13
« dnia: Marca 16, 2007, 11:09:24 am »
A ja co rusz słyszę różne opinie: a to że jest wrodzony, a to że jest nabyty. Pewnie jedno i drugie. W sumie to, jak dla mnie - bez różnicy, tak samo jak nie wnikam, czy osoba upośledzona umysłowo jest już od urodzenia, czy też ktoś przyłożył jej szpadlem w okresie późniejszym. Tak czy inaczej nie dostanie ona dzieciaka na wychowanie, bo jest... inna. Bardzo brzydkie słowo - inna, tak? Ale tak to już w życiu bywa. Ponoć jest i tak, że kobita i mężczyzna się uzupełniają, gdyż są nieco od siebie różni, i prawdopodobnie najlepiej jeśli dziecko może korzystać właśnie z takiego modelu rodziny, bo potem może mu czegoś "zabraknąć".
Oczywiście przykład dzieci z sierocińca, które w pewnym sensie nie mają wiele do stracenia, jest bardzo dobry i to ważny argument za adopcją dla par homoseksualnych. Wydaje mi się tylko, że decydujemy się na to zbyt masowo, zbyt łatwo. No ale w końcu nie eksperymentujemy na sobie, heh (za 10 lat ktoś to ładnie ujmie w statystykę i będzie git). Tu nie chodzi o kilo kapusty czy domowego zwierzaczka, którego ja też chcę mieć, bo wujek Stefan ma. Tu chodzi o przyszłość istot ludzkich i naszą wszakże też. O czyjeś życie - czy mu się je spieprzy, czy nie.
Mam też takie obawy, że w przyszłości komuś może przyjść do głowy, żeby dziecko miało np. czterech tatusiów. Albo dwie mamusie, dwóch tatusiów i osobnika który mówi o sobie "pan ławeczka". Bo w sumie czemu nie? Trzeba walczyć ze stereotypami, tak? Dlaczego taka rodzina nie może być lepsza od "zwykłej"? (a założę się, że na pewno byłaby lepsza od niejednej, "zwykłej" i mocno patologicznej). Nie traktowałbym też tego punktu jako czyste sci-fi, gdyż, takie odnoszę wrażenie, środowiska odmiennooreintacyjne, będą się domagać coraz więcej. Bo w końcu jeśli się im czegoś zabrania, to jest to dyskryminacja, a to bardzo niemodne słowo.