Skoro tak przedstawiasz sprawe, to ja zwracam honor i ku wlasnemu zdziwieniu stwierdzam, ze po 36 podtematach watku doszlismy do wspolnej konkluzji i niemal pelnego porozumienia
Nie po raz pierwszy i nie ostatni
.
Prawie juz mi sie wszystko wyklarowalo, co Panowie prawicie. Ale dlaczego Q, wobec powyzszego, zredukowal sie i twierdzil, ze nie istnieje?
Tzn: mówiąc b. precyzyjnie istnieję jako proces będący wypadkową sił, na które nie mam wpływu, proces nie dający się precyzyjnie wyodrębnić z otoczenia bez stosowania dzikich uproszczeń, w dodatku proces ustawicznie okłamujący sam siebie (np. odczuwam świadomość ciała jako "swojego", podczas gdy świadomość nie mieści się w całym ciele).
"Swiat jest" jest zdaniem prostszym, niz "Swiat jest wolny/zdeterminowany/przypadkowy"
Owszem, ale badając właściwości tegoż Wszechświata mozna dojść do jednego z tych wniosków.
Byc moze nie istnieje nic procz atomow. Ale zastanawia mnie tu obecnosc ciala opiniujacego (wiaze sie z drugim cytatem)
A nie pomyślałeś, że oto Wszechświat choć bezrozumny mówi sam o sobie ustami istoty, której zdaje się, że jest czymś odrębnym?
Ale wyjasnij mi tylko - czy mozna udowodnic to, ze swiadomosc ta nie samodecyduje o sobie? Czy jest to przypuszczenie?
Hmmm, hmm... Założenie, że istnieje decydująca o sobie świadomość to ząłozęnie idące dalej niż przyjęcie jej braku. Obowiązek argumentacji spoczywa wieć na Tobie
.