoby patrzyły na żółtą kulkę, to jedna ewentualnie mówiła, że ona jest raczej cytrynowa, a druga, że raczej pomarańczowa. Oczywiście pomijając Wenezuelę i inne takie.

Dobry człowiek jesteś, to i w bliźnich dobro widzisz, tymczasem akurat polityka amerykańska (może to cena demokracji?) ma tradycję wyjątkowo smrodliwych kampanii wyborczych. Oddajmy zresztą głos jednemu z tamtejszych klasyków (jasne, humorysta, więc może przerysowywać, ale sedno zdaje się autentyczne):

Cytuj
Mark Twain
Jak kandydowałem na gubernatora


Przed kilkoma miesiącami wysunięto moją kandydaturę na gubernatora stanu New York z listy niezależnych. Moimi kontrkandydatami byli pp. John T. Smith oraz Blank J. Blank. Wiedziałem, że posiadam niewątpliwą przewagę nad tymi panami w postaci dobrej reputacji. Wystarczyło spojrzeć na gazety, aby dowiedzieć się, że jeśli panowie ci cieszyli się kiedyś dobrą opinią, to czasy te minęły już bezpowrotnie. Nie ulegało wątpliwości, że mieli oni w ostatnich latach do czynienia z najbardziej podejrzanymi i brudnymi sprawkami. Kiedy jednak cieszyłem się w cichości ducha z mojej przewagi moralnej, to z radością tą mieszało się uczucie zażenowania, że moje nazwisko wymieniane będzie jednym tchem z nazwiskami tego typu indywiduów. Długo zwlekałem z przyjęciem kandydatury, aż wreszcie postanowiłem napisać w tej sprawie do mojej babki. Odpowiedź jej była zarówno szybka, jak i dobitna:

"Nie popełniłeś w swym życiu niczego takiego, co mogłoby przynieść ci ujmę. Spójrz tylko na gazety, a zrozumiesz, jakimi osobnikami są panowie Smith i Blank. Zastanów się dobrze, czy chcesz poniżyć się do tego stopnia, aby rywalizować z ludźmi tego pokroju."

Tak samo właśnie i ja myślałem! W nocy nie mogłem zmrużyć oka. Mimo wszystko jednak nie widziałem sposobu wycofania swej kandydatury. Byłem już zaangażowany i musiałem stanąć do walki.

Przeglądając przy śniadaniu dzienniki natrafiłem na taką oto wzmiankę, która wytrąciła mnie całkiem z równowagi:

KRZYWOPRZYSIĘSTWO
Może by pan Mark Twain wytłumaczył nam dzisiaj, gdy staje jako kandydat na gubernatora przed swym narodem, jak to się stało, że w r. 1863 w miejscowości Wakawak w Kochinchinie czterdziestu czterech świadków udowodniło mu krzywoprzysięstwo, które popełnił, aby wydrzeć szmat pola bananowego z rąk nieszczęśliwej wdowy malajskiej i jej bezbronnej rodziny, dla której pole to było jedynym środkiem utrzymania. Nie wątpimy, że p. Twain w interesie zarówno swoim, jak i ludu, o którego głos zabiega, zechce sprawę tę wyjaśnić jak najrychlej. Czy jednak to uczyni?


Myślałem, że pęknę ze zdumienia. Cóż za okrutne, straszliwe oskarżenie. Nie widziałem nigdy na oczy Kochinchiny! Nie słyszałem o żadnym Wakawaku! Nie potrafiłbym odróżnić pola bananowego od kangura! Nie wiedziałem, co począć. Byłem oszołomiony i bezradny. Dzień minął, a ja nic nie zrobiłem w tej sprawie. Nazajutrz ta sama gazeta zamieściła króciutką notatkę:

CHARAKTERYSTYCZNE
Godzi się zauważyć, iż p. Twain zachowuje znamienne milczenie w sprawie krzywoprzysięstwa w Kochinchinie.

(nota bene przez cały czas walki wyborczej  dziennik ten nie nazywał mnie inaczej, jak "Twain, ohydny krzywoprzysięzca".)

Następnie wpadła do mych rąk "Gazette", w której przeczytałem, co następuje:

PROSIMY O ODPOWIEDŹ
Może by nowy kandydat na stanowisko gubernatora zechciał wyjaśnić nam pewną sprawę. Idzie o jego współlokatorów w Montanie, którym od czasu do czasu ginęły różne drobne, choć wartościowe drobiazgi. Dziwnym trafem znajdywano je zawsze u p. Twaina. Współlokatorzy byli zmuszeni udzielić mu dla jego własnego dobra przyjacielskiego napomnienia, po czym dali mu niezłą nauczkę i poradzili, aby pozostawił na stałe próżnię w miejscu, w którym zwykł był przebywać w obozie. Czekamy na wyjaśnienia p. Twaina w tej sprawie.


Czy można było zdobyć się na większą złośliwość? Nigdy w życiu nie byłem w Montanie.
("Gazette" nie nazywała mnie odtąd inaczej, jak "Twain, złodziej z Montany".)

Brałem teraz do rąk dzienniki tak ostrożnie, jak człowiek, który podnosi kołdrę spodziewając się znaleźć w łóżku żmiję.

W parę dni później znalazłem znów taki oto artykulik:

KŁAMSTWO PRZYGWOŻDŻONE
Złożone pod przysięgą zeznania pp. Michela O'Flanagana, esq. z Five Points oraz Snub Rafferty i Catty Mulligana z Water Street jednogłośnie dowodzą, iż fałszywe oświadczenie p. Marka Twaina na temat dziadka naszego kandydata pozbawione jest wszelkiego pokrycia w rzeczywistości. P. Twain ośmielił się mianowicie stwierdzić, iż zmarły dziadek powszechnie szanowanego p. Blanka J. Blanka powieszony został za rabunek uliczny, co jest ohydnym i ordynarnym łgarstwem. Jest rzeczą odrażającą, iż dla doraźnych celów politycznych nie daje się spokoju ludziom nawet w grobach, obrzucając błotem ich czcigodne nazwiska. Kiedy pomyślimy o tym, jak wielce boleć muszą podobne zniewagi rodzinę i przyjaciół nieodżałowanego nieboszczyka, nie możemy oprzeć się chęci zaapelowania do szanownych wyborców, aby udzielili nauczki zdziczałemu oszczercy. Ale nie! Pozostawmy go raczej na pastwę wyrzutów sumienia (chociaż jeśliby szlachetniejsi spośród czytelników zadali kłamcy obrażenia cielesne, nie ulega wątpliwości, że nie znalazłby się sąd, który potępiłby ich za ten wzniosły uczynek).


Misterne ostatnie zdanie tego artykułu wywarło taki skutek, że "najszlachetniejsi spośród czytelników", opanowani szlachetnym oburzeniem, wyrzucili mnie w nocy z mojego własnego mieszkania, łamiąc meble i okna oraz unosząc ze sobą to wszystko, co byli w stanie unieść. A jednak gotów jestem przysiąc na wszystkie świętości, że nigdy nie obraziłem pamięci dziadka p. Blanka. Więcej jeszcze, nie słyszałem o nim aż do chwili ukazania się wspomnianego artykułu.
(Nawiasem mówiąc, dziennik ten nazywał mnie odtąd "Twain, profanator zwłok".)

Następna wzmianka, która przykuła moją uwagę, brzmiała następująco:

ŁADNY KANDYDAT
Mark Twain, który miał wczoraj wygłosić mowę na wiecu niezależnych, nie przybył wcale na wiec. Lekarz jego doniósł telegraficznie, że p. Twain ma nogę złamaną w dwóch miejscach. Pacjent cierpi okropnie  itd. itd. i całe mnóstwo podobnych bredni. Niezależni wzięli to za dobrą monetę, teraz zaś udają, że nie wiedzą nic o prawdziwej przyczynie nieobecności tego indywiduum, które w swym zaślepieniu wybrali na kandydata. A przecież widziano wczoraj wieczorem, jak jakiś pijany osobnik zmierzał do mieszkania p. Twaina w stanie zupełnego zamroczenia. Jest obowiązkiem niezależnych dostarczyć nam dowodów, iż osobnik ten nie był p. Markiem Twainem. Nareszcie mamy ich w ręku! W tej sprawie nie ma miejsca na żadne kruczki i wybiegi! Lud zadaje im z całą mocą i naciskiem pytanie: "Kim był ten pijak?"


Było to fantastyczne, całkiem fantastyczne, że właśnie moje nazwisko zamieszane było w podobną sprawę. Przeszło trzy lata minęły już od chwili, kiedy miałem w ustach ostatnią kroplę alkoholu.
(Już od następnego numeru dziennik ów nazywał mnie stale: "Pan Delirium Tremens Twain".)

W tym samym czasie zaczęły do mnie napływać w wielkiej ilości listy anonimowe.

Treść ich była zawsze niemal jednakowa:

Jak to było z tą kobietą, którą pan pobił, kiedy prosiła o jałmużnę? Poi Pry.

Albo:

Popełnił pan szereg łajdactw, o czym nie wie nikt prócz mnie. Radziłbym więc panu przesłać mi odwrotnie kilka dolarów, gdyż inaczej zrobię z tego użytek w gazetach. Handy Andy.

To chyba wystarczy. Mógłbym cytować więcej, gdybym chciał zmęczyć czytelnika.

Wkrótce potem centralny organ republikański zarzucił mi przekupstwo na wielką skalę, zaś centralny organ demokratyczny przytoczył "fakty" świadczące, iż usiłowałem zyskać bezkarność w pewnych sprawkach za pomocą szantażu. Z tej racji zyskałem dwa nowe przydomki: "Twain, brudny łapownik" i "Twain, podły szantażysta".

Odtąd domagano się ode mnie odpowiedzi ze wszystkich stron i z taką natarczywością, że nie tylko redaktorzy, ale również i przywódcy mego stronnictwa orzekli, iż dalsze milczenie z mej strony stanie się moją zgubą polityczną. Na domiar złego nazajutrz ukazał się w jednym z dzienników następujący artykuł:

PRZYJRZYJCIE MU SIĘ DOBRZE!
Kandydat niezależnych wciąż jeszcze milczy. Robi to dlatego, że nie ma dość odwagi, aby zabrać głos.Wszystkie oskarżenia przeciwko niemu są w pełni umotywowane, zaś swym milczeniem potwierdza on jeszcze stokrotnie ich słuszność. Niezależni, przyjrzyjcie się swojemu kandydatowi! Spójrzcie na ohydnego krzywoprzysięzcę, złodzieja z Montany, profanatora zwłok! Podziwiajcie tego deliryka, brudnego łapownika, podłego szantażystę! Zastanówcie się i powiedzcie, czy możecie złożyć wasze głosy na człowieka obciążonego tak wstrętnymi zbrodniami, który nie posiada nawet dość odwagi, aby pisnąć słówko w swojej obronie!


Nie, dłużej nie mogłem milczeć. Zanim jednak przygotowałem "odpowiedź" na tę potworną ilość zarzutów, jeden z dzienników zarzucił mi, że spaliłem dom wariatów li tylko dlatego, że przesłaniał mi widok z mojego okna. To wprawiło mnie w jakiś niesamowity lęk. Zaraz potem przeczytałem zarzut, iż otrułem mego wujaszka pragnąc zawładnąć jego majątkiem  zarzut połączony z żądaniem ekshumacji zwłok.

Omal że nie zwariowałem!

Następnie oskarżono mnie, że będąc dyrektorem przytułku używałem do najcięższych robót zniedołężniałych i bezzębnych staruszków. Zacząłem poważnie się wahać, czy nie wycofać się z tej całej awantury. Na koniec jednak, jako ukoronowanie wszelkich oszczerstw rzucanych na mnie przez przeciwników politycznych, nastąpiło zwołanie całej chmary dzieciaków różnej wielkości i maści i nakazanie im, by wołały w czasie mego przemówienia na wiecu: "Tatuś, tatuś!"

Dałem za wygraną. Uległem. Nie dorosłem widać do wysokiego stanowiska gubernatora stanu New York. Wycofałem moją kandydaturę, przy czym tak podpisałem się na mym liście:

"Z szacunkiem Mark Twain niegdyś porządny człowiek, dziś ohydny krzywoprzysięzca, złodziej
z Montany, profanator zwłok, deliryk, brudny łapownik, podły szantażysta itp."
.

Stanowczo, postprawda w polityce nie jest żadnym novum.

Dzięki za genialną panią Lipinską :-) Szukam jej podobnego skeczu:

Sądzę, że znalazłem Ci coś z nawiązką ;):
http://www.kabaretyol.cba.pl/piosenki.php#openModal
« Ostatnia zmiana: Listopada 22, 2016, 12:56:26 am wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

liv

  • Global Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6612
    • Zobacz profil
Odp: Co tępora, to mores...!
« Odpowiedź #152 dnia: Listopada 21, 2016, 09:11:06 pm »
Wyjaśniam, że chodzi mi o coś zupełnie innego. Wyłącznie o anonimowość w lżeniu i zarzucaniu.
R.
Taka anonimowość jest wielce pozorna. Mówiąc wprost - nie ma jej.
Dla stosownych organów każdy post "anonimowy" jest do zdekodowania. Nawet jestem pod wrażeniem skuteczności działań, jakby nie było lokalnej, tutejszej policji w wyłapaniu "lżących" na forum lokalnej gazety. Oni też musieli być zdumieni - bo pisali z dziwnych miejsc - z nieswojego sprzętu. Oczywiście lekkie lżenie, bez przekraczania paragrafów łatwiejsze, choć jak się uprzeć, też do wyłapania.
Cytuj
Brałem teraz do rąk dzienniki tak ostrożnie, jak człowiek, który podnosi kołdrę spodziewając się znaleźć w łóżku żmiję.
Wniosek może być tylko jeden - wszystkiemu winne gazety.  :)
« Ostatnia zmiana: Listopada 21, 2016, 09:25:51 pm wysłana przez liv »
Obecnie demokracja ma się dobrze – mniej więcej tak, jak republika rzymska w czasach Oktawiana

Stanisław Remuszko

  • 1948-2020
  • In Memoriam
  • God Member
  • *
  • Wiadomości: 8769
    • Zobacz profil
Odp: Co tępora, to mores...!
« Odpowiedź #153 dnia: Listopada 21, 2016, 09:28:12 pm »
Ta anonimowość nie jest pozorna. Ona jest sednem. Co z tego, że tajne służby mogą zidentyfikować każdego, kto powie na forum, że jesteś wrednym sukinsynem, Livie? Nic. NIC. Służby tego w 99.99% wypadków NIE ROBIĄ (i słusznie), internauci o tym dobrze wiedzą, i to powoduje, że ludzie (no, internauci) maja totalne poczucie całkowitej bezkarności w lżeniu i zarzucaniu. To nieustanne powszechne lżenie i zarzucanie kształtuje cały język internetu. Język zaś, to fundamentalny fundament ludzkiej kultury.
R.
Ludzi rozumnych i dobrych pozdrawiam serdecznie i z respektem : - )

maziek

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 13369
  • zamiast bajek ojciec mi Lema opowiadał...
    • Zobacz profil
Odp: Co tępora, to mores...!
« Odpowiedź #154 dnia: Listopada 21, 2016, 10:20:06 pm »
Hm, więc jednak po prostu starzeję się :) . Uspokoiliście mnie. Wasze zdrówko - właśnie stuknęła mi piędziesiącha :) .
Człowiek całe życie próbuje nie wychodzić na większego idiotę niż nim faktycznie jest - i przeważnie to mu się nie udaje (moje, z życia).

liv

  • Global Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6612
    • Zobacz profil
Odp: Co tępora, to mores...!
« Odpowiedź #155 dnia: Listopada 21, 2016, 10:23:59 pm »
Hm, więc jednak po prostu starzeję się :) . Uspokoiliście mnie. Wasze zdrówko - właśnie stuknęła mi piędziesiącha :) .
Jasne że nie młodniejesz.
Dzisiaj w punkt?
Serdeczności.  :-*
Obecnie demokracja ma się dobrze – mniej więcej tak, jak republika rzymska w czasach Oktawiana

maziek

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 13369
  • zamiast bajek ojciec mi Lema opowiadał...
    • Zobacz profil
Odp: Co tępora, to mores...!
« Odpowiedź #156 dnia: Listopada 21, 2016, 10:43:06 pm »
Ta jest :) . I do przodu :) .
Człowiek całe życie próbuje nie wychodzić na większego idiotę niż nim faktycznie jest - i przeważnie to mu się nie udaje (moje, z życia).

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16038
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Co tępora, to mores...!
« Odpowiedź #157 dnia: Listopada 22, 2016, 12:10:09 pm »
Cytuj
Brałem teraz do rąk dzienniki tak ostrożnie, jak człowiek, który podnosi kołdrę spodziewając się znaleźć w łóżku żmiję.
Wniosek może być tylko jeden - wszystkiemu winne gazety.  :)

Gazetom teraz spada, internety je wypierają ;).

ps. W polskim przekładzie w/w tekstu Twaina nazwiska są ewidentnie lewe, ale grzebnąłem co nieco, dotarłem do oryginału:
http://twainquotes.com/Galaxy/187012c.html
I nawet da się określić, której kampanii rzecz dotyczyła - starcia między tymi dwoma panami:
https://en.wikipedia.org/wiki/Stewart_L._Woodford
https://en.wikipedia.org/wiki/John_T._Hoffman
Z czego ostatecznie wygrał pan, którego dziadka Twain miał pomówić (opłaca się politycznie jak ci dziadka zaatakują? ;)), a w którego to gentlemana otoczeniu wybuchł potem skandal korupcyjny. Historia ma tendencję do powtarzania się? 8)
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

maziek

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 13369
  • zamiast bajek ojciec mi Lema opowiadał...
    • Zobacz profil
Odp: Co tępora, to mores...!
« Odpowiedź #158 dnia: Listopada 22, 2016, 01:03:19 pm »
Dobra, wczoraj byłem ze zrozumiałych powodów w nastroju koncyliacyjnym, przemijanie i te sprawy - ale dzisiaj niech Bóg ratuje Wasze dusze (czy co tam macie zamiast nich).

Primo, w ogóle nie chodzi o to, że to było i tamto było. Chodzi o przejście jakościowe. Po raz trzeci mówię, że chodzi mi o czasy powiedzmy 50 lat wstecz, znaczy odkąd pamiętam ;) .

Czarownic nie było, ale była prawda o czarownicach. Q nie mów, że nie rozumiesz różnicy. Dla nas to jest "polowanie na czarownice", synonim szukania kozła ofiarnego - dla nich to było polowanie na prawdziwe czarownice. Gdybyś argumentował,że tak naprawdę ci, którzy to rozpętali, organizowali lub przeprowadzali wiedzieli, że czarownic nie ma - to bym się z Tobą zgodził, o ile byś wykazał, że tak faktycznie było. Ale ponieważ studiowałem nieco tę sprawę to mi wynika, że średnia była taka, że jednak w czary wierzono.

Mam tu na myśli średnią taką, że zawsze w zjawiskach społecznych jest oscylacja i są i wariaci, i serwiliści, i mendy, i ludzie z misją, obszarpańcy duchowi i ludzie bez skazy. Tak było na przykład w Niemczech hitlerowskich w czasie II wojny światowej, tym niemniej mimo tej oscylacji powszechnie i słusznie widzi się III Rzeszę jako "państwo-mordercę". Nie o to więc chodzi, że jest to i to i że na przykład Twaina dziadka ktoś szargał - tylko ile tego było w cukrze. Nawiasem mówiąc zgodnie okrzyknięto ostatnią kampanię w USA jako wybitnie brutalną i demagogiczną, więc jednak widocznie za Twaina było lepiej.

I w związku z tym liv, jeśli uważasz, że nic się nie zmieniło w tej "średniej" - to ja to przyjmuje do wiadomości, choć Ci nie wierzę ;) . I nie chodzi o to co piszesz (obraz "tej" prawdy) tylko o zjawisko. Mnie osobiście najbardziej pasuje tu rozprzestrzeniający się zabobon - np. wzmiankowane szczepionki, chemitrails, fluoryzacja past do zębów i inne tego rodzaju rzeczy. Nie mają one ładunku politycznego nasi-obcy, więc jak na dłoni widać, że albo jest jakaś siła, instynkt w ludziach, która każe im wierzyć w brednie, albo własnie nie potrafią tego sprawdzić lub im się nie chce. A te zjawiska narastają i to głównie, jeśli nie wyłącznie poprzez fora internetowe.
Człowiek całe życie próbuje nie wychodzić na większego idiotę niż nim faktycznie jest - i przeważnie to mu się nie udaje (moje, z życia).

Stanisław Remuszko

  • 1948-2020
  • In Memoriam
  • God Member
  • *
  • Wiadomości: 8769
    • Zobacz profil
Odp: Co tępora, to mores...!
« Odpowiedź #159 dnia: Listopada 22, 2016, 01:43:26 pm »
Uważam, że przyczyną są geny. Odpowiedzialne za zmysł krytyczny. Od całkowitego braku (wierzy we wszystko) do pełnej ekspresji (nie wierzy w nic). Znośne są tylko stany pośrednie - kto tak rzekł?
Nie znamy rozkładu obecności tych genów w uśrednionym społeczeństwie. Osobiście przypuszczam, że pod tym względem ludzkość jest jednolita (zapewne Gauss), a wielkie różnice wynikają z kultury oraz poziomu i jakości wykształcenia.
R.
Ludzi rozumnych i dobrych pozdrawiam serdecznie i z respektem : - )

maziek

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 13369
  • zamiast bajek ojciec mi Lema opowiadał...
    • Zobacz profil
Odp: Co tępora, to mores...!
« Odpowiedź #160 dnia: Listopada 22, 2016, 01:53:46 pm »
Pewno mają znaczenie, ale się z Tobą nie zgodzę. Z powodu genów co prawda można się urodzić głupim, ale nie można się urodzić mądrym. Nikt nie rodzi się Newtonem, to ciężka praca: kształtowanie i kształcenie.
Człowiek całe życie próbuje nie wychodzić na większego idiotę niż nim faktycznie jest - i przeważnie to mu się nie udaje (moje, z życia).

Stanisław Remuszko

  • 1948-2020
  • In Memoriam
  • God Member
  • *
  • Wiadomości: 8769
    • Zobacz profil
Odp: Co tępora, to mores...!
« Odpowiedź #161 dnia: Listopada 22, 2016, 03:24:59 pm »
Cytuj
Mnie osobiście najbardziej pasuje tu rozprzestrzeniający się zabobon - np. wzmiankowane szczepionki, chemitrails, fluoryzacja past do zębów i inne tego rodzaju rzeczy. Nie mają one ładunku politycznego nasi-obcy, więc jak na dłoni widać, że albo jest jakaś siła, instynkt w ludziach, która każe im wierzyć w brednie, albo własnie nie potrafią tego sprawdzić lub im się nie chce.

To chociaż zgódź się z samym sobą, bo ja genetycznie odniosłem się tylko do Twoich wytłuszczonych słów.
R.
Ludzi rozumnych i dobrych pozdrawiam serdecznie i z respektem : - )

maziek

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 13369
  • zamiast bajek ojciec mi Lema opowiadał...
    • Zobacz profil
Odp: Co tępora, to mores...!
« Odpowiedź #162 dnia: Listopada 22, 2016, 03:32:00 pm »
Ale ona nie musi wynikać (ta siła) z genów, w każdym razie nie wprost. Jak wyklutemu pisklęciu pokażesz cokolwiek to uzna to na zawsze za swoją matkę. Wykluwa się więc bez obrazu matki - ale z mechanizmem jego natychmiastowego przyjęcia. Dlatego nie sądzę, żeby zabobon wynikał wprost z genów lecz z wychowania - ale geny do tego, aby się uczyć przez obserwację stada oczywiście mamy. Jednak nie są to geny zabobonu, tylko geny nauki. Z czego wynika, że winne jest stado, średnia w tym stadzie.
Człowiek całe życie próbuje nie wychodzić na większego idiotę niż nim faktycznie jest - i przeważnie to mu się nie udaje (moje, z życia).

Stanisław Remuszko

  • 1948-2020
  • In Memoriam
  • God Member
  • *
  • Wiadomości: 8769
    • Zobacz profil
Odp: Co tępora, to mores...!
« Odpowiedź #163 dnia: Listopada 22, 2016, 05:48:52 pm »
Skoro w ludziach istnieje "jakaś siła", "jakiś instynkt", to czy istnieje  - w takim samym  sensie - "jakiś zmysł krytyczny"?
R.
Ludzi rozumnych i dobrych pozdrawiam serdecznie i z respektem : - )

liv

  • Global Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6612
    • Zobacz profil
Odp: Co tępora, to mores...!
« Odpowiedź #164 dnia: Listopada 22, 2016, 07:19:10 pm »
Dobra, wczoraj byłem ze zrozumiałych powodów w nastroju koncyliacyjnym, przemijanie i te sprawy - ale dzisiaj niech Bóg ratuje Wasze dusze (czy co tam macie zamiast nich).
No jaki groźny. Boję się ciebie jak, nie przymierzając, Elizy Michalik.  ;)

I w związku z tym liv, jeśli uważasz, że nic się nie zmieniło w tej "średniej" - to ja to przyjmuje do wiadomości, choć Ci nie wierzę ;) . I nie chodzi o to co piszesz (obraz "tej" prawdy) tylko o zjawisko. Mnie osobiście najbardziej pasuje tu rozprzestrzeniający się zabobon - np. wzmiankowane szczepionki, chemitrails, fluoryzacja past do zębów i inne tego rodzaju rzeczy. Nie mają one ładunku politycznego nasi-obcy, więc jak na dłoni widać, że albo jest jakaś siła, instynkt w ludziach, która każe im wierzyć w brednie, albo własnie nie potrafią tego sprawdzić lub im się nie chce. A te zjawiska narastają i to głównie, jeśli nie wyłącznie poprzez fora internetowe.
I słusznie, że mi nie wierzysz, bo nic takiego nie twierdzę. Napisałem tylko, i tego będę się trzymał, że w dzisiejszych czasach trudniej jest kłamać (w mediach). Ze względu na natychmiastowy odzew "sieci".
Zmiana społeczna oczywiście jest i to duża. Tylko sama zmiana to też "nic nowego". Ludzkość zna takie zmiany i są one poniekąd naturalne. Trzymając się naszego kręgu cywilizacyjnego i komunikacji - taką był druk, bez którego to wynalazku, jak twierdzi część historyków, nie byłoby reformacji. Taką zmiana było upowszechnienie radia bez....etc nie byłoby sukcesu Hitlera. Internet już pokazał, że sieć jest w stanie generować realne zmiany spoeczne (arabska wiosna) i pewnie jeszcze niejedną wystruga.
Co do "zabobonów" - masz rację. Też zauważyłem. Bardzo silną falę nowej religijności, mistycyzmu etc. Może internet się do tego przyłożył, pewnie tak, ale ja to zauważyłem już wcześniej - po prostu zbliża się era wodnika.  :)
Polecam;  8)
http://www.4wymiar.pl/index.php?docid=1732
Widać, że cywilizacja nauki (a także religia) nie radzi sobie z depresją. Ta też się umasowiła. A wiara w takie czary-mary ma walory antydepresantów.
Sądzę, że ten zabobon w sensie ilościowym to nie jest "wartość dodana". Takich ludzi trzeba odjąć z kategorii np. religia. Ludzi oczekujących szybkiej i najlepiej "przyjaznej" odpowiedzi na fundamentalne pytania.
Czy to geny? Nie wiem. Wdrukowanie też mi pasuje.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Wdrukowanie
I dawkinsowe memy.
« Ostatnia zmiana: Listopada 22, 2016, 07:26:55 pm wysłana przez liv »
Obecnie demokracja ma się dobrze – mniej więcej tak, jak republika rzymska w czasach Oktawiana