A mamy taki wątek - "Co powiedział Lem?"
W zasadzie...
paszta vel dr_Edredon zaczynał "O Lemie napisano" od zdania:
Wpierw co Mistrz sam powiedział lub napisał (o sobie i innych):
Czy pojawiłyby się takie słowa?
Ba, pojawily się już
:
https://forum.lem.pl/index.php?topic=172.msg92795#msg92795(Cytowane to - nawiasem mówiąc - kompletny
lemowski fragment "Burzy", który możesz traktować jako próbkę całości.)
Czytał koś?
Zdarzyło się
. Jest to powieść z tezą (że przedwojenna Polska potencjał, zwł. intelektualny, rozwojowy miała, i gdyby nie wojna, to hoho...) i powieść idei (bestóż przegadana), w której autor różnym historycznym osobom rozmaite przemyślenia - czasem b. udatne
*, chwilami ciut tendencyjne - w usta wkłada...
* BTW. Fragment o Čapku i Wellsie jest praktycznie na żywca przepisany z Mistrzowej publicystyki. (Mamy np. w "Fif-ie" taki passus:
"Wśród utworów fantastycznych Herberta G. Wellsa znajduje się wiele arystycznej słabizny, lecz nikt go za nią nie próbował potępiać w czambuł. Odwrotnie – trybem w krytyce normalnym oceniano Wellsa podług jego osiągnięć szczytowych. Lecz rodak Wellsa, Olaf Stapledon, nie miał już w trzydzieści lat potem żadnych szans, by zostać osądzonym podług swoich szczytowych osiągnięć. Rozmachem wizji i jej ideową głębią co najmniej dwukrotnie, tj. dwoma dziełami, Wellsa przewyższył: nie może to być kwestionowane przez nikogo, kto zapoznał się z takimi książkami Stapledona, jak Odd John i First and Last Men. Lecz nawet nazwiska Stapledona nie notują liczne angielskie historie literatury wspóczesnej. Coś się na przestrzeni nazwanych trzydziestu lat stało takiego, że klamki gettowych wrót zapadły i nastał ów stan osobliwego rozdziału, którego szansy domyślny Wells sam nawet nigdy nie podejrzewał.")
Ponoć dobra.
Na tle rodzimej (i nie tylko) SF - niewątpliwie (i mam wrażenie, że może Ci przypaść do gustu, i jako historykowi, i świadopoglądowo). Przy czym mogę się podzielić smutną anegdotą nt. tego, jak wszedłem w swojego egzemplarza "Burzy" posiadanie. Otóż na jednym z naczelnych rodzimych konwentów science fiction odbywało się spotkanie z kilkoma autorami z krajowej czołówki, w tym z śp. M.P. i... dla (głównie) młodej publiczności byli to autorzy na tyle już obcy i egzotyczni, że - by zapewnić jakie-takie zapełnienie sali - przedstawiciele wydawcy rozdawali (za ich plecami) darmowe książki w roli zapłaty za obecność. Co prawda poszedłem słuchać ich z własnej potrzeby, i dla własnej przyjemności (dyskusja, przyznać trzeba, była interesująca), ale bez skrupułów przyjąłem takie
wynagrodzenie (i to nawet podwójne ilościowo, bo rozdający chcieli być szczególnie mili dla współorganizatora).