Jakoś argumentacja typu "na tle tego co dzisiaj kręcą..." do mnie nie przemawia. To, że przeciętny film jest denny, ma oznaczać, że mam oglądać filmy ledwie średnie? Czy nie lepszym podejściem jest nie oglądać NICzego nie-wybitnego?
Podpowiem Ci mój sposób - otóż stosuję kilkuletni bufor:) Kilka (najlepiej 30:) ) lat czekania, i sprawdzam, które filmy 'utonęły' a o których krytycy wciąż wypowiadają się z uznaniem. Ten filtr zabezpiecza całkiem skutecznie przed większością chłamu. Choć, oczywiscie, czasem coś się przemknie.
Wniosek stąd taki, że oglądam dużo filmów starych - i jest to prawda. Na ten przykład, jidai-deki Niewidzialna Forteca (隠し砦の三悪人) Kurosawy z 1958, mimo, iż wcale nie jego najlepszy film, daje nieźle "popalić" komuś urodzonemu w 1979, głównie dlatego, że szybko zaczynasz dochodzić do wniosku, że gdzieś już to widziałeś. Otóż widziałeś, bo to 'pierwowzór' Gwiezdnych Wojen (ściślej, "nowej nadziei"). I tak dalej, i tym podobne. Może nie "wszystko już było", ale "wiele już było" - a często za pierwszym razem było lepiej.
Pamiętajmy słowa Lema, by czytać (a pewnie i oglądać) tylko mistrzów. Nie ma czasu na pomniejszych, zegar tyka...