Nie, znowu w drugą stronę też nie można przesadzać. Jest opad, jedni mówią 1000 ton na rok, inni 300 ton na rok. Przy czym to jest to co wchodzi w atmosferę i się spala, niekoniecznie spada na powierzchnię. Choć tak czy tak ma szansę tam trafić, o ile wiatr słoneczny nie zwieje. No ale załóżmy 1000 ton rocznie razy 4mld lat to jest 4*10^12 (4 razy 10 do 12-tej) ton opadu od zarania Ziemi. A Ziemia ma mase 6*10^21 ton. Czyli to co spadło przez 4 mld lat to jest ~1/miliardowa dzisiejszej masy. Mam nadzieję, że nie rypłem się w rachunkach ;-).To jest mocno naciągane, bo im wcześniejszy wiek Ziemi rozpatrujemy latało tego wiecej, bo jeszcze Jowisz nie powymiatał, aż cofając się w czasie przechodzimy łagodnie do powstania Ziemi, które samo w sobie też polegało w uproszczeniu na tym, że dużo meteoroidów na siebie wpadło ;-). Tym niemniej ten prosty szacunek pokazuje, że jak masz tonę czegos to w tym jeden miligram jest "na dosiadkę" z kosmosu. Więc o jakimś "odżywianiu" raczej nie ma co mówić. Tym bardziej, że kataklizmy takie jak upadek ciała, które wytłukło dinozaury powodują tez wyrzucenie fragmentów skorupy ziemskiej w przestrzeń. W ten sposób na Ziemi znajdowane są meteoryty pochodzące z Księżyca a nawet z Marsa.
Tak więc, jak poetycko to ujęłaś, Słoneczko grzeje wciąż tą samą zupę. Z jednym istotnym zastrzeżeniem - prawdopodobnie to co najważniejsze w tej zupie, czyli zasady azotowe, spadło na Ziemię już po jej uformowaniu właśnie "na pokładzie" meteorytów. Jest to hipoteza kosmicznej lodówki - patrz meteoryt Murchison.