No,
dzi, biedaczku, niestety
Deckard szykuje Ci zabicie gwoździa, który Cię zatrzyma, przy Twoim trybie życia, na jakieś 20 lat
Tzn. mam na myśli twój zamiar poszukiwania ,,czegoś na kształt Boga" w Buddyźmie. Przez "Twój tryb życia" rozumiem chroniczny brak czasu - to cię skutecznie powstrzyma, buddyzm nie jest dla Ciebie
.
(rozumiesz, że to taka lekka prowokacja
)
Niemniej mogę Ci conieco w materii owej przybliżyć na podstawie jednej z odmian Buddyzmu, jaką jest Zen. Zatem, jeśli szukasz czegoś absolutnego, to w pewnym sensie taka odpowiedniość istnieje jedynie z jednym pojęciem Zen: Pustka (jap. Ku, sans. Sunjata). Jest synonimiczna z tzw. Naturą Buddy.
Pojęcie to bynajmniej nie oznacza żadnej istoty, ani osobowego bytu (nie ma także wiele wspólnego z osobą Buddy). Cytując, za jednym z mistrzów Zen (P. Kaplau) mogę napisać iż ,,Jest to raczej coś żywego, dynamicznego, wolnego od masy, nieprzytwierdzonego do niczego, poza indywidualnością czy osobowością, macierz wszystkich fenomenów." Inny mistrz Zen, Suzuki: "Jest tam coś, ale to coś jest czymś, co jest zawsze gotowe na przyjęcie jakiejś szczególnej formy".
(Inaczej: Natura Buddy posiada własnośc nieskończonej przystosowywalności).
Widzisz zatem, ile racji ma
Deck mówiąc, że w Buddyźmie nie ma nic absolutnego. Jakże bowiem inaczej, prościej, można ująć fakt, że jedyną rzeczą, która jest w Buddyźmie jest absolutna, jest Nic.
(do
Falcora - nie można powiedzieć, że Buddyści ,,wierzą'' w Buddę. Budda był jakiś tam facetem, tu nie ma w co wierzyć, on po prostu był. Nie miał żadnych (absolutnie) nadludzkich właściwości. Istotniejsze jest coś zupełnie innego - stan, jaki udało mu się osiągnąć. Chodzi o jego Oświecenie. Nie będę tu wchodził zbyt głęboko, niemniej Budda jako taki nie jest nawet jedyny, buddów może być wielu (tak! nawet ty!) wystarczy trochę medytacji
(no dobra, nieco uprościłem, hihi)).
No cóż, myślę że całość brzmi dosyć pokrętnie, by dał się dostrzec jeden podstawowy fakt - ścieżka, która wiedzie do zrozumienia (choć nie wiem, czy to dobre słowo), osnowy Buddyzmu, nie ma nic wspólnego z filozofią Zachodu i nie operuje jej pojęciami. Niezwykle ważną rolę odgrywa tu także odpowiednia praktyka i medytacja oraz metoda umysłowa (w Zenie zwana ZaZen). Medytacja jest ważna, jako metoda w Buddyźmie i wspólna dla wszystkich jego odmian.
Jeśli chodzi o pewne bóstwa, to waży tu sporo fakt, iż Buddyzm pochodzi z Indii (Budda był Hindusem), a zatem system i aksjomatyka Hinduizmu, takie jak system Wed itp. przenikają pewne obszary Buddyzmu. Mamy zatem do czynienia z pewnymi pojęciami "Bóstw" lub różnych "Buddów", ale to już, moi drodzy, rozmowa na wieczór przy kawie.
Jeszcze słowo do
Deckarda. Wydaje mi się, że w Chrześcijaństwie po prostu do wściekłości doprowadza Cię jego strona instytucjonalno/organizacyjna; rzeczy takie jak Inkwizycja (NIKT NIE SPODZIEWA SIĘ HISZPAŃSKIEJ INKWIZYCJI! ( - kto wie o co chodzi ?)), czy inne Komisje, a także fakt tworzenia nowych dogmatów itp. Twoje zastrzeżenia rzadko - nigdy, de facto - nie dotyczą samej istoty tej religii (tj. Ewangelicznych faktów/prawd). Bo przecież, jak wiemy, Jezus nie powiedział wiele nt. celibatu, tortur, dogmatu grzechu i wynikającej z tego potrzeby chrztu.
Kościół jako instytucja rzeczywiście może budzić masę zastrzeżeń. Ale takie stanowisko, obejmujące krytykę instytucjonalną kościoła, to raczej Antyklerykalizm niż Ateizm.
To tak na marginesie.
Miłych dyskusji życzę.