Z przyjemnością odnotowuję, że Wilk się odnalazł. Mariusz Wilk.
O, fajnie, że przestał milczeć.
Przeczytałam
Tropę i
Błąd.
Mam wrażenie pewnego dysonansu. Kiedy twierdzi, że nie można się kurczowo trzymać dawnych szlaków (pewnie, nie można), a w kolejnym arcie opisuje te szlaki w najlepszym swoim stylu - to coś mi tu nie gra:)
W sensie: może nie znalazł jeszcze swojego sposobu uchwycenia/opisu południa? Bo mam nadzieję, że to nie będzie tropa: jaki jestem stary i nienadążający (jednak w tym samym arcie odsyła do map: Google'a;) - jak te ruiny - więc będę je drążył, jako i swoją niemoc;)
Tak na marginesie - napisał:
Bliski jest mi i Francis Bacon, i Andriej Tarkowski, każdy po swojemu. Z Rosjaninem nie zgadzam się, co do tego „wgłębiania”. On patrzył okiem kamery, dlatego widział powierzchnię, ja próbuję zajrzeć w głąb czasu, traktując czas południowy jako wielowątkową powieść.Natomiast jeśli chodzi o Anglika, jego „kondensacja” jest przejmująca, lecz w języku da się zgęszczać rzeczywistość, niekoniecznie ją deformując. Dawni mistrzowie potrafili umieścić cały kosmos w martwej naturze. Dużo trudniej w miniaturze zawrzeć czas.Hmm...raczej Wilk tutaj zobaczył powierzchnię...bo tak mu pasowało do błądzenia? Do artykułu?
Może zapomniał co o czasie i filmie napisał Tarkowski. W - nomen omen - "Czasie utrwalonym".
A napisał:
Myślę, że normalnym dążeniem człowieka idącego do kina jest poszukiwanie czasu: utraconego, przeoczonego, lub dotąd nieodnalezionego. Człowiek idzie po prostu po doświadczenie życiowe (...)
W czym tkwi istota autorskiej sztuki filmowej? Umownie można ją określić mianem rzeźbienia w czasie.Naprawdę - trudno i być może nudno jest mówić/pisać o czymś, co (jak sam zauważa) zostało już po wielokroć zaklęte w literki i obrazy.
Natomiast pewien przesyt występujący w ciągłym oglądaniu pięknych krajobrazów (czy nawet obrazów skumulowanych w galerii, muzeum) nie oznacza, ze widzi się tylko powierzchnię. Oglądane może po prostu nie dawać uchwytu do wgłębienia. Nużyć. Przytłaczać.