Pokaż wiadomości

Ta sekcja pozwala Ci zobaczyć wszystkie wiadomości wysłane przez tego użytkownika. Zwróć uwagę, że możesz widzieć tylko wiadomości wysłane w działach do których masz aktualnie dostęp.


Wiadomości - qertuo

Strony: 1 [2] 3 4 ... 8
16
Lemosfera / Odp: Ulubione cytaty z Lema
« dnia: Kwietnia 03, 2017, 04:33:56 pm »
Jak dla mnie - najlepszy cytat opisujący relację tekst-czytelnik.

Cytuj
Przypuszczam, że satysfakcja, jaką zdobywa się z czytania tekstu niekonwencjonalnego, który daje silne poczucie oporu (ale jest ów opór tylko strefą przejściową), że ta satysfakcja jest rodzajem podziwu dwuskładnikowego. Podziwiając utwór, podziwia się też samego siebie, że się tak dobrze udało go zrozumieć.
Filozofia przypadku. Literatura w świetle empirii

17
Nie potrafiłabym trafniej i zwięźlej niż pirxowa podsumować swoich wrażeń po przeczytaniu książki dr Gajewskiej.
Wybrałam więc tylko dwa wątki, do poruszenia:

1. "klucz" i "niedoczytanie"
Badaczka już we wstępie określa, że:
Cytuj
W proponowanym przeze mnie podejściu doświadczenie biograficzne związane z okupacją odnieść można właściwie do całego dorobku pisarza. [str. 17]
Wybranie przez autorkę jednego klucza/aspektu i próba odczytania w nim całej twórczości Lema, jest krokiem w kierunku uwidaczniania wieloaspektowości tekstu, o której mówił prof. Jarzębski:
Cytuj
Świadectwa literackiego odbioru jakie Lem pozostawił, dowodzą, iż w lekturze fascynuje go przede wszystkim wieloaspektowość tekstu, jego nierozstrzygalność, tzn. podatność na różne, niesprowadzalne do siebie wzajem interpretacje. [Wszechświat Lema, str. 255]
To, że pani dr Gajewska mogła dokonać wg niektórych być może pewnych nadinterpretacji, wydaje mi się również realizacją słów profa Jarzębskiego:
Cytuj
Lema zresztą bodaj bardziej w jego książkach interesuje niedoczytanie niż odczytanie, błąd lektury jest bardziej w kulturze ludzkiej powszechny i znaczący niż lektura adekwatna, możliwa bodaj tylko w przypadku najprostszych sygnałów w rodzaju znaków drogowych. (...) Ostatecznie kultura jest także potężnym systemem lektury, w którym niedoczytania tyleż ważą, co odczytania, bo z nich bierze się - jak w genetyce - rozwój form myślenia i działania. Pod jednym wszelako warunkiem: że niektórym przynajmniej próbom odczytywania znaków towarzyszy dobra wola, chęć rekonstrukcji sensu (...).[Wszechświat Lema, str. 268,269]
W takim ujęciu ewentualne "niedoczytania" tekstów Lema i wynikające z nich interpretacje dr Gajewskiej wydają się usprawiedliwione. Spojrzenie na dzieła Lema z nowej perspektywy jest przy okazji potwierdzeniem słów Lema z Filozofii przypadku:
Cytuj
Dzieło niestereotypowe zachowuje się trochę jak góra. Jakkolwiek jej zmienne obrazy, dawane rozmaitą odległością i wyniesieniem punktu obserwacyjnego, stanowią zbiór projekcji stereometrycznych tego samego przedmiotu, to jednak niemożliwość ogarnięcia naraz wszystkich elementów owego zbioru sprawia, że poszczególne widoki mogą ulec spojeniu w jedyną całość tylko po długim i powtarzanym zaznajamianiu się z nimi. [str. 515]

2. Elementy życiorysów
W książce jest cały podrozdział poświęcony Samuelowi Lehmowi. Fakty przytaczane przez Badaczkę pokrywają się częściowo z tymi, podanymi przez lemologa w wątku Doktor Lem. Anegdoty. "Częściowo" bo na forum są pewne szczegóły o których nie wspomina Badaczka, a w książce są pewne fakty, których nie ma w wątku forumowym.

Dr Gajewska rekonstruuje życiorys Stanisława Lema i jego rodziny w czasie okupacji [str. 111-116]. Jest to bardzo ciekawy fragment książki. Zdziwiło mnie jednak, że nie wspomina tam wątku, o którym mówił Lem w rozmowie z Beresiem:
Cytuj
- (...) Ukrywałem przez jakiś czas Żyda.
- W domu? I co?
- No skąd! Na piętrze w garażu. Ten chłopak nazywała się Tiktin i chodził o rok niżej do innego gimnazjum. Znaliśmy się z widzenia. (...) Dopadł mnie na ulicy (...). Zdarzyła mu się dość dziwna historia: miał ze znajomymi uciekać, korzystając z pomocy węgierskich żołnierzy, ale kiedy przyszli w umówiony punkt, wpadli w zasadzkę, bo ci Węgrzy przyszli w obecności uzbrojonego Żyda, który był zaufanym gestapo lub policjantem. Z miejsca zaczęło się rozstrzeliwanie. Wtedy uciekł. Jak trafił do mnie, nie mam bladego pojęcia.
- Nie wahał się Pan?
- Byłem w rozterce: co robić? (...) Więc rzekłem: "chodź", i wciągnąłem go do garażu. Ale to nie było żadne ukrycie, bo codziennie przychodziło tam dużo ludzi. (...) W końcu mu powiedziałem: "Nie możesz tu siedzieć wiecznie". Po jakimś czasie odszedł, a ja uświadomiłem sobie, że prawdopodobnie wpadnie, będzie przesłuchiwany, a Niemcy będą go wypytywać, gdzie się ukrywał. Wtedy powie, że u mnie. Jak sobie to uświadomiłem, zrobiło mi się gorąco... dlatego przeprowadziłem się do pewnej staruszki, u której mieszkałem tak długo, aż mi zmieniono papiery na nazwisko Jana Donabidowicza. [Tako rzecze... Lem, str.28]
Dr Gajewska w swojej książce wspomina tylko o fakcie zmiany nazwiska, bez podania przyczyny.

Mam osobiste odczucie, że zbyt duży nacisk kładzie Badaczka na żydowskie pochodzenie Lema.
Wydaje mi się, że dr Gajewska traktuje pochodzenie jako argument w pewnym sensie potwierdzający konieczność zbadania twórczości Lema pod kątem wzmianek o Holocauście.
Na koniec chciałam tylko zaznaczyć, że cała książka napisana jest przyjemnym do czytania językiem. Podejrzewam, że gdyby dr Gajewska napisała swoją książkę w takim stylu w jakim prof. Zieniewicz napisał do niej recenzję wydawniczą, nie przebrnęłabym nawet przez pierwszą stronę...
Cytuj
Ukazanie obecności Zagłady, a nieledwie Lema podświadomości pogromowej, kompleksu ofiary czy dysocjacyjnego rozbicia osobowości, szukającej na kolejnych piętrach teoretycznych refleksji możliwości uspójnienia świata porażonego grozą i nonsensem genocydu, to świetne osiągnięcie naukowe i literackie Agnieszki Gajewskiej, a także wskazanie kierunku w którym podobne badania można pogłębiać i rozwijać.
prof. dr hab. Andrzej Zieniewicz (z recenzji wydawniczej)
Dziękuję więc dr Gajewskiej za lekkie pióro.

18
Akademia Lemologiczna / Odp: Akademia Lemologiczna   [Astronauci]
« dnia: Kwietnia 03, 2017, 02:50:01 pm »
Wątek ten znajdziemy w Tako rzecze.... Może pan Maciej Krupa był właśnie po tej lekturze?

Cytuj
- A jak doszło do napisania "Astronautów"? To był pański debiut książkowy. Zaskakujący dystans dzieli go od "Szpitala Przemienienia".
- W 1950 roku w Domu Literatów w Zakopanem spotkałem się z pewnym grubym panem, z którym poszliśmy na spacer do Czarnego Stawu. Był to Jerzy Pański - prezes Spółdzielni Wydawniczej "Czytelnik". W trakcie naszych górskich rozmów poruszaliśmy temat braku polskiej fantastyki. Zdradziłem się wtedy, że lubowałem się  - już jako chłopiec - w powieściach Grabińskiego, Umińskiego, Verne'a i Wellsa. Tyle razy tę historię powtarzałem, że byc może stworzyłem sobie jakąś jej sztampową kliszę, ale jest coś na rzeczy w tym, iż on zapytał, czy gdybym dostał umowę wydawniczą, podjąłbym się wykonania takiej pracy. A ja, nie wiedząc nawet dobrze, z kim mam do czynienia, bo był dla mnie po prostu takim grubym panem, który podobnie jak ja kręci się po "Astorii", odpowiedziałem, że tak. Po jakimś czasie, ku swojemu zdziwieniu, otrzymałem rzeczywiście umowę. Nie wiedząc jeszcze, co to będzie, napisałem tytuł Astronauci... i w stosunkowo krótkim czasie napisałem książkę. I to był mój debiut.
"Tako rzecze... Lem", s. 54

19
Lemosfera / Odp: Felietony Lema
« dnia: Lutego 13, 2017, 10:08:15 pm »
Jeśli chodzi o to z jakimi czasopismami współpracował Lem, to skarbnicą wiedzy jest "Wszechświat Lema" Jerzego Jarzębskiego.
Wynotowuję więc (nie wszędzie były to pewnie stricte felietony, może ktoś wiedzący uszczegółowi?):
Cytuj
Najpierw [od roku 1947?] był przez szereg lat recenzentem i publicystą w czasopismach naukowych (m.in. w "Życiu Nauki" [do 1949] i "Problemach"). (...) Równolegle - co ciekawe - pisywał opowiadania o popularnonaukowym zacięciu, które - jak np. Miasto atomowe ["Żołnierz Polski" 1947, nry 14-17.] - w opakowaniu sensacyjnej fabuły przynosiły wykład poświęcony nowym technikom i osiągnięciom wiedzy.

Z elektroniczną wersję miesięcznika "Problemy" jest raczej problem, bo najstarsze co potrafiłam znaleźć w sieci to z 1960 ale nie wiem czy wtedy Lem jeszcze tam pisywał... (Być może tak, bo w 1968 r. otrzymał nagrodę miesięcznika "Problemy"). Tutaj cały rocznik 1960: http://tezeusz.pl/244629,problemy-popularny-miesiecznik-naukowy-numer-i-xii-rocznik-1960.html z tego co podpisują to "W czasopiśmie zamieszczano również utwory literackie z gatunku science fiction" - może Lem (?) ale raczej na pewno nie felietony.
"Życie Nauki" z 1947 jest jakieś na Google books: https://books.google.pl/books?redir_esc=y&hl=pl&id=gowNAQAAIAAJ&focus=searchwithinvolume&q=lem i faktycznie coś tam jest lemowego (np. S. Lem - "Dlaczego pracuje się naukowo?" str 186), potrafi ktoś dotrzeć do całości?
Sam Lem tak się wypowiadał o współpracy z miesięcznikiem "Życie Nauki":
Cytuj
Poza tym dla miesięcznika "Życie Nauki" sporządzałem przegląd periodyków naukowych z punktu widzenia metodologii nauk. Tym sposobem wplątałem się w nieszczęsną aferę z Łysenką, ponieważ streściłem spór pomiędzy nim a rosyjskimi genetykami "w sposób tendencyjny". Teorię Łysenki o dziedziczeniu cech nabytych uważałem za absurdalną, co po kilku latach się potwierdziło, jednak moje stanowisko w tej kwestii miało dość katastrofalne skutki dla naszego miesięcznika.

Na końcu książki "Wszechświat Lema" jest Kalendarium życia i twórczości Stanisława Lema opracowane przez Alinę Doboszewską:

Cytuj
1953 - Początek współpracy z "Nową Kulturą" (do 1962), "Przekrojem" (do 1964, m.in. fragmenty powieści Obłok Magellana, "Życiem Literackim" (do 1970).
1957 - Felietony w "Zdarzeniach" - tygodniowym dodatku do "Gazety Krakowskiej" (do 1960)
1958 - Rozpoczęcie współpracy z "Twórczością" (do 1966).
1962 - Początek współpracy z czasopismem "Litieraturnaja Gazieta" (Moskwa)
1967 - Podjęcie współpracy z "Miesięcznikiem Literackim" (do 1970) oraz z "Nurtem" (do 1977), "Studiami Filozoficznymi" oraz wiedeńskim czasopismem "Quarber Merkur".
1972 - Rozpoczęcie współpracy z "Tekstami" (do 1979).
1973 - Podjęcie współpracy z czasopismem "Science Fiction Studies" (Montreal) (do lat 80.).
1974 - Podjęcie współpracy z warszawską "Kulturą" (do 1976).
1978 - W czasopiśmie "Itd" cykl felietonów Czy jesteśmy sami w Kosmosie?
1983 - Artykuły publicystyczne w paryskiej "Kulturze" pod pseudonimem"P. Znawca" (do 1987)
1992 - Rozpoczęcie cykli felietonów: Świat według Lema w "Tygodniku Powszechnym" oraz Rozważania sylwiczne w "Odrze".

20
Hyde Park / Odp: Pytam:
« dnia: Lutego 04, 2017, 09:47:04 am »
Ja pozwolę sobie się wtrącić, i powiedzieć, że nie widzę dwoistości.

Pan Remuszko jako obywatel pracujący "w słowie" na pewno wie, że wyraz można tłumaczy się na dwa sposoby:
można = 1. jest możliwe
można = 2. nie ma zakazu

Maziek, w wypowiedzi przytaczanej w powyższym poście, miał oczywiście na myśli pierwsze znaczenie wyrazu można.
Na pytanie "Czy mordercę skazanego wyrokiem prawomocnym na ciurmę można w tej ciurmie torturować?" w drugim znaczeniu słowa można maziek odpowiedział tutaj: https://forum.lem.pl/index.php?topic=1107.msg67672#msg67672 date=1486114829 przytaczając art. 40 Konstytucji RP, który (jak łatwo sprawdzić) brzmi: Nikt nie może być poddany torturom ani okrutnemu, nieludzkiemu lub poniżającemu traktowaniu i karaniu. Zakazuje się stosowania kar cielesnych.

Tak to zrozumiałam ja, i nie wiem czego tu nie rozumie Pan Stanisław.

w skrócie:
Cytuj
"Czy mordercę skazanego wyrokiem prawomocnym na ciurmę można w tej ciurmie torturować?"
1. - tak, można (da się to zrobić)
2. - nie , nie można (prawo na to nie zezwala)

Może mnie Pan zacytować w swoim felietonie.

Jeszcze na koniec, coś, żeby nie tak na poważnie:

Przychodzi chłop do baby i pyta:
chłop: Czy można zabić sąsiada?
baba: Nie można!
chłop: No popatrz! a mnie się udało.

pozdrawiam

21
Lemosfera / Odp: opisy potraw w książkach Lem
« dnia: Listopada 04, 2016, 04:25:24 pm »
Wątek tak mi się spodobał, że pozwolę sobie dodać jeszcze jeden post...

Do jadalnych propozycji potraw, które można potraktować jako bankietowe, dopisałabym jeszcze:

- bonsy
Cytuj
Siedliśmy naprzeciw siebie, dziewczyna stuknęła dwoma palcami w metalową płytkę stolika, ze ściany wyskoczyła niklowa łapka, rzuciła przed każde z nas po małym talerzyku i dwoma błyskawicznymi ruchami cisnęła na oba po porcji białawej masy, która pieniąc się zbrązowiała i zastygła, a równocześnie pociemniał i sam talerzyk. Dziewczyna zwinęła go wówczas — nie był to wcale talerzyk — na kształt naleśnika i zaczęła jeść.
— Och — powiedziała pełnymi ustami — nic wiedziałam nawet, jaka jestem głodna!
Zrobiłem dokładnie jak ona. Bons nie był podobny w smaku do niczego, co kiedykolwiek jadłem. Trzeszczał pod zębami jak świeżo upieczona bułka, ale natychmiast rozsypywał się i rozpływał na języku; brunatna masa, która znajdowała się w środku, była ostro przyprawiona. Pomyślałem, że będę lubił bonsy.
Powrót z gwiazd

- sernapki
Cytuj
(...) zjadł pół puda sernapek, resztę wysypał na dywan, podeptał nogami, nabrzmiał, zajaśniał i rozbryznął się w deszcz iskier, niczym fajerwerk (...)
Kongres futurologiczny

Czy oprócz potraw, inspirowanych twórczością Lema, na Kongresie Lemologicznym przewidziane jest również podanie smakołyków, które miały symboliczny charakter dla samego Mistrza?
Jak na przykład chałwa:
Cytuj
Jak się wracało do domu, to się szło najpierw przez ulicę Ruską, potem schodziło się na dół, gdzie była kawiarnia „Wiedeńska”, skręcało się w bok, można było iść przez plac św. Ducha, gdzie wznosiła się główna w mojej pamięci budowla, to znaczy kiosk z chałwą pana Kawurasa. Rozterki przy wystawie tego kiosku przeżywane opisałem w Wysokim Zamku i tkwią one w mojej pamięci głęboko. Niedawno w hipermarkecie Carrefour zobaczyłem kilogramowe paczki chałwy wytwórni Goplana, serce we mnie zamarło i kilkakrotnie wracałem w to miejsce, jak do świętej relikwii, bo przecież wiedziałem, że na chałwę pozwolić sobie dzisiaj nie mogę ze względu na zdrowie…
Świat na krawędzi

- ananasy
Cytuj
- A co to było z tym ananasem?
- No więc znaleźliśmy się kiedyś w jednym hotelu z gośćmi konferencji organizowanej przez lewicowy w poglądach Aspen Institute. Schodzimy na dół, a tam szykują bankiet, jakieś góry jedzenia, a na szczycie jednej z piramid ananas. - Patrz – mówię – lewacy, a będą się ananasami objadać. – Będą albo nie będą – burczy na to Staszek i patrzy na mnie porozumiewawczo. A potem szybko otwiera drzwi, a ja ziuu, ananasa pod płaszcz i za nim do mercedesa.
”Mój przyjaciel pesymista” rozmowa z Władysławem Bartoszewskim

- szare renety
Cytuj
Byliśmy tak biedni, że jak kiedyś kupiłem sobie w pobliżu Kleparza za czterysta złotych kilogram szarych renet, które strasznie lubiłem, wydawało mi się, że dokonałem niebywale grzesznego uczynku. Do dziś to pamiętam.
”Tako rzecze...Lem”

22
Lemosfera / Odp: opisy potraw w książkach Lem
« dnia: Listopada 04, 2016, 02:41:51 pm »
Temat gastronomiczny w tekstach Lema powinien mieć z pewnością jakąś oddzielną publikację (a może powstała już jakaś praca naukowa na ten temat?). Sam Lem był przecież wielkim smakoszem. W „Świecie na krawędzi” wyznał Fijałkowskiemu, że:
Cytuj
Żona moja twierdzi, że umiałbym pokazać na mapie wszystkie miejsca, w których zjadłem coś dobrego. Być może to prawda...

Mnie ujął fragment o tematyce kulinarnej z „Pokoju na ziemi”:
Cytuj
Od zarania dziejów, powiedział, kręcili się wśród dzikich pierwotnych plemion różni oryginałowie, niechybnie uważani za pomyleńców, ponieważ próbowali jeść, co im wpadło w oczy - liście, bulwy, pędy, łodygi, korzenie świeże i wyschłe wszelkich możliwych roślin, przy czym musieli padać jak muchy, boż tyle jest roślin trujących. To nie odstraszało jednak następnych nonkonformistów, którzy podejmowali ów niebezpieczny trud.
Tylko dzięki nim wiadomo dziś, jakiej fatygi kuchennej warte są szparagi czy szpinak, co zrobić z liściem lauru, a co z gałką muszkatołową, natomiast od wilczej jagody lepiej stronić. Kuzyn Tarantogi zwrócił mą uwagę na zapoznany przez światową naukę fakt, że aby ustalić, która roślina najlepiej nadaje się do palenia i zaciągania się jej dymem, syzyfowie starożytności musieli zbierać, suszyć, fermentować, zwijać, jako też obracać w popiół dobrych 47 000 rodzajów roślin liściastych, nim wpadli na tytoń, bo przecież na żadnej gałązce nie znaleźli tabliczki z napisem, że TO nadaje się zarówno do produkcji cygar, jak, po zmieleniu na proszek, tabaki. Dywizje tych prapoświętliwców przez liczne stulecia brały do gęby, gryzły, żuły, smakowały i łykały wszystko, ale to wszystko, co gdziekolwiek rosło pod płotem czy na drzewie, i to na wszelkie sposoby: gotując albo na surowo, z wodą i bez wody, z odcedzaniem i bez odcedzania, a też w niezliczonych kombinacjach, dzięki czemu przyszliśmy na gotowe i wiemy, że miejsce kapusty jest przy wieprzowinie, natomiast pendant do zajączka to buraczki. Z tego, że gdzieniegdzie nie uznają przy zającu buraczków, lecz na przykład czerwoną kapustę, kuzyn Tarantogi wnosi o wczesnym powstaniu społecznych narodowości. Nie ma Słowian bez barszczu. Każda nacja miała widać własnych eksperymentatorów i gdy się raz zdecydowali na buraka, potomność została mu wierna, choćby sąsiednie ludy miały buraka w pogardzie. O różnicach kultury gastronomicznej, warunkujących różnice charakteru narodowego (korelacja sosu miętowego ze spleenem Anglików, przy okazji rozbratla na przykład), kuzyn Tarantogi napisze osobną książkę. Wyjawi w niej, czemu Chińczycy, których od tak dawna już jest tak wielu, lubią jeść pałeczkami i to wszystko pociapane i podrobione, i to koniecznie z ryżem. Ale o tym będzie pisał potem. Każdy wie - podnosił głos - kim był Stephenson, każdy go szanuje za jego banalną lokomotywę, ale czym jest lokomotywa, do tego nieaktualna, bo parowa, wobec karczochów, które zostaną z nami wiecznie? Jarzyny nie starzeją się w przeciwieństwie do techniki i zastałem go właśnie przy obmyślaniu rozdziału na ten odkrywczy temat. Czy zresztą Stephensonowi, kiedy gotową już maszynę parową Watta stawiał na koła, groziła od tego śmierć? Czy Edison, wymyślając fonograf, znajdował się w niebezpieczeństwie życia? Obaj ryzykowali w najgorszym razie irytację rodziny i plajtę. Jakież to niesprawiedliwe, że wynalazców technicznej staroci musi znać każdy, natomiast wielkich wynalazców gastronomii nie zna nikt i nikt nawet nie pomyśli o tym, że należałoby przynajmniej wystawić pomnik Nieznanemu Kuchmistrzowi, tak jak się ja stawia Nieznanym Żołnierzom. Wszak moc tych anonimowych bohaterów padła w strasznych mękach od podejmowanych straceńczo prób, chociażby po grzybobraniu, kiedy nie było innego sposobu odróżnienia grzybów jadalnych od trujących, jak zjeść zebrane i czekać, czy nadchodzi ostatnia godzina.
Dlaczego podręczniki szkolne pełne są bajań o rozmaitych Aleksandrach Wielkich, którzy, mając króla za tatę, przychodzili na gotowe? Czemu dzieci muszą się uczyć o Kolumbie jako odkrywcy Ameryki, skoro odkrył ją niechcący, po drodze do Indii, natomiast o odkrywcy ogórka nie ma ani jednego słowa? Bez Ameryki można by się obejść, prędzej czy później dałaby zresztą sama znać o sobie, lecz ogórek by nie dał i nie byłoby przy mięsiwie na talerzu uczciwej marynaty. O ileż bardziej heroiczne i świetlane były śmierci tamtych anonimów od śmierci żołnierskiej! Jeśli żołnierz nie popędził na wraże okopy, szedł pod sąd polowy, natomiast nikt nigdy nie zmuszał nikogo do wystawiania się na śmiertelne niebezpieczeństwo nieznanych grzybków bądź jagódek. Kuzyn Tarantogi rad by więc widzieć przynajmniej odpowiednie tablice pamiątkowe, wmurowane u wejścia do każdej porządniejszej restauracji, ze stosownymi napisami w rodzaju MORTUI SUNT UT NOS BENE EDAMUS albo przynajmniej MAKE SALAD, NOT WAR. Zwłaszcza przy jadłodajniach jarskich, boż ze zwierzyną było mniej zachodu. Żeby bić kotlety czy siekać hamburgery, dość było podpatrywać, co hiena czy szakal robią z padliną, i to samo z jajami. Za sześćset rodzajów sera może i należy się Francuzom mała plakietka, ale nie pomnik i nie marmurowa tablica, boż większość tych serów poodkrywali z roztargnienia - ot, zapominalski pastuch zostawił przy gomułce sera pajdę pleśniejącego chleba i tak zrodził się Roquefort. Kiedy wziął się do deprecjonowania współczesnych polityków, mających jarzyny za nic, zadzwonił telefon.

Jeśli chodzi o jadalne potrawy, to sporo jest opisów w „Szpitalu Przemienienia”, przy czym prawie wszystkie bardzo swojskie:
Cytuj
Kuląc się, wcisnął ręce do kieszeni i w prawej odkrył małe zawiniątko, — paczuszkę z chlebem, którą matka wetknęła mu, nim wyszedł z domu. Raptownie poczuł głód, wydobył chleb z kieszeni i odwinął cienki papier. Między kromkami różowiło się nieco szynki. Przybliżył chleb do ust, lecz nie mógł jeść nad rozkopanym grobem. Mówił sobie, że to przesąd, bo cóż takiego ostatecznie — jama wykopana w glinie — a jednak nie zdołał się przemóc. Z pajdką chleba w ręku pobrnął ku furcie cmentarnej.
(...)zjawił się niewidzialny dotąd gospodarz, stryj Ksawery, z ogromną porcelanową wazą, którą poprzedzał obłok zawiesistej woni bigosowej, i obchodząc wszystkich po kolei, swą lekarską ręką o zażółconych nikotyną palcach czerpał chochlą bigos i opuszczał go w talerze z takim rozmachem, że kobiety usuwały się w trwodze o całość toalet, przez co nastrój od razu zrobił się cieplejszy. (...)Potem jedna z usługujących kobiet wiejskich wywołała stryja do kuchni na poszukiwania zimnego schabu, który się gdzieś zawieruszył i w posiłku nastąpiła nieprzewidziana przerwa.(...) Zimny schab znalazł się nieoczekiwanie w samym jadalnym, wewnątrz czarnego kredensu; gdy tę ogromną bryłę mięsa wydobyto z czeluści starego mebla, jego czarna barwa zestroiła się w myśli Stefana z kolorem trumny i zrobiło mu się na chwilę nijako. Naraz z tupotem i hałasem wniesiono przez korytarzowe drzwi szereg pieczonych kaczek, słoje cierpkich brusznic i półmiski z dymiącymi ziemniakami; zapowiedziana przedtem skromna przekąska jawnie zmieniła się w ucztę, tym bardziej że stryj Ksawery dobywał z kredensu flaszkę po flaszce wina.
rozdział: Pogrzeb
Cytuj
Ale na obiad była kaczka, jak wczoraj. Tyle że z jabłkami, bo teraz już nie mam. Co było, żołnierze pozabierali, we wrześniu. I on tej kaczki nie chciał jeść, a tak zawsze lubił.
(...)
Było dużo wrzącej kawy, śmietanka, wielkie bochny chleba, masło w osełkach, miód; jedzono w milczeniu, wszyscy byli jakoś ściszeni, spoglądali w rozsłonecznione okna, wymieniali pojedyncze słowa. Stefan pilnował się, żeby mu czasem nie wpuszczono do kawy kożucha z mlekiem, bo go nie znosił.
rozdział: Gość niespodziewany
Cytuj
(...)wrócił do pokoju, wypił białą kawę, smarował czymś słonym i żółtym bułki, jadł, a wszystko to robił właściwie z przyjaźni, aby tamten mógł się nacieszyć sukcesem własnej zapobiegliwości.
(...)
Jeść dali nie najgorzej: po zrazach z kaszą i sałacie fasolowej — kruche racuszki. Potem była jeszcze kawa w dzbanach.
rozdział: Węzły przestrzeni
Cytuj
Grochówkę zjadłem tłustą, na wędzonce, że łyżka stała, spirytusu z majerankiem „mamkę” i odjęło od razu.
(...)
Stary postawił między nimi dwa blaszane talerze pełne gęstej zupy, a sam przykucnął obok stolika, na skrzynce, z dymiącym garem na kolanach.
rozdział: Werkmistrz Woch
Cytuj
Gospodarz wysunął szufladę z nowoczesnej komódki: ukazały się kanapki na białych talerzykach. Po trzeciej kolejce stał się rozmowny. Wódka podkreśliła zwykły Marglewskiemu sposób mówienia, ilustrowany gestami(...)
rozdział: Pokaz Marglewskiego
Cytuj
- Uważaj… uważaj… — rzekł ojciec, któremu dzwonko śledzia uciekało z talerza. Ułowiwszy je, zagryzł dużym kęsem białej bułki(...)
rozdział: Ojciec i syn

Z oryginalnych wyłowić można ze Szpitala Przemienienia chyba tylko ten z rozdziału Ojciec i syn:
Cytuj
Przy pożegnaniu ojciec zajmował się wyłącznie sprawą swych ostatnich wynalazków. Był to kawior ze soi i kotlety z mielonych liści.
— Chlorofil jest bardzo zdrowy. Pomyśl, są drzewa, które żyją po sześćset lat! Zupełnie bez mięsa, ale z moim ekstraktem kotlety — powiadam ci — wspaniałe! Jaka szkoda, że ostatni zjadłem wczoraj.

A napitki na Kongresie Lemologicznym to chyba powinny być podawane w butelkach lejdejskich ;)
Cytuj
Wstali więc od stołu, pociągnęli dla wzmocnienia z wielkiej amfory lejdejskiej, znów siedli i zaczęli od nowa(...)
Cyberiada. Wyprawa druga czyli oferta króla Okrucyusza

23
Lemosfera / Odp: opisy potraw w książkach Lem
« dnia: Listopada 04, 2016, 12:47:39 pm »
Nie wiem czy to podpada pod opis potrawy, no ale... (ostatnio było o Łysence i Miczurinie, a tu jak bumerangi wracają oni w Dramma wieloaktowym - „Korzenie” jako Tryzad Drumliszyn-Miczurenko, biolog radziecki, uczeń Łysiurina):
Cytuj
Miczurenko: Wuju Psichowie, wiecie, że zrobiłem wielki wynalazek? Wyhodowałem wśród snów jak limbę gdzieś nadwodną nowy rodzaj kaktusa, skrzyżowany z krową, który ma sutki zamiast kolców. Właśnie go doją tu na dole w bramie.
Tegonieradze: Nie może być, a co doją?
Miczurenko: Soczek kaktusiany.
Tegonieradze: A pić się daje?
Miczurenko: No, jeszcze trochę śmierdzi, ale pić można. Zresztą to jest dopiero socjalizm. Zobaczycie, co to będzie się działo przy komunizmie.

Kulinarny wątek z Opowieści drugiego Odmrożeńca:
Cytuj
Należy oddać sprawiedliwość technice, czyniła bowiem, co mogła, aby ulżyć pogarszającej się doli ogółu. Z tak zwanych cyklicznych łakoci, które można było wielokrotnie konsumować, gdyż przechodziły przez ustrój nie zmienione, korzystali chętnie najubożsi. Ich też mając przede wszystkim na względzie, utworzono jadłotajnie, przybytki kryptogastronomiczne, w których obywatele, dysponujący po temu środkami, mogli pożywiać się po dawnemu. Biesiadnicy pałaszowali precjoza kulinarne po ciemku, widząc je dzięki noktowizorom, a zarazem nie budząc zgorszenia gapiów.

O potrawach  z innej perspektywy, bo w kontekście pozycji ich spożywania było w „Sexsplosion”:
Cytuj
Lecz kultura nie znosi próżni; a przeraźliwe ssanie w obrębie pustki, spowodowanej implozją seksu, wprowadziło na to miejsce opustoszałe - gastronomię. Dzieli się ona na normalną i sprośną; istnieją perwersje obżarskie, albumy restauracyjnej pornografii, a przyjmowanie posiłków w pewnych pozycjach uchodzi za niewymownie wszeteczne. Nie wolno na przykład spożywać owoców na klęczkach (lecz właśnie o tę wolność walczy sekta zboczeńców-klęczycieli), nie wolno szpinaku ani jajecznicy jeść z nogami zadartymi do powały. Lecz istnieją - rozumie się! - tajne lokale, w których znawców i smakoszy czekają sprośne widowiska; na oczach widzów specjalni rekordziści zażerają się tak, że patrzącym ślina cieknie po brodzie. Z Danii przemyca się albumy pornożywieniowe, w których są istne horrenda - łącznie z konsumpcją jajecznicy przez rurkę, podczas kiedy konsument, wiercąc palcami w ostro czosnkowanym szpinaku i zarazem wąchając paprykę roztartą z gulaszem, leży na stole, owinięty w obrus, mając nogi związane sznurem, podczepionym do maszynki z kawą, zastępującej w tej orgii - żyrandol. Nagrodę Feminy zdobyła w tym roku powieść o facecie, który najpierw nacierał podłogi pastą truflową, potem zaś zlizywał ją, uprzednio wytarzawszy się do syta w spaghetti.


24
Akademia Lemologiczna / Odp: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« dnia: Października 11, 2016, 07:48:43 am »
Łysenko już by bardziej na Dońdę pasował, bo hucpiarz i tupeciarz.

Nie wydaje mi się jednak, żeby Łysenko pasował na Dońdę. Przywołałam łysenkizm tylko w kontekście projektu Ministerstwa Rolnictwa... to może jeszcze raz:
Cytuj
Dońda znalazł się w nader niewygodnej sytuacji. Nie wierzył w czary i nie utrzymywał w doniesieniu, jakoby dawał im wiarę, lecz nie mógł tego publicznie wyjawić, bo właśnie przyjął podsunięty przez Ministerstwo Rolnictwa projekt optymalizacji czarów przeciw suszy i szkodnikom zbóż.
Łysenko pasuje mi tu właśnie na tego ministra rolnictwa.

25
Akademia Lemologiczna / Odp: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« dnia: Października 10, 2016, 10:49:12 pm »
a mnie się bardziej takie podobieństwo rysów narzuca:


26
Akademia Lemologiczna / Odp: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« dnia: Października 10, 2016, 10:45:15 pm »
Ja tam widzę, że pierwszy oskarżył Miczurina o rosjaństwo i iwaństwo kolega quertuo. Brzidka kolega, nie lubi brata Rusa, i jeszcze wciska kit, że to MIszcz sam tak prawił :-(
R.

hola hola Pane!
No ale ok, może wyraziłam się wcześniej niezbyt jasno więc gwoli ścisłości:
- nie kolega jeno koleżanka,
- nie oskarżyła, jeno przedstawiła swój własny ciąg skojarzeń nikogo nie mając zamiaru oczerniać,
- Mistrz nie prawił o Miczurinie jeno o Łysence,
- powiązanie Miczurina i Łysenki było... jednokierunkowe, dobrze to ujął Q
Z tym, że pamiętajmy, iż wsadził go (zasadniczo pośmiertnie) - tytułujący się jego uczniem, co niekoniecznie było uprawnione ;) - Łysenko (i Stalin wspierający tego ostatniego, oczywiście). (...)
Dajmy mu więc spokój, nie odpowiada za to, jakie sobie szuje nim gębę wycierały. Miał pecha, po prostu, że ktoś jego błędami (i osiągnięciami) podparł swoje szalbierstwa.

Pana Miczurina szanuję za działalność szczepienną (tym bardziej, że sama podejmowałam kiedyś próby, które raczej kończyły się wyschnięciem biednego zrazu). A jeśli chodzi o zmianę nazwy ulicy - był to raczej dla mnie przykład przesadnej dekomunizacji (prawie jak z tą  ulicą Radziecką w Łomży http://www.4lomza.pl/index.php?wiad=42145, która jednak ostatecznie Radziecką pozostanie) bo cóż komu zaszkodził poczciwy botanik, poza tym, że Rosjanin? No ale na nieszczęście biednego Miczurina znalazł się taki Łysenko...

(Tak na marginesie... ulubioną bajką mojej córki jest rosyjska kreskówka Masza i Niedźwiedź, puszczana w polskiej telewizji narodowej (!) )

27
Akademia Lemologiczna / Odp: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« dnia: Października 10, 2016, 12:17:07 pm »
To ja jeszcze dwa grosze...

Ostatnie doniesienia jakoś kojarzą mi się z historią narodzin profa Dońdy http://www.tvn24.pl/wiadomosci-ze-swiata,2/dziecko-z-trojga-rodzicow-naukowcy-chwala-sie-przelomowa-metoda,679476.html choć na tle mnogości rodziców Dońdy, posiadanie trójki to betka, no ale jednak wybija się to ponad przeciętność.

Z kolei ten fragment opowiadania:
Cytuj
Dońda znalazł się w nader niewygodnej sytuacji. Nie wierzył w czary i nie utrzymywał w doniesieniu, jakoby dawał im wiarę, lecz nie mógł tego publicznie wyjawić, bo właśnie przyjął podsunięty przez Ministerstwo Rolnictwa projekt optymalizacji czarów przeciw suszy i szkodnikom zbóż.
kojarzy mi się pośrednio z moim dzieciństwem. Wychowywałam się w niedalekiej odległości od ul. Kutrzeby we Wrocławiu. W roku 1992 dokonano zmiany nazwy z wcześniejszej – Iwana Miczurina. Od Miczurina niedaleko do Łysenki, od łysenkizmu niedaleko do czarów. Jak to z resztą sam Lem powiedział w „Tako rzecze...”:
Cytuj
Wiedziałem też już, że to, czego mógłbym się dowiedzieć na biologii, to nie jest biologia, tylko magia i szamaństwa Łysenki (...)

28
Hyde Park / Odp: Właśnie stworzyłem...
« dnia: Maja 19, 2016, 09:01:50 am »
Z tym drutem to niezła myśl! ale wtedy nici z przekazaniem takiego w małe, lepkie rączki...

Swoją drogą, obstawiam, że to druciane dzieło obiadowe to robota jakiegoś vege-robota...


29
Hyde Park / Odp: Właśnie stworzyłem...
« dnia: Maja 18, 2016, 03:55:23 pm »
Właśnie stworzyłam włóczkowego Trurla. Jako palcowa pacynka będzie oprowadzał moją córcię po cyberiadowym świecie. :)

30
Lemosfera / Odp: Biblioteka Stanisława Lema
« dnia: Maja 06, 2016, 04:13:44 pm »
Czy lista jest już zamknięta? Bo ja jeszcze chciałam jedną książkę zaproponować (w tym roku przywołana wśród tematów maturalnych, ale to akurat nie jest argument)...

Adam Mickiewicz "Dziady"

przegląd wypowiedzi Lema:
 
Cytuj
- (...) proszę powiedzieć, jaki jest pański stosunek do romantyków polskich?
- Bardzo dobry jest Mickiewicz! Niedawno przeczytałem sobie Dziady, choć normalnie się tego nie robi, bo po co? Gdy czytałem Do przyjaciół Moskali, to po kręgosłupie chodził mi taki sam dreszcz, jak, powiedzmy, dwadzieścia lat wcześniej. To jest w końcu utwór o okupacji.
Tako rzecze... Lem, rozdział Gusta i dyzgusta, str. 171

Cytuj
(...) Dziady bardzo lubię i częstokroć do nich wracam (...)
Tako rzecze... Lem, rozdział Gusta i dyzgusta, str. 206

Cytuj
(...) Co do NUMERACJI w odwróconej kolejności , dla mnie zestawienie z Dziadami wydaje się, szczerze wyznam: Profanacją (bo ja w kulcie Mickiewicza wychowany).
"Sława i fortuna", 15 kwietnia 1975, str.359

Cytuj
To, że w Wielkiej Improwizacji mówi się o armacie, w samego Pana Boga wymierzonej, tylko w przystępie dokładnej paranoi można by zrównać z pewną „techniką instrumentalną” wojowania z Wszechmocnym. Kto nie dostrzega wręcz kosmicznej rozpiętości pomiędzy kodami, które zastosował Mickiewicz, oraz kodami właściwymi pragmatycznej fantastyce, nie pojmuje w ogóle, jaka różnorodność form wschodzi na wielkich polach literatury i jak bardzo zadania pisarskie jednej epoki są nieredukowalne ani nieprzymierzalne do zadań epoki innej. Istnieje opowieść SF — E, F. Russella For I am a Jealous People, w której, gdy Bóg staje po stronie najeźdźców Ziemi, ludzkość występuje przeciwko Bogu; lecz uznać, że chodzi „mniej więcej o to samo”, o co idzie w Wielkiej Improwizacji z Dziadów, i że ta armata, z której ma być wystrzelony w niebiosa burzący pocisk, jest aparaturą do działań zaczepnych przeciw Panu Bogu — byłoby absurdem.  Różnica obu tych tekstów wcale nie sprowadza się do różnicy pomiędzy geniuszem Mickiewicza i talencikiem Russella.
"Fantastyka i Futurologia", rozdział VIII

Strony: 1 [2] 3 4 ... 8