Autor Wątek: Szkice genealogiczne  (Przeczytany 110406 razy)

liv

  • Global Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6612
    • Zobacz profil
Odp: Szkice genealogiczne
« Odpowiedź #30 dnia: Sierpnia 04, 2019, 04:45:09 pm »
Fryderyk cd.
        Chwilowa stabilizacja jaka nastąpiła po odzyskaniu Lwowa przez Austro-Węgry i ukształtowaniu się frontu  w ramach wojny pozycyjnej daleko na wschodzie, została zachwiana w latach 1918-20. Nie znalazłem żadnych informacji o tym,  jak Fryderyk i cała rodzina Lehmów przeżyli konflikt polsko-ukraiński oraz wkroczenie wojsk polskich w październiku-listopadzie 1918. Jedyna niepokojąca wzmianka, że „coś było”  to ów ślad po kuli w lufciku okna na Brajerowskiej, o którym opowiadano małemu chłopcu, że to  z czasów walk roku 1918. Ale których?  Wynikły chaos przerodził się w pogrom lwowski o którym pisaliśmy z maźkiem tutaj;
https://forum.lem.pl/index.php?topic=928.585
Na razie nic więcej dodać nie potrafię.
       Niewątpliwie chwile grozy i złe wspomnienie roku 1914 wzbudziła ofensywa wojsk bolszewickich na Lwów w roku 192O. Też w sierpniu.  Szczęściem dla mieszkańców miasto nie zostało wtedy zdobyte, uratowane heroiczną obroną stacji kolejowej Zadwórze, która  opóźniła marsz konarmii Budionnego i przyczyniła się zresztą, do załamania całej bolszewickiej ofensywy.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Bitwa_pod_Zadw%C3%B3rzem
Z perspektywy mieszkańców miasta, zwłaszcza tych zamożniejszych  zakrawało to niemal na cud.
       A sytuacja materialna Fryderyka zapewne do najgorszych nie należała. Dobra posada gwarantowała mu wzrost zamożności i, chyba, w życiu prywatnym nastąpiła istotna zmiana. Trudno powiedzieć dokładnie kiedy, gdyż sprawy znamy jedynie z dziecięcych relacji  Stanisława Lema, a zatem z przełomu lat 20- i 30-stych. W tym czasie Fryderyk ma już drugą żonę – ową ciocię Niunię, co może być zdrobnieniem imienia lub tylko pieszczotliwą nazwą. Cóż,  trudno cokolwiek o niej powiedzieć, może poza tym, że w związek z Fryderykiem weszła z wianem w postaci syna Seweryna. Syn nosił nazwisko Kahane (dość powszechne we Lwowie), zatem jest to nazwisko jego biologicznego ojca lub panieńskie matki. Wersję, którą sugeruje Agnieszka Gajewska o takim zinterpretowaniu słowa "synowiec" uznałem za najbardziej prawdopodobną.
Fryderyk zajął się nim dość troskliwie o czym napiszę dalej.

         Zapewne taka właśnie sytuacja skłoniła  Fryderyka do nabycia drugiego mieszkania na ulicy Kościuszki 2. Na Bernsteina została jednak kancelaria z opcją mieszkalną. Tak się składa, że wygląd drugiego  mieszkania znamy dość dokładnie z opisu młodego bratanka. Zatem przytoczę;
„Wuj Fryc mieszkał przy ulicy Kościuszki, niedaleko od Brajerowskiej i potrafiłem zajść tam sam, co się zresztą w praktyce nie zdarzało. Mieszkania tego zrazu się bałem, a to z powodu skóry niedźwiedziej, leżącej pośrodku salonu, o głowie z rozwartą paszczą i wyszczerzonymi zębami .... Wuja bardzo lubiłem, chociaż zażartował raz ze mną w okrutny sposób... Jeśli godziłem się  w ogóle chodzić na Kościuszki  to chyba ze względu na fortepian, czarny, wielki, na którym nikt nie grał. Lubiłem okazje szybkiego wyznęcania sie nad klawiaturą, bo gustowałem w silnym uderzeniu.... Oprócz licznych portier ciężkich a długich w których lubowała się druga żona wujka, ciocia Niunia, znajdowały się na Kościuszki meble bardzo odświętne – pewno fałszywe Ludwiki, pamiętam lustro złocone na czyichś nogach (lwa jakiegoś bodajże), gryfa na postumencie, drewnianego i malowanego, z małym, oklep jadącym murzynkiem, świecznik z tysiąca kawałków szkła tęczującego oraz ciekawy przedmiot; była nim stojąca w bezokiennej nyży wielka beczka z czerwonej miedzi, dokładnie bezużyteczna i dlatego intrygująca”
      Książki i inne prawnicze artefakty pozostały na Bernsteina. Czy zatem Fryderyk wprowadził się do Niuni?
Bo ewidentnie to ona rządzi w tym mieszkaniu urządzając je na sposób wielce mieszczański. Trudno orzec, zwłaszcza, że wkrótce na Bernsteina 7 zamieszkał dorosły syn „Niuni” – Seweryn Kahane. O takiej właśnie relacji Seweryna z Fryderykiem wspomniał żonie Stanisław Lem który przez czas jakiś tam, na Bernsteina 7, z nim mieszkał i nie ma powodów by miało być inaczej (A. Gajewska, ZiG, s. 113 przypis).
 Ze swojej strony mogę dodać tylko, że ten fragment ulicy Kościuszki  na którym mieściło się drugie lokum Fryderyka śmiało można by nazwać ulicą adwokatów. Naliczyłem ich tam, w okolicznych numerach,  pięciu - w tym jeden też pod dwójką. I wszyscy oni z tytułem doktora. Poza nimi; fryzjer, kawiarnia, czytelnia książek, hotel... ot, lwowskie Beverly  Hills  :)

    Podsumujmy, w połowie czasu między wojnami nasz bohater ma około 60 lat, gruby portfel, twardy melonik, dwa adresy,  dwie żony (acz z niuansami), dwóch synów (podobnie żonom) i prowadzi ustabilizowany tryb życia. Jest regularnym gościem u młodszego brata Samuela z którym, w dość wąskim gronie uwielbia grywać w karty. W niedziele braciszkowie, do których dołączył brat Pani Samuelowej - Gecel Wollner, dość regularnie organizują rozgrywki plenerowe (plus kręgielnia), na trawce w restauracyjnych ogródkach Pana Ruckiego. Czy były tam z nimi Panie?
     Tego Stanisław Lem nie wyjaśnia (jeździło się), choć sądząc z opisu zamieszonego w Wysokim Zamku, odtwarzającego świadomość i zachowania bawiącego się tam chłopca, który nieźle przecież dokazywał, opiekunek nie było. Ani w gruncie rzeczy opiekunów... no, może poza woźnicą Kramerem.
Poza kobietami uderza brak innych dzieci, choć nie powinno to dziwić. Gecel (Gienek) potomstwa jeszcze nie miał, a Fryderyk (Fryc)  miał już, ale dorosłe (wspomniani w WZ kuzyni-rówieśnicy - Mietek i Stefan występują w innej sytuacji).
Tak więc ostatnie dziesięciolecie pokoju w Europie wygląda z tej perspektywy dość sielankowo.
Kres przyszedł nagle, w 1939. Jeszcze był adres w książce adresowej z wiosny tego roku, numer telefonu, wzmianka w informatorze miasta Lwowa o praktyce adwokackiej, ale te coroczne przecież zapiski błyskawicznie się zdezaktualizowały.


 Tym razem Fryderyk nie zdążył uciec, a może nie chciał? Zbyt dużo musiałby zostawić? A i wiek nie sprzyjał...
 Wiemy tylko, z relacji Samuela i ustaleń Agnieszki Gajewskiej, że w roku 1942 został zamordowany przez Niemców, a  wcześniej wywieziony wraz z żoną „Niunią” do obozu zagłady w Bełżcu. (ZiG, s. 112)
W mieszkaniu na Bernsteina, przez które przewinął się też  dorosły już Stanisław , został jeszcze synowiec Fryderyka, Seweryn Kahane i jemu poświęcę ostatnie zdania. Mieszkał tam już wcześniej i zapewne wzorem ojczyma studiował prawo, a sądząc po tytule magistra w 1939 zakończył ten etap edukacji, choć w 1945 pojawia się już jako doktor.

Zatem jakoś przetrwał wojnę i wedle informacji z książki Agnieszki Gajewskiej pojawił się w Kielcach;
„W archiwum ŻIH zachowała się tylko jedna karta rejestracyjna dotycząca Kahane, z której wynika, że około roku 1945 miał 35 lat i był – podobnie jak Fryderyk Lehm – prawnikiem. Być może był synem drugiej żony stryja Fryca. Według relacji Rafaela Blumenfelda, Seweryn Kahane przybył do Kielc wraz z oddziałem partyzantów AK i zaraz po wyzwoleniu miasta podjął pracę na rzecz ocalonych” ( ZiG, s 113). Tam właśnie zginął od kuli żołnierza LWP  w trakcie wydarzeń znanych jako „pogrom kielecki’ w roku 1946.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Pogrom_kielecki
 I , skoro tytuł wątku brzmi "szkice genealogiczne" zakończę go powiązaniem dość aktualnym – otóż Seweryn Kahane został bohaterem wiersza napisanego przez młodego wtedy poetę Juliana Kornhausera – ojca żony obecnego prezydenta RP.
http://stronypoezji.pl/monografie/wiersz-o-zabiciu-doktora-kahane/
W ten sposób, wiążąc przeszłość z czasem obecnym, kończę tę część moich szkiców... choć sam nie wiem, czy na pewno.  8)
Tym niemniej chwilowo dziękuję za uwagę.  :-*
« Ostatnia zmiana: Sierpnia 04, 2019, 05:21:42 pm wysłana przez liv »
Obecnie demokracja ma się dobrze – mniej więcej tak, jak republika rzymska w czasach Oktawiana

maziek

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 13634
  • zamiast bajek ojciec mi Lema opowiadał...
    • Zobacz profil
Odp: Szkice genealogiczne
« Odpowiedź #31 dnia: Sierpnia 04, 2019, 06:02:51 pm »
Wciąż z braku czasu nie mogę należycie... Ale jedno pytanie: SKĄD masz te wycinki? Poszedłeś do archiwum, czy to wszystko jest ogólnie dostępne via internet?
Człowiek całe życie próbuje nie wychodzić na większego idiotę niż nim faktycznie jest - i przeważnie to mu się nie udaje (moje, z życia).

liv

  • Global Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6612
    • Zobacz profil
Odp: Szkice genealogiczne
« Odpowiedź #32 dnia: Sierpnia 05, 2019, 11:02:59 am »
Cytuj
Ale jedno pytanie: SKĄD masz te wycinki? Poszedłeś do archiwum,
No co Ty  ;D  Aż taki ideowy to nie jestem. Wszystko jest w necie. Te obrazki to zrzuty z ekranu plus strzałka dorobiona w PhSh.
Cytuj
czy to wszystko jest ogólnie dostępne via internet?
Na przykład - bardzo pożyteczna lektura  :)
https://www.sbc.org.pl/dlibra/publication/14034/edition/13343/content?ref=desc
Ale zaraz wszystko to niee.. Archiwa i biblioteki prowadzą działalność digitalizacji zasobów, od lat. To ostatnio jedna z głównych szans dla absolwentów historii na pracę. Naprawdę szeroki front. Także źródeł przybywa i będzie przybywać. Gorzej z tymi niedrukowanymi - czasem skany są niskiej jakości.
« Ostatnia zmiana: Sierpnia 05, 2019, 11:24:50 am wysłana przez liv »
Obecnie demokracja ma się dobrze – mniej więcej tak, jak republika rzymska w czasach Oktawiana

liv

  • Global Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6612
    • Zobacz profil
Odp: Szkice genealogiczne
« Odpowiedź #33 dnia: Sierpnia 19, 2019, 11:15:05 pm »
Czas na pierwszy remont.
Myślałem, czy nie poprawiać pierwotnych szkiców, ale nie - niech zostaną kulawymi.
Poprawki będą w aneksach, takich jak ten.
To tak!   8)
Pani Agnieszka Gajewska ma konkurentkę w śledzeniu dawnych tropów - Annę Mieszkowską. To głównie dzięki niej ten aneks.
http://www.annamieszkowska.pl/
Pani Mieszkowska uderzyła pod nieco innym kątem, pod kątem Mariana Hemara, ale siłą rzeczy bohaterowie tych opowieści się zazębiają.
Do rzeczonej rzeczy!  ;)
Najwięcej zmian muszę wprowadzić do odtworzonych losów Berty.
Zatem - Berta II
Przede wszystkim starsza siostra Samuela Lehma miała jeszcze jednego syna, najmłodszego - Fryderyka Hescheles (Fredka).

Także drzewko do poprawki, gdyż brakuje w nim;
-  córki Marii (ur. 1898) przez moje graficzne gapowe,
-  jest Henryk (ur. 1886), Aneks! - z późniejszych informacji wynika, że Henryk nie był dzieckiem Marii czyli też bratem Hemara. Patrz wpis korygujący z 18-11-21
-  jest Marian (ur. 1901)
-  i dodaję brakującego Fryderyka "Fredka" (ur. 1906)
Fryderyk przeżył wojnę pod zmienionym nazwiskiem Roman Gierszewski. Po wojnie "po cichu" reprezentował interesy emigracyjnego brata w kraju. Umarł w 1953.
Ale przeżył ktoś jeszcze!
Ktoś kogo Lem wspomina w Wysokim Zamku jako zmarłego.
Tu odsyłam jeden z moich domysłów w piach - ten;
Cytuj
Skoro i tak popełniłem nadmiar hipotez to dorzucę jeszcze jedną - nie wykluczam mianowicie, że pojawiający się w „WZ” kuzyni młodziutkiego Stanisława Lema – dwa lata starszy Mietek  i Stefan, to synowie „najmłodszej ciotki” czyli Anny.
No cóż - wszystko wskazuje, że są to synowie Marii de domo Hescheles a nie Anny z Lehmów.
Ba, Stefan żyje, lub żył do niedawna.
Otóż Maria, dwukrotnie zamężna matka dwóch synów; Mietka (ur. 1919) i Stefana (ur. 192... "starszy kilka lat" od Stanisława Lema. Oficjalnie 1933. Wyjaśnienie w linkowanej audycji radiowej). Maria zginęła w warszawskim getcie zimą 1942 roku. jej starszy syn, Mietek, także nie przeżył wojny. Stracił życie we Lwowie. Stefan żyje (pamiętając, że info sprzed kilku lat) mieszka w Polsce przy zachodniej granicy (Szczecin).
We Lwowie ta pięcioosobowa rodzina mieszkała na drugim piętrze kamienicy przy ulicy Jagiellońskiej 11. Później, już po śmierci ojca, znacznie skromniej, w lokalu numer 11, na trzecim piętrze domu przy ulicy Pełczyńskiej 10. W domu Hemara przy dawnej Jagiellońskiej od wielu lat mieści się Pierwszy Ukraiński Teatr dla Dzieci. Adres drugi to dzisiaj ulica Dmytra Witowskiego.
W nawiasach wstawki moje.
https://histmag.org/Marian-Hemar-poczatki-kariery-14502
Daty, które wykoncypowałem sam, trochę mi zgrzytają...ale nie za bardzo, zatem prawie na pewno Mietek i Stefan to wspomniani przez Lema kuzyni z Wysokiego Zamku.
Synowie Marii Hescheles.
Stefan także zmienił nazwisko na Koronczewski i  wymieniał z Hemarem korespondencję np.
Matka Mariana Hemara Berta Hescheles w kwietniu 1940 r. pisała do syna do Rumunii: "Dlaczego w każdej kartce robisz mi wyrzuty, przecież o wszystkim Ci donoszę, powtarzając zawsze to samo - żyję - przecież to ważne, a nie jak". Przestała żyć w pierwszych dniach lipca 1941 r., zaraz po wkroczeniu Niemców do Lwowa. Nie zdążyła trafić do lwowskiego getta.

O śmierci matki Hemar dowiedział się we wrześniu 1945 r. z listu "wuja Lola", ojca pisarza Stanisława Lema.

Anna Mieszkowska, autorka biograficznej książki o Hemarze, odnalazła w Szczecinie siostrzeńca Hemara. Stefan Koronczewski jest synem jedynej siostry poety. W grudniu 1958 r. Hemar pisał do siostrzeńca: "Ja sobie przez całe długie lata nie przestawałem robić gorzkich wyrzutów, że was wszystkich, mojej Mamy i Mani, Twojej Matki, wraz z Tobą i z Fredkiem [Alfred Gierszewski, brat poety], nie wywiozłem ze Lwowa. Nie mogę dzisiaj myśleć ani pisać o tym. Przez lata nauczyłem się uciekać od imion i twarzy, które zostawiłem za sobą".

http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,53662,1459327.html?disableRedirects=true

Do posłuchania (warto - jest też o Stanisławie Lemie w klimatach WZ, choć Pan ewidentnie ma kłopoty z chronologią);
http://radioszczecin.pl/245,21,03062012-marian-hemar
A wszystko to i więcej, w książce Anny Mieszkowskiej z której fragmentów, pośrednio, korzystałem.
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/3852268/mistrzowie-kabaretu-marian-hemar-i-fryderyk-jarosy

PS - coś dla lemologa.
W początkach swej kariery Hemar splagiatował wiersz Samuela Lehma "Na cel dobroczynny"
Ciekawostką jest, że przez dwa letnie miesiące 1924 roku Hemar kierował teatrzykiem satyrycznym Zdechły Kot. Drugą zaś… rodzinny plagiat! Odkryła ten fakt Mariola Szydłowska, badaczka lwowskiego okresu twórczości Mariana Hemara. 3 listopada 1921 w „Szczutku” Hemar ogłosił długi wiersz zatytułowany /Na cel dobroczynny/. Okazało się, że była to zmodyfikowana wersja utworu o tym samym tytule, który 9 marca 1907 roku w „Kurierze Lwowskim” opublikował jego wuj Samuel Lem (1879–1954). Wszystko zostało w rodzinie. I pewnie nikt by o tym nie pamiętał i nie wiedział, gdyby nie dociekliwość badaczki.
https://histmag.org/Marian-Hemar-poczatki-kariery-14502/2

« Ostatnia zmiana: Lipca 04, 2022, 11:12:51 pm wysłana przez liv »
Obecnie demokracja ma się dobrze – mniej więcej tak, jak republika rzymska w czasach Oktawiana

liv

  • Global Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6612
    • Zobacz profil
Odp: Szkice genealogiczne
« Odpowiedź #34 dnia: Sierpnia 24, 2019, 07:17:52 pm »
Jest jakieś zamieszanie z rodziną Hescheles - więc chyba wyprodukuję drzewko genealogiczne z ich związkami z rodziną Lehmów.  :)
Oto, pani Gajewska w swoim sztandarowym jak na razie dziele, nie wspomina ani Henryka, którego córka Janina jednak się pojawia, ani też Fryderyka, ni Marii.
Ale może po prostu nie mieścili się w koncepcji pracy?
      Natomiast Pani Mieszkowska nie zauważa Henryka, który, być może podobnie, nie mieścił się w wyznaczonych ramkach?
Jan Marian Hescheles miał dwoje rodzeństwa. Starszą siostrę Marię... młodszy o 5 lat brat Fryderyk... We Lwowie ta pięcioosobowa rodzina mieszkała na drugim piętrze kamienicy przy ulicy Jagiellońskiej 11. Później, już po śmierci ojca, znacznie skromniej, w lokalu numer 11, na trzecim piętrze domu przy ulicy Pełczyńskiej 10.

     Owe 5 osób to; rodzice - Ignacy-Izak i Berta - oraz dzieci; Maria, Jan Marian-Hemar i Fryderyk "Fredek".
Zasadniczo wszystko się zgadza, gdyż najstarszy syn - Henryk zapewne mieszkał już osobno. Teraz dopiero dociera do mnie, że Berta urodziła go mając 15 lat - w roku 1886.
Aneks! - z późniejszych informacji wynika, że Henryk nie był dzieckiem Marii czyli też bratem Hemara. Patrz wpis korygujący z 18-11-21

 Ślub z Ignacym (1897) i kolejne dzieci to sprawa dużo późniejsza. Poza tym Henryk ideowo bliższy był syjonizmowi, gdy reszta rodziny wykazywała raczej tendencje asymilacyjne, stąd...chyba żyli trochę na odległość i być może też dlatego  nie pojawia się on we wspomnieniach pana Stefana obok innych wujków?
Mniejsza...chciałem co innego, w nawiązaniu do fragmentu z WZ

"Pamiętam, że raz okropnie pobiłem się ze starszym o dwa lata kuzynem Mietkiem (zginął w Warszawie, podobnie jak Stefan) przez nogę właśnie..."

   Stefan jak już wiemy przeżył i można go nawet posłuchać w lince w poprzednim liście. Natomiast dużo starszy Mietek zginął, choć zapewne nie w Warszawie a we Lwowie. Ale zachowało się jego zdjęcie i to mniej więcej z okresu gdy bawił się z niejakim Staszkiem, szacując tak .. na oko.
Nie wiem na ile naruszam prawa autorskie czy też naginam prawo cytatu z książki Pani Mieszkowskiej, zatem troszkę je ukryję.

     Wracając do opowieści Pana Stefana - jeśli ktoś jej wysłuchał, warto brać poprawkę na jego wiek. W książkowej relacji brzmi ona nieco inaczej różniąc się w szczegółach.  Na pewno nie pasuje czas.
Rodząc się w okolicach 1933 nie mógł bawić się kolejką z Staszkiem, w dodatku kilkukilometrową. Poza tym mama nie mogła mieć 48 lat (ani nawet jak w książce - 40stu), gdy go rodziła. Nie mam powodów by podważać datę z linkowanej przy Marii genealogi, choć po prawdzie nie udało mi się jej zweryfikować. Z niej wynika, że rodząc Stefana miała ok. 35 lat (Mietka - 21).
Trochę kłopotów sprawił natomiast ich ostatni adres na ulicy Zyblikiewicza. W KA z 1935 roku adresem ojca Stefana a drugiego męża Marii - Adolfa Wittlina jest ul. Batorego 32.
Jednak w kalendarzu z 39 już widnieje podawany przez Stefana adres, więc ten fragment brzmi dość wiarygodnie;

Zatem musieli się tam przenieść dosłownie na kilka lat przed wojną.

Przedziwne losy Stefana i Marii podczas wojny, ominięte w audycji...a, to może potem.
Z zabawnych spraw poruszonych w książce Pani Mieszkowskiej - no, że na ojca Lema mówiono Lolek, a na całą rodzinę Lolki to już gdzieś było...
"Odwiedziłem przed świętami Lolków, mają się bardzo dobrze i prosili abym Ci przesłał ich życzenia. Lolek, jak na swój wiek, trzyma się wyśmienicie i, co tak niezmiernie wzrusza, stał się nad wyraz podobny do naszej Kochanej Matki. On nie ma zamiaru nigdzie się ruszać, ale możliwe, że Fredek wyjedzie do Palestyny.
To z roku 1950.
Ale że na Stanisława wołali "Maciek" ? To pierwsze słyszę. Wiecie coś o tym?
Bo to takie ni z gruchy...
« Ostatnia zmiana: Lipca 04, 2022, 11:12:15 pm wysłana przez liv »
Obecnie demokracja ma się dobrze – mniej więcej tak, jak republika rzymska w czasach Oktawiana

liv

  • Global Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6612
    • Zobacz profil
Odp: Szkice genealogiczne
« Odpowiedź #35 dnia: Sierpnia 26, 2019, 03:39:37 pm »
Drzewko genealogiczne Hescheles - Lehm

Większość dat ma oparcie w źródłach - bezpośrednich, lub publikacjach książkowych czy internetowych, wcześniej już tu podawanych. Niektóre tylko wykoncypowałem z zdań typu: "pobiłem się ze starszym o dwa lata kuzynem Mietkiem", zatem ich wiarygodność zależy od pamięci wspominających.
Pomijając meritum - jak mocno widać zmianę modelu rodziny, z tradycyjnego - wielodzietnego, na ..hmm.. nowoczesny.
« Ostatnia zmiana: Grudnia 31, 2021, 02:57:30 pm wysłana przez liv »
Obecnie demokracja ma się dobrze – mniej więcej tak, jak republika rzymska w czasach Oktawiana

liv

  • Global Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6612
    • Zobacz profil
Odp: Szkice genealogiczne
« Odpowiedź #36 dnia: Sierpnia 28, 2019, 05:33:01 pm »
Stefan
   Odtworzę losy Stefana na podstawie przywoływanej tu wielokrotnie książki Anny Mieszkowskiej  „Mistrzowie kabaretu. Marian Hemar i Fryderyk Járosy”. Postaram się pominąć te fragmenty, które zostały przedstawione w audycji radiowej, a jeśli powtórzę, to dla wykazania rozbieżności. Skupię się na okresie przed- i wojennym. Okres powojenny interesuje mnie mniej.
         Stefan urodził się w okolicach roku 1933 (autorka podaje możliwe  daty 34-35) jako drugie dziecko Marii z domu Hescheles i adwokata Adolfa Wittlina, który zresztą, jak wspomniał Stefan w audycji, rozwodził Marię z pierwszym mężem Henrykiem Grüssem (ojcem Mieczysława). Dzieciństwo spędził w luksusowych warunkach mieszkając z rodzicami w kamienicy na ulicy Zyblikiewicza 41.
     Po wybuchu wojny, jak opowiada Stefan w audycji radiowej, on zamieszkał u babci Berty a rodziców wywieźli Sowieci. Najpierw ojca , potem matkę. W wersji książkowej tego fragmentu nie ma – jest tylko, że ojciec umarł na chorobę serca jesienią 1939 (co nie wyklucza wersji radiowej zwłaszcza, że Stefan nie był na pogrzebie). Natomiast matka o ile była uwięziona, to wróciła.
    Po wejściu Niemców  kilkuletnie dziecko widziało śmierć babci-Berty rozstrzelanej na ulicy a potem, z matką wyjechali do Krakowa, do rodziny ojca.  Długo tam nie zostali przemieszczając się  do Warszawy - do mieszkania wuja Hemara, gdzie mieszkała już tylko, pilnując lokalu,  jego teściowa Józefa Modzelewska. Pobyt w nim był chyba wielce ryzykowny,  gdyż Maria zdecydowała się przedostać  do getta, gdzie znalazła pracę  na stołówce. Jakiś okres właśnie tam „koczowali”, jednak po pewnym czasie Maria zorganizowała  ewakuację syna. Odbyło się to z pomocą wujka Fredka-Fryderyka, który  ukrywał się po stronie „aryjskiej”. Akcja się powiodła i w jej następstwie Stefan ukrywał się u zaprzyjaźnionej rodziny Witowskich.
Maria została w getcie.
      Pobyt u rodziny Witkowskich nie trwał długo, zagrożeni denuncjacją szmalcowników postanowili zmienić miejsce ukrycia Stefana – i... tu następuje najbardziej nieprawdopodobna część historii...
W trakcie poszukiwań nowego lokalu, pani Witkowska z córkami i Stefanem udała się do kościoła, by właśnie tam szukać pomocy u zaprzyjaźnionego księdza. W trakcie negocjacji w zakrystii Stefan odłączył się od grupy i – się zagubił.
Stojąc i płacząc w nieznanym mieście został zauważony przez przechodnia, który mu pomógł.  Jednak na pytanie jak się nazywa („ w kilkuletnim chłopcu odezwał się instynkt samozachowawczy”), by ukryć pochodzenie, podał nazwisko kolegi z podwórka  z czasów dzieciństwa na Zyblikiewicza, syna mieszkającego na parterze lekarza Koronczewskiego. W  ten właśnie sposób został Stefanem Koronczewskim. Sam z niedowierzaniem przyglądałem się tej opowieści, ale...

Ludzie, którzy uratowali Stefana oczywiście zorientowali się, że jest żydowskim dzieckiem i znaleźli mu w miarę bezpieczne miejsce na przetrwanie – prowadzony przez księży sierociniec na Woli, będący pod opieką RGO. Tam też  wyrobiono mu metrykę na nowe nazwisko.
Tuż przed powstaniem sierociniec ewakuowano poza Warszawę. Po wojnie Stefan Koronczewski, uznany za sierotę, zaliczył jeszcze inne sierocińce, zdobył wykształcenie i zamieszkał w Szczecinie.
Z rodziną, która przeżyła odzyskał kontakt przypadkiem, dopiero pod koniec lat 50-tych.
« Ostatnia zmiana: Sierpnia 28, 2019, 05:39:27 pm wysłana przez liv »
Obecnie demokracja ma się dobrze – mniej więcej tak, jak republika rzymska w czasach Oktawiana

liv

  • Global Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6612
    • Zobacz profil
Odp: Szkice genealogiczne
« Odpowiedź #37 dnia: Września 24, 2019, 07:06:05 pm »
Wtorek dzisiaj?
Wtorek, zatem zapraszam na niedzielny spacer do ogródka Pana Ruckiego, tuż za Rogatkę Stryjską. Może być spacer jesienny.
W niedzielę, latem czy jesienią, jeździło się zwykle za miasto , zawsze w to samo miejsce, mianowicie do restauracyjnego ogródka miejskiego pana Ruckiego, który znajdował się przy szosie stryjskiej, koło rogatek. Płacenie myta było interesująca i zabawna przerwą jazdy, podczas której siedziałem oczywiście na koźle. (...) Musiałem wynajdować sobie zajęcia na długie godziny, gdy ojciec, wuj Fryc i reszta towarzystwa siedziała pod owocowymi drzewami grając w karty; była u Ruckiego kręgielnia, ale długo nie miałem dość sił, by rzucać wielką drewnianą kulą (...) właziłem w maliny, gdzie było sporo okrutnych pokrzyw, w ostateczności podkradałem się do grających.
„Wysoki Zamek”

To wcale nie było łatwe – odnaleźć miejsce.
Wygląda, że kawiarnia Ruckiego została jedynie w pamięci Stanisława Lema. Na szczęście pomógł znakomity, szczegółowy ” Przewodnik po Lwowie” panów Adama Kulewskiegi i Przemysława Włodka. Jest w nim i o Lemie.
https://merlin.pl/lwow-przewodnik-adam-kulewski-przemyslaw-wlodek/2207254/
Okolica kawiarni to było miejsce wszelakich sportów. Z jednej strony tereny Targów Wschodnich, z drugiej boiska ówczesnych klubów sportowych. Pan Rucki zainstalował się z biznesem na terenach rozległych, zapewne łąkowo-krzaczastych  należących do Parku Towarzystwa Zabaw Ruchowych, zamkniętych od zachodu Potokiem Wuleckim;

„W 1904 r. dzięki inicjatywie grupy entuzjastów powstało Towarzystwo Zabaw Ruchowych, które potem odegrało znaczącą rolę w historii polskiego sportu. Kazimierz Hemerling tak wspominał to wydarzenie: "Towarzystwo, którego założycielami byli obok dr. Eugeniusza Piaseckiego propagatorzy zabaw na wolnym powietrzu Edmund Cenar, Edmund Naganowski, Władysław Hojnacki, dr Karol Hornung i Maria Germanówna, dokonało we Lwowie z miejsca prawdziwego przewrotu. Sporty jak: narciarstwo, saneczkarstwo, piłka nożna, koszykówka, palant, lawn-tennis, szermierka, łucznictwo, pływanie były wnet owocami działalności Towarzystwa, a młodzież się do nich z całym zapałem garnęła".
http://www.lwow.home.pl/sport/sport.html
Być może pierwotnie był jakiś skromniejszy obiekt gastronomiczny, jednak na mapach z lat 20-stych nic nie widać. Budynek  główny powstał dopiero pomiędzy 1928 a 1931 rokiem., gdyż na mapie z tego roku już jest. Zatem wyobraźmy sobie dorożkę, wsiadamy na Brajerwoskiej i wioo...bacikiem -  w niedzielne przedpołudnie, na południe.

Dojechaliśmy;

"Wyjeżdżaliśmy za miasto do ogrodu pana Ruckiego. (...) Z restauracji ogrodowej Ruckiego pamiętam cztery ciekawe rzeczy. Po pierwsze kręgielnię; kule były tak wielkie, że miałem nie lada trudności z ich ujęciem. Po drugie olbrzymią huśtawkę, w której siedziało się w czymś w rodzaju wielkiej łodzi. Po trzecie gąszcze malinowe tak przerośnięte pokrzywami, że do tej pory jestem zdziwiony, kiedy widzę maliny które wcale nie parzą. Po czwarte wreszcie, sadzawkę, w której łowiłem ryby. Raz złowiłem rybę wielkości palca, ale zrobiło mi się jej żal i z powrotem wypuściłem ją do wody. Nasz dorożkarz , z którym te wyprawy odbywaliśmy nazywał się Kremer; dojechawszy na miejsce, odprzęgał konia, zamiast siodła kładł pled czy sukno i jeździłem trochę konno."
Fiałkowski,  ŚnK

Obecnie w miejscu kręgielnio-restauracji stoi blok mieszkalny odtwarzający z grubsza bryłę wcześniejszego budynku.
Widok z góry
https://i.imgur.com/TKodvuP.jpg
Zainteresowani mogą wskoczyć w Street-view i obejrzeć dokładniej rzeczony obiekt, jest nawet zdjęcie, ale nic tam ciekawego – ot blok jak blok.
 Stryjska 84.

Po przydługim wstępie chciałem odtworzyć jeszcze, a cóż to za towarzystwo ("gdy ojciec, wuj Fryc i reszta towarzystwa") bywało w rzeczonym ogródku?
Ile osób mogła pomieścić  dorożka? Piszą, że cztery dosrosłe, może z dzieckiem piątym?
Niewątpliwie trzon to Samuel Lehm i jego brat adwokat Fryderyk - to chyba stały skład do gier karcianych. Z relacji Wojciecha Orlińskiego wynika, że kolejnym towarzyszem owych rozrywek był przyjaciel Samuela – Karol Kołodziej, notabene ze Stryja. Też laryngolog (coś on mi ucieka z ksiąg adresowych, hmm...).
„Głowy rodzin łączyła wspólna wojenna przeszłość oraz pasja do brydża i innych gier karcianych. Kołodziejowie należeli do kręgu znajomych, z którymi rodzice Lema jeździli w niedzielę „za miasto – płaciło się wtedy myto przy rogatkach” (...) „by rżnąć w karcięta”.
W.O. , Lem. Żnztz
Więc brydż, czyli przynajmniej czterech.
Zatem brutalnie usuwam z dorożki Panie – serdecznie przepraszam, jednak raz - nie pomieszczą się, dwa -  z wszelakich śladów wynika, że tam kobiet zwyczajnie nie było.
Kim byłby ten czwarty?
 Tu pełnej pewności nie mam, ale najprawdopodobniej czwartym do brydża był kolejny lekarz, mieszkający tuż obok Lehmów w tej samej kamienicy i  właśnie pod koniec lat 20-stych też został doktorem (vide anegdoty lemologa), brat żony Samuela, Sabiny – dr Gecel Wollner.
Zatem w magicznej dorożce turlali się po kocich łbach trzej doktorzy i jeden adwokat, oraz wciśnięty pod opiekę mały Stanisław tuż obok woźnicy oglądający zad konia. Pewnikiem, czasem dostawał pozwolenie od dorożkarza z którym się zakolegował, na symboliczne machnięcie biczem.
Ewentualne damy do towarzystwa i potencjalny inny przychówek wymagałyby kolejnej dorożki.

Ale w rzeczonym miejscu bywał jeszcze ktoś – młodszy, mniej więcej w wieku najmłodszego w towarzystwie, Gecela – Marian Hescheles, czyli Hemar. Jednak on raczej wolał szachy.
W każdym razie jedna ze znajomych odwiedziła powojenny Lwów i wspominała w liście do przyjaciela tak; „Byłam u Orląt i na Łyczakowskim, oraz na Zamku. Pojechałam na Stryjską szosę, tam gdzie grywałeś w szachy  i u Zaleskiego, i u Baderów, na starym rynku w tej knajpce...”
A. M., op.cit.
Jeżeli Hemar bywał „U Ruckiego” to raczej incydentalnie, gdyż od połowy lat 20-stych mieszkał już w Warszawie.

Kule w kręgielni, jednej z nielicznych we Lwowie, z czasem znacznie zmalały i potoczyły się hen, wytartą koleiną czasu, może po drodze zbiły kilka figur by ostatecznie zapaść w otchłań machiny. Mechanizm zwrotny po kolejnym nawrocie odmówił współpracy i ot – zniknęły na dobre.
Miasto już dawno temu wchłonęło własne rogatki i  kto by tam pamiętał o jakiejś knajpce - tym bardziej kulach bilardowych sprzed prawie stu lat.   
« Ostatnia zmiana: Maja 18, 2021, 05:13:24 pm wysłana przez liv »
Obecnie demokracja ma się dobrze – mniej więcej tak, jak republika rzymska w czasach Oktawiana

liv

  • Global Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6612
    • Zobacz profil
Odp: Szkice genealogiczne
« Odpowiedź #38 dnia: Października 26, 2019, 11:11:47 pm »
Stanisław Lem - Stanisław Ulam

maziek
Cytuj
Cytat: Q w Maj 21, 2008, 03:44:47 pm
"Mój znajomy, zmarły już słynny polski matematyk Stanisław Ulam, wprowadził zasadę aktywnej współpracy z komputerem."
Ciekawe, kiedy sie poznali. Ulam w swojej książce nie wspomina o Lemie, lecz nic w tym dziwnego, bo skupia sie ona wyłącznie na matematyce (czy raczej życiu w cieniu matematyki).
maziek
Cytuj
Zastanawiałem się nad tym, ale wykluczyłem na podstawie różnicy wieku - Ulam w 1939 r., w wieku 30 lat przypadkiem wyjechał na zawsze do USA a Lem miał wtedy lat 18. Czyżbym zbyt pesymistycznie sądził?
Terminus
Cytuj
Wyglada na to, że na temat znajomości Lema z Ulamem nie można wiele powiedzieć bez zasięgnięcia "do źródła", np. do rodziny Lema. Raz zdarzyło mu się nazwać go 'znajomym', jak wiadomo, i wiadomo także, ze razem mieszkali i zaczynali kształcenie we Lwowie. To tylko dywagacje, ale może poznali się na uczelni, a potem 'znajomość' wyglądała tak, że gdy już obaj Stanisławowie byli znani, napisali do siebie jakiś list od czasu do czasu. Kto wie.
Q
Cytuj
Cytat: Terminus w Maj 26, 2008, 11:12:07 am
wiadomo także, ze razem mieszkali i zaczynali kształcenie we Lwowie.

Ha, czyli z tą młodością jednak miałem rację! (Coś mi świtało, ale nie byłem pewen skąd to wiem.)

BTW: w polskiej Wikipedii pojawia się zdanko:

"Istnieją także opinie, że Lem był kuzynem lwowskiego matematyka Stanisława Ulama, członka projektu Manhattan"
http://pl.wikipedia.org/wiki/Stanis%C5%82aw_Lem

Ciekawe skąd wzięły się te "opinie" i ile w nich prawdy?
...
Zaciekawił mnie ten wątek jako że ostatnio przyglądałem się trochę genealogii Lemów i  ogólnie historii Lwowa.
Na żadne ślady pokrewieństwa Ulamów i Auerbachów (linia matki Stanisława) z rodem Lemów nie trafiłem. Natomiast znajomość jest wielce prawdopodobna.
A nawet pewna, skoro wydawca Lema -  Rottensteiner, napisał;
"Od czasu do czasu dostał on z Rosji pismo Priroda, a po powrocie do Polski otrzymywał je jako część swoich, wówczas praktycznie bezwartościowych, rosyjskich tantiem. Otrzymywał też Scientific American - najpierw jako prezent od fizyka jądrowego Stanisława Ulama, który był Polakiem z pochodzenia" *

 Tropy są dwa – wiedeński i prawniczy, splecione zresztą.  Oraz... adresowy.  :)
Może zacznę od tego że rodzina Ulamów była bardzo zamożna i znana we Lwowie w początkach wieku. To przede wszystkim bracia -  sztandarowy architekt miasta Michał, dalej Jakób - bankier, zdaje się przedstawiciel Rothschilda, który założył z czasem własny Ulambank.

 W końcu Józef - adwokat lwowski (1877-41) ojciec Stanisława Ulama.

 Z tego trop pierwszy.
Otóż o kilka lat starszym adwokatem był też Fryderyk Lehm (1869-1942). Osiem lat różnicy w tym nie aż tak licznym środowisku to niedużo i sądzę, iż można założyć z dużym prawdopodobieństwem, że panowie się znali. Być może nawet Fryderyk był kimś w rodzaju „starszego kolegi”?
 Zatem, zapewne też się spotykali, czyli Stanisław Lem, częsty bywalec u wujka Frojema mógł tam spotkać starszego syna wujkowego kolegi Józefa Ulama - też Stanisława.
A nawet synów, gdyż Stanisław Ulam miał młodszego brata Adama (obaj wyjechali razem do USA tuż przed wojną).
Dodatkowo młodszy,  Adam Ulam (ur. kwiecień1922), był praktycznie równolatkiem naszego Stanisława Lema.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Adam_Ulam
Warto jeszcze dorzucić ten fakt, że  syn Fryderyka Lehma z pierwszego małżeństwa - Edward, chodził do tej samej szkoły co starszy Ulam (VII Gimnazjum).
Tuż po wojnie, w roku 1921, Edward Lehm był w klasie maturalnej - czyli VIII, a Stanisław Ulam w IIa tejże szkoły. Ot, 6 lat różnicy.
Zatem impreza rodzinna u Fryderyka (trochę patchworkowa) na Kościuszki 2 jak się patrzy  (powiedzmy w roku 1930-stym) a na niej -  z dziatwy starszej; koledzy szkolni Fryderykowy syn Edward L. lat 27 ze Stanisławem Ulamem. lat 21,  oraz dwa brzdące;  Adaś Ulam lat 8, ze Staś Lem lat 9.
   O, i mógł tam jeszcze kręcić się tam Seweryn Kahane (lat 20)  kandydat na prawnika. A może nawet wszyscy jeździli razem za Rogatkę Stryjską do Ruckiego?
Z napisanego widzę, że Lem znal raczej Adama niż starszego Ulama. Marginesem, Adam napisał książkę wspominkową
https://books.google.pl/books?id=6ck3DwAAQBAJ&printsec=frontcover&hl=pl#v=onepage&q&f=false

Drugi trop – c.k. wiedeński.
Otóż Ulamowie z młodym Stasiem spędzili czas Wielkiej Wojny częściowo we Wiedniu a częściowo wędrując za ojcem oficerem po czeskich okolicach (np. w Ostrawie). Podobnie Fryderyk Lehm z rodziną – i jako adwokaci,  lwowscy emigranci, mogli trzymać się razem. Wprawdzie Fryderyk w tym Gablonz (Jabloncu nad Nysą), ale w samym Wiedniu przebywali wtedy też Hescheles czyli m.in. Berta Hescheles-Lem z młodym Hemarem.
 Zresztą być może podczas tej niełatwej emigracji się poznali?
Ale może też znali się wcześniej, gdyż Berta mieszkała we Lwowie na Jagiellońskiej, którą wspomina Lem, a przy tej ulicy mieszkanie miał akurat Michał Ulam...hmm.
Może obok...trzeba by sprawdzić ale nie chce się...  :D *
Czyli,  trudno stuprocentowo coś orzec, ale jak widać okoliczności do zaznajomienia się było dużo i sądzę, że to niemal pewne – skoro Stanisław Lem wypowiedział się o Stanisławie Ulamie jako o znajomym.

* Ulica na której mieszkali Ulamowie przed I wojną, 3-maja, to dwa kroki od Brajerowskiej. I trzy od Bernsteina oraz Rzeźnickiej. Ogólnie ten sam wąski fyrtel. Musieli się mijać, choćby na spacerach. Po wojnie Ulamowie (od Józefa) przeprowadzili się jeszcze bliżej Brajerowskiej, na ul. Kołłataja 12.
W gruncie rzeczy, w okresie międzywojennym, Ulamowie byli z Lemami bliskimi sąsiadami. Z "podwórka obok".

* Franz Rottensteiner,  „A Robinson in the Sea of Information”.
« Ostatnia zmiana: Stycznia 05, 2021, 05:04:14 pm wysłana przez liv »
Obecnie demokracja ma się dobrze – mniej więcej tak, jak republika rzymska w czasach Oktawiana

liv

  • Global Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6612
    • Zobacz profil
Odp: Szkice genealogiczne
« Odpowiedź #39 dnia: Stycznia 01, 2020, 08:47:35 pm »
Kolejny secik do szkicownika, choć zmienia się on coraz bardziej z genealogicznego w topologiczny.  :)
 A wszystko przez fragmenty z II tomu Czasu Nieutraconego. Jest tam, w rozdziale „Realność” opisana pewna kamienica na którą dybie szwarccharakter Dolaniec.
I tak sobie czytam, czytam,  dość szczegółowy opis obiektu i otoczenia, bardzo szczegółowy – i  jakbym znał te miejsce. Hmm...ogródki Ruckiego? Lem bywał tam regularnie dzieckiem, więc pewnie się napatrzył.
Przypomnę mapkę

A teraz cytat;
„Dom ... znajdował się na krańcu miasta, z dala od głównych dróg, pośród niskich, wiejskich całkiem chałup i murowanych domków jednorodzinnych. Rozpościerały się za nim ogródki działkowe, a dalej koszary imitujące miasto pięciorzędem długich budynków, ale przez przeloty między nimi łyskaly wodne oka glinianek i zarosłe zielskiem parcele. Dom był dwupiętrowy, o czterech oknach frontu. Okalał do drewniany parkan ... Z najwyższego piętra widziało się puste place, z rzadko porosłą przykurzoną roślinnością i stojące w dali rozrzucone nieregularnie inne piętrowe budynki zlewające się u horyzontu z przyziemnymi dymami miasta”

Z innego fragmentu możemy dowiedzieć się, że z niektórych okien widać dawne korty
„W trzecim pokoju... wychodził dużymi oknami na korty tenisowe i rzadki za nimi lasek..”

Mieszkaniec tego mieszkania „w niedzielę przyglądał się przez lornetkę grającym na kortach tenisistkom”

Czy ten opis nie przypomina widoku na plac Towarzystwa Zabaw Ruchowych (mieli korty) lub któreś z okolicznych boisk (Czarnych lub Pogoni) ? Innych tak nasyconych obszarami sportowymi  miejsc we Lwowie nie ma.
Alternatywny opis tego terenu można znaleźć w Wysokim Zamku.

I skoro już się przyzwyczaiłem do  „odkrycia”, brnę dalej  :D
Jeśli podstawą opisu (bardzo szczegółowego, stąd zwróciłem uwagę) jest ten dom co mi się zdaje – to można obejrzeć jego zdjęcie współczesne, do którego wcześniej zniechęcałem .
https://i.imgur.com/6TdgRA5.jpg
Satelitarny widok miejsca można zobaczyć dwa listy wcześniej - przy spacerku do Ruckiego
Hmm, nie wszystko się zgadza, ale akurat on oddziela, podobnie jak wksiążkowo zakupione przez Dolańca parcele od drogi.  I ma dwa piętra.  ::)
Więc jeśli to ten – to tam właśnie ulokowana został firma Rohstofferfassung. Firma istniejąca w rzeczywistości – próbowałem ustalić jej siedzibę, ale się nie udało.
Może ktoś z czytelników ma taką wiedzę?
 Jest pewna przesłanka z książki – jej pojazdy stacjonowały tuż obok rogatki stryjskiej, na terenie dawnych Targów Wschodnich.

Same parcele z chaszczami i terenami sportowymi to nie koniec. W opisie pojawiają się koszary wojskowe, z charakterystycznymi długimi budynkami...zerknijmy kawałek dalej na mapę.
Za Wulkę.

Znów nie pasuje drobiazg  – jest tych budynków nie pięć a sześć, ale czytając o nich a potem widząc mapę przez moment nie miałem wahań – teraz już trochę mam.  :)
Tym niemniej kolejny element jakoś by pasował do hipotezki.
Oczka wodne zapewne też tam były, bo jest rzeczka, zarosłe zielskiem parcele (te które kupił Dolaniec?) też. Niewykluczone, że dawne tereny sportowe, po wybuchu wojny zostały zwyczajnie zaniedbane, więc zarosły.

Czyli - jaka to hiprotezka?
Ano, taka – że geografia dwóch pierwszych tomów  Czasu Nieutraconego dzieje się we Lwowie.
Podobnie zdaje się napisała Pani Gajewska. Ja ją bym tylko jeszcze bardziej ograniczył, zawęził do tego obszaru, który Lem zapamiętał z wycieczek „za rogatkę stryjską”. A potem obudował fikcyjną geografią bierzyniecko-kielecką.
Oczywiście chodzi o kluczowe wojenne fragmenty.
To wyjaśniałoby paradoksy czasowe nad którymi biedziłem się w dyskusji w akademii Lemologicznej.
 O, takie;
 Z czasem, czasem  ;) dzieją się dziwne rzeczy. Trzyniecki wyjeżdża z Bierzyńca do chorego ojca rankiem, pociągiem. Jest przed obiadem, rozmawia z ojcem, załatwia sprawy na mieście, wraca – ojciec je obiad. Doktor musi wrócić tego samego dnia, więc wraca (popołudnie?). Jedzie pociągiem z konspiratorem, pewno kilka godzin, bez przesiadki – powinien by wieczór. Ale po powrocie do szpitala, widzi jak pacjenci udają się na obiad. Tu rzeczywiście Lem odpuścił.
Tu więcej
https://forum.lem.pl/index.php?topic=600.90

Cóż, większość rozważań topologicznych tam zawartych chyba trzeba odesłać do krainy pomyłek w dobrej wierze.

A sam zakład „sanatorium”– w nieistniejącym Bierzyńcu?
To już ostatni ruch wzroku – poproszę oczy mocno w lewo – za rogatką wulecką.


Czyżby to właśnie Bierzyniec?
"...aż nagle zza grupy drzew ukazało się łagodne wzgórze, od południa porosłe niskim zagajnikiem. Na jego szczycie szarzał masyw budynków otoczonych ceglanym murem...przed ciemną bramą wznosił się ...łuk kamienny z niewyraźnym napisem... CHRISTO TANSFIGURATO....widział z okna zamglone klomby, niewyraźne pawilony jeden za drugim, z dalszego wznosiła się turecka, czy mauretańska wieża - nie znał się na tym."
https://lwow.info/zaklad-w-kulparkowie/

Czy wieżyczka się zgadza?


Średnio, co? ...:)
Zakład w Kulparkowie przewija się w książce Pani Gajewskiej (od strony 81), ale ostatecznie skręca ona w kierunku tezy, że zakład bierzyniecki jest metaforą getta lwowskiego. Jedną z przesłanek jest wieżyczka w stylu mauretańskim stojącego tam szpitala izraelickiego. Ta


A może jedno nie wyklucza drugiego?
Jasne, jest sporo wątpliwości. 
Sprawdziłem inne miejsca we Lwowie i owszem, jest jeszcze kilka które mogłyby pasować – ale nie tak bardzo jak wyżej opisane. Jednak ten krajobraz musiał zapaść głęboko w pamięć młodego Stanisława, skoro był odtwarzany jeszcze później, w Wysokim Zamku.

PS. Sam Dolaniec twierdzi wprawdzie, że parcele kupił na Podzamczu - a to zupełnie inny region Lwowa.
Ale ja mu nie wierzę.  8)
Tam nie ma rozległych chaszczy, kortów... i "sanatorium".

« Ostatnia zmiana: Maja 18, 2021, 05:14:33 pm wysłana przez liv »
Obecnie demokracja ma się dobrze – mniej więcej tak, jak republika rzymska w czasach Oktawiana

Kagan

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 714
    • Zobacz profil
Odp: Szkice genealogiczne
« Odpowiedź #40 dnia: Stycznia 01, 2020, 11:04:02 pm »
Liv - hurtem:‎
‎1. „Z dość pewnego źródła wynika, że było ich 12 przynajmniej pod koniec II wojny. W ‎czasach małego Stanisława musiało być podobnie.” - Niekoniecznie, gdyż mieszkania mogły ‎być podczas wojny czy też po niej podzielone na części.‎
‎2. Faktem jest, że Le(h)mowie mieszkali na Brajerowskiej.‎
‎3. Żaden to cud, że mimo zejścia Mojżesz Lehm zmarły w roku 1895 wciąż występuje jako ‎właściciel tejże realności w książce adresowej Lwowa z roku 1897. Przecież nie takie cuda ‎widzieliśmy podczas i po prywatyzacji kamienic w Warszawie i nie tylko w Warszawie. ‎Nieżyjący osobnicy odzyskiwali całkiem realnie istniejące nieruchomości. A podobnie było ‎przecież i przed wojną (kapitalizm realny!).‎
‎4. Ciekawe: na 7 Lehmów, tylko jeden (kolejarz) żyje z uczciwej pracy własnych rąk i własnego ‎mózgu.‎

liv

  • Global Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6612
    • Zobacz profil
Odp: Szkice genealogiczne
« Odpowiedź #41 dnia: Lutego 19, 2020, 07:16:38 pm »
Cytuj
Stanisław Lem - Stanisław Ulam
To ja tu tropię szperam, wygrzebuję potencjalne relacje Stasiów dwóch (wpis z 26-X-19) a za chwilę wystarczy zasiąść przed telewizorem i wszystko się wyjaśni  :D samo.
A poważniej - ciekawe, czy ten trop został zauważony, czy w ogóle pojawi się jakiś Lwów?
W tym;
https://www.onet.pl/film/onetfilm/geniusze-zwiastun-filmu-o-polskim-matematyku-kim-byl-stanislaw-ulam/beg18sz,681c1dfa
Obecnie demokracja ma się dobrze – mniej więcej tak, jak republika rzymska w czasach Oktawiana

liv

  • Global Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6612
    • Zobacz profil
Odp: Szkice genealogiczne
« Odpowiedź #42 dnia: Maja 17, 2020, 03:03:49 pm »
Czas wrzucić kolejny kamyczek, pół roku leniuchowania chyba wystarczy.  :)
 Tym razem o czasach okupacji, gdyż zainteresował w nich drobny wątek, czytelniczy – a gdzież to Stanisław Lem zaopatrywał się - czyli kupował i wypożyczał, książki?  Bo raczej nie w publicznych bibliotekach (o ile takie w ogóle były) z których korzystali też Niemcy, jak to sugeruje choćby Orliński :
„Dostęp do amerykańskiej fantastyki we Lwowie radzieckim jest prawie niemożliwy. Mniej dziwne jest to, że jakiś niemiecki przekład amerykańskich opowiadań był dostępny w niemieckiej bibliotece, ponieważ do pewnego momentu istniała kulturalna wymiana między USA i Trzecią Rzeszą. Lem mówił w wywiadach, że korzystał z bibliotek dla Niemców.”
https://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,22244895,wojciech-orlinski-zyjemy-w-czasach-ktore-sa-spelnieniem-marzen.html
Sam Lem pisze, że zapisał się do wypożyczalni książek (Bereś, TRL, str. 29), jednak nie były to biblioteki w dzisiejszym znaczeniu tego słowa. Otóż, Lwów był pełen prywatnych księgarń, a niektóre z nich prowadziły również wypożyczalnie. Do jednej z właśnie takich wypożyczalni Lem zapisany był jeszcze przed wojną (o nazwie „Ewers” ; Fiałkowski str. 20) i zapewne podobna (lub podobne)  była źródłem jego książek w czasach okupacji sowieckiej a potem niemieckiej.
Tylko gdzie je znalazł?
Właściwie, to muszę się przyznać, do tej notki zainspirowała mnie reklama jednej z takich wypożyczalni właśnie, o uroczej nazwie „Znicz”.

Wypożyczalnia Znicz miała swą siedzibę przy ulicy Batorego, która to ulica, jak się okazuje, była głównym zagłębiem księgarskim Lwowa i nawet gdyby nie miało to nic wspólnego z Lemem (acz postaram się dalej pokazać, ze coś wspólnego być może), warto przytoczyć jego historię

Ulicę Batorego można bez przesady porównywać do przedwojennej Świętokrzyskiej w Warszawie - była bowiem, tak jak i tamta głównie ulicą księgarń i antykwariatów (z tą różnicą, że na ul. Batorego antykwariaty znajdowały się jedynie po stronie parzystej).
Ten bibliotekarski raj trwał do 1941, potem podupadł, choćby dlatego, ze większość księgarzy była pochodzenia żydowskiego
Sklep przy Batorego istniał jeszcze przez pewien niedługi czas, ale dożywał już ostatnich swych dni. Przygotowywano już getto dla Żydów, wyznaczono piaski Łyczakowskie na masowy ich grób. Oto jeszcze jeden fragment wspomnień M. Opałka; "Odszedłszy pewnego razu z przykrym wrażeniem od zapuszczonych żaluzji sklepu, odwiedziłem Igla w jego mieszkaniu przy ul. Piekarskiej. Na podłodze leżało w nieładzie trochę książek wyniesionych ze sklepu. Zgnębiony właściciel snuł się wśród nich bezradny, bezwolny, bezbronny. Nieco książek zdołał ukryć w domach katolickich, "w dobre też ręce", jak się wyraził, oddał swą antykwarską biblię, swe antykwarskie Pismo Święte, Bibliografię Estreichera.
Tu cały artykuł, w mojej opinii bardzo ciekawy.
http://www.lwow.com.pl/rocznik/92/batorego.html
Bibliotekarze zniknęli, jednak książki zostały, ktoś je niewątpliwie przejął i zapewne kontynuował wyprzedaż, a może też wypożyczanie?
Ale co ulica Batorego ma do Stanisława Lema?
Ma tyle, że miejsce tak nasycone książkami znajduje się najbliżej okupacyjnych adresów Lema. W związku z tym przyjąłem  założenie, że nie biegał po całym  mieście szukając ciekawych książek, narażając się przy tym na złapanie, a szukał w otoczeniu najbliższym, być może po drodze z pracy?
 O wypożyczaniu, ale też kupowaniu on sam wspominał w rozmowach z Beresiem; ot, choćby posiadał, zatem kupił, książki Rilkego wydane już podczas wojny, w 1941 roku. (Bereś, str. 30).
Stąd, jako źródło zaopatrzenia,  w grę mogły wchodzić księgarnie mające też w opcji  wypożyczanie książek za drobną opłatą. Choćby tych „rozdanych” przez antykwariuszy z Batorego.
Ale czy przy tej akurat ulicy?
Czas zerknąć w mapy. Oraz, co oczywiste, w okupacyjne adresy Lema.
Ale to może później, jutro?
cdn.
« Ostatnia zmiana: Maja 17, 2020, 03:08:52 pm wysłana przez liv »
Obecnie demokracja ma się dobrze – mniej więcej tak, jak republika rzymska w czasach Oktawiana

liv

  • Global Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6612
    • Zobacz profil
Odp: Szkice genealogiczne
« Odpowiedź #43 dnia: Maja 18, 2020, 11:24:33 pm »
ndc.

Czas zerknąć w mapy. Oraz, co oczywiste, w okupacyjne adresy Lema.
Względem  tych ostatnich pojawia się głównie ulica Zielona i okolice jeszcze bliższe Pohulanki (ulica Pohulanka?), gdzie pomieszkiwał sam Lem oraz ulica Bernsteina (u brata Fryderyka, ale to na początku okupacji, zaraz po eksmisji z Brajerowskiej, do, zapewne, jesieni 1941 kiedy dokonano eksmisji żydowskich mieszkańców z tej ulicy do getta - Włodek, Kulewski, Lwów – przewodnik, str. 303).
         Jeśli zaś chodzi o rodziców Stanisława Lema jest wspominana ulica Kazimierzowska, gdzie według Pani Gajewskiej ukrywali się oni od likwidacji getta aż do końca okupacji (ZiG, str. 115). Sam Lem wspomina o ulicy Zniesienie (raczej epizodycznie)  i przede wszystkim o okolicach Gródeckiej, „...poszedłem do taty i mamy, którzy mieszkali wtedy koło Gródeckiej, w jakiejś bocznej uliczce” (Bereś, str. 33)
W innym miejscu wspomina on ogólnikowo, że pod koniec wojny mieszkali blisko Brajerowskiej (Fiałkowski, str. 46) – Orliński sugeruje ulicę Kossaka, która na przedwojennych mapach zwana jest Niecałą :)  (Lem, ŻnztZ.., str. 90).
        Zatem Kazimierzowska czy Gródecka? Sęk w tym, że jedna ulica gładko przechodzi w drugą i numeracja (zakładając ich niezmienność od przedwojnia) domów powoduje pewien kłopot, gdyż zaczyna się od Kazimierzowskiej i kontynuowana jest na tej drugiej.
 Jeszcze to Kazimierzowska, czy już Gródecka?
Tym niemniej, ogólny rejon zamieszkania syna i rodziców da się ustalić. Przynajmniej w świetle powyższych informacji.
       Spróbujmy zatem nałożyć na napisane informacje dodatkowe. Generalnie nazwisk wszyscy unikają i może trudno się dziwić – tym niemniej jedno z nich pojawia się we wszystkich kluczowych źródłach – to rodzina Podłuskich, która pomaga Lemom w ukrywaniu się, wedle niektórych relacji to rodzina dawnej gosposi Lemów (Bartoszewski).
Drugie nazwisko pojawiło się niedawno w opracowaniu pod wieloma względami wadliwym, i w tym wypadku, bez podania źródła -  to rodzina Kozłowskich. O niej będzie dalej.
       Księga adresowa z roku 1935/36 widzi we Lwowie trzy osoby o nazwisku Podłuscy. Niestety, żadna z nich nie mieszka przy ulicy Zielonej. Oczywiście w toku kolejnych kilku lat, lat burzliwych, dużo mogło się zmienić, tym niemniej opierając się na tym co jest, widać rzeczy następujące – Pani Eugenia Podłuska zamieszkała Kazimierzowska 67 – krawcowa (a właściwie, krawczyni :).

Ten adres dość blisko Brajerowskiej, czy to ona jest osobą (gosposią), która udziela schronienia starszym Lemom? Jeśli tak, to rodzice Stanisława Lema przebywali by tutaj (mapa) dla porządku zaznaczę ulicę Kossaka sugerowaną przez Orlińskiego, oraz Brajerowską. Lub w najbliższej okolicy. Pasuje to do nielicznych wspomnień okupacyjnych Stanisława.

1. zielone   - Kaziimierzowska 67
2. niebieskie - Brajerowska 4
3. czarne   - Niecała - czyli Kossaka  :) sugerowana w biografii Orlińskiego
Pozostali przedstawiciele rodziny Podłuskich to widoczny na ilustracji powyżej Roman z ulicy Kochanowskiego i jeszcze jeden Podłuski, z tejże ulicy, z przeciwnego skraja -  Z.

Piotra, kupca z Sapieżynskiej pomijam, gdyż nie pasuje mi do koncepcji  :D
To może starczy na dziś?
cdn.
« Ostatnia zmiana: Maja 19, 2020, 10:23:57 am wysłana przez liv »
Obecnie demokracja ma się dobrze – mniej więcej tak, jak republika rzymska w czasach Oktawiana

liv

  • Global Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6612
    • Zobacz profil
Odp: Szkice genealogiczne
« Odpowiedź #44 dnia: Maja 21, 2020, 12:42:43 am »
ndc.
Czy nosiciele nazwiska Podłuski w Księdze Adresowej mogą być powiązani więzami rodzinnymi? Trudno orzec, jednak jak już wspomniałem – to nie są adresy na Zielonej, acz blisko. Rzeczeni męscy Podłuscy – Roman i Z. (Zbigniew?) mieszkali przy ulicy Kochanowskiego, a to ulica równoległa do Zielonej. Jeden pod numerem – 1, drugi 102. A zatem po skrajach.
Czy Lem mógł przebywać w tych mieszkaniach? Nie wiadomo, ale jeśli już, to raczej pod 102 - wynika to z pewnego szczegółu, który wkrótce wspomnę. Natomiast, gdyby jednak, ewentualnie, któryś  Podłuski z Kochanowskiego wspierał mieszkaniowo Lemów - skąd zatem uporczywe powtarzanie o mieszkaniu na  ulicy Zielonej?
Chyba jedyne co, to chęć zachowania tajemnicy, lub... lub cały ten koncept jest fałszywy.

    Przejdźmy zatem do wariantu drugiego – publicznie głoszonej ulicy Zielonej. Jest to ulica długa, tym niemniej da się dość precyzyjnie określić możliwy jej fragment. Otóż Lem u Beresia wspomina w formie anegdoty, z czasów drugiego wejścia sowietów, gdy Stanisław ukrywał się w lesie na Pohulance – „Miałem wtedy świetny pomysł, aby pójść do domu i wykąpać się. Jak pociski zaczęły nadlatywać, z szaloną szybkością przestałem się kąpać. Gdy zbiegałem z piętra do piwnicy z wiadrem pełnym wody, przez okno widziałem zieleń Pohulanki. Ktoś stamtąd strzelił. Wtedy jednym susem z półpiętra znalazłem się na parterze” (Bereś str. 32)
Zatem informacja jest taka, że z półpiętra domu Lema widać było las Pohulanki. Kamienica zatem musiała stać w bezpośredniej bliskości tego lasku. Nie ma wielu takich miejsc. Zerknijmy na mapę –
https://i.imgur.com/UyFqyjH.jpg
Ulica Zielona zaznaczona na niebiesko
Czerwone kropki, to możliwy rejon zamieszkania Lema.
Zieleń Pohulanki, czy inną zieleń w tym rejonie można zobaczyć co najwyżej z krańca ulicy Kochanowskiego, byłby to numer 102? (Z. Podłuski) – co mniej prawdopodobne, lub z okolic ulicy Zielonej, gdzieś od numeru 100 do 116 (to ostatni numer z czasów rzeczonej księgi (1936), dalej już raczej działki budowlane, choć pewnie w dalszych kilku latach budynków przybyło.

Marginesem, teren o którym mowa, jest całkiem blisko rogatki stryjskiej, dawnego lokalu Pana Ruckiego i terenów Targów Wschodnich na których swoje składowisko miała firma Rohstofferfassung.
I gdzieś tam, w zakreślonym obszarze, mieści się też adres człowieka o nazwisku Jan Kozłowski – mistrz stolarski.

Zbliżenie terenu z numeracją  budynków (105 to okolice serwisu samochodowego - czasy współczesne, rzecz jasna)
https://i.imgur.com/eHpzrm9.jpg
W czasach przedwojennych wyglądałoby to tak;

1. czerwone to adres Podłuskiego z Kochanowskiego
2. niebieskie to adres Kozłowskiego z Zielonej
Nazwisko takie pojawia się (bez imienia) w ostatnim opracowaniu Lecha Kellera „Przyczynek do biografii” „Po tym fakcie, Lem przeniósł się do w mieszkania państwa Kozłowskich na ul. Zielonej, gdzie mieszkał aż do lipca roku 1944, czyli do czasu opuszczenia Lwowa przez Niemców, a o czym już pisałem w poprzednim rozdziale.” (str. 87). Problem w tym, że autor nie podaje źródła tej wiedzy, ani nic takiego nie pada „w poprzednim rozdziale”.
Zresztą dla niniejszego wywodu nie jest to aż tak ważne – czy Lem mieszkał na ulicy Zielonej, Kochanowskiego, czy Pohulance, gdyż obie te ulice łączą się z wyjściową dla tej notatki, mekką księgarstwa lwowskiego – czyli ulicą Batorego.

Ulica owa jest niemal wprost przedłużeniem ulicy Kochanowskiego i tylko trochę w bok od krańca ulicy Zielonej – z Pohulanki także, jest to najprostsza droga do centrum.
Ten właśnie powód, praktyczny, skłania do upatrywania źródeł zaopatrzenia się Stanisława Lema w książki na tej właśnie ulicy. A nawet gdyby było inaczej, warto chyba było o niej przypomnieć.

niniejszy wpis dedykuję nieznanemu z imienia ojcu pewnego Sputnika F. z Czortkowa
...ale jeśli to pana interesuje, pochodzę z Czortkowa. Wie pan, gdzie to jest?
– Nie.
– Nie szkodzi. Galicja i Lodomeria. Ładne okolice. Mój ojciec błogosławionej pamięci, razem z jego pomysłem, żeby pierworodnemu dać na imię Sputnik, miał tam antykwariat. To był zacności człowiek.

I już zupełnie bez zwiazku, w Czortkowie jest (a raczej był) taki hotel
« Ostatnia zmiana: Maja 18, 2021, 05:16:18 pm wysłana przez liv »
Obecnie demokracja ma się dobrze – mniej więcej tak, jak republika rzymska w czasach Oktawiana