Broni atomowej nie powinno się przekazywać nikomu w żadnej sytuacji (jeśli mówimy ściśle o tym, co się powinno czynić).
W sensie wysokoetycznym masz rację. W sensie praktycznym - czy to by nie zatrzymało Putina?
Może by zatrzymało, a może doprowadziło do nuklearnej zagłady. Stawka za wysoka dla każdego racjonalnego przywódcy. Poza tym to byłby niebezpieczny precedens.
Innym precedensem była wojna napastnicza i rozbiór trzeciej Jugosławii przez rzekomo obronny pakt NATO, zwieńczony uznaniem niepodległości Kosowa (oczywiście jedno i drugie Polska z radością przyklepała, bo przecież tego sobie życzył wujek Samuel). Tak więc Zachód, krytykując dziś czy wczoraj uznanie niepodległości Abchazji, Południowej Osetii, Krymu, DNR i LNR, okazuje się totalnym hipokrytą, co skrzętnie wykorzystuje propaganda rosyjska.
Warto zastanowić się dwa razy, zanim podejmie się tak poważne decyzje.
czas skończyć z wiarą w mrzonkę, że jak tym razem Putin osiągnie swój cząstkowy cel, to będzie spokój, i wysłać jednostki na front w Donbasie.
Przy czym nie wypowiadać wojny Rosji, a wystąpić przeciw nieuznawanym "republikom".
To raczej nie ma większego znaczenia, bo i tak w praktyce oznacza wojnę z Rosją. Trzeba się w końcu określić - albo jesteśmy przekonani, że Rosja się nie zatrzyma, i zagrać wysoko, broniąc państwowości Ukrainy jak własnej, albo wierzymy (moim zdaniem naiwnie), że tym razem to już koniec, że chodzi tylko o Donieck i Ługańsk, a potem już tylko pokój, przyjaźń i biznes, i ograniczyć się do symbolicznych gestów oburzenia. To oczywiście myślenie życzeniowe, bo i tak póki co o tym decydujemy nie my. Ale gdybyśmy w ciągu paru lat zmodernizowali własną armię, moglibyśmy stać się prawdziwym graczem i podjąć decyzję tego typu. Przy następnej okazji...
Rosję może powstrzymać tylko widmo porażki ekonomicznej lub ogromnych strat na polu bitwy
Czy, retorycznie zapytam, to ich kiedykolwiek powstrzymało? Nie, i od razu odpowiadam, że na pewno nie w Afganistanie. ZSRR poniósł kolosalne straty ludności podczas DWŚ - ale zarazem patrząc na mapę to jest jedyne państwo, które uzyskało sowite, bardzo sowite zdobycze terytorialne, czy jak kto woli "kolonialne" (a tak patrząc to np. Anglia zwinęła się jak parasolka). Z punktu widzenia patrzącego na mapę to jedyny zwycięzca DWŚ. Gdyby cała historia przepadła a dzieje świata odtwarzano tylko z wykopalisk, to zasięg "kultury radzieckiej" (w nawiązaniu do "kultury łużyckiej" i innych) poświadczyłby dobitnie, że w połowie XX w. państwo to dokonało wielkich podbojów zdobywając tereny, które nigdy do niego nie należały. Nie sądzę, żeby Putin patrzył na to inaczej.
To, co było możliwe w połowie XX wieku, niekoniecznie musi być możliwe dziś. Czy sądzisz, że dziś też można dać jedną sztukę broni na dwóch żołnierzy, rzucić ich czołowym atakiem na wroga, a dla pewności, że wykażą się stosowną odwagą, postawić za nimi oddział zaporowy, który nie zawaha się strzelać w przypadku odwrotu? Nie, Putin dobrze wie, że dla umocnienia władzy potrzebna jest wojna niewielka, krótka i zwycięska, bo właśnie na tym początkowo zbudował swoje poparcie.
W 1996 właśnie w wyniku przedłużającej się wojny i dużych strat Rosja zmuszona była wycofać się z Czeczenii, a Maschadowa podejmowano nawet oficjalnie w Moskwie. Zatem tak, uważam, że brak szybkiego zwycięstwa i dotkliwe straty w ludziach mogą i teraz zatrzymać Rosję. To, czy Ukraina jest w stanie doprowadzić do takiej sytuacji, to już osobna kwestia.
...dlatego osobiście uważam, że czas skończyć z wiarą w mrzonkę, że jak tym razem Putin osiągnie swój cząstkowy cel, to będzie spokój, i wysłać jednostki na front w Donbasie.
Nie wiem, czy światówki by nie było.
Zawsze istnieje takie ryzyko, ale mogłoby być też tak, że właśnie realne wzmocnienie sił obronnych Ukrainy przez zaangażowanie sił zbrojnych innych państw zapobiegłoby wojnie.