Nie jestem pewien, że to tylko metafora. O ile zrozumiałem, idea strunówki polega, między innymi, na tym, że to, co my uważamy za cząstki materii, naprawdę materią nie jest. To co subiektywnie odbieramy jako materię lub energię, jest tylko wynikiem drgań obiektów w pewnym sensie niematerialnych, „matematycznych” – jednowymiarowych strun, dwuwymiarowych bran itd.
Tylko czy wobec tego nie powinniśmy uważać za właściwą materię właśnie owych strun? W końcu - teoretycznie - znamy niedoskonałości naszego sensorium i ograniczenia sposobu doświadczania świata. Taka np. ściana, choć jako zwartą ją widzimy, i nos sobie o nią możemy rozkwasić, nawet wedle Modelu Standardowego jest dość pusta/ażurowa, więc intuicyjność postrzegania materii dawno już poszła do lamusa. Chcąc podejść do zagadnienia z sensem nawet gdy mówisz - "cegła" myślisz - "powiązane w strukturę cząstki elementarne i sporo pustki między nimi".
Moim zdaniem, Q, sprawa bynajmniej nie polega na niedoskonałości naszych sensoriów. Sęk w tym, że struny i brany, będąc zgodnie z definicją obiektami odno- lub dwuwymiarowymi, z zasady nie posiadają objętości. Tak jak w trójwymiarowej przestrzeni nie posiada jej matematyczna płaszczyzna. Jako obiekt dwuwymiarowy, hipotetyczna brana nie zajmuje miejsca geometrycznego, a zatem objętość właściwa
v(grecka litera „ny”

)=V/m
jej rzekomej „materii” zawsze wynosi zero. Czyli jest niematerialna, i w pewnym sensie nie należy do naszego świata.
Niemniej lepsze chyba modele robocze, jakoś tam obserwacjami podparte (a raczej z użyciem stosownej metodologii z nich wywiedzione), niż przyjmowanie czegoś a priori. Bo w przeciwnym wypadku dojdziemy do wniosku, że najlepsze są hipotezy metafizyczne - ich w końcu (z definicji) - w przeciwieństwie do flaszki - obalić się nie da .
A co to takiego – „stosowna metodologia”? Jak dowiedzieć się, stosowną czy niestosowną metodologię używają naukowcy dla wytłumaczenia, interpretacji wyników obserwacji? Generalnie, jak odróżnić stosowną metodologię od niestosownej?
Obserwacja, można rzec, jest zawsze poprawna jako obserwacja. Natomiast wnioski z niej wyciągnięte mogą być poprawne lub błędne. Wiosło zanurzone w wodzie wydaje się złamanym. W danym wypadku obserwacja jest poprawna, bo odnosimy właśnie takie wrażenie. Ale, jeżeli na podstawie tego wrażenia zaczniemy twierdzić, iż wiosło jest rzeczywiście złamane, wniosek będzie oczywiście błednym.
W nauce tak też chyba się zdarza.
...w przeciwieństwie do...czego??

A co do fizyki... z punktu widzenia fizyki w ogóle wszystko wisi kalafiorem – praca i rozrywka, smutek i radość, miłość i nienawiść, życie i śmierć. Te kategorie nie należą do dziedziny fizyki. Czyli inaczej - uważam, że fenomen życia nie da się całkowicie sprowadzić do praw fizyki.
Ja jednak sądzę, że da się. Acz to być może, że mózgi nasze (razem i z osobna) nie będą w stanie stosownej teorii wypracować (stworzyć coś, co ją wypracuje? - to już możliwe).
Czy można powiedzieć, że tomik poezji – to suma pewnej ilości włókien celulozy, farby drukarskiej i kawałku lederyny? Czy wspomniany już obraz Rafaela – to nic więcej niż płótno plus olej lniany plus szczypta pigmentu mineralnego? A przecież z punktu widzenia fizyki/chemii właśnie tak jest...
Skłonny jestem twierdzić , że jednak (mnie też to boli
) nic więcej. Że wszystko co do owego połączenia płótna, oleju i pigmentu interpretacyjnie dokładamy to tylko rozbuchany subiektywizm.
Tu różnimy się od siebie w sposób zasadniczy, i chyba nie potrafimy się dogadać.
Oh, East is East, and West is West, and never the twain shall meet...Ale to nic strasznego, gdyż nasze sprzeczności nie sa antagonistyczne, jak mawią marksiści

Ha, zostaje nam poczekać na wypracowanie stosownych narzędzi, które pozwolą Twoje przypuszczenie zweryfikować. Ponoć szanse dożycia rosną :
https://tech.wp.pl/dynastia-wiecznych-miliarderow-to-bogaci-jako-pierwsi-ludzie-przedluza-sobie-zycie-6320476322920065a
Z całego serca chciałbym, żebyś Ty żył długo i dożył do tej pory

Supermózg/superkomputer zostawmy na boku, choć istnieją wszak tezy panteistyczne, a i rozważane na niniejszym Forum było czy Wszechświat nie jest aby komputerem. Skupmy się na gwiazdach - pamiętasz "Prawdę"? No więc właśnie, jak na obecnym etapie chcesz stwierdzić czy gwiazdy (nie) myślą?
Z całym szacunkiem dla Lema i jego twórczej fantazji – sądzę, że gwiazdy nie myślą, a nawet nie są formą życia. Z wyżej wymienionych powodów.
Pewna regularność struktury gwiazdy, różnych tam protuberancji, języków płomienia i prądów gazowych w koronie, słowem, pozorna samoorganizacja nie może, moim zdaniem, służyć oznaką procesów podobnych do tych co zachodzą w mózgu. Bo prawdopodobnie owa regularność powstaje z tych samych powodów co komórki Benarda w oleju na patelni
https://pl.wikipedia.org/wiki/Komórki_Bénardaa jednak nikt przy zdrowych zmysłach chyba nie nazywa rozgrzany tłuszcz formą życia

W sumie równie dobrze mógłbyś "Podroż trzynastą" z Pintą przywołać. Pintyjczycy wszakoż tylko do absurdu doszli, a buddystom - bywa - się udaje.
Udaje się – co? Żyć wbrew naturze? Oddychać pod wodą? Jeść trociny?
Może i udaje się – ale po co?
Może i tak jest. Obawiam się jednak, że wydostawszy się z jednego kierata, owe buddyści mogą sami siebie wpędzić do innego, może nawet gorszego.
Jakiego mianowicie?
A ot takiego. Mnisi tryb życia, rezygnacja z pragnień, celibat – oto „radości życia”, los praktykujących buddystów. To właśnie nazywam życiem wbrew naturze i kieratem.
I gdzie gwarancja, że nie zostaną oszukani? Że jako zapłatę za świątobliwe, a zarazem męczące życie, zamiast upragnionej nirwany lub lepszej reinkarnacji nie otrzymają figę z makiem, z pasternakiem? Czyli po prostu nie pójdą w nicość i zapomnienie?
Nie wiem...moim zdaniem, gra nie warta świeczki.
Nawiasem, to dotyczy nie tylko buddystów...