Zjawisko istnieje i przeraża, ale przykłady w tekście są dobrane fatalnie. Mam wrażenie, że Autor dawno nie był na żadnej łące ani w lesie.
Bo ja, kręcąc się tu i ówdzie, wciąż widuję łąki pełne motyli, znajduję miejsca rojące się od ważek, często słyszę (i czasem widzę) dzięcioły, a wróbli w ogródku mam wręcz z roku na rok coraz więcej (po wylęgu prawdziwe chmary). Tylko czysta szyba samochodu mniej więcej się zgadza.
Mam więc nadzieję, że przynajmniej naukowe dane zamieszczone w książce są rzetelne, pochodzą z porządnych źródeł, przedstawiają w miarę przekrojowy obraz i próbują na poważnie analizować przyczyny. Bo na poziomie anegdotycznym to można tyko zapracować na etykietkę oszołoma albo, co gorsza, ekoterrorysty.