Racja, przy czym jednak w humoresce mniej to jednak razi (dekonstrukcja: może mnie, bo jeszcze lampy no oczy oglądałem), gorzej się stało z utworami poważnymi ("Pirx", "Niezwyciężony"), które pisane ongiś z takim technologicznym pietyzmem, dziś muszą bronić się innymi atutami.
Zresztą proces to nieuchronny i bodaj najszybciej dotyka - jak na ironię - "twardą" fantastykę: Verne już w zamierzchłych latach naszej młodości
od dawna był przedatowany, "Prelude to Space" Clarke'a zestarzało się wręcz rekordowo szybko, zaś "Starman Jones" czy "Space Cadet" Heinleina uznawane kiedyś za dość realistyczne prognozy rozwoju astronautyki dzis jeno śmiech budzą.
Zresztą, całkiem możliwe, ze za lat ileś ktoś - nie znając rozwoju XX-wiecznej elektroniki - uzna te lampy za jakiś b. futurystyczny sprzęt (np. jakieś "lampy kwantowe" cokolwiek by to miało znaczyć), nie wiedząc o co tak naprawdę Lemowi chodziło